Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:987
Tungsten – We Will Rise (2019)
Tracklista:
1. We Will Rise 03:24
2. Misled 03:44
3. The Fairies Dance 03:57
4. Coming Home 03:06
5. It Ain’t Over 04:01
6. As I’m Falling 03:44
7. Sweet Vendetta 03:37
8. Animals 03:43
9. Remember 03:39
10. To The Bottom 03:58
11. Impolite 03:21
12. Wish Upon A Star 03:44
Rok: 2019
Gatunek: Modern Melodic Metal
Kraj: Szwecja
Skład zespołu:
Mike Andersson – śpiew
Nick Johansson – gitara
Karl Johansson – bas, instrumenty klawiszowe
Anders Johansson – perkusja
Anders Johansson to znany i solidny perkusista, którego raczej przedstawiać nie trzeba, nagrywał u Yngwie J. Malmsteena w latach 80-tych i grał w HAMMERFALLod 2000 do 2014, do tego w różnych projektach ze swoim bratem Jensem.
Tungsten to solowy projekt założony przez niego wraz z synami, a za mikrofon został zaproszony dobry znajomy Johanssona, Mike Andersson, z którym współpracuje między innymi w FULLFORCE oraz modern metalowym STROKKUR.
To nie przypadek, że Andersson został wybrany za mikrofon, a okładka jest bardzo myląca, bo wydawałoby się, że to będzie powrót do epickich zaśpiewów o smokach, tymczasem jest to modern metalowe granie, momentami dość fińskie w klawiszach i harsh/growl, który występował już w STROKKUR.
Gitarowego kunsztu próżno tu szukać, bo chodzi tu głównie o melodie i pęd i już nośny i prosty We Will Rise nie pozostawia złudzeń. Prochu nie odkryli, ale dobrze się tego słucha i folkowe wcięcia w refrenach są dość frapujące. W Misled klawisze i folk służą do nadania przestrzeni, chociaż może trochę za bardzo zapuszczają się w rejony industrial/electro rocka w The Fairies Dance i coś jest w tym z AMARANTHE, chociaż zabrakło tu Elize Ryd bardzo i jednak nie jest to aż tak chwytliwe.
Bardzo fajnie poprowadzony jest It Ain’t Over z bardzo fajnym, nośnym refrenem i folklorowymi klawiszami.
Tak naprawdę najlepiej zespół brzmi, kiedy właśnie te klawisze są i inspirują się bardziej THUNDERSTONE i innymi grupami modern, bo o ile As I’m Falling ma przyjemny refren, tak zwrotki już niestety wieją najgorszym okresem dla metalu.
To The Bottom fajnie i miło pędzi, rockowy Impolite też ciekawy, ale trochę jakby nie pasuje do tego albumu. Wish Upon A Star zamyślony i przyjemny i dobre zwieńczenie albumu, chociaż zabrakło tu pełnoprawnej ballady, ale zaskoczeniem jest końcówka tego utworu.
Produkcja bardzo dobra, wszystko dobrze słychać i nie ma tu nic do zarzucenia pod tym względem. Jest czysto, nie za ostro i brzmienie jest podobne do tego ze STROKKUR. Każdy zagrał, co miał i fajerwerków tu nie ma, ale mocnym punktem jest Mike Andersson, którego jak zwykle słucha się dobrze, a Anders zagrał bardziej metalowo niż na przykrym EP MANOWAR.
Może Ameryki nie odkryli, ale słucha się tego dobrze.
Ocena: 7.1/10
SteelHammer
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:987
TUNGSTEN - Tundra (2020)
Tracklista:
1. Lock and Load 03:44
2. Volfram's Song 03:36
3. Time 03:31
4. Divided Generations 04:04
5. King of Shadows 03:52
6. Tundra 04:14
7. Paranormal 04:20
8. Life and the Ocean 04:19
9. I See Fury 04:18
10. This Is War 03:13
11. Here Comes the Fall 07:14
Rok: 2020
Gatunek: Modern Melodic Metal
Kraj: Szwecja
Skład:
Mike Andersson – śpiew
Nick Johansson – gitara
Karl Johansson – bas, instrumenty klawiszowe
Anders Johansson – perkusja
TUNGSTEN okazało się ogromnym sukcesem, to i nie dziwi informacja, że dość szybko został nagrany kolejny album. Skład oczywiście niezmieniony i ponownie pod skrzydłami Arising Empire 27 listopada 2020 roku.
Bardzo silne inspiracje AMARANTHE są słyszalne, ale i typ przebojowości, które wypromowało BLOODBOUND i jest to słyszalne nawet w SABATON - wystarczy posłuchać Lock and Load z bardzo frapującymi klawiszami i refrenem, który przywodzi na myśl ostatni album BLOODBOUND właśnie, a zwrotki AMARANTHE.
Mimo, że bez wątpienia jest nowocześnie, to tym razem nie brzmi to aż tak elektrycznie i modernistycznie jak płyta poprzednia i Volfram's Song i Time wydają się bardziej stawiać na orkiestracje niż nowoczesny akcent. Oczywiście jest to prosta forma przebojowości, w Divided Generation próbują podbijać do MYRATH i tu z bitewnymi chórami brzmią bardzo dziwacznie. Bardzo prosto i przystępnie zagrany jest King of Shadows, może to nie jest potęga POWERWOLF i BLOODBOUND, ale jest to typowa szwedzka jakość, do której można bez skrępowania potupać. Jest nawet próba grania w stylu WARKINGS, ale Tundra nie ma szans z międzynarodowym projektem sław. Jakiś potencjał w tym jest, gdyby to było zagrane surowiej, mocniej i z innym wokalistą.
Andersson nie jest zły, jednak to jest głos na tyle specyficzny, że niektórych może drażnić, szczególnie, że jest on dość jednowymiarowy i bez większego pazura, co wychodzi w balladzie Life and the Ocean. Tu powinien ktoś zaśpiewać z większą mocą. Koszmarem tego albumu jest fatalny Paranormal z najgorszych płyt AMARANTHE i najbardziej tutaj szkoda orkiestracji. Metal można zagrać tak, żeby rozbujał, wystarczy posłuchać ARIDA VORTEX czy MYSTIC PROPHECY w bardziej rockowych i wyluzowanych utworach, tutaj podeszli do tego od najgorszej możliwej strony. I See Fury to typowy metal szwedzki, podobnie This is War, gdzie próbują się plasować gdzieś pomiędzy DRAGONLAND, BLOODBOUND a BLIND GUARDIAN.
Najbardziej zaskakuje ostatnia, siedmiominutowa kompozycja Here Comes The Fall, w którym próbują mocować się ze stylistyką Starfall DRAGONLAND i najbardziej zaskakuje tutaj pojedynek Johanssonów. Najprawdopodobniej ich najlepsze popisy jak do tej pory, chociaż można odnieść wrażenie, słuchając drugiej połowy, że kompozycja została dość sztucznie wydłużona i zmieściliby się w tradycyjnych czterech minutach. Na plus orkiestracje.
Produkcja solidna tak jak poprzednio, dobrze zagrane i lepiej przemyślane niż album poprzedni, z sensowniejszymi melodiami i refrenami, większą ekspozycją orkiestracji, a mniejszą elektroniki. To pokazuje jednak, że zespół chyba nie do końca wie, w którą stronę chce iść i jest próba pogodzenia nowoczesności z tradycją, co nie do końca wychodzi i elektroniczne momenty potrafią znudzić.
Jest to jednak krok w dobrą stronę i album ciekawszy od debiutu, chociaż wolałoby się usłyszeć za mikrofonem kogoś innego.
Ocena: 7.4/10
SteelHammer
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:987
Tungsten - Bliss (2022)
Tracklista:
1. In the Center 04:37
2. Dreamers 03:13
3. March Along 03:53
4. Heart of Rust 03:57
5. Come This Way 03:39
6. On the Sea 03:53
7. Bliss 04:13
8. Wonderland 04:40
9. Afraid of Light 02:57
10. Eye of the Storm 03:59
11. Northern Lights 06:27
Rok: 2022
Gatunek: Modern Melodic Metal
Kraj: Szwecja
Skład:
Mike Andersson – śpiew
Nick Johansson – gitara
Karl Johansson – bas, instrumenty klawiszowe
Anders Johansson – perkusja
To już trzeci album TUNGSTEN, bez zmian w składzie i wytwórni, zostało wydane przez Arising Empire 17 czerwca 2022 roku.
TUNGSTEN grało muzykę specyficzną, mocno osadzoną w modern i nie zawsze czysto metalową, ale utrzymaną nadal w stylu szwedzkim. Tundra to był niezły album, różnorodny i z kilkoma solidnymi melodiami i garstką ciekawych rozwiązań, ale momentami przerysowany.
In the Center to poprawny groove z niezłymi, agresywnymi zaśpiewami Anderssona, w którym zabrakło pomysłu na refren, który jest w Dreamers, ale tutaj przegięli z elementami folkloru i wtrąceniami krużganka BLIND GUARDIAN i te wstawki są zupełnie niepotrzebne w Heart of Rust. March Along to niestety poziom ostatniego BEAST IN BLACK, nie wspominając o Come This Way, który zbliża się do miałkiego nintendo metalu. Od strony instrumentalnej oczywiście tak jak na poprzednich albumach cudów nie ma i nie należało oczekawić niczego innego, ale to bez wątpienia najlepszy album Mike'a Anderssona, który zaśpiewał tutaj rewelacyjnie i jest bardzo wszechstronny. Nawet kiedy kompozycyjnie momentami leżą odłogiem, to jest materiał zróżnicowany i sprawdza się w każdej wersji, nawet poprawnym pirackim On The Sea.
Killerem jest Bliss, który dobrze równoważy groove z heavy metalem i nie uciekają się tutaj do fatalnych folkowych partii. Perkusja i tło klawiszowe są tutaj wzorowe. Pomysłu już niestety zabrakło na pozostałe kompozycje i Wonderland razem z Afraid of Light nie mają solidnej melodii czy motywu przewodniego, kompletnie nijako wypada też Eye of the Storm.
Rozczarowaniem jest też Northern Lights, który zamiast być potężnym punktem kulminacyjnym i zakończeniem, to jest to wolno zagrany i przeciętny kawałek jakich wiele w tej stylistyce, z ogromną przestrzenią i delikatnym rysem klawiszowym w dalszych planach.
Sound jest bezbłędny, ale w końcu to duża wytwórnia i znani muzycy, to nie mogło być tutaj nic innego. Solidna kontynuacja tego, co już było.
Niestety, o ile wokalnie Andersson zachwyca, tak repertuar już niestety nie i jest to album bardzo nierówny, na którym pełno jest mielizn i metalowego grochu z kapustą. Klątwa trzeciego albumu dopadła TUNGSTEN.
Czy dadzą radę ją znieść zapewne okaże się w przyszłości na kolejnym albumie. Tym razem niestety rozczarowali.
Ocena: 6/10
SteelHammer
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:987
Tungsten - The Grand Inferno (2024)
Tracklista:
1. Anger 04:22
2. Blood of the Kings 04:00
3. Lullaby 04:03
4. The Grand Inferno 04:42
5. Falling Apart 03:51
6. Walborg 02:51
7. Vantablack 03:28
8. Me, Myself, My Enemy 03:55
9. Chaos 03:57
10. Sound of a Violin 03:35
11. Angel Eyes 03:47
Rok wydania: 2024
Gatunek: Modern Metal
Kraj: Szwecja
Skład:
Mike Andersson - śpiew
Nick Johansson - gitara
Karl Johansson - bas, instrumenty klawiszowe
Anders Johansson - perkusja
Czwarty album TUNGSTEN, w niezmienionym składzie, zostanie wydany przez amerykańską, prężnie rozwijającą się wytwórnię Reigning Phoenix Music. Premiera została przełożona z 18 października na 8 listopada 2024 roku.
TUNGSTEN nagrał swój najciekawszy album, gdzie elementy modern są w aranżacjach, a Mike Andersson śpiewa bardzo dobrze w czystych partiach, nie jest manieryczny jak na LP poprzednim ani męczący. Dumna, epicka Szwecja w odświeżonej postaci atakuje w Anger i bardzo udanym Blood of the Kings z zaskakująco dobrym solem gitarowym! Te sola są znacznie bardziej rozbudowane niż na LP wcześniejszych i Nick Johansson ma znacznie więcej tutaj do powiedzenia.
Tylko czy tak potężna i agresywna muzyka powinna być skierowana do dzieci? W Lullaby próbują, ale to jest zbyt mocne, jednocześnie zbyt sztampowe, a w odniesieniu do modern w pewnym sensie nawet męczące. Co innego tytułowy The Grand Inferno, znów podniosły i rycerski... Czy to na pewno TUNGSTEN? Co za zmiana stylu! Niestety, druga połowa tego LP jest zdecydowanie słabsza. Wiadomo, musi być też coś dla fanów modern i alternative i Falling Apart jest bardzo przeciętny. Szkoda też Vantablack, który ma bardzo dobry, dalekosiężny refren i jest zaprzepaszczony przez wstawki modern. Me, Myself, My Enemy to ponownie modern, bardzo ograny i powszedni, z jakiego TUNGSTEN jest znany, to samo można powiedzieć o rozmytym Chaos, gdzie aranżacje są zbyt głośne i agresywne. Do metalu powracają w Sound of a Violin i tutaj fajnie bawią się konwencją i bardzo prostym, ogranym już pomysłem. I szkoda, że Angel Eyes to solidne zakończenie, na pewno ciekawsze od tego, co zaprezentowało sobą BEAST IN BLACK na ostatnim albumie.
Najlepiej wyprodukowany album TUNGSTEN przez Niklas Edvin Markus Johansson. Jest mocno, jest wyraziście, bębny miażdżą, a chóry są znakomite. Jedynie szkoda, że ich tak mało.
TUNGSTEN tym razem postanowił zagrać chwilami bardziej metalowo i wyszło to bardzo dobrze, co słychać w pierwszej połowie tego LP, niestety tej energii nie starcza na całość i druga połowa jest już zdecydowanie słabsza.
Zdecydowana poprawa po przeciętnym Bliss, którego cień nadal jednak tutaj pada, co nie zmienia faktu, że to najlepszy album TUNGSTEN.
Ocena: 7.5/10
SteelHammer
Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Reigning Phoenix Music
|