Brothers of Metal
#1
Brothers of Metal - Prophecy of Ragnarök (2017)

[Obrazek: R-11311757-1513967592-6116.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Death of the God of Light 03:30     
2. Son of Odin 03:59       
3. Prophecy of Ragnarök 03:42       
4. Defenders of Valhalla 04:08     
5. Concerning Norns 01:40     
6. Yggdrasil 04:32       
7. Tyr 03:35       
8. Siblings of Metal 03:36     
9. Gods of War 03:54       
10. Freya 04:12       
11. The Mead Song 03:37     
12. Sleipnir 03:04       
13. Fire Blood and Steel 03:12     
14. We Believe in Metal 04:42

Rok: 2017
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Szwecja

Skład:
Ylva Eriksson - śpiew
Mats Nilsson - śpiew
Joakim Lindbäck Eriksson - śpiew
Dawid Grahn - gitara
Pähr Nilsson - gitara
Mikael Fehrm - gitara
Emil Wärmedal - bas
Johan Johansson - perkusja


Brothers of Metal. Typowa nazwa, typowe okoliczności założenia zespołu, typowy kraj.
Jedyne, co jest tu nietypowe to rozmiar składu i fakt, że więcej w tym Niemiec niż Szwecji.
Z drugiej strony, takie granie wychodzi najlepiej w niemieckim stylu, więc może to wcale nie takie nietypowe?

Może w Sabatonowym The Death of the God of Light aż tak tego nie słychać, chociaż Erikssono tutaj śpiewa barwą pomiędzy Brodenem a Boltendahlem.
Chociaż na siłę, to można powiedzieć, że to Powerwolf w wersji z wikingami i Attila przez pomyłkę wszedł do studia. Ale to już by była historia ponad przeciętnością i pospolitością, a nie może być tutaj cienia oryginalności i musi być granie typowe.  Wracają do typowego teutońskiego grania w Son of Odin i ile takich nudnych numerów miało już Grave Digger, Majesty czy zaplecze Zagłębia Ruhry to trudno zliczyć. Jest nawet i Blind Guardian! Cóż za szok.
Jest i bardziej bitewnie zagrane Wizard, ale Wizard grał takie rzeczy ciekawiej, podobnie jak Majesty. Nie wspominając już o Vhaldemar.
Defenders of Valhalla to chyba najbardziej szwedzki numer tutaj, chociaż z drugiej strony to jest tak szwedzkie, jak Leaves Eyes. Ale co by nie mówić, fajna piosenka do powymachiwania plastikowym mieczem i na pewno ciekawsze niż to, co ostatnio wyczynia pewna znana grupa z USA. Po typowym przerywniku jest typowa ballada Yggdrasil, która miała kruszyć góry, a co najwyżej kruszy górę ciasta z kremem. Poziom przesłodzenia, od którego zęby mogą pęknąć nawet zatwardziałym fanom Power Quest czy włoskiego flower power.
Po balladzie, a jakże, musi być coś twardszego i bardziej bitewnego, i jest rutynowy Tyr. Gdyby dodać growl i większy rozmach, to może by i wyszedł z tego Crimfall, ale gdzie im do takiego poziomu?
To musi być pospolita płyta i przy takim graniu nie można wyjść poza schemat choćby na sekundę!
Siblings of Metal to taki typowy tytuł politycznie poprawny, bo w końcu mają się bawić wszyscy i nikt ma nie być wyłączony. Nieważne, że i tak śpiewają BROTHERS OF METAL!
Grave Digger, Sabaton i Amarathne w Gods of War - no słabe to, nawet brothers of metal znowu tu wprowadzają, jakby przekaz podprogowy. Niestety, takie numery lepsze były na drugiej płycie Amaranthe.
Freya? No oczywiście, że Blind Guardian. I niestety okrutnie słabe. The Mead Song zapowiada coś ciekawszego, ostatecznie wychodzi typowo teutoński heavy metal bez historii.
Sleipnir z kolei... refren prawdziwy, niemiecki, przesłodzony Keeperowy koszmar i tylko zabrakło kogoś, kto by marnie podrabiał Kiske. Może i Deris by tu pasował... Tragedia. Takie kompozycje nie powinny być pokazywane publicznie.
Ale i takie kompozycje są potrzebne na typowej płycie.
Fire, Blood and Steel zaskakuje, bo to kompetentnie odegrany epicko heavy song, ale to normalne przy pospolitych płytach, i taki kawałek zawsze się trafi. I jak banalne solo.
A na końcu, a jakże, hymn sławiący metal We Believe in Metal. Totalnie oklepane i ograne, ale można posłuchać bez większego obrzydzenia. Ale i bez jakiejś wielkiej ekscytacji.

Takie umiarkowane i pospolite to granie. Typowe, mocne brzmienie perkusji i gitar, czyste i dociążone, solidnie zaśpiewane i zagrane, ale jednak to ciągle nic ponad granie rzemieślnicze. Czyli typowo.
To miała być chyba typowa płyta, nad którą nie ma co się zachwycać, ale i nie ma za bardzo co wyciągać profesjonalnego sprzętu do orania pola, bo tylko ostrza niepotrzebnie się strzępią.
Jest potencjał na coś więcej, ale to nie na tej płycie, co jest jasno zaznaczone.
No ale można powymachiwać plastikowym mieczem albo kubkiem ze starbucksa.
Gdyby to nadal nie było wystarczająco podkreślone i powtarzane, to typowa płyta.
Typowa i do bólu przewidywalna i masówka niczym kawa sojowa bez GMO.
Może następnym razem będzie ciekawiej?

Ocena: 5.9/10

SteelHammer
Odpowiedz
#2
Brothers of Metal - Emblas Saga (2020)

[Obrazek: R-14727369-1580414739-7774.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Brood of the Trickster 01:56     
2. Powersnake 03:43     
3. Hel 04:40     
4. Chain Breaker 03:53     
5. Kaunaz Dagaz 04:13     
6. Theft of the Hammer 04:10     
7. Weaver of Fate 04:45     
8. Njord 03:50     
9. Emblas Saga 07:14     
10. Brothers Unite 04:06     
11. One 04:17     
12. Ride of the Valkyries 03:26     
13. To the Skies and Beyond 04:53    

Rok: 2020
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Szwecja

Skład:
Ylva Eriksson - śpiew
Mats Nilsson - śpiew
Joakim Lindbäck Eriksson - śpiew
Dawid Grahn - gitara
Pähr Nilsson - gitara
Mikael Fehrm - gitara
Emil Wärmedal - bas
Johan Johansson - perkusja

Bracia… Przepraszam, Rodzeństwo Metalu (Poprawnego) powraca z nową płytą po trzech latach.
Debiut był wydany początkowo nakładem własnym, rok później przygarnęło ich AFM i wydało ponownie nie tylko debiut, ale i nową płytę. Bardziej przewidywalnie być nie mogło.
 
Powersnake to bardzo sztampowe i typowe otwarcie i ile razy już się słyszało te podjazdy pod Blind Guardian, Leaves Eyes czy inne niemieckie zespoły. Hel jest znacznie ciekawszy, głównie przez typowo bitewny, szwedzki klimat i znów coś z Blind Guardian i szkoda, że to idzie właśnie w kierunku krużgankowości, bo w momentach bardziej bitewnych pod Amon Amarath przykuwają uwagę.
Chain Breaker to brzmi jak typowy i sztampowy niemiecki heavy power w średnich tempach, ale tutaj wybija się refren, gdzie słychać silne inspiracje melodyką Amaranthe.
Jest niemiecko w Kaunaz Dagaz, ale takie rzeczy lepiej grał nie tylko Edguy, ale i Bloodbound, z kolei Theft of the Hammer to próby grania symfonicznego, coś z kasparkowego metalu - mieszanka przeciętna i raczej ciężkostrawna jak pirackie próby Orden Ogan. Daleko za Dragonland i Bloodbound, nie wspominając już o Blazon Stone, który z Port Royal wypłynął dawno i statek idący na dno na okładce to raczej ten z okładki osatniego Stormwarrior.
Weaver of Fate to granie pod Epica, Within Temptation i Leaves Eyes, nudne i niepotrzebnie tak długie, tym bardziej, że zaczynają grać coś ciekawszego dopiero w drugiej połowie, a tak to jest typowe granie przy mandolinie.
Njord to ciekawy wybór na singla – jest bitewnie, jest Kasparek, jest i Sabaton i to mieszanka co najmniej dziwna, ale i dość ciężkostrawna. Dragonland jest też w Emblas Saga i zagrane jest to strasznie poprawnie. To nie musiało trwać 7 minut. Może i fajne chóry i orkiestracje
Brothers Unite to bezbarwny szwedzko-niemiecki heavy, ale One zaskakuje tym, jak kompetentnie jest zagrany. Dobrze dobrane duety, orkiestracje i bas, który fajnie to prowadzi. Szkoda, że wpletli w to zupełnie niepotrzebne narracje. Mieszanina Grave Digger z przesłodzeniem Freedom Call, bardzo sympatyczna kompozycja i dobry wybór na materiał do teledysku.
Ride of the Valkyries to bardziej rycerska wersja Powerwolf i pokazuje, gdzie i jak sakramentów nie powinno się odprawiać. To The Skies And Beyond to bonus do winylowej edycji tego albumu i to może poprawne i krużgankowe granie, łączące Leaves Eyes z Blind Guardian, ale dobrze się tego słucha i nie jest to takie siłowe.
 
Brzmienie względem albumu poprzedniego zmiękczone i to krok w dobrym kierunku, bo chociaż słychać więcej niuansów i nie jest to sztucznie nadmuchane jak debiut, dzięki temu też mniej męczące.
Zagrane i zaśpiewane poprawnie, tak jak poprzednio, chociaż odnoszę wrażenie, że tym razem więcej zaśpiewała tutaj pani niż panowie.
Fani zespołu i osoby, które nie wymagają zbyt wiele powinny być zadowolone. Pozostali raczej znudzeni poprawnością i wtórnością.
Bardzo nieśmiały i mały krok w dobrą stronę, ale do zachwytów jeszcze bardzo daleka droga.
 
Ocena: 6.2/10
 
SteelHammer

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni AFM Records
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości