Electronomicon
#1
Electronomicon - Unleashing the Shadows (2013)

[Obrazek: R-5473843-1394285960-2410.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Art of Destruction 03:56     
2. I Believe 04:16     
3. Waiting 06:05     
4. Do You Remember 04:30     
5. Take Me 03:50     
6. Dark Flight 03:47     
7. You Are in Shadows 03:43
8. New Beginning Day 03:35       
9. Far Away 05:19     
10. Pieces of a Dream 04:18

Rok: 2013
Gatunek: Melodic Heavy Metal
Kraj: Międzynarodowy (USA, Argentyna)

Skład:
Diego Valdez - śpiew
Jose Fornes - gitara, bas
Owen Bryant - perkusja

Electronomicon to zespół założony przez Owena Bryanta w 2007 roku. Co prawda „zespół” debiutował już w 2009 roku i płytę nagrał Bryant jako multiinstrumentalista i wokalista, ale nie miałem okazji jej słyszeć.
Po wydaniu tego albumu projekt zniknął na kilka lat, aby przypomnieć o sobie w 2013 roku we wzbogaconym składzie.
Do Bryanta dołączyli Diego Valdez i gitarzysta Juan José Fornés, który zagrał też tutaj na basie i którzy już znali się wcześniej ze współpracy w folkowym Skiltron.
 
Kolejna płyta do dyskografii Dio i Rainbow – to słychać już w otwierającym The Art of Destruction, a jeszcze bardziej w I Believe, gdzie Diego, jak to Diego, śpiewa jak Dio bez większych problemów.
Na scenie metalowej jest wiele zespołów, które inspirują się czy to Judas Priest, Iron Maiden czy Black Sabbath, więc to zawsze plus, kiedy zespół obiera sobie za inspirację muzykę, która nie jest tak często spotykana, a na pewno rzadziej, niż zespoły wymienione przed chwilą.
Jednocześnie widać, dlaczego metal poszedł w tym, a nie innym kierunku. To muzyka wymagająca i jednocześnie zamknięta i trzeba się wykazać inwencją, bo to jednak nadal teren niezbadany i nieznany.
Granie dobre, ale w którym jednak nie mają wiele nowego do powiedzenia i brzmi to dość odtwórczo. Bo i ile razy już się słyszało takie kompozycje jak Waiting?
Oczywiście, że to dobry motyw, ale jakby wkładu własnego mało i to główny zarzut, jaki można wymierzyć w kierunku tej płyty.
Może w Do You Remember próbują podejść do tematu od nieco innej strony, ale tutaj Diego brzmi trochę jakby nieswojo i zbyt miękko. Lepiej choć wtórnie brzmią w takich kompozycjach jak Take Me, gdzie słychać bardziej rockowe podejście, ale chórki i nakładki głosowe brzmią lepiej i nie są tak przesłodzone.
W Dark Flight braki zespołu uwypuklają się jeszcze bardziej - Fornes to nie jest zły gitarzysta, ale to jednak nie jest Blackmore, Goldie czy nawet Joachim Nordlund. Sola są dobre, ale bardzo minimalistyczne. To jest po prostu nudny numer instrumentalny, który miał robić za ikonę, ale treści jest bardzo mało.
Z drugiej strony, główną gwiazdą tutaj jest raczej Diego, który przez większość czasu jest wysunięty ponad instrumenty.
Bardzo pozytywny New Beginning Day przypomina czasy Masterplan, kiedy jeszcze był Jorn i obracali się w bardziej rockowych kręgach, chociaż nie jest to kompozycja tak porywająca, jak u Niemców.

Far Away to całkiem udana ballada i Diego tutaj śpiewa świetnie, choć może nieco mechanicznie, i to głównie on to prowadzi. Może i mogło to być bardziej dociążone i zagrane bardziej szorstko, ale to i tak chyba najciekawsza kompozycja na albumie.
Pieces of a Dream to niezła dawna Rainbow metalu z solidnym solem i świetnym śpiewem Diego, nawet Fornes jakby ożywa i wygrywa chyba swoje najlepsze solo. Dobre zakończenie dobrej płyty.

Bardzo dobra produkcja i wszystko brzmi, jak należy, w tym bas, który brzmi bardzo dobrze, chociażby w Waiting.
Diego zaśpiewał na wysokim poziomie i każdy zagrał, co miał zagrać, ale jednak czy to Astral Doors czy Lords of Black taką muzykę grają lepiej. Ale jednak i skład tutaj uboższy, co słychać.
To solidna płyta bez jakichś wielkich przebłysków, ale solidnie odegrana. Komu mało Rainbow i Dio i nie ma nic przeciwko zjadaniu ogona i wtórności, spokojnie może sięgnąć.
Reszta raczej przesłucha i zapomni i może kiedyś wróci do tych bardziej wartościowych kompozycji.
O ile Astral Doors nie nagra kolejnego zniszczenia.

Ocena: 7.5/10

SteelHammer
Odpowiedz
#2
Electronomicon – The Age of Lies (2019)

[Obrazek: 1573989743_cover.jpg]

Tracklista:
1. Age of Lies 06:28
2. I’m Still a Rebel 04:31
3. Trapped In Time 06:37
4. Welcome to My Life 04:23
5. Afterlife 04:55
6. Tempest 03:25
7. One Night 04:47
8. Emerald Forest 07:45
9. The Song of Hate 05:35
10. One Day 04:39
11. Venom 05:04
12. Gateway to a Galaxy Unknown 03:53
 
Rok: 2019
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Międzynarodowy (Argentyna/USA)
 
Skład:
Diego Valdez – śpiew
Alex Emerson – gitara
Diego Rodriguez – bas
Owen Bryant – perkusja, syntezator, pianino
Gościnnie:
Trevor Johanson – gitara (1, 2, 4, 7, 11)
 
Diego Valdez w ostatnich latach jest rozchwytywanym wokalistą i był trochę zajęty.
W tym czasie Owen Bryant komponował, szukał składu na kolejny album i się udało.
Tym razem zebrała się kwartet i do Owena i Diego dołączyli gitarzysta-debiutant Alex Emerson oraz basista Diego Rodriguez z argentyńskiego Triddana, w którym Valdez też się udzielał, tak jak poprzedni gitarzysta.
Album został wydany nakładem własnym i został udostępniony przez zespół za darmo.
 
Sześć lat minęło, słychać jednak, że muzyka nieco ewoluowała i jest mniej Rainbow, a więcej Primal Fear w wolniejszych tempach i Tad Morose, ale bez aż tak potężnego miażdżenia. Słychać to szczególnie w pierwszych dwóch kompozycjach, gdzie nawet Diego upodabnia się nieco do Scheepersa, bardzo dobrych zresztą. Trapped In Time też brzmi jak teutońska i szorstka kompozycja, której Primal Fear by się nie powstydziło. Widać Helker odcisnęło swoje piętno na Diego. Co nie znaczy, że Rainbow i Dio nie ma, bo są w pozytywnym, pełnym energii Welcome to My Life. Po nim jest Afterlife, typowy i sztampowy heavy/power bez historii. Są momenty, ale tylko momenty. Tempest to akustyczny, deszczowy przerywnik, który niewiele wnosi poza sztucznym przeciąganiem. One Night to znów coś z Helker/Primal Fear z małą nutką Rainbow i tu mocno uderza bardzo wyeksponowany bas. Emerald Forest w partii z pianinem świetny i swoją mocą i posępnością przypomina Sebastien z debiutu i te partie są tutaj najciekawsze, reszta niestety nie jest zbyt ciekawa i kompozycja jest o wiele za długo, bo niewiele się dzieje. The Song of Hate to znów Helker i Primal Fear, solidnie zagrany, z mocą i wybijającym zęby basem.
One Day to znów ballada w duchu Primal Fear, ale jednak przesłodzona, za to Venom z kolei mroczna i mocna strona Tad Morose.
 
Produkcja własna, ale perkusja ma świetnie brzmienie, podobnie bas, ale gitara przez jego wysunięcie brzmi momentami trochę sucho.
Emerson okazał się dobrym wyborem, bo gra całkiem nieźle. Może to nie poziom Blackmore’a, Karlssona czy Beyrodta, ale daje radę. Głównie jednak chodzi tutaj o Diego Valdeza i oczywiście daje świetny występ jak zwykle, chociaż wydaje się być jakby cofnięty.
Kompozycyjnie jest nieźle, chociaż są mielizny, największym problemem jest jednak długość płyty, bo mimo niezłych kawałków, to w drugiej połowie już zaczyna powoli nudzić.
Niezła mieszanka i krok w dobrą stronę, dobrze się tego słucha, ale jednak wykonawczo nieco lepiej rozegrało to Helker.
 
Ocena: 7.6/10
 
SteelHammer
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości