Aura Azul
#1
Aura Azul - Tetrad: The Four Blood Moons (2014)

[Obrazek: R-8257437-1458088889-7615.jpeg.jpg]

tracklista:
1.The Four Blood Moon 07:05
2.Kingdom of Alefgard 05:08
3.Luzbel 07:16
4.King of Thorns 07:06
5.Altar of Light 05:07
6.The Day the Rose Died 05:35
7.Alexander 04:49
8.A Woman Rides a Beast 07:44
9.The Lesser the Mind 06:25
10.Build My Boat 09:08

rok wydania: 2014
gatunek: heavy metal/power metal/speed metal
kraj: Puerto Rico

skład zespołu:
Gabriel Vélez - śpiew
Hommy Torres - gitara
Josué Estremera - gitara
Xavier Ocasio - gitara basowa
Bryan Villegas - perkusja

Historia AURA AZUL z Bayamón w Puerto Rico jest dosyć typowa. Wspólne granie amatorskie w latach 90tych, potem okres ciszy i utworzenie grupy w 2003, album w języku hiszpańskim w roku 2009 o lokalnym znaczeniu, potem pierwszy z tekstami angielskimi w 2012 ("Beyond the Doors of Time"). Taka sobie, nieco eklektyczna płyta z heavy metalem... Potem znaczne zmiany w składzie, w tym nowy wokalista Gabriel Vélez i nowa płyta "Tetrad: The Four Blood Moons" wydana w październiku 2014 nakładem własnym.
Tu powszednia historia się kończy i zaczyna prawdziwe interesujące granie, doskonale obrazujące powiedzenie, że "do trzech razy sztuka".

Jeśli wcześniej w ich muzyce dominował eklektyzm, to tym razem pojawił się synkretyzm i tak do końca trudno jednoznacznie powiedzieć czy grają klasyczny heavy, czy speed heavy/power, czy jakiś inny mix gatunkowy melodyjnego metalu, bo to wszystko się w tych kompozycjach przenika. Ogólnie w głównej mierze mamy tu do czynienia z odświeżeniem formuły klasycznego heroicznego grania z USA z lat 80tych, ale podkreślam odświeżonego i wzbogaconego o doświadczenia sceny europejskiej doby współczesnej, z bardzo atrakcyjnymi power i speed metalowymi aranżacjami i chwytami stosowanymi przez najlepsze zespoły z Europy.
Jeśli raczej przeciętny A Woman Rides a Beast należy do epoki poprzedniej płyty i grając tak cały czas nikogo specjalnie by nie zachwycili, a bardzo sympatyczny rock/metalowy i przebojowy The Day the Rose Died może nawet jest bardziej hard rockowy niż metalowy, to zadziwiającego dynamicznego metalu jest tu zdecydowana przewaga.
To zazwyczaj utwory bardziej rozbudowane o często długich wstępach i tak zaczyna się dosyć surowy i szybki The Four Blood Moon w klasycznej amerykańskiej manierze i pełnym ekspresji wokalu, na granicy krzyku w USPM tempach i układzie riffowym. Bardzo dobre, SKELATOR się przypomina, by się zbyt daleko w czasie nie cofać, ale najlepsze jeszcze nadejdzie.
I nadchodzi w fenomenalnym, rozpędzonym, heroicznym i niesamowicie nośnym Kingdom of Alefgard. Zniszczenie! Ogólnie to można by mieć określone zastrzeżenia do śpiewu Gabriela Veleza, ale przecież idealnie się mieści w formule stylu! Urzekają gitarzyści w stylu riffowania pełnym energii i długich lekko pokręconych solówkach. Zniszczenie! I jego ciąg dalszy w niesamowitym i zupełnie innym stylowo Luzbel, przecudownym posępnym songu zaśpiewanym po hiszpańsku przez co wrażenie jest jeszcze większe. Ileż w tym gorących emocji malowanych ciemnymi barwami. Coś niesamowitego i tu Velez zaśpiewał zupełnie inaczej, a gitary, także akustyczne, brzmią wybornie. Tak, te długie spokojniejsze songi o epickim charakterze to tu dają kapitalne. Monumentalnie, dramatycznie w potężnym King of Thorns, bardzo amerykańskim w swej epickości, a który zaskakuje maidenowską częścią drugą i to rozegraną po mistrzowsku. Co za popis gitarowych cytatów z IRON MAIDEN zagranych bez chwili zawahania. Tak, to Hallowed Be Thy Name oczywiście i do tego basy w stylu Steve!
Epicko, epicko galopują w Altar of Light, dokładają majestatu w dumnym Aleksander i są w obu kompozycjach bardzo anglosascy w najlepszym tego słowa znaczeniu. Wyborne melodie zwrotek, nośne zapadające w pamięć refreny. I dokładają szybki, kąśliwy w gitarowych ornamentacjach i po raz kolejny bardzo melodyjny The Lesser the Mind, który przypomina nagrania CELLADOR z debiutu. Znakomite!
Na zakończenie fenomenalnie przechodzą od długiego akustycznego intro do powalającego riffowania w potworze speed/heavy Build My Boat i aż trudno uwierzyć, że to trwa dziewięć minut i nieustannie przykuwa uwagę!

Tradycyjne brzmienie perkusji, głęboki metaliczny bas i i czytelne, nie za ciężkie i lekko surowe gitary. Wokal wysunięty pomiędzy dwiema gitarami. Klasyka.
Szkoda, że to jak na razie ostatnia płyta AURA AZUL, bo to wyborny zespół, o wielkim twórczym potencjale.
Tak, tak, Puerto Rico to nie tylko DANTESCO...

ocena: 9,6/10

new 28.12.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości