Temperance
#1
Temperance - Temperance (2014)

[Obrazek: R-6950565-1430312899-8714.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Tell Me 03:52     
2. Hero 04:31
3. Heavens Above 05:27       
4. Breathe 04:30     
5. To Be with You 03:36       
6. Scared & Alone 05:47       
7. The Fourth Season 07:40       
8. Relentlessly 04:07     
9. Dejavu 04:35     
10. Stronger 04:14     
11. Lotus 06:14       
12. A Thousand Years (Christina Perri cover) 04:11

Rok: 2014
Gatunek: Symphonic/Modern Power Metal
Kraj: Włochy

Skład:
Chiara Tricarico - śpiew
Marco Pastorino - gitara, śpiew
Sandro Capone - gitara
Liuk Abbott - bas
Giulio Capone - perkusja, instrumenty klawiszowe


TEMPERANCE założone zostało w 2013 roku i powstało jakiś czas po rozpadzie BEJELIT, w którym grali basista Liuk Abbot i gitarzyści Marco Pastorino i Sandro Capone oraz perkusista i klawiszowiec Giulio Capone, czyli tak naprawdę niemal cały skład.
Do tego dochodzi jeszcze wokalistka Chiara Tricarico, którą sami wynaleźli i to jest jej płytowy debiut. Materiał został nagrany dość szybko, bo płyta była już gotowa na rok 2014 i wydana przez Scarlet Records.
 
Powstała włoska wersja AMARANTHE z miksem VISIONS OF ATLANTIS, ale nie można tu mówić o bezmyślnej kopii czy nawet kopii jako takiej – to już słychać w wybornym Tell Me, który ma też delikatne znamiona ostatniej płyty BEJELIT i ten duch unosi się tutaj cały czas. O ile podobnie jak w AMARANTHE położony jest nacisk na przebojowe refreny i modernistyczne klawisze z kontrastami wokalnymi, TEMPERANCE dołożyło do tego orkiestracje, które są niemalże kluczowe i pięknie podkreślają melodie. Bez nich, Hero by prawdopodobnie brzmiało jak kalka z pierwszych dwóch płyt AMARANTHE, ale tutaj po prostu bije metalowa moc i growl jest zrealizowany wybornie, tak jak nie ma aż takich naleciałości rapu czy rocka jak u ekipy z Gothenburga. Wyborna realizacja i o ile bogatsza. I Pastorino.
Pastorino zasługuje na oddzielny akapit, mimo że często tutaj stara się być na drugim planie. Jego głos jest wspaniały i po prostu stworzony do tej muzyki. Ciepły, jednocześnie bez problemu przebijający się przez orkiestracje i sekcję, który jest w idealnej symbiozie z głosem wokalistki. Kiedy śpiewa razem z Tricario, to dłonie same układają się do oklasków. Wystarczy posłuchać Heavens Above, gdzie kompletnie demolują AMARANTHE w ich własnej grze! Piękne i ciepłe jak duety w SECRET SPHERE czy momentami może nawet NIVAIRA. Doprawdy wyborny refren i killer, i to nie ujmując dwóm wcześniejszym kompozycjom.
Kiedy jednak już Pastorino wychodzi na pierwszy plan, jak w Breathe… Po prostu Mistrz. A kompozycja mistrzostwo świata i godna słuchania z pozycji kolan. Wspaniała realizacja, która bardzo przypomina SECRET SPHERE.
Może pewnym potknięciem jest To Be With You, bo to już próba grania AMARANTHE w prostej linii, przez co drugi plan ulega spłaszczeniu i muzyka jest nieco płytsza, zachowawcza, a refren już nie tak przebojowy. W Sacred and Alone i Deja Vu, które również są pod AMARANTHE brzmią znacznie lepiej, chociaż trochę zabrakło włoskiego ciepła i wykonania kompozycji poprzednich. The Fourth Season to bardziej nawiązanie do VISIONS OF ATLANTIS niż AMARANTHE i mimo wybornego śpiewu Pastorino, to czegoś tutaj zabrakło i wyszła symfoniczna dłużyzna jakich wiele. W tego typu muzyce pewnych elementów nie da się uniknąć i są lekkie niemetalowe akcenty, szczególnie w rozwiązaniach wokalnych, jak w Relentlessly, ale te zworki nadrabia płynący refren.
O ile Stronger to kompozycja, która jednym uchem wchodzi i wychodzi, tak Lotus jest zrealizowany znacznie lepiej od The Fourth Season. Melodia jest znacznie lepiej zaznaczona, kompozycja żywsza i do tego świetne zmiany tempa.
Jest też bonus A Thousand Years, cover utworu Christiny Perri, znany z Sagi Zmierzch i dobrze, że to jest bonus. Może i wykonanie jest solidne, ale jest to przesłodzone.
 
Brzmienie fenomenalne i wszystko idealnie umiejscowione, ale od pierwszych taktów słychać, że odpowiedzialny tutaj za wszystko jest Mistrz Simone Mularoni.
Wykonanie na bardzo wysokim poziomie i pokazujące, że AMARANTHE można zagrać bardziej metalowo i bogato i brzmi to wspaniale.
Zespół tutaj gra jako zespół i nikt nie wybija się przed szereg i każdy zagrał tak, jak powinien. Może Giulio Capone to nie Morten Lowe Sorensen, ale jak najbardziej daje radę.
Wokalnie Chiara Tricarico, mimo momentami niepotrzebnych sopranów, jest wyborna, a Pastorino to prawdziwy mistrz drugiego planu.
Może i album nieco zwalnia i traci w drugiej połowie, ale to nadal kawał solidnego, przebojowego metalu, w gatunku, który po części już zaczyna przeżywać stagnację.
Ta płyta jednak pokazuje, że można jednak tutaj zrobić jeszcze sporo, i to metalowo.
 
Ocena: 8.3/10

SteelHammer
Odpowiedz
#2
Temperance - Limitless (2015)

[Obrazek: R-6950776-1430313258-6217.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Oblivion 05:10       
2. Amber & Fire 04:20     
3. Save Me 03:50       
4. Stay 04:19       
5. Mr. White 04:59       
6. Here & Now 03:43       
7. Omega Point 04:55       
8. Me, Myself & I 03:36       
9. Side by Side 03:50       
10. Goodbye 03:47       
11. Burning 03:43       
12. Get a Life 04:06       
13. Limitless 05:36

Rok: 2015
Gatunek: Modern Melodic Metal
Kraj: Włochy

Skład:
Chiara Tricarico - śpiew
Marco Pastorino - gitara, śpiew
Sandro Capone - gitara
Luca Negro - bas
Giulio Capone - perkusja, instrumenty klawiszowe

Projekt TEMPERANCE okazał się sukcesem i wziął świat z zaskoczenia, toteż następca debiutu był wyczekiwany z niecierpliwością. Mistrz Pastorino nie mógł pozwolić tłumowi czekać długo i już rok później pojawił się następca, ponownie nakładem Scarlet Records.

Może bardzo dobry Oblivion zmian jeszcze nie zdradza i to nadal wyborne połączenie AMARANTHE z VISIONS OF ATLANTIS przy udziale bardzo dobrze zrealizowanego chóru dziecięcego, do którego dodają nieco EPICA. Dalej jest granie przebojowe i bardzo dobre, chociaż prostsze i znacznie bardziej wymierzone w AMARANTHE, jak Amber & Fire czy Save Me, ale lepiej to brzmi niż próby z płyty poprzedniej, gdzie momentami brzmieli jak przeciętna kopia.
Może Stay jest trochę zbyt przerysowany i to rejony zarezerwowane raczej dla SECRET SPHERE i to jest nieco bezbarwne jak Mr. White, który nie ma nic do zaoferowania, bo i refren przeciętny, a i sama melodia to siódma woda po Szwedach. Here & Now może oryginalnością nie powala, ale chociaż melodia jest lepiej zaznaczona. Miło się słucha Omega Point w romantycznym i ciepłym klimacie Włoch, ale Me, Myself and I to znów nudna próba grania AMARANTHE, kompletnie bez wyrazu.
Jednak przy końcu płyty zespół ożywa i atakuje wybornym Side by Side z bardzo energicznym refrenem, bogatą pracą perkusji i idealnie wplecionymi orkiestracjami i szkoda, że tak mało jest takich numerów na tej płycie i w podobnym stylu utrzymany jest świetny Burning. Znów SECRET SPHERE powraca w solidnym Goodbye i tutaj bardzo ładnie poprowadzony jest refren z chórami i tęskną gitarą, do tego bardzo płynne przejścia i kolejny hit. Może Get a Life czegoś zabrakło, szczególnie w partii środkowej, chociaż refren jest tylko dobry, a samo podejście może zbyt modern.
Zaskakująco dobrym zakończeniem jest Limitless. Dużo energii, dobrze rozplanowany drugi plan, niezbyt nachalne elementy modern i jasno zaznaczony, podniosły i ciepły refren. Bardzo dobre zakończenie nierównego albumu.

Za brzmienie po raz kolejny odpowiada Simone Mularoni i nadal jest to profesjonalna robota i brzmi to wszystko dobrze, ale jednocześnie wszystko zostało jakby zmiękczone, a perkusja znacznie bardziej cofnięta niż poprzednio i blachy i bębny nie grzmią jak na debiucie, jednak to inna płyta i słychać, jaką Mularoni miał wizję.
Dobrze zagrane i zaśpiewane, jednak 11 miesięcy to za mało, aby nagrać płytę równą i dopracowaną, bo połowa kompozycji to kopia AMARANTHE i to co najwyżej poprawna, ale przy tym niesamowicie nierówna.
Na kolejną płytę jednak zespół miał więcej czasu, a wyciągnął słuszne wnioski.

Ocena: 7.3/10

SteelHammer
Odpowiedz
#3
Tempereance - The Earth Embraces Us All (2016)

[Obrazek: R-8916786-1471420974-4973.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. A Thousand Places 06:29     
2. At the Edge of Space 04:28       
3. Unspoken Words 04:00     
4. Empty Lines 04:26     
5. Maschere 03:25       
6. Haze 04:20       
7. Fragments of Life 03:44       
8. Revolution 04:16     
9. Advice from a Caterpillar 08:11     
10. Change the Rhyme 04:21     
11. The Restless Ride 12:42

Rok: 2016
Gatunek: Symphonic/Modern Power Metal
Kraj: Włochy

Skład:
Chiara Tricarico - śpiew
Marco Pastorino - gitara, śpiew
Luca Negro - bas
Giulio Capone - perkusja, instrumenty klawiszowe

Limitless z 2015 roku było płytą bardzo poprawną i tylko dobrą, przejawiającą silną fascynację AMARANTHE, do tego stopnia, że stracili coś z własnej tożsamości, wykreowanej na debiucie i to był chyba efekt nacisku i pośpiechu.
W 2016 roku pojawia się kolejna płyta, skład bez zmian, tak jak wytwórnia, muzyka jednak…
 
Jest VISIONS OF ATLANTIS. Jest przebojowość AMARANTHE. Ale jest coś jeszcze.
Aranżacje są bogatsze, duży nacisk został położony na orkiestracje, jasno i wyraźnie zaznaczone melodie i refreny. Każdy refren i aranżacja zostały dokładnie przemyślane i to, jak orkiestracje idealnie współgrają z melodią i jak dobitnie ją podkreślają jest godne podziwu.
Kiedy jednak orkiestracje są trochę dalej, mamy lekko progresywne ciągoty SCAR SYMMETRY/MERCENARY jak w otwieraczu A Thousand Places.
O ile na debiucie zespół miał problem z dłuższymi kompozycjami, tutaj tego problemu nie ma i A Thousand Places po prostu zabija i już na wstępie pokazuje potęgę tego albumu. Mocny refren, świetna melodia, bardzo dobry śpiew Chiara Tricario i wyborny Pastorino. I Ruben Paganelli, który wspaniale wieńczy kompozycję saksofonem.
Ten album jest bardzo różnorodny i At The Edge of Space to hit przez duże H. Zwiewny, ciepły refren, znów czarodziej Pastorino czaruje głosem, a zaraz po nim Unspoken Words z irlandzkimi dudami. Jest i podejście modern pod AMARANTHE w Empty Lines, ale utrzymane to jest w najlepszej włoskiej tradycji.
Zdarzają się i utwory, które nie wzbudzają większych emocji z powodu swojej poprawności, jak Maschere czy dobra, ale nieco typowa ballada Fragments of Life, która nieco ustępuje Change the Rhyme w duchu SECRET SPHERE. Haze jest dobre, ale za bardzo uciekają do bezpiecznych rejonów AMARANTHE, za to jest coś frapującego w prostym Revolution.
Album ma jeszcze dwa kolosy. Advice From a Caterpillar to bardzo romantycznie zagrany modern melodic metal z wybornymi partiami saksofonu, gdzie nie odczuwa się tych 8 minut, refren jest świetny, ale parę rzeczy mogło by być zrobionych inaczej. Finałowy The Restless Ride to prawdziwy finał i piękne podsumowanie. 12 minut muzyki pełnej emocji, orkiestracji, świetnych refrenów, płynnych przejść, dobrze przemyślanych aranżacji i bardzo solidnego wykonania. Jest Pastorino, wyborne chóry, wszystko, co być powinno.
 
Za brzmienie znów odpowiada mistrz Simone Mularoni. Mocne, soczyste i potężne brzmienie perkusji, idealne umiejscowienie orkiestracji i basu, niezbyt ostre, ale nie miękkie gitary. Idealne brzmienie wszystkiego i pokazujące, że takie granie nie musi brzmieć miękko i płasko.
Pastorino i Tricario śpiewają wspaniale i to chyba ich najlepszy występ, podobnie jak perkusisty Giulio Capone, który rozegrał tutaj swoje najlepsze partie.
Ostatnia płyta w tym składzie i jednocześnie najlepsza. W 2018 roku skład już jednak będzie inny i wzbogacony.
Pastorino jednak w 2016 roku był bardzo aktywny i kreatywny, jednocześnie zatęsknił za czymś mocniejszym od tego, co powinno się znaleźć w TEMPERANCE, toteż zdołał nagrać w tym roku jeszcze jedną płytę, w nowym zespole i prawie nowym składzie.
 
Ocena: 9.1/10
 
SteelHammer
Odpowiedz
#4
Temperance - Of Jupiter and the Moons (2018)

[Obrazek: R-12277832-1543227921-7235.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Last Hope in a World of Hopes 04:50     
2. Broken Promises 04:32       
3. Of Jupiter and Moons 04:04     
4. Everything That I Am 03:30       
5. We Are Free 04:57     
6. Alive Again 03:57     
7. The Art of Believing 05:15       
8. Way Back Home 04:21     
9. Empires and Men 04:05     
10. Daruma's Eyes (Part 1) 07:15

Rok: 2018
Gatunek: Symphonic/Modern Power Metal
Kraj: Włochy

Skład:
Michele Guaitoli - śpiew, instrumenty klawiszowe, pianino
Alessia Scolletti - śpiew
Marco Pastorino - gitara, śpiew
Luca Negro - bas
Alfonso Mocerino - perkusja

W 2017 roku odszedł z zespołu perkusista Giulio Capone, który został zastąpiony przez Alfonso Mocerino z zespołu VIRTUAL SYMMETRY, w którym Pastorino również się udziela. W tym samym roku jednak zaszła większa zmiana i z zespołu odeszla Chiara Tricario, bo Pastorino miał wizję i na jej miejsce przyszła dwójka wokalistów - Michele Guaitoli, którego można już było usłyszeć na niespecjalnej płycie KALEDON oraz Alessia Scolletti, z którą Guaitoli miał już okazję pracować na koncertach OVERTURES.

Takie zmiany są istotne i kończą się różnie, ale TEMPERANCE wychodzi na szczęście obronną ręką.
Może wielkich zmian w The Last Hope in a World of Hopes jeszcze nie słychać, bo orkiestracje są podobnie zrealizowane jak na płycie poprzedniej i jest tutaj w wykonaniu coś z SECRET SPHERE, ale Michele Guaitoli i Scolletti to bardzo dobrzy wokaliści i świetnie się tutaj uzupełniają. Broken Promises to prawdziwy hit i Guaitoli tutaj błyszczy, tak jak piękny, prosty i romantyczny refren. Wydawałoby się, że przy dwójce wokalistów więcej się nie zmieści, ale kiedy Pastorino śpiewa z pozostałą dwójką to jest moc i szkoda, że nie poszło to dalej. Co nie znaczy, że go nie ma, bo od czasu do czasu można go tutaj usłyszeć.
Of Jupiter and Moons to symfoniczna wersja AMARANTHE i zostało to zagrane na bardzo wysokim poziomie, tak jak Everything That I Am. Może We Are Free zagrany jest trochę za lekko, ale przebojowego refrenu odmówić mu nie można. Niestety The Art of Believing mimo udziału wokalnego Pastorino jest dość średni i zagrany jakby bez życia i znacznie lepiej wypada Way Back Home ze świetnymi liniami basu i dialogami pomiędzy wokalistami. Empire and Men bardzo dobrze zaśpiewane, jednak ogółem to ograna do bólu ballada przy orkiestracjach. Daruma's Eyes za to zagrany świetnie, z energią, bardzo dobrymi orkiestracjami i drobnymi ozdobnikami gitarowymi oraz solidną pracą sekcji rytmicznej. Co najważniejsze, tych 7 minut w ogóle się nie odczuwa i kompozycja nie nudzi.

Solidny album, pełen orkiestracji i emocji, chociaż nie tak bogaty jak płyta poprzednia.
Tym razem za brzmienie odpowiada inny mistrz, Jacob Hansen i bardzo dobrze się tutaj spisał - tym razem mocniejsze brzmienie płyty poprzedniej mogłoby zaszkodzić.
Wokaliści bardzo dobrzy i śpiewają bez choćby cienia fałszu i czują tę muzykę i bardzo dobrze się uzupełniają.
Nieco inna płyta, bliższa graniu z debiutu i nie tak dobra jak poprzednia, ale nadal bardzo dobra.

Ocena: 8.3/10

SteelHammer
Odpowiedz
#5
Temperance - Viridian (2020)

[Obrazek: R-14705366-1580003236-1824.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Mission Impossible 04:06
2. I Am the Fire 04:06     
3. Start Another Round 04:10       
4. My Demons Can't Sleep 03:58       
5. Viridian 04:27     
6. Let It Beat 03:36     
7. Scent of Dye 03:58     
8. The Cult of Mystery 04:25     
9. Nanook 05:47     
10. Gaia 04:17     
11. Catch the Dream 01:49

Rok: 2020
Gatunek: Symphonic/Modern Power Metal
Kraj: Włochy

Skład:
Michele Guaitoli - śpiew, instrumenty klawiszowe, pianino
Alessia Scolletti - śpiew
Marco Pastorino - gitara, śpiew
Luca Negro - bas
Alfonso Mocerino - perkusja

Pastorino z TEMPERANCE powraca, podobnie Guaitoli z nagrań z VISIONS OF ATLANTIS, zmienia się szyld, pod którym grają i teraz są w drużynie Napalm Records, które również promuje VISIONS OF ATLANTIS.

Muzyka momentami poszła pełną parą w stronę AMARANTHE, od klawiszy po melodykę i aranżacje, co słychać już w bardzo dobrym Mission Impossible - różnica taka, że zamiast fatalnego skrzeczącego głosu jest świetny jak zwykle Pastorino, który może udziela się wokalnie mało, ale można odnieść wrażenie, że więcej niż poprzednio. Można go też usłyszeć w prostym, bardzo melodyjnym I am the Fire.
Hammondy w Start Another Round to raczej zbędny dodatek, sam kawałek to zmetalizowany rock, może i niezłe, ale My Demons Can't Sleep jest znacznie lepsze. Przebojowo, pewnie i do przodu. Szkoda, że tytułowy Viridian jest tak wyprany z emocji i życia. Próba grania pod VISIONS OF ATLANTIS tym razem raczej średnio udana, bardzo bezpiecznie to jest zagrane i aż za bardzo schematycznie, do tego refren raczej średnio przemyślany. Let it Beat to powrót na bezpieczne wody AMARANTHE, może trochę za miękko i zbyt płaczliwie to jest zagrane, bez charakterystycznego dla nich klimatu nostalgii, ale to utwór poprawny.
Scent of Dye to próba powrotu do grania płyt poprzednich i próba uchwycenia ducha SECRET SPHERE, nawet Pastorino tu zdziera gardło, ale nie ma to takiej mocy jak kompozycje z płyt poprzednich, ale ładne są tutaj smyczki.
Połączenie AMARANTHE z VISIONS OF ATLANTIS powraca w bardzo dobrym, przebojowym The Cult of Mystery i można odnieść wrażenie, że zespół nie wie, w którym chce iść kierunku i to wrażenie podkreśla jeszcze bardziej słoneczny Nanook. Gaia to przesłodzona próba zagrania ballady, z kolei Catch the Dream lepiej pozostawić bez komentarza. Niby tylko 2 minuty, ale na takich płytach takie kompozycje nie powinny mieć miejsca - tym bardziej metalowych. Fatalne zakończenie.
Jest jeszcze bonus Lost in the Christmas Dream, w którym dochodzi rycerska naiwność DRAGONY i przykro mówić, ale zrealizowane to jest bardzo przeciętnie. Całe szczęście, że to tylko dodatek i nie występuje na regularnej wersji albumu.

Brzmienie pod AMARANTHE, za które odpowiada nie kto inny jak Jacob Hansen, chociaż tym razem bębny wydają się być ustawione nieco mocniej niż na płycie poprzedniej, co jest na plus.
Zespół zagrał tutaj na wysokim poziomie, ale nie był w stanie uratować kompozycji zwyczajnie słabych.
Zawinił tutaj chyba brak wizji i zdecydowania, w jakim kierunku ma iść zespół i wyszedł z tego pastisz AMARANTHE, VISIONS OF ATLANTIS z jakąś tam cząstką tego, co grali poprzednio.
Lepsza płyta niż Limitless, ale do pozostałych brakuje sporo, ale tutaj chociaż są jakieś killery.
Krok w tył, a szkoda, bo na poprzedniej płycie wydawało się, że kierunek został jasno wyznaczony, jednak jest kilka solidnych refrenów i melodii, które podwyższają notę.

Ocena: 7.7/10

SteelHammer
Odpowiedz
#6
Temperance - Diamanti (2021)

[Obrazek: 977506.jpg?3951]

Tracklista:
1. Pure Life Unfolds 05:05     
2. Breaking the Rules of Heavy Metal 04:42     
3. Diamanti 04:31     
4. Black Is My Heart 04:05     
5. Litany of the Northern Lights 03:33     
6. You Only Live Once 04:56     
7. I the Loneliness 04:22     
8. Codebreaker 04:49     
9. The Night Before the End 07:08     
10. Fairy Tales for the Stars 04:27     
11. Let's Get Started 04:12     
12. Follow Me 06:11    

Rok: 2021
Gatunek: Symphonic Power Metal
Kraj: Włochy

Skład:
Michele Guaitoli - śpiew, instrumenty klawiszowe, pianino
Alessia Scolletti - śpiew
Marco Pastorino - gitara, śpiew
Luca Negro - bas
Alfonso Mocerino - perkusja


Pastorino w ostatnim czasie to bardzo pracowity człowiek i to miło, że w tym miesiącu będzie można go usłyszeć dwa razy - w debiutującym WONDERS i TEMPERANCE.
O wydanie tego albumu ponownie zadbało Napalm Records i premiera została wyznaczona na 19 listopada 2021 roku.

Zeszłoroczne TEMPERANCE mimo że było albumem dobrym, to wzbudzało pewne obawy co do dalszego kierunku zespołu, bo zabrakło wszystkiego, co ich wyróżniało.
Ten album zaskakuje bardzo pozytywnie, bo już od początku Pastorino jest tutaj bardzo aktywny jak za starych dobrych czasów i jak zwykle w formie wybornej. Otwieracz Pure Life Unfolds, do którego nagrany został teledysk, jest zabójczy i jest wszystko, czego zabrakło poprzednio. Więcej na tym albumie jest przede wszystkim Włoch, udany Diamanti tego przykładem, oraz orkiestracje zrealizowane zostały wybornie, You Only Live Once to SECRET SPHERE i wokalna szarża, z jakiej TEMPERANCE jest znane. Pięknie wypada romantyczny i ciepły I The Loneliness. Dialog pomiędzy wokalistami wspaniały i to ponownie klasyczne TEMPERANCE ! Oczywiście AMARANTHE nie mogło zabraknąć, ale jak Codebreaker został rozegrany pokazuje, jak niesmacznym żartem jest ostatni album BEAST IN BLACK. Modern power, ale przede wszystkim metal, a nie dyskoteka. Złote czasy AMARANTHE.
Niestety, w podobnej formie Let's Get Started mnie nie przekonuje i budzi niesmak. Tutaj jest próba bardziej modern podejścia SKELETOON, zagrane bardzo rockowo gdzieś w okolicach VOLBEAT, ale takie utwory wolę jako ciekawostkę albo bonus i jedyne, co jest tutaj na plus to wokaliści, którzy są na całym albumie bezbłędni. Znacznie lepiej w opcji modern wypada Breaking the Rules of Heavy Metal.
Viridian był raczej krótkim i szybkim albumem, tutaj znalazło się miejsce na tradycyjnego kolosa, jakim jest siedmiominutowy The Night Before the End i jest on bardzo udany. Środkowa część przy pianinie wyborna i wspaniale tutaj współpracuje cały zespół, perkusja i tło są wyborne, nie mówiąc już o wokalistach. Prawdziwi czarodzieje.
Fairy Tales for the Stars... Cudo. Perła. Diament. Przepiękna podróż do krainy łagodności. Takie arcydzieło mogło powstać tylko we Włoszech i ładunek emocji, wyborna melodia, poruszający refren są po prostu nie do opisania. To płynie i mogłoby trwać dłużej...
Follow Me to klasyczne TEMPERANCE, standardowe i prochu nie wymyślili, ale takiego typowego włoskiego power słucha się dobrze.

Produkcja mocniejsza i przyjemniejsza od albumu poprzedniego, selektywna i Jacob Hansen stanął na wysokości zadania.
Poprzedni album mógł budzić pewne wątpliwości, ale przy Diamanti jedynymi wątpliwościami są wstawki modern i mam nadzieję, że jednak będzie więcej włoskiej klasy wykonania w stylu Pure Life Unfolds i Fairy Tales for the Stars, bo szwedzkie modern jak Let's Get Started brzmi nie tylko przeciętnie, ale i nieszczerze. Grupa tej klasy nie musi schodzić do takiego poziomu.
Guaitoli jak zwykle bardzo dobry, Scolletti świetna i pełna energii, a Pastorino... To Pastorino i cieszy, że tym razem jest go więcej.
WONDERS i TEMPERANCE - to jest miesiąc Pastorino.


Ocena: 8.7/10

SteelHammer


Przedpremierowa recenzja dzięki wytwórni Napalm Records.
Odpowiedz
#7
Temperance - Hermitage - Daruma's Eyes Pt. 2 (2023)

[Obrazek: 1164653.jpg?0313]

Tracklista:
1. Daruma 04:23       
2. Glorious 04:11     
3. A Hero Reborn 05:50     
4. Welcome to Hermitage 03:53     
5. No Return 03:40     
6. In Search of Gold 04:43     
7. Join Me 03:53     
8. Trust No One but You 03:45     
9. Darkness Is Just a Drawing 04:35     
10. Into the Void 04:33     
11. Brand New Start 05:23     
12. Where We Belong 02:54     
13. Full of Memories 04:18     
14. Cliff 07:44

Rok wydania: 2023
Gatunek: Symphonic Power Metal
Kraj: Włochy

Skład:
Michele Guaitoli - śpiew
Kristin Starkey - śpiew
Marco Pastorino - gitara, śpiew
Luca Negro - bas
Marco Sacchetto - perkusja


Ciemne chmury zawisły nad TEMPERANCE, kiedy niemal kompletnie rozpadł się skład i na placu boju pozostał tylko Marco Pastorino, Michele Guaitoli i Luca Negro. Dalsza działalność stała pod znakiem zapytania, jednak w 2023 udało się zreformować TEMPERANCE i 20 października, nakładem Napalm Records, odbędzie się premiera siódmej już płyty tego znakomitego zespołu.

Przy okazji warto wspomnieć, że to pierwsza płyta z udziałem Pastorino w tym miesiącu, druga to będzie SERENITY tydzień później.
Nowy skład sprawdza się jak najbardziej i Marco Sacchetto szybko odnalazł się w tej stylistyce, chociaż wiadomo, że to nie sekcja czy gitarowe ornamentacje są istotą tego zespołu, a melodie i refreny. Oraz oczywiście dialogi.
Kristin Starkey to wokalistka bardzo dobra, żywiołowa jak sam Pastorino i wybór był bardzo trafny, ponieważ świetnie współgra z Michele Guaitoli, który śpiewa tak, jak należało oczekiwać. Pastorino jak zwykle miło usłyszeć i to jest jeden z najbardziej charakterystycznych głosów.
Jak na LP będący concept albumem, jest on bardzo niespójny. Można odnieść wrażenie, że nagrywany w różnych okresach czasu i sesjach, a może nawet pozostałości po płytach wcześniejszych, na które nie było miejsca. Tutaj się znalazło, bo utworów jest ponad 14. Koszmarków w stylu Let's Get Started z Diamanti nie ma, ale niestety nie wszystkie melodie są ekscytujące, a refreny nie zawsze trafiają.
Daruma to dobry powrót TEMPERANCE w stylu, jakiego należało oczekiwać, energiczny i nawiązujący do Of Jupiter and the Moons oraz Viridian. Podobnie rozpędzony, power metalowy Glorious, są chóry, jest przyjemnie i tę przyjemną przygodę przerywa niepotrzebnie przedłużający się A Hero Reborn. Wstęp w stylu SECRET SPHERE z czasów Michele Luppi dłuży się, bo i niewiele wnosi, ale od trzeciej minuty wspaniale przechodzą do wzorowego refrenu. Welcome to Hermitage to niestety błąd i próbują tutaj grać w stylu BLIND GUARDIAN, ale ani melodia, ani refren nie grzeszy atrakcyjnością, wokalnie też nie wypada to jakoś niekorzystnie...
No Return to świetne nawiązania do Of Jupiter and the Moons utrzymany w klimatach morskiej przygody VISIONS OF ATLANTIS, ale najlepszy jest inspirowany Diamanti Join Me. Tutaj w końcu są dialogi, głosy zmieniają się płynnie i wszyscy absolutnie dewastują w refrenach. Takich właśnie wyrazistych kompozycji zabrakło i przy tym Darkness Is Just a Drawing wypada blado. Miało być filmowo i epicko, ale nie tymi środkami i nie w takim wykonaniu. Tutaj wyszedł niestety tuzinkowy power metal z kręgów KALEDON i innych włoskich wojowników.
Niewiele za to można zarzucić bardzo przyjemnej i dobrej balladzie In Search of Gold, gdzie znów jest duch Diamanti. W tych fragmentach wypadają najlepiej, czego nie można powiedzieć o Trust No One but You. Zupełnie niepotrzebne zabawy w bezbarwny modern melodic metal Skandynawii, podobnie Into the Void i mimo wokalnej mocy granie pod AMARANTHE wypada tutaj bardzo przewidywalnie. Moc za to tkwi w balladzie przy pianinie Where We Belong, gdzie wokaliści błyszczą. Bardzo przyjemny jest też delikatny, intymny Full of Memories utrzymany w duchu SECRET SPHERE.
Będąc przy SECRET SPHERE, to jest też bardzo wyraźnie zaznaczone w Cliff, z tęsknym refrenem w stylu tych z Of Jupiter and the Moons, elegancko i ładnie zagrane. Tutaj zostało zawarte wszystko, czego na Viridian zabrakło.

Nad brzmieniem nie ma za bardzo co się rozpisywać, w końcu to powrót Mistrza Simone Mularoni, u którego chóry i orkiestracje są o wiele bardziej zaznaczone i na planie pierwszym. On się nie myli.
Zagrane zostało to wszystko w większości dobrze, ale są problemy w obrębie samych kompozycji, gdzie niektóre mogłyby być dłuższe, inne bez zbędnego przeciągania albo niepotrzebnych partii modern.
Tak dobre jak Diamanti czy The Earth Embraces Us All nie jest, ale wyszło tego za dużo, przez co nie ma poczucia spójności.
TEMPERANCE powróciło, Pastorino się obronił, ale mam nadzieję, że kolejny album będzie tak zwarty, zdecydowany i nasycony konkretnymi melodiami jak Diamanti, bez uciekanie się do bezpiecznej strefy progressive power Italii.


Ocena: 8/10

SteelHammer

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Napalm Records.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości