Black Knight
#1
Black Knight - A Tale from the Darkside (1998)

[Obrazek: R-4297899-1513001607-1082.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Story of the Day 02:27
2.Beware of the Blind 04:41
3.Irish Boy 06:39
4.Excavated 03:49
5.Rival 04:39
6.A Tale from the Darkside 05:40
7.Profound 07:01
8.Pay for Black Knight 03:45
9.Warrior 05:30

rok wydania: 1998
gatunek: heavy metal
kraj: Holandia

skład zespołu:
Pieter Bas Borger - śpiew
Richard Tseng - gitara
GertJan Vis - gitara
Hans Heider - gitara basowa
Rudolf Plooy - perkusja

BLACK KNIGHT należy do najstarszych holenderskich zespołów heavy metalowych i powstał w roku 1981 (do 1982 działał pod nazwą CAPTURE). Ekipa z Amsterdamu nie miała jednak tyle szczęścia i takiej siły przebicia jak wiele innych grup z Holandii z PICTURE na czele i tylko kilka nagrań demo ujrzało światło dzienne w latach 80tych i 90tych. Prawdziwy debiut to dopiero rok 1998, gdy nowo powstała wytwórnia Aeon wydała ich pierwszy album "A Tale from the Darkside".

Płyta zawierała kilka nagrań publikowanych wcześniej na kasecie demo oraz wcześniej nieznane kompozycje, a wszystko w duchu tradycyjnego heavy metalu inspirowanego takimi grupami jak JUDAS PRIEST i klasycznym heavy metalem amerykańskim. Tradycyjnie rycersko i heroicznie gra ten zespół mając dwa mocne atuty - średnio wysoko śpiewającego Pietera Bas Borgera o ciekawej jasnej barwie głosu i sporym zasięgu, oraz znakomitych technicznie gitarzystów Tsenga i Visa. Ich możliwości ujawniają sola w prostym dynamicznym, rycerskim Story of the Day, gdzie wystarczyło im dwie i pół minuty, by solidnie dołożyć słuchaczowi w atrakcyjnej pod względem melodii kompozycji. Jest tych krótszych numerów tu jeszcze kilka, w tym ponury i epicko brzmiący Excavated. Co najciekawsze najlepsze riffy i najlepsza motoryka pojawia się tu  zupełnie na końcu. W Pay for Black Knight pojawiają się spore akcenty stylistyki NWOBHM. Ten numer zagrany z dużą werwą przypomina najlepsze dokonania bandów ze strefy Newcastle. Udane są melodie stworzone przez BLACK KNIGHT i godna szacunku jest swoboda, z jaką grają gitarzyści oraz robota sekcji rytmicznej, gdzie bryluje Rudolf Plooy, zdecydowanie jeden z lepszych perkusistów niderlandzkich tamtego okresu. Popisowy występ wokalisty można usłyszeć w Beware of the Blind, kompozycji z częściowo skandowanymi partiami i wysokimi zaśpiewami w stylu amerykańskim.
Słuchając takich utworów jak Rival nasuwa się myśl, że jednak wiele zespołów lat 80tych nie została w Holandii należycie doceniona. Mocny, atrakcyjny pełen energii classic heavy metal! Tak jak wyborny rycerski Warrior, autentyczna classic metalowa petarda! A cel osiągnięto raczej prostymi środkami, podpatrzonymi u Amerykanów, choć część instrumentalna to fontanna pomysłów, w tym nawet na skromne wykorzystanie motywu neoklasycznego i króciutkiego akcentu z IRON MAIDEN. Świetny pojedynek gitarzystów!
Jest jednak i nieco metalowo - rockowego chaosu w przeładowanym pomysłami songu semi-balladowym epickim Irish Boy. Wskazuje on jednak po raz kolejny na wysokie umiejętności całej ekipy. A Tale from the Darkside zaczyna się łagodnie, potem jednak klimat gęstnieje, podobnie gitarowa ściana i w sumie blisko tu do MANILLA ROAD z tych szybszych i najbardziej heroicznych numerów. Ciekawa jest monumentalna i pełna mocnych gitarowych akordów część instrumentalna. Najdłuższy na tym LP Profound to pełna niuansów i odcieni kompozycja utkana z fantastycznych zagrywek gitarzystów, smutku, zadumy i epicko prog rockowa i może trochę szkoda, że w drugiej części przechodzą do kalejdoskopu true epic motywów i żadnemu do końca nie nadają decydującemu znaczenia. Trochę jak w Irish Boy.

Dobrze wyprodukowana płyta BLACK KNIGHT zawiera materiał bardzo tradycyjny i przywodzący nostalgiczne wspomnienia entuzjazmu metalowego lat 80 w Europie Zachodniej, wskazując, że nie tylko Niemcy mieli wówczas coś do powiedzenia w pogoni za Brytyjczykami. Za tą płytą nie poszła jednak popularność i większość członków (Borger, Tseng i Vis) skupiła się na bardzo ostatecznie niedocenionej grupie PROFOUND, choć BLACK KNIGHT działał formalnie nadal.


ocena: 8,8/10

new 13.06.2020
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Black Knight - The Beast Inside (2007)

[Obrazek: R-5428093-1513001315-1789.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Intro 02:21
2.Like to Ride 06:33
3.Creatures 04:25
4.Dreamer 09:01
5.Screaming 05:17
6.Prisoner 06:41
7.Metal Sonny 05:21
8.Who I Am 08:18

rok wydania: 2007
gatunek: heavy metal
kraj: Holandia

skład zespołu:
Marcel van der Haven - śpiew
Bernie Flapper - gitara
Melvyn Christiaan - gitara
Hans Heider - gitara basowa
Rudolf Plooy - perkusja

Plooy i Heider po odejściu pozostałej części zespołu zebrali nowy skład i grupa działała nadal przygotowując materiał na nowy album, który tym razem został wyprodukowany i wydany przez zespół jako self release w roku 2007.

W stylu zespołu zaszły dosyć spore zmiany i tym razem przedstawił on heavy metal znacznie bliższy stylistyce amerykańskiej z seriami wysokich zaśpiewów Marcela van der Havena, byłego wokalisty heavy metalowej grupy BEHIND BARS, wiekowej, ale praktycznie zupełnie bez sukcesów. Tej Ameryki i nawet USPM jest bardzo dużo w masywnych i ponurych epicko kompozycjach Like to Ride, Prisoner i Creatures, gdzie nawet można wychwycić elementy thrashowe i zapożyczone z death/thrashu. Ogólnie jednak to bardzo powszednio brzmiące utwory. Gitarzyści, którzy zastąpili Tsenga i Visa grają nieźle, ale zdecydowanie nie jest to ten sam poziom. Jest tu także bardzo długi Dreamer, nawiązujący do podobnie rozbudowanych kompozycji z debiutu, ale toporne heavy/thrashowe fundamenty czynią z niej numer tuzinkowy i wtórny. Screamer ma kapitalny główny motyw przewodni, co z tego jednak, skoro poza tym wyziera z tego teutoński prymitywizm. Tu także słychać, jaka różnica klas dzieli ten duet gitarzystów od poprzedniego w partii solowej. Trochę łamańców gitarowych, trochę heroizmu, trochę chaosu w mało wyrazistym Metal Sonny, bardzo, bardzo amerykańskim w formie, no i na koniec kolejny rozbudowany Who I Am. Dobra rytmika w umiarkowanym tempie, jednak zupełnie nieudane wokale w refrenach. Na coś się tu czeka poza nawiązaniami do riffowania a la METALLICA, ale poza przeciętnymi solami nic tu nie ma do samego końca. Potem cisza i ukryte outro, które wraz z intro stanowi najbardziej oryginalną, symfoniczo-teatralną część tej płyty.

Jak na album wydany nakładem własnym, sound i produkcja jest dobra, choć bez błysku. Surowe gitary, głośna sekcja rytmiczna, wszystko jak należy, ale uwagi nie przykuwa konkretnie nic.
Bardzo przeciętna płyta przeszła bez echa i w roku 2008 zespół został rozwiązany.


ocena: 6,2/10

new 13.06.2020
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Black Knight - Road To Victory (2020)

[Obrazek: 141019-Black-Knight-Road-to-Victory.jpg]

tracklista:
1.Road To Victory 04:50
2.Legend 04:48
3.Pendragon 05:38
4. Thousand Faces 05:35
5.My Beautiful Daughters 06:45
6.Crossing The Rubicon 07:09
7.Primal Power 05:08
8.The One To Blame 04:13

rok wydania: 2020
gatunek: heavy metal
kraj: Holandia

skład zespołu:
David Marcelis - śpiew
GertJan Vis - gitara
Ruben Raadschelders - gitara
Ron Heikens - gitara basowa
Rudolf Plooy - perkusja


Historia BLACK KNIGHT nie zakończyła się w roku 2008. W 2012 Rudolf Plooy i GertJan Vis reaktywowali grupę i przez jakiś czas trwała budowa i stabilizowanie składu. Ostatecznie pojawili się muzycy nowi i dotąd nieznani oraz powszechnie znany wokalista David Marcelis, podpora LORD VOLTURE, który jednak po roku 2014 niczym nowym się nie zapisał. Rezultatem współpracy nowej ekipy jest album "Road To Vistory" wydany przez Pure Steel Records w czerwcu 2020 roku.

David Marcelis to wokalista przeciętny. Głos przeciętny, charyzma przeciętna i zdolność wydobycia czegoś więcej z ogranych melodii heavy metalowych (także w LORD VOLTURE) również przeciętna. Może na skalę Holandii ma on jakiś status, ale w Europie to już bardzo dalekie zaplecze. Cóż, Plooy postawił na frontmana rozpoznawalnego, choć może jakiś młody, nieznany talent byłby tu bardziej na miejscu?
Repertuar tej płyty to tradycyjny heavy metal, ani zanadto epicki, ani zbyt rock metalowy w radiowym stylu. Po prostu taka klasyka grania z lat 80tych nawet bez odświeżania formuły soundu. Dwie gitary to prowadzą, Vis gra wysokiej klasy precyzyjne sola, sekcja rytmiczna zdecydowana i pewna siebie pod wodzą lidera, a wokal lekko schowany wśród gitar, no bo w końcu eksponować nie ma za bardzo kogo i czego. Solidne, zdecydowane melodyjne granie classic heavy to Road To Victory i Legend, z bardzo dobrym refrenem oraz echami IRON MAIDEN, ale same zwrotki niczym nie zachwycają. W tej samej kategorii tak dosyć gładko przemykają się Pendragon z doskonałą  częścią instrumentalną i solami gitarowymi oraz pojedynkiem obu gitarzystów, ale to "łoołoo" z dodatkiem basu to już takie sobie... Gdy grają wolniej, to trochę ospałe jest w Thousand Faces i po praz kolejny te fragmenty instrumentalne są najlepsze. W koleinę powszedniości classic heavy popadają w lżejszym, radiowym zabarwieniu My Beautiful Daughters i jest to numer co najmniej o trzy minuty za długi, bo klimatyczne quasi progresywne zagrywki w części środkowej zupełnie nic tu nie wnoszą. Trochę Ameryki w dynamicznym i wchodzącym na obszary USPM Primal Power i tu też jest średnio, mimo w tym akurat utworze godnego szacunku zaangażowania Marcelisa  w jego ubarwienie. Po prostu średnio chwytliwy heroiczny heavy... Tak jak i The One To Blame na zakończenie. Podobnych numerów już tyle było...
Najdłuższy Crossing The Rubicon ma urzekające riffy i ornamentacje w tej epickości, jaka jest tu budowana, także refleksyjnej odmianie, ale David Marcelis śpiewa to źle i drażniąco, manierycznie i w sposób przerysowany po prostu.

Realizacja to ostre mocne gitary i to jest dobre, ale najlepszy jest sound basu i to doprawdy majstersztyk ekipy odpowiedzialnej za produkcję. Miażdży i dewastuje ten bas, a ponadto partie Rona Heikensa są bardzo dobrej marki. Poza tym to po prostu dobra płyta z tradycyjnym heavy metalem. Takiego grania jest coraz mniej, nadal jest we Włoszech, nadal w Anglii, ale już w Niemczech jest w odwrocie, poza Zagłębiem Ruhry rzecz jasna.
Dobry typowy heavy metal.


ocena: 7/10

new 26.06.2020
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości