Crimson Wind
#1
Crimson Wind - The Wings of Salvation (2011)

[Obrazek: R-5460454-1395283395-6805.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Intro 01:21     
2. Abyss of Fire 04:50     
3. Endless Dèja Vu 04:24     
4. Hold Your Dreams 05:47       
5. Mask of Hatred 03:15       
6. Slave to Your Memory 04:32     
7. Rain from the Universe 05:05     
8. The Crimson Stains 05:01       
9. Awakening 01:58     
10. Rebirth 06:09     
11. Wings of Salvation 04:48     
12. Slave to Your Memory (Piano & Voice Version) 03:21       
13. Awakening (Guitar & Voice Version) 02:00

Rok wydania: 2011
Gatunek: Melodic/Progressive Power Metal
Kraj: Włochy

Skład:
Alessio Taormina - śpiew
Emanuele "Izzy" Bonura - gitara
Niki Zummo - bas
Claudio Florio - perkusja
Diego Galati - instrumenty klawiszowe

CRIMSON WIND założone zostało w 2008 roku, złożony z muzyków raczej z dość małym dorobkiem. Dużej historii tutaj nie ma. w 2009 roku zostało nagrane demo i zespołem zainteresowała się prężnie rozwijająca się, niemiecka wytwórnia IceWarrior Records, która wydała debiut 26 marca 2011 roku.

Kolejna płyta melodic powerowa, w której jest coś z LABYRINTH, z RHAPSODY, z jakimiś elementami symfonicznymi i lekko progresywnymi w ramach urozmaicenia, na przykład growlem i klawiszami (Mask of Hatred). Ducha włoskiej sceny progresywnej tutaj słychać, w szczególności MOONLIGHT CIRCUS pod względem techniki wykonania, ale i samych aranżacji. To już słychać w bardzo dobrym Endless Deja Vu, które spokojnie na debiucie MC mogłoby się znaleźć, podobnie w Abyss of Fire z bogatymi klawiszami i wtrąceniami akustycznymi. Są i próby grania romantycznego w udanym Slave to Your Memory i mimo że Alessio Taormina sprawdza się na tym albumie dobrze, szczególnie biorąc pod uwagę, że to jego debiut, to oczywiście nie równa się z Lione, a już tym bardziej z Tiranti.
Bez wątpienia jest to album zagrany bez zarzutu od strony technicznej - sola są bardzo dobre i Bonura daje niezły pokaz swoich umiejętności już w Abyss of Fire, ozdobnikami neoklasycznymi w Endless Deja Vu. Hold Your Dreams przypomina najlepsze czasy RING OF FIRE i duet Bonura/Galati jest tutaj po prostu wyborny, szkoda tylko, że tych pojedynków jest tak mało, bo poza tym i lekko neoklasycznymi ciągotami w dialogu Rebirth można odnieść wrażenie, że jest to album kompletnie zdominowany przez parapet na miarę ARTENSION, projektów Richarda Anderssona.
W tych progresywnych pociągach, których jest tutaj sporo, są najbardziej podobni do MOONLIGHT CIRCUS i jego protoplasty, BLACK JESTER, różnicą są kompletnie dominujące klawisze i nieco przystępniejsza forma, jaką CRIMSON WIND wybrało.

Nawet brzmienie i rozmieszczenie instrumentów wskazują na celowe inspiracje muzyką MC i BJ. Selektywne, świetnie słyszalny bas i typowa, niezbyt twarda, ale mocna perkusja, która od czasu do czasu jest pod klawiszami.
To płyta zagrana dość równo, z drobnymi przebłyskami i solidna od strony technicznej, ale bardzo wtórna, schematyczna i mechaniczna, pomimo prób spojrzenia na progressive metal z kilku stron i nieśmiałymi próbami ozdabiania tego neoklasyką. Przez to wyszedł album po części eklektyczny, niezdecydowany i w sporej części z brakami w refrenach, a jeśli jakieś zapadają w pamięć, to głównie dlatego, że jest to bardzo odtwórcze.
Oryginalnością zespół nie powalił i jakiś czas po nagraniu albumu z zespołu odszedł Alessio Taormina na rzecz THY MAJESTIE, w którym rozwinął skrzydła i dał niesamowity występ.
Dobry debiut, który próbował kontynuować muzykę MOONLIGHT CIRCUS, ale nie porwał tłumów.


Ocena: 7.4/10

SteelHammer
Odpowiedz
#2
Crimson Wind - Last Poetry Line (2015)

[Obrazek: R-10621075-1501097527-3744.gif.jpg]

Tracklista:
1. Black Shelter 04:34     
2. Last Poetry Line 03:58       
3. Death Dwells in Sight 05:34     
4. In Vain 05:42     
5. The Hills Gaze in Silence 04:20       
6. Still 05:28       
7. The Storm 04:47     
8. Whisper 03:18       
9. Heirloom 08:45       
10. Farewell Is Forever 05:27

Rok wydania: 2015
Gatunek: Progressive Power Metal
Kraj: Włochy

Skład:
Guido Macaione - śpiew
Giuseppe Taormina - gitara
Niki Zummo - bas
Claudio Florio - perkusja
Diego Galati - instrumenty klawiszowe

W CRIMSON WIND, znanym również jako CRIMSONWIND zaszły zmiany. Gitarzysta Bonura porzucił zespół i zajął się innymi projektami, największym ciosem był jednak brak wokalisty. Alessio Taormina odszedł z zespołu niedługo po nagraniu debiutu i poszukiwania zastępstwa chwilę trwały, ale się udało i Guido Macaione został nowym frontmanem.
Zespół milczał przez dość długi czas i powrócił dość niespodziewanie w 2015 roku z nowym albumem, nagranym już w 2014 roku, wydanym nakładem cypryjskiego Pitch Black Records. 

Black Shelter to ciekawie zagrany power metal, krzyżujący style LABYRINTH (bardzo bogate i różnorodne partie klawiszowe) z takimi zespołami jak ATHENA, gdzie była specyficzna ekspozycja melodii. Ale jest też tutaj coś z WARDRUM, szczególnie jeśli chodzi o klimat nostalgii.
Guido Macaione to bardzo specyficzny wokalista, może nawet za bardzo manieryczny, co słychać chociażby w Death Dwells in Sight, gdzie w refrenie przydałoby się więcej mocy i przekonania. Słychać, że lepiej się czuje w kompozycjach bliższych Włochom, jak Black Shelter właśnie czy Last Poetry Line w stylu LABYRINTH. Jest i KALEDON i ta nudniejsza wersja THY MAJESTIE w In Vain, włącznie z disco-polowymi klawiszami i to był błąd, tak jak sztuczne górki wokalisty, które brzmią fatalnie.
5 minut grania męczącego, ogranego i kompletnie bez życia. Brak dostojności SECRET SPHERE w tym wszystkim.
Może należy wspomnieć fakt, że większość tej płyty została skomponowana przez Bonura, który odszedł przed nagraniami i to jest pierwszy utwór, skomponowany przez nowy skład?
The Hills Gaze In Silence to bardzo mętna akustyczna ballada i takie rzeczy lepiej śpiewało i grało SECRET SPHERE. SECRET SPHERE znów w Still, ale to ten SP ze słabszych kompozycji albumu Rain. The Storm to znów popis twórczy obecnego składu zespołu i to ponownie kompletnie bezbarwny power metal włoski, o którym trudno coś napisać, bo w ogóle się nie wyróżnia. Whisper to typowa ballada progressive, pod REDEMPTION i inne zespoły tego formatu i niestety to tylko formalna ballada, niebudząca wielkich emocji.
Na zakończenie potężny Heirloom, 9 minutowe magnum opus Bonura. SECRET SPHERE zagrany na sensownym poziomie, tutaj Macaione poza otwieraczem wypada chyba najlepiej i stara się przelać emocje. Bardzo dobre tło klawiszowe i niezły refren z prostą melodią.
Bonusem i ostatnią kompozycją stworzoną przez byłego gitarzystę jest Farewell in Forever i to standardowa kompozycja włoska zespołów z kręgów THY MAJESTIE. Jest poprawnie, ale bez przebłysku.

Dobre brzmienie, mocne blachy, może nie jest to selektywne, ale słychać dobrą, włoską robotę.
Wszystko to jest zagrane dobrze, ale słychać, że zabrakło tu kompozytora, który miał zagrać partie, bo sola gitarowe są raczej standardowe, momentami dobre, momentami nijakie i to klawisze są tutaj znacznie ciekawsze. Trudno jednak tutaj obwiniać Taormina o cokolwiek, skoro przyszedł zagrać już gotowy materiał i to Galati jest tutaj Kuprijem.
Dobra płyta i nic ponad to. Dobrze zagrane, poprawnie zaśpiewane, bez killerów i może z 2 kompozycjami, które nie powinny się tutaj znaleźć.
Są ciekawsze albumy, ale są i gorsze. Miało być chyba przystępniej, ale to nie do końca wyszło.
Album przeszedł bez większego echa i wywołał drobną sensację głównie w kręgach, gdzie każda płyta progressive metal to wielkie wydarzenie, ale jest to jednak grono dość wąskie.
Jakiś czas po nagraniu albumu odszedł Galati, wytwórnia z zespołem kontraktu nie przedłużyła i znów zamilkł.
W tym roku, na 14 sierpnia planowany jest nowy album, który wydaje Underground Symphony, a oni często wyciągają ciekawe zespoły. Po klęsce dwóch kompozycji, można obawiać się najgorszego, ale wytwórnia i drugi gitarzysta zwiastują zmiany na lepsze? Albo rzadka wtopa?
Czas pokaże.


Ocena: 7/10

SteelHammer
Odpowiedz
#3
Crimson Wind - Beyond the Gates (2020)

[Obrazek: 839663.jpg?4204]

Tracklista:
1. Orchid 01:52         
2. Black Swan 05:16     
3. Incomplete 04:09     
4. Cradle of Insanity 04:01     
5. Eyes of Acrjionda 05:07         
6. WhIiln 05:04     
7. We Are the Brave 03:17     
8. Exodus 04:34     
9. The Revelation (Black Swan Pt. II) 05:07        
10. White Swan (Black Swan Pt. III) 05:57         

Rok wydania: 2020
Gatunek: Symphonic Power Metal
Kraj: Włochy

Skład:
Guido Macaione - śpiew
Giuseppe Taormina - gitara
Enrico Macaione - gitara
Niki Zummo - bas
Claudio Florio - perkusja
Andrea Amata - instrumenty klawiszowe

CRIMSON WIND powraca po 5 latach pod szyldem Underground Symphony Records z nowym albumem, który został wydany 20 sierpnia. Zaszły drobne zmiany w składzie, dołączył drugi gitarzysta i klawiszowiec, osoby kompletnie nieznane i jest to ich debiut.

Było MOONLIGHT CIRCUS, było progresywne VISION DIVINE... tym razem jest symfonicznie. Coś z THY MAJESTIE, coś z WINTER'S VERGE, a jak Włochy, to i GREAT MASTER, i RHAPSODY nie mogło zabraknąć.
Black Swan to całkiem niezła próba odtworzenia klimatu morza, bardzo to stonowane, próbują budować klimat, największym problemem jest Macaione. Na tym albumie jest momentami bardzo mechaniczny, bez emocji, to słychać bardzo mocno w zwrotkach, ale i refrenie, w którym potrzeba było znacznie więcej mocy w głosie.
Incomplete to coś z WINTER'S VERGE i GREAT MASTER, w połączeniu z VISION DIVINE, ale to jest kombinacja bardzo ciężka, szczególnie przez kompletnie monotonny śpiew Macaione. Cradle of Insanity zaskakuje, bo są silne inspiracje ADAGIO, ale niestety, duet Taormina/Macaione to nie jest Stéphan Forté, sama kompozycja to dobra próba, ale raczej kopiowania niż własnego pomysłu. ADAGIO pojawia się jeszcze w Eyes of Acrijonda i tutaj Guido Macaione pokazuje, że jednak kiedy chce, to może być wszechstronny i głosem przekazać emocje, szkoda tylko, że to kompozycja raczej tylko poprawna.
WhIiln jest średnio udane i dziwne. To jasne, że są inspiracje THY MAJESTIE i innymi ekipami włoskimi, jak KALEDON i GREAT MASTER, ale wstawki folklorowe zagłuszają czasami wokalistę kompletnie, momentami potrafią przytłumić nawet melodię główną, która jest przecież całkiem niezła. Partia środkowa zaczyna się ciekawie, niestety od 3 minuty nie dzieje się nic i cały zespół wyszedł ze studia. Szkoda, że nie starczyło pomysłu i może jednak trzeba było skończyć na tych trzech minutach. Bardzo ożywcze natarcie ADAGIO rozpoczyna We Are the Brave ze świetnie wyeksponowanym basem i te szybkie partie są bardzo dobre, nawet mimo niesamowicie przeciętnych sol gitarowych. SECRET SPHERE wita w Exodus i jest to zagrane całkiem nieźle, jednak zabrakło romantyzmu no i wokalista to nie Luppi albo Messina. ADAGIO i KALEDON słychać w The Revelation (Black Swan, Part 2) i jest to kompozycja dobra, tak jak White Swan (Black Swan, Part 3), mimo że SEBASTIEN i RHAPSODY zagrały to lepiej. A na pewno znacznie lepiej zaśpiewały.

Brzmienie jest solidnie wykonane, typowo włoskie, z cofniętą perkusją i mocniej wyeksponowanymi orkiestracjami i dobrze słyszalnym basem, który od czasu do czasu bywa obok gitar. Czasami jest chaos w tym wszystkim i jest to na granicy czytelności, jak pewne momenty We Are The Brave, gdzie słychać tylko bas, a pozostali są w sąsiednim pokoju. Może nie trzeba było aż tak bardzo momentami cofać wokalisty, że jest zaledwie na granicy słyszalności, jak w Cradle of Insanity, z drugiej strony jednak dobór nie dziwi, bo Guido Macaione to wokalista może i dobry, ale raczej nie stworzony do takiej muzyki i czasami odnoszę wrażenie, że nie czuje się w niej zbyt pewnie.
Zagrało tutaj dwóch gitarzystów, ale w samej muzyce trudno to stwierdzić, bo grają mniej od tego, co grało THY MAJESTIE na ostatnich płytach, a tam był tylko jeden wioślarz.
Album bardziej przystępny od poprzedniego, na pewno lepiej się go słucha, ale nie można mówić o żadnym objawieniu, bo to jest oparte o sprawdzone już pomysły, czy to KALEDON, RHAPSODY czy THY MAJESTIE.
Kolejna przystępna płyta z Włoch z muzyką typową dla tej sceny. Osoby, które lubią stamtąd wszystko jak leci i tym albumem się nie rozczarują.
Pozostali posłuchają parę razy i zapomną.


Ocena: 7.4/10

SteelHammer
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości