Epica
#1
Epica - The Phantom Agony (2003)

[Obrazek: R-3205447-1323765300.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Adyta "The Neverending Embrace" 01:27     
2. Sensorium 04:48     
3. Cry for the Moon "The Embrace That Smothers - Part IV" 06:44     
4. Feint 04:19       
5. Illusive Consensus 05:00     
6. Façade of Reality "The Embrace That Smothers - Part V" 08:12
7. Run for a Fall 06:32     
8. Seif al Din "The Embrace That Smothers - Part VI" 05:47     
9. The Phantom Agony 08:59

Rok wydania: 2003
Gatunek: Symphonic Metal
Kraj: Holandia

Skład:
Simone Simons - śpiew
Mark Jansen - gitara, śpiew
Ad Sluijter - gitara
Yves Huts - bas
Jeroen Simons - perkusja
Coen Janssen - instrumenty klawiszowe

Mark Jensen odchodzi z zespołu AFTER FOREVER w 2002 roku z powodu różnic muzycznych i postanawia założyć swój własny zespół. Skład zebrał bardzo szybko, bo i szybko trzeba było coś pokazać, a że scena holenderska jest spora, to długo nie musiał szukać. Wokalistką została dziewczyna Jensena, nieznana Simone Simons, nagrane zostało demo, które zyskało zainteresowanie. W 2003 przychodzi zmiana nazwy i wydanie swojego debiutu nakładem… Transmission Records, które promowało AFTER FOREVER.
 
Muzyka to brutalniejsza wersja AFTER FOREVER i słychać, że Jensen miał plan większej brutalizacji grania symfonicznego, czerpiąc inspiracje ze sceny szwedzkiej i fińskiej. Brutalne harsh i growl wokale nie były już jedynie tłem czy drugim planem, nie jest to również tak przebojowe jak drugi album AFTER FOREVER. Do tego słychać próby większego rozmachu, większej koncentracji na orkiestracjach i dopracowaniu właśnie tego.
To oczywiste, że są pogłosy AF, to słychać ewidentnie w Faint i można by pomyśleć, że to była kompozycja odrzucona na drugiej płycie, bo była już bardzo podobna. Album jest bardzo nierówny, czasami zupełnie zabrakło melodii, jak w Sensorium, innym razem kompozycje rozkręcają się za długo i mają niepotrzebne folkowe wtrącenia jak Cry For the Moon, który pokazuje kierunek tego albumu. Jak melodie są, to bardzo proste, a jak są, to jest NIGHTWISH Fasade of Reality, ale bez przebojowości czy neoklasyki, która by to jakoś ożywiła albo naiwnych refrenów EDENBRIDGE. Jest tylko bezradność kompozycyjna i zapychanie kompozycji narracją i orkiestracją, ewentualnie ogranymi pędami sceny włoskiego flower power czy całego legionu zespołów, naśladujących RHAPSODY. Nie ma tutaj jakiejkolwiek realnej wartości, tylko 8 minut zupełnie niczego. Run for a Fall to obligatoryjna kompozycja, stwarzająca wrażenie ballady, z której nic nie wynika poza tym, że niestety Simons to nie Floor Jensen. Wszędzie jednak wychodzi brak pomysłu na zrobienie interesującego utworu i tutaj znowu są bezsensowne przerywniki i nudne przyspieszenia. Seif al Din to zlepek różnych, niepasujących do siebie pomysłów z partią mówioną i brzmi to fatalnie, szczególnie mając na uwadze, że motyw ancient znacznie lepiej wykorzystało AFTER FOREVER na swojej płycie z 2002 roku.
Apogeum bezradności jest wieńczący The Phantom Agony, który przez 9 minut trzyma się jednego pomysłu i eksploatuje go do cna. Oczywiście ten sam schemat obowiązuje, czyli rozwlekły początek, śpiewanie, potem przyspieszona partia, wyciszenie, szepty… jednak nie, bo koniec jest zaskakujący. Od 6 minuty nie dzieje się nic i takim niewypałem kończy się ta kompozycja.
 
Samo brzmienie nie jest zbyt porywające, ale na wyróżnienie zasługuje selektywność, bas jest obecny w tym wszystkim i realizacja orkiestracji i chórów również na plus. Perkusja jednak momentami jest za bardzo cofnięta i to już nie brzmi tak dobrze, bardzo miękko i bez siły, a do tego dochodzą sflaczałe gitary, szczególnie w bardziej powerowych, lżejszych momentach.
Simone Simons nie dała jakiegoś wielkiego popisu, momentami nawet irytuje, kiedy stara się śpiewać wyżej i lepiej jej wychodzą doły. Growl co najwyżej poprawny, bo o czołówce światowej nie może być mowy, a co dopiero w kraju, w którym przebywają Jan-Chris de Koeijer, Van Drunen, van Mastrigt i van den Brand.
To zostało po prostu nagrane i po prostu zaśpiewane i nikt się nie wyróżnia. Wyszła muzyka środka, czyli kompletnie nijaka, z pewnymi dobrymi pomysłami, ale w większości zrealizowana słabo.
Zdania były podzielone, porównania z AF w tamtym czasie oczywiście też były, tylko że nie mogło się bez nich obejść. Część prasy oczywiście próbowała ratować ten album, ale z perspektywy czasu niewiele to pomogło, bo dziś duża część fanów udaje, że to się w ogóle nie wydarzyło. Słusznie, bo tutaj nic ciekawego nie miało miejsca.
Mark Jensen miał tutaj coś do udowodnienia. Niestety, tutaj udowodnił, że z AFTER FOREVER nagrał lepszy album niż bez nich.


Ocena: 4.5/10

SteelHammer
Odpowiedz
#2
Epica - Consign to Oblivion (2005)

[Obrazek: R-1326839-1340450352-7551.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Hunab K'u "A New Age Dawns" ~ Prologue 01:43     
2. Dance of Fate 05:13       
3. The Last Crusade "A New Age Dawns" #1 04:22     
4. Solitary Ground 04:24       
5. Blank Infinity 04:01     
6. Force of the Shore 04:02       
7. Quietus 03:47     
8. Mother of Light "A New Age Dawns" #2 05:56       
9. Trois Vierges 04:42       
10. Another Me "In Lack'ech" 04:40       
11. Consign to Oblivion "A New Age Dawns" #3 09:45

Rok wydania: 2005
Gatunek: Symphonic Metal
Kraj: Holandia

Skład:
Simone Simons - śpiew
Mark Jansen - gitara, śpiew
Ad Sluijter - gitara
Yves Huts - bas
Jeroen Simons - perkusja
Coen Janssen - instrumenty klawiszowe

W 2004 roku AFTER FOREVER dało formalną odpowiedź na EPICA w postaci kolejnego albumu, który został okrzyknięty sukcesem.
Skład EPICA pozostał bez zmian i na 21 kwietnia 2005 postanowiła spróbować ponownie. Nakładem Transmission Records oczywiście.

Cała fala krytyki została wzięta pod uwagę i to już słychać w Dance of Fate, który ma znacznie mocniej i lepiej wyeksponowaną melodię. Zaczyna się też wytwarzanie stylu EPICA i zaczyna powoli zyskiwać swoją własną tożsamość. Wystarczy wsłuchać się w potężne chóry i orkiestracje, które będą wizytówką tego zespołu w kolejnych latach.
Potężnie też jest w The Last Crusade, ale niestety kawałek nie zabija, poza poziomem realizacji orkiestracji.
Może Solitary Ground nie powala i jest to przeciętna ballada, jakich się słyszało pełno w NIGHTWISH i setkach jego naśladowców, a Blank Infinity to raczej tylko dobry utwór symfoniczny i takie rzeczy były lepsze w EDENBRIDGE i innych bandach. Na plus ciekawe klawisze. Nadal jednak są utwory nijakie, w Force of the Shore najlepsze są orkiestracje i to one głównie zapadają w pamięć, ale nie metalowa część, niestety, a już na pewno nie harsh czy growl. Quietus to nudny NIGHTWISH, o którym trudno coś napisać.
W przeciwieństwie do płyty poprzedniej jednak jest jeden prawdziwy killer, Mother of Light. Idealne zbalansowanie harshu ze śpiewem Simons i to chyba jej najlepsze partie na całej płycie. Mocna, świetna melodia, górujący bas i wyborny refren. Co prawda podpatrzone i zmodyfikowane AFTER FOREVER, ale jest w tym moc, jakiej jednak AF nie miało.
Trois Vierges jeszcze trzyma jakiś poziom, ale to głównie za sprawą oczywiście wybornego Roy Khana. W Another Me jest nudno i to kolejny typowy symphonic metal bez historii. Starają się to jakoś ratować w Consign to Oblivion, ale jest to tylko niezły extreme metal z bardzo przeciętnymi wokalami Jansena i wybornymi chórami. Jednak wychodzi tutaj schematyczność kompozycji, a zakończenie jest dość słabe.

Za mix odpowiada ponownie Sacha Paeth, ale masteringiem tym razem zajął się Sander van der Heide i efekt wyszedł znacznie ciekawszy niż na płycie poprzedniej.
Kompozycyjnie jest lepiej, nawet jeden killer się znalazł, ale dobrych utworów jest garstka, a nijakiego metalu niestety sporo. Na pochwałę zasługuje Simons, która śpiewa znacznie ciekawiej niż na debiucie i jest znaczna poprawa, chociaż to jeszcze nie jest szczyt jej możliwości. Sam album został przyjęty znacznie lepiej, szczególnie lokalnie, ale to jeszcze nie było to.
Dla Mother of Light i paru innych kompozycji czy świetnych chórów można posłuchać, ale ogólnie emocje jak na grzybach.


Ocena: 7/10

SteelHammer
Odpowiedz
#3
Epica - The Divine Conspiracy (2007)

[Obrazek: R-1067453-1572453564-3421.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Indigo (Prologue) 02:05       
2. The Obsessive Devotion 07:13     
3. Menace of Vanity 04:13       
4. Chasing the Dragon 07:40     
5. Never Enough 04:47     
6. La'petach Chatat Rovetz (The Last Embrace) 01:46     
7. Death of a Dream (The Embrace That Smothers - Part VII) 06:03     
8. Living a Lie (The Embrace That Smothers - Part VIII) 04:56     
9. Fools of Damnation (The Embrace That Smothers - Part IX) 08:42     
10. Beyond Belief 05:25     
11. Safeguard to Paradise 03:46     
12. Sancta Terra 04:57       
13. The Divine Conspiracy 13:56

Rok wydania: 2007
Gatunek: Symphonic Power Metal
Kraj: Holandia

Skład:
Simone Simons - śpiew
Mark Jansen - gitara, śpiew
Ad Sluijter - gitara
Yves Huts - bas
Coen Janssen - instrumenty klawiszowe

Gościnnie:
Ariën van Weesenbeek - perkusja

Mogłoby się wydawać, że utrata kontraktu z wytwórnią to zły znak. Transmission Records ogłosiło bankructwo. EPICA miała szczęście i została wybrana przez niemieckiego tytana Nuclear Blast. Podobnie jak AFTER FOREVER.
Z zespołu odszedł Jeroen Simons, ale na jego miejsce udało się znaleźć zastępstwo, perkusistę GOD DETHRONED, Ariën van Weesenbeek, który zagrał tutaj jako muzyk sesyjny.

Zaczyna się wybornym The Obsessive Devotion. Wyśmienite orkiestracje, świetna praca perkusji i współpraca z gitarami. Może Jansen nadal nie jest czołowym gardłem, ale jest lepiej niż było na albumach poprzednich. Świetna melodia i wariacja na temat ancient, bardzo dobra forma wokalna Simons, ciągle coś się dzieje i nie ma bezsensownej, pustej przestrzeni. Może poza zupełnie niepotrzebną narracją.
Menace of Vanity to kolejna bardzo dobra, dynamiczna kompozycja, treściwa i bez zbędnych przerywników. Chasing The Dragon to już jest przerost formy nad treścią, balladowy początek jest bezbarwny i nudny, są tutaj typowe zapychacze wczesnego EPICA i dopiero od 5 minuty zaczyna robić się interesująco. Never Enough to tylko niezła wolniejsza kompozycja w stylu WITHIN TEMPTATION, którą ratuje zasięg głosu Simons. Co za zmiana względem płyt poprzednich!
Death of a Dream to niestety niepotrzebna brutalizacja i rejony, które zarezerwowane są dla KALMAH czy CHILDREN OF BODOM i te brutalniejsze partie raczej kładą niż pomagają. Bardzo dobre chóry, ale to kontrast, który nie do końca działa. To samo można powiedzieć o Living a Lie, który KALMAH orze bezlitośnie w tych mocniejszych partiach i wychodzi znacznie bardziej refleksyjnie. Po tej nijakości jest mocny Fools of Damnation z bardzo dobrym śpiewem wokalisty, świetnymi zmianami tempa i bardzo melodyjnym refrenem.
Beyond Belief to znów poprawny power metal, Safeguard to Paradise to kolejne pokłosie ballad NIGHTWISH, dobrze zapowiadający się Sancta Terra to znów niewyróżniający się symphonic metal i szkoda, że tak mało tutaj przyspieszeń.
14 minut The Divine Conspiracy to co najwyżej niezłe podsumowanie albumu i zapowiedź tego, co przyniesie przyszłość. Świetne orkiestracje i chóry i szkoda, że musi mieć zbędne wyciszenie, które trwa o wiele za długo, a zakończenie niestety nie jest wielkim wydarzeniem i zamiast z hukiem, skończyli niewypałem. Można było skrócić to połowę i by było solidnie, a tak to wyszedł przerost formy nad treścią, gdzie treści zabrakło.

Bardzo dobre brzmienie i tym razem Sascha Paeth stanął stanął na wysokości zadania. Mocna perkusja, niezbyt ostre gitary, potężne chóry i orkiestracje, a pomiędzy tym wszystkim bardzo dobra Simone Simons, która odnajduje się bez problemu. Szkoda, że album tak nierówny i dobre pomysły spotykają się z tymi gorszymi albo jest zderzenie z bezradnością kompozycyjną i brakiem pomysłu na wypełnienie pustki. Pomysłu innego niż nudny lektor czy radio.
Album okazał się sukcesem, nie tylko komercyjnym i zespół zdobył rzeszę fanów. Jensen postanowił nie spoczywać na laurach i po trasie koncertowej zaczęły się przygotowania do kolejnego albumu.


Ocena: 7.7/10

SteelHammer
Odpowiedz
#4
Epica - Design Your Universe (2009)

[Obrazek: R-1990597-1334188246.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Samadhi (Prelude) 01:27     
2. Resign to Surrender (A New Age Dawns - Part IV) 06:19     
3. Unleashed 05:48     
4. Martyr of the Free Word 05:03     
5. Our Destiny 06:00     
6. Kingdom of Heaven (A New Age Dawns - Part V) 13:35     
7. The Price of Freedom (Interlude) 01:14
8. Burn to a Cinder 05:41     
9. Tides of Time 05:34     
10. Deconstruct 04:14       
11. Semblance of Liberty 05:42       
12. White Waters 04:44     
13. Design Your Universe (A New Age Dawns - Part VI) 09:29

Rok wydania: 2009
Gatunek: Symphonic Power Metal
Kraj: Holandia

Skład:
Simone Simons - śpiew
Mark Jansen - gitara, śpiew
Isaac Delahaye - gitara
Yves Huts - bas
Ariën van Weesenbeek - perkusja
Coen Janssen - instrumenty klawiszowe

Z zespołem pożegnał się w 2008 roku Ad Sluijter, a na jego miejsce przyszedł Isaac Delahaye, kolejny po Weesenbeek były członek zespołu GOD DETHRONED.
Niby mogłoby się wydawać, ze zmiana nieistotna, a zespół przeszedł sporą odmianę.

Tym razem jest to bardzo podniośle, dumnie zagrany Symphonic Power Metal, niemal idealnie wyważony. Nie ma już bezsensownych wstawek, rąbanki czy miałkich refrenów.
Jest mocno, szorstko i epicko w Resign to Surrender, z genialnie zaznaczonym i rozegranym refrenem, utrzymanym w duchu METALLICA symfonicznego z S&M. Może partia lektorska niepotrzebna, ale melodia jest wybitnie podkreślona. Unleashed może nie ma aż takiego dobrego refrenu, ale dalekosiężny, emocjonalny śpiew Simons nadrabia wszystko, mimo że same melodie to poziom LEAVES' EYES.
Dynamika Martyr of the Free Word jest bardzo dobra, tak jak prosty refren i wyborne orkiestracje i sola. Our Destiny to znów wyborny śpiew, dobra melodia, chociaż nie aż tak porywający refren, ale bardzo dobre rozwiniecie ratuje wszystko. Kingdom of Heaven to mistrzostwo. Świetne orkiestracje, zmiany temp, fenomenalny, zapadający w pamięć i łatwo wpadający w ucho refren, chóry, orkiestracje. To jest 13 minut, których trzeba po prostu wysłuchać. Tutaj jest tyle pomysłów i żaden nie jest zmarnowany. Trudno uwierzyć, że to ten sam zespół, który potrafił nagrać dość nijakie kolosy. Motyw ancient jest obowiązkowy i występuje on w Burn to a Cinder. Refren dobry, ale sam motyw raczej z kategorii męczących i ogranych.
Bardzo ładna ballada w stylu NIGHTWISH Tides of Time i ładnie to się rozwija w drugiej połowie, nie mówiąc już o tym, jak daleką drogę przeszła Simons od debiutu do tej płyty. Deconstruct to ciągoty do gotyckich zespołów, jak SIRENIA czy TRISTANIA i to jest już tylko dobre. Trochę szkoda, że White Waters, w którym gościnnie występuje Tony Kakko w pierwszej połowie jest taką nijaką balladą, która przypomina o Unia, w drugiej połowie jednak ładnie to się rozwija. Szkoda, że to taki tylko co najwyżej poprawny utwór, który mógł być czymś znacznie więcej.
Design Your Universe jest bardzo szorstko i surowo zagrany, ale refren zrealizowany jest świetnie. To dobre zakończenie, z wybornym rozwinięciem, chociaż nie ma to podjazdu do Kingdom of Heaven.

Wzorowe brzmienie, za którego mix wspólnie odpowiadają Mark Jensen, Sascha Paeth, a za mastering Miro Rodenberg. Wspaniała robota, perkusja potężna, gitary ostre i mimo wyśmienicie zrealizowanych orkiestracji jest to selektywne.
Wszyscy tutaj spisali się lepiej niż poprzednio, są nawet sola gitarowe - może i proste, ale udane. Simone Simons spisała się po mistrzowsku.
Kompozycyjnie może jest nierówno i album w drugiej połowie wytraca na mocy, ale to nadal są utwory w większości dobre, chociaż momentami pozostaje pewien niedosyt.
Oczywiście album został ciepło przyjęty i potwierdził, że Nuclear Blast dokonało świetnego wyboru, biorąc ten zespół pod swoje skrzydła.


Ocena: 8.3/10

SteelHammer
Odpowiedz
#5
Epica - Requiem for the Indifferent (2012)

[Obrazek: R-3459624-1331218441.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Karma (Prelude) 01:33     
2. Monopoly on Truth 07:11     
3. Storm the Sorrow 05:13     
4. Delirium 06:08     
5. Internal Warfare 05:13       
6. Requiem for the Indifferent 08:34     
7. Anima (Interlude) 01:25       
8. Guilty Demeanor 03:22       
9. Deep Water Horizon 06:33     
10. Stay the Course 04:26       
11. Deter the Tyrant 06:38       
12. Avalanche 06:53     
13. Serenade of Self-Destruction 09:52

Rok wydania: 2012
Gatunek: Symphonic Power Metal
Kraj: Holandia

Skład:
Simone Simons - śpiew
Mark Jansen - gitara, śpiew
Isaac Delahaye - gitara
Yves Huts - bas
Ariën van Weesenbeek - perkusja
Coen Janssen - instrumenty klawiszowe

Poprzedni album okazał się sukcesem, choć były i głosy, że produkcja była za mocna i nie brzmiało to tak, jak płyty wcześniejsze. Skład bez zmian, wytwórnia też, i 9 marca 2012 została wydana kolejne dzieło EPICA.
No i minęły 3 lata od rozpadu AFTER FOREVER.

Karma z potężnymi orkiestracjami zapowiada kontynuację Design Your Universe, ale Monopoly on Truth to kompletne tego przeciwieństwo. O ile orkiestracje brzmią dobrze, choć nie tak jak poprzednio, to brzmienie jest zatrważające i fatalnie dobrane do muzyki. Miękkie, pluszowe, kompletnie cofnięte gitary, podobnie jak perkusja, a bas rzadko kiedy się przebija. Z soundu "sharp and clear" przeszli do typowego mainstreamu, gdzie nie ma miejsca na mocne brzmienia, momentami brzmi to bardzo płasko, szczególnie plany dalsze. Zły wybór.
Otwieracz sam w sobie jest całkiem niezły, chociaż brzmi to bardziej jak odrzut płyty poprzedniej z jeszcze bardziej wygładzonymi refrenami.
Storm the Sorrow to są rzeczy, które grała TRISTANIA i to też jeszcze nie jest złe, głównie dzięki chórom w refrenie, ale Delirium to jest kompletna kompozycyjna klapa. Nudna, okropna ballada bez polotu w stylu NIGHTWISH czy szeregu zespołów symfonicznych, które zagrały to o wiele lepiej. Kiedy przyspieszają, to w ogóle nie brzmi groźnie, mimo że Internal Warfare niby miał straszyć perkusją i klimatem, to wychodzi tylko dobry utwór ze świetnymi chórami i śpiewem Simons i dość ciekawymi solami jak na EPICA. Tytułowy Requiem for the Indifferent to miała być chyba konkurencja dla MYRATH jeśli chodzi o motyw ancient, w refrenie wychodzi powszedni metal symfoniczny, dobry, ale bardzo ograny, który mógł się spokojnie zamknąć w 5-6 minutach. Guilty Demeanor to bardzo poprawne kopiowanie TRISTANIA, w którym zespół ma niestety niewiele do powiedzenia i słychać kompletną bezsilność. Deep Water Horizon to utwór kompletnie nijaki, taki, który w dyskografii KALEDON czy RHAPSODY kompletnie wypada z głowy, Stay the Course z kolei to zapowiedź MAYAN.
Deter the Tyrant to znów TRISTANIA, ale tutaj na plus black metalowe wstawki i chóry, Avalanche to rozmemłana półballada, kompozycja, która stara się być progresywna, ale to jest równie ciekawe jak obecny progressive USA z bardzo słabymi próbami nawiązania do kunsztu WINTERHORDE.
Serenade of Self-Destruction to jest wizytówka tego albumu i tego, jak wartościowa jest to muzyka. Takiej kompromitacji, żenady i niekompetencji nie spodziewał się nikt, a to jest historia, którą warto opowiadać, powtarzać i wytykać do końca świata i jeden dzień dłużej.
Na pierwszej wersji CD (chociaż chyba żadnej reedycji ten album się nie doczekał) ta kompozycja była bez wokali i był to długi, rozlazły utwór instrumentalny. Nikt nie zwrócił uwagi, że nie zostały tutaj dodane wokale, ani w trakcie obróbki, jak dostało status złoty, ani jak już to miało lecieć do sklepów i już tam wylądowało.
Zespół oczywiście przeprosił za zaistniałą sytuację. 5 dni po wydaniu albumu. I w ramach przeprosin Nuclear Blast udostępniło tę kompozycję za darmo do pobrania.
Tu już nawet nie chodzi o to, czy ta kompozycja jest dobra czy zła, ale wpadki tak żenującej nie przypominam sobie nawet u zespołów najbardziej amatorskich. To jest po prostu skandaliczne i niewybaczalne.
Jednocześnie pokazuje, w jakim właśnie klimacie i z jakim przekonaniem ten album był robiony.

Oczywiście zachwytów nie brakowało, część prasy próbowała albo udawała, że sytuacja nie zaistniała, albo, co również prawdopodobne, dostała prawidłową wersję cyfrową, ale jak jest naprawdę dziś trudno powiedzieć.
Jakby nie mówić o najsłabszych płytach, nawet tam nie było takiego pokazu, a już szczególnie od tak wielkiej wytwórni jak Nuclear Blast.
Po części zakończenie ironiczne, bo tak jak zabrakło czegoś istotnego w kompozycji końcowej, tak naprawdę zabrakło czegoś istotnego na całej płycie, co by ją wyróżniało.
Tu niestety poza chórami i kilkoma melodiami i solami, nie ma nic.


Ocena: 4/10

SteelHammer
Odpowiedz
#6
Epica - The Quantum Enigma (2014)

[Obrazek: R-5719506-1400811973-8178.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Originem 02:11     
2. The Second Stone 05:00       
3. The Essence of Silence 04:47       
4. Victims of Contingency 03:31     
5. Sense Without Sanity (The Impervious Code) 07:42     
6. Unchain Utopia 04:45       
7. The Fifth Guardian 03:04     
8. Chemical Insomnia 05:12     
9. Reverence (Living in the Heart) 05:02     
10. Omen (The Ghoulish Malady) 05:28     
11. Canvas of Life 05:28     
12. Natural Corruption 05:24       
13. The Quantum Enigma (Kingdom of Heaven, Part II) 11:53

Rok wydania: 2014
Gatunek: Symphonic Power Metal
Kraj: Holandia

Skład:
Simone Simons - śpiew
Mark Jansen - gitara, śpiew
Isaac Delahaye - gitara
Rob van der Loo - bas
Ariën van Weesenbeek - perkusja
Coen Janssen - instrumenty klawiszowe


Requiem for the Indifferent to była porażka nie tylko dla EPICA, ale i całego zespołu specjalistów i wytwórni, prawdopodobnie jedna z największych. Trzeba było działać szybko i nikt nie mógł udawać, że nic się nie stało, dlatego 2 maja 2014 roku pojawiła się 6 już płyta, ponownie nakładem Nuclear Blast.

Tym razem Nuclear Blast postanowiło nie zostawiać niczego przypadkowi i nie ryzykować stratą marki i Sascha Paeth został oddelegowany do pomocy przy aranżacjach i trzymany jak najdalej od produkcji.
Po skomponowanym przez Boba Katsionisa Originem zespół szarżuje dumnie i mocno w bardzo dobrym The Second Stone. Klasyczna EPICA w najlepszej postaci i wielka szkoda, że solo gitarowe jest takie krótkie. The Essence of Silence to MAYAN i te partie drugiego zespołu Jansena są najmniej interesujące, szczególnie na tle wybornie zrealizowanego refrenu, podobnie jest z Victims of Contigency i tutaj jedynie przejścia są nie do końca przemyślane i może za bardzo chcą trafić do słuchaczy SEPTICFLESH. Więcej EPICA jest za to w bardzo dobrym Sense Without Sanity, klasycznym dla nich dłuższym utworze, bezpieczny i średnio udany jest niestety Unchain Utopia, w którym próbują nawiązywać do delikatniejszych partii Design Your Universe. Chemical Insomnia jest gdzieś pośrodku MAYAN i Design Your Universe, podobnie Reverence z mocnymi i bogatymi partiami perkusji i udanymi solami.
Omen to bardziej rejony AFTER FOREVER i bez blasku, tak jak kolejna już z kolei ballada Canvas of Life, która zaczyna się i jest zaaranżowana jak wiele innych, z wielkim zakończeniem i szkoda, że tyle czasu trzeba czekać na najlepszą partię. Po szwedzkie inspiracje przecinane MAYAN sięgają w Natural Corruption, którego równie dobrze mogłoby nie być.
Kingdom of Heaven Part II to bardzo dobre zwieńczenie, proste w treści i przesłaniu, nieprzekombinowanie, z prosto i jasno zaznaczonym refrenem. Może tylko zabrakło czegoś bardziej dynamicznego, ale jako wyciszenie jest niezłe.

Tym razem Jacob Hansen w duecie z Dariusem van Helfterenem i album brzmi fenomenalnie. Talerze są perfekcyjne i nie mogły brzmieć lepiej, tak jak krystalicznie czysta i w centrum wszystkiego w bardzo wysokiej formie Simone Simons. Wspaniała robota.
Pozostali muzycy spisali się bez zarzutu, nawet czasami gdzieś zaszaleli, szczególnie sekcja rytmiczna. Bardzo dużo energii i czasami szkoda, że w takich partiach momentami zabrakło melodii i wychodzi MAYAN.
Komu naleciałości MAYAN nie przeszkadzają, to płyta bardzo dobra, ja wolę w EPICA słyszeć EPICA, a jeśli już MAYAN, to ich agresję i energię, ale z lepszymi melodiami. Przez to wychodzi pewien niedosyt i nierówności kompozycyjne, które plasują ten album niżej od Design Your Universe, ale nieznacznie.
Poprzednia płyta to był przykry wypadek przy pracy i zespół pokazał, że jeszcze ma na siebie pomysł.

Ocena: 7.9/10

SteelHammer
Odpowiedz
#7
Epica - The Holographic Principle (2016)

[Obrazek: R-9090820-1591453641-7708.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Eidola 02:39     
2. Edge of the Blade 04:34     
3. A Phantasmic Parade 04:36       
4. Universal Death Squad 06:38     
5. Divide and Conquer 07:48       
6. Beyond the Matrix 06:26       
7. Once upon a Nightmare 07:08       
8. The Cosmic Algorithm 04:54       
9. Ascension (Dream State Armageddon) 05:16       
10. Dancing in a Hurricane 05:26       
11. Tear Down Your Walls 05:03       
12. The Holographic Principle (A Profound Understanding of Reality) 11:35

Rok wydania: 2016
Gatunek: Symphonic Power Metal
Kraj: Holandia

Skład:
Simone Simons - śpiew
Mark Jansen - gitara, śpiew
Isaac Delahaye - gitara
Rob van der Loo - bas
Ariën van Weesenbeek - perkusja
Coen Janssen - instrumenty klawiszowe


EPICA była na fali, więc bez zaskoczenia kolejny album ukazał się zaledwie dwa lata później, ponownie nakładem Nuclear Blast i w niezmienionym składzie.

Najgorsze i najnudniejsze są na tym albumie partie MAYAN, niepotrzebna brutalność z bardzo przeciętną melodią i typowym umiejscowieniem breakdownowym, który wziął się z metalcore, ale już znalazł sobie miejsce chyba niemal w każdym gatunku i tego przykładem jest mocny i wyrazisty Edge of the Blade.
To dość uniwersalna płyta i słychać różne pomysły, choć najwięcej jest tutaj MYRATH. Są naleciałości MYRATH, który w tamtym czasie zaczął zyskiwać sławę na skalę światową i o ile Edge of the Blade aż tak tego nie zdradza, to A Phantasmic Parade to już tylko mizerna kopia zaklinaczy melodii z Tunezji, można uznać nawet, że bez kompletnego zrozumienia, na czym fenomen MYRATH polega. Walnięcie motywu ancient przy mocnych gitarach i maskowaniu braku pomysłu na melodię to za mało i tutaj na plus jest jedynie partia środkowa. Jest też DIMLIGHT w Divide and Conquer, coś ze Szwecji w Beyond the Matrix z niezwykle mocnym basem i akcentem MYRATH w refrenie, jest NIGHTWISH w Once Upon a Nightmare... Ciągle jednak trudno pozbyć się wrażenia, że MYRATH jest tutaj obecne, w The Cosmic Algorithm, w którym przy okazji starają się nawiązać do albumów wcześniejszych i jest tutaj ciekawe solo gitarowe. Szkoda tylko, że zabrakło pomysłu na melodię i refren, a przy okazji zagrane kompletnie bez przekonania.
DIMLIGHT znów w Ascension - Dream State Armageddon, może i próba morskiego uderzenia WINTERHORDE, ale to nie ta liga. Zupełnie nie ta. Dancing in a Hurricane to znów MYRATH, tym razem jednak z wtrąceniami szwedzkimi.
Dobrze wypada The Holographic Principle, bo Jansen jest w dość słabej dyspozycji wokalnej i jako zakończenie jest to dobre ukoronowanie tego, jak bezpieczny album EPICA nagrała.

Tym razem Jacob Hansen zajął się mixem i masteringiem przy drobnej pomocy Dariusa van Helfterena i standard Hansena został tutaj utrzymany. Żadnych niespodzianek, mocna gitara i solidna ekspozycja orkiestracji, przy szwedzkiej, czystej perkusji. Standard i nie jest to sound aż tak kryształowy, jak płyty poprzedniej, nadal jednak jest bardzo dobre.
Album nierówny i nagrany za szybko, dobre pomysły przecinają się z tymi gorszymi, jest mniej MAYAN, ale za to więcej MYRATH bez zrozumienia ich muzyki i solidnego grania EPICA.
Bezpieczna, nierówna płyta giganta.

Ocena: 7.5/10

SteelHammer
Odpowiedz
#8
Epica - Omega (2021)

[Obrazek: R-17587432-1614294567-5779.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Alpha - Anteludium 01:38     
2. Abyss of Time - Countdown to Singularity 05:20
3. The Skeleton Key 05:06       
4. Seal of Soloman 05:28       
5. Gaia 04:46       
6. Code of Life 05:58     
7. Freedom - The Wolves Within 05:37     
8. Kingdom of Heaven Part 3 - The Antediluvian Universe 13:24     
9. Rivers 04:48       
10. Synergize - Manic Manifest 06:36     
11. Twilight Reverie - The Hypnagogic State 04:29       
12. Omega - Sovereign of the Sun Spheres 07:06

Rok wydania: 2021
Gatunek: Symphonic Power Metal
Kraj: Holandia

Skład:
Simone Simons - śpiew
Mark Jansen - gitara, śpiew
Isaac Delahaye - gitara
Rob van der Loo - bas
Ariën van Weesenbeek - perkusja
Coen Janssen - instrumenty klawiszowe


Po pięciu latach intensywnego komponowania i myślenia, co dalej z zespołem, pojawia się kolejny album EPICA. Jak to mówił sam Jansen, nagrania tego albumu trwały tyle czasu, bo chcieli dopieścić materiał do granic możliwości. Album wydany ponownie przez Nuclear Blast, w wielu edycjach, 26 lutego 2021 roku.

Zmian w składzie brak, muzyka... Abyss of Time plasuje się gdzieś pomiędzy bajkową naiwnością NIGHTWISH, a w surowszych partiach jest DIMLIGHT z elementami MAYAN, co słychać w partii środkowej.
Oczywiście EPICA jest tutaj obecna, tym razem jednak wydaje się, że jest bardziej w szwedzkich barwach, jest i motyw ancient i próba grania MYRATH w Code of Life, podobno gdzieś tam nawet jest Zaher Zorgati, ale to jest zabójczo nudne jak jego niespodziewanie słaby występ, do tego ugłaskane jak grzeczne Gaia. Kompletnie bezbarwna poprawność, motywy, które słyszało się już wielokrotnie, Freedom to nic innego jak zanęta dla nastolatek, jest ucieczka do pomysłów z Design Your Universe w Synergize. To album kompletnie wyzuty z energii czy pasji. Simons coś tam śpiewa, nawet ładnie, ale to nie ma wpływu na niezbyt interesujący materiał, niezwykle powolny i usypiający, jak 13 minut Kingdom of Heaven Part III, w którym popisują się, że zorganizowali Praską Orkiestrą Symfoniczną, której nie potrafią w większości wykorzystać dobrze. Oczywiście wykonaniu orkiestracji poziomu odmówić nie można, ale próby grania horror metalu w Kingdom jest żenujące.
Energii i pomysłu starczyło im na Omega, ale to może dlatego, że jest w tym coś z wcześniejszych płyt EPICA i próby posiłkowania się próbami budowania klimatu SEPTICFLESH.
Bronią się jeszcze w standardowym, symfonicznym Seal of Solomon, który ograła już cała Szwecja oraz bardzo dobry i ciekawy The Skeleton Key i to jest jedyna próba grania czegoś innego, jednocześnie bliższego AFTER FOREVER i może WITHIN TEMPTATION.

Jacobowi Hansenowi podziękowano i za brzmienie odpowiada tym razem Joost van den Broek i wyszło przeciętnie. Gitary rozmyte, kiedy bas słychać jest metaliczny i dobry, często jednak leży pod pluszową perkusją. Jedynie orkiestracje są dobrze wyeksponowane oraz Simons. Brzmieniowo brzmi to podobnie i niewiele mocniej od VISIONS OF ATLANTIS.
Orkiestrze oczywiście nie można nic zarzucić, bo oni swoje partie zagrali na wysokim poziomie i w większości właśnie te partie są najbardziej interesujące, bo sam zespół niestety ma tutaj niewiele do zaoferowania.
Krok wstecz, bardzo bezpieczny, próba nagrania albumu dla całej rodziny. Może nie jest to ich najgorsza płyta, ale od tak doświadczonych muzyków należy oczekiwać więcej niż albumu poprawnego i tylko dla najbardziej zagorzałych fanów, którzy potrafią wybaczyć wiele.

Ocena: 6/10

SteelHammer
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości