Iron Angel
#1
Iron Angel - Hellbound (2018)

[Obrazek: R-11977725-1525980454-6688.jpeg.jpg]

Tracklista:
1.Writing's on the Wall 05:13
2. Judgement Day 04:24
3. Hell and Back 05:17
4. Carnivore Flashmob 06:09
5. Blood and Leather 04:26
6. Deliverance in Black 05:43
7. Waiting for a Miracle 03:38
8.Hellbound 03:44
9.Purist of Sin 04:46
10.Ministry of Metal 03:30

Rok wydania: 2018
Gatunek: Speed/Power Metal
Kraj: Niemcy

Skład:
Dirk Schröder - śpiew
Michael Meyer - gitara
Robert Altenbach - gitara
Didy Mackel - bas
Maximilian Behr - perkusja


Legendarny niemiecki IRON ANGEL po tym, jak został reaktywowany w roku 1997, nie zdziałał wiele. Rozczarowany Dirk Schröder rozwiązał go ponownie w 2007, ale wilka jednak zawsze ciągnie do lasu. Wokalista ponownie reaktywował zespół w roku 2015, dobierając muzyków zarówno zupełnie nieznanych jak i weteranów, z Didy Mackelem z NOT FRAGILE na czele.
Tym razem trzy lata wystarczyły, by IRON ANGEL przedstawił swój trzeci album, wydany przez Mighty Music w maju, który od drugiego dzieli 32  lata.
To bardzo długie 32 lata. Z tymi powrotami to bywa bardzo różnie. Czasem brakuje pomysłów, czasem jest się po prostu przestarzałym w tym, co się chce zaprezentować. IRON ANGEL zagrał po prostu to, co grał ten zespół zawsze. Speed power metal na thrashowej podbudowie, bez eksperymentu, tradycyjnie osadzony w melodyce niemieckiej lat 80 tych, tradycyjnie zagrany i wyprodukowany w tradycyjnym stylu lat 80 tych, rzecz jasna przy zastosowaniu współczesnej techniki nagraniowej.

Momentami ten album po prostu zabija jak w slayerowskim Judgement Day. Niepohamowana energia gitarzystów i sekcja rytmiczna napędzana energią atomową. Zresztą ta sekcja rytmiczna to ogólnie gra po prostu w zdumiewający sposób. Owszem, Mackel wie, co należy robić w takim graniu, ale młody Behr wyrasta na jedno z największych odkryć wśród bębniarzy ostatnich lat. Kapitalne gitarowe rozpoczęcie w Hell and Back zwraca uwagę także na wyborne gitary na tym LP, nie tylko w czasie energicznego riffowania od pierwszej do ostatniej sekundy. Tak, młody Altenbach to bardzo dobry nabytek. Klasyczne dla gatunku wykrzykiwane chórki znakomite, ogólnie to szczęka opada przy okazji tej kompozycji. Mordercze sola, wirtuozerskie w swojej czytelności. Totalne zniszczenie w Carnivore Flashmob z ponownie slayerowskim rozpoczęciem, surowy zadzierzysty wokal Schrödera dopełnia całości, nagłe zwolnienie i ponowne przyspieszenie z solem gitarowym zrobione mistrzowsko po prostu. Te numery są po prostu poniewierające i tu najlepszym przykładem jest Blood and Leather, z rockowym refrenem na sterydach w stylu NWOBHM i morderczymi speedowymi gitarami. Rewelacyjny speed power w Deliverance in Black, rozgrywany z niemiecką siłą i precyzją i ogólnie nie ma na tej płycie słabych numerów, nie ma wypełniaczy. Jest jazda na najwyższych obrotach od początku do końca, i tylko może Waiting for a Miracle nie aż takiej siły przebicia. Tytułowy Hellbound to kwintesencja stylu IRON ANGEL, który zawsze potrafił nagle zwolnić, nagle przyspieszyć, a potem grać jeszcze szybciej i jeszcze lepiej. Praca gitarzystów jest po prostu na tym LP budząca szczery podziw. Jak może się nie podobać slayerowski w riffach melodyjny, ale brutalnie surowy Purist of Sin?
Na koniec kosa pod żebro, czyli profesorsko rozegrany ostry Ministry of Metal.

W kwestii produkcyjnej nie można niczego zarzucić. Tak brzmiał zawsze IRON ANGEL, tyle że tu trochę unowocześniono brzmienie perkusji i gitary są ostrzejsze.
Ile w tym thrashu? Tyle ile potrzeba, gdy trzeba czymś wesprzeć power. A młodzieńcy dewastują po prostu. Dostali szansę i wykorzystali ją w 100%.
Porywający speed power "staruszka" IRON ANGEL. 
Petarda!


ocena: 9,2/10


new 5.07.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Iron Angel - Emerald Eyes (2020)

[Obrazek: 860919.jpg?2854]

Tracklista:
1. Sacred Slaughter 04:23      
2. Descend 04:05         
3. Sands of Time 03:24        
4. Demons 04:06         
5. What We're Living For 05:33         
6. Emerald Eyes 04:36         
7. Fiery Winds of Death 03:31         
8. Sacrificed 04:36         
9. Bridges Are Burning 04:26         
10. Heaven in Red 03:54         
11. Dark Sorcery 03:58

Rok wydania: 2020
Gatunek: Heavy/Power/Thrash Metal
Kraj: Niemcy

Skład:
Dirk Schröder - śpiew
Robert Altenbach - gitara
Nino Helfrich - gitara
Didy Mackel - bas
Mäx Behr - perkusja

IRON ANGEL powraca nową płytą, ponownie nakładem Mighty Music, co nie dziwi, bo Hellbound z 2018 roku to bardzo solidny kawał metalu. Skład się zmienił i z zespołu odszedł w 2019 roku Mischi Meyer, a na jego miejsce przyszedł Nino Helfrich, który ma własny solowy zespół, który jest tytułowany jako shred i znany jest tylko z tego.

Na poprzednim albumie był heavy power metalowy wygar, jednak zaszły zmiany.
Gdyby SLAYER pochodziło z Hamburga, to całkiem prawdopodobne, że ta nazwa by była tłumaczona jako IRON ANGEL, a Tyrant albo Kimball by miał na imię Dirk Schröder, bo nie tylko SLAYER człowiek żyje i są tu echa JAG PANZER, a raczej wszystkich, którzy liczyli się na scenie US Power lat 80-tych.
Sacred Slaughter to może jeszcze niemiecki heavy/power na fali REACTOR, cytat SLAYER w środkowej partii jednak jest aż zbyt oczywisty. Descend to 100% Show no Mercy w Show no Mercy, tak jak Sands of Time z gęstą perkusją i burczącym basem, ale to Didy Mackel, a nie Tom Araya. Pięknie pędzą, te refreny są udane i Demons to wypaczone METAL CHURCH z Bay Area.
Dużo tutaj US Power, ale to głównie zasługa brzmienia, które stara się stylizować tę muzykę na lata 80-te, z mocną, ale cofniętą perkusją z dobrymi blachami i gitarami, które są nieco stępione i mają teutoński sound. Może po prostu to nawiązanie do debiutu. Teutoński duch wczesnego KREATOR wisi nad tym wszystkim bez wątpienia.
Ekipy OMEN, OVERKILL i TESTAMENT spotkały się na piwie w What We're Living For, Emerald Eyes to znów SLAYER z nutą PROTECTOR. Fiery Winds of Death to może jakiś zarys wczesnego METALLICA i METAL CHURCH, i perkusja jest tutaj doprawdy wyborna.
Oczywiście nie mogło zabraknąć cytatu MEGADAVE i nim jest SACRIFICED, chociaż nie jest to zagrane aż tak wściekle i bardziej do przypomina JAG PANZER. Bardzo dobry jest rytmiczny Bridges are Burning, speedowy w stylu SLAYER i VICIOUS RUMORS z debiutu i dynami SAVAGE GRACE.
Na koniec melodyjny Dark Sorcery i tu znów coś z SAVAGE GRACE, a może i z OMEN.

Tribute album dla amerykańskiej sceny lat 80-tych z teutońskim wydźwiękiem, z solidnym jak już wspomniałem brzmieniem, z sekcją rytmiczną grającą bez zarzutu i świetnym wokalistą, który tę muzykę czuje i jest jej nieodłącznym elementem. Bardzo równy album i kompozycje wręcz obsypują słuchacza melodiami. Jednak jest jeden, bardzo poważny zarzut, którego w takiej muzyce po prostu nie da się zignorować.
Trudno powiedzieć, czy to wina tego, że Helfrich przyszedł czy tego, że Meyer wyszedł, ale w dużej części sola gitarowe są niestety niesamowicie przeciętne, momentami słabe i jedyny ładunek, jaki w sobie mają to ogromnego rozczarowania. Może w Sacred Slaughter jeszcze aż tak tego nie słychać, ale co grają w Descend czy What We're Living For, które są po prostu nijakie.
Po takiej muzyce oczekuje się jednak więcej i to ten album ciągnie mocno w dół, szczególnie mając w pamięci album poprzedni, na którym były one bez zarzutu i słychać było, że gitarzyści bawią się dobrze. Może następnym razem będzie lepiej pod tym względem, bo samą grę i melodie mają opanowane bez zarzutu, ale popisy ciekawsze daje tutaj perkusista Mäx Behr.
I pod tym właśnie względem całościowo, płyta poprzednia jest lepsza. Co nie zmienia faktu, że i tak ta jest bardzo dobra. Mogło być jednak znacznie więcej.


Ocena: 8/10

SteelHammer

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Mighty Music
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości