Ancestral Dawn
#1
Ancestral Dawn - Souldance (2017)

[Obrazek: R-10275047-1494513361-4201.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Endless Nightmare 01:38     
2. The Traveller 05:25     
3. Enter the Shaman 05:17     
4. Rise of the Ancestor 04:23     
5. Spiritual Flow 01:06     
6. Leading to Nowhere 04:57     
7. Souldance (Ayarachis) 05:51       
8. Whispers in the Grey 03:54       
9. Stormhaze 04:27     
10. The Eyes of the Universe 05:57

Rok wydania: 2017
Gatunek: Progressive/Power Metal
Kraj: Peru

Skład:
Bastian Vendrell - śpiew
Josué Castro - gitara
Jorge Higginson - bas    
Devadip Chunga - perkusja
Bryan Bello - instrumenty klawiszowe

Gościnnie:
Fabio Lione - śpiew (2,6)
Rick Altzi - śpiew (3, 4, 10)
Jonas Heidgert - śpiew (4, 10)
Nathalie Markoch - śpiew (6)
Mark Boals - śpiew (7)
Amanda Somerville - śpiew (8,10)
Ralf Scheepers - śpiew (9)
Roland Grapow - gitara (7)
Koko Rengifo - gitara
Charlie Parra - gitara
Edson Romero - gitara

Peruwiański debiutant, założony przez Jorge Higginsona w 2013 roku, szybko zebrał skład i jeszcze tego samego roku został wydany singiel "Rise of the Ancestor", na którym gościnnie zaśpiewał Jonas Heidgert i zapowiadał się niezobowiązujący symfoniczny metal w stylu DRAGONLAND.
Singiel wzbudził zainteresowanie i udało im się zainteresować niemiecką wytwórnię FC Metal, która prawdopodobnie pomogła przy doborze gości i 22 marca 2017 roku na półki trafił debiut. Tego samego dnia w Japonii nakładem Spiritual Beast.

Mamy tutaj do czynienia z 40 minutami muzyki, która z singlem ma raczej mało wspólnego. Wystarczy posłuchać, jakie zmiany przeszedł Rise of the Ancestor. Orkiestracje są daleko na drugim planie i pojawiają się rzadziej i bardziej jako chór, gościnnie dołączył jeszcze Rick Altzi, który nadaje tej kompozycji bardziej powerowego pazura, przypominając nieco dokonania RHAPSODY i jedyne, co tu pozostało z DRAGONLAND to przerywnik lektorski.
To jest mieszanina różnych pomysłów, The Traveller trudno zdefiniować. Fabio Lione śpiewa do HELLOWEEN i może drugoligowych zespołów włoskich? Enter the Shaman to MASTERPLAN w wersji rockowej, może znacznie spłycone, ale słucha się tego dobrze, głównie dzięki Altziemu, który głosem kruszy skały. Leading to Nowhere to ta mocniejsza strona RHAPSODY OF FIRE, zła, z growlami, z lżejszymi partiami w stylu DRAGONLAND.
Na pewno zespołowi nie można odmówić umiejętności, sekcja rytmiczna jest tutaj bardzo dobra kiedy nie trzyma się typowych powerowych pasaży, a sola klawiszowe i gitarowe są całkiem niezłe i jest to coś więcej niż proste przedłużenie motywu przewodniego.
Souldance (Ayarchis) wręcz bombarduje klawiszami, do tego stopnia, że momentami trudno zwrócić uwagę na to, co się dzieje i są tak agresywne jak w OPERATIKA, minus gitara. Boals w formie, chociaż partia środkowa jest koszmarna, a Grapow gra dobrze i wyszedł fajny pojedynek klawiszy z gitarą, ale jednak mimo wszystko poniżej oczekiwań i faktycznie tego, co potrafi. Vendrell dostał szansę pośpiewać z Amandą Somerville Whispers in the Grey i to jest ballada jakich wiele, która próbuje kreować krużgankowo-heroiczny klimat, ale jest to dość średnia próba połączenia Włoch z Zagłębiem Ruhry.
Sormhaze to zaskakujący niszczyciel i Scheepers tu demoluje konkretnie we wstępie, a refren... no typowy SINNER w wydaniu PRIMAL FEAR i trochę szkoda, że to nie jest takie intensywne natarcie RHAPSODY. Nawet sola starają się utrzymywać ducha kwadratury niemieckiej. The Eyes of the Universe to HELLOWEEN/DRAGONLAND w refrenie, z jakąś tam ulotnością bardziej powerowego MASTERPLAN, tylko to może być zasługa Altziego. Dobre zakończenie po prostu dobrej płyty, która się nie wyróżnia za bardzo na tle innych.

Goście się spisali wybornie, ale to profesjonaliści, to nie ma się czemu dziwić. Brzmienie jest bez zarzutu i godne tych gości, mocne i selektywne, ze świetnie słyszalnym basem i dobrze ustawioną perkusją i tutaj nie ma nic do zarzucenia.
Największym problemem są kompozycje, które są po prostu powszednie, momentami z nie do końca jasnymi połączeniami, bo nie wiadomo dokładnie po co jest infantylizacja tego wszystkiego przy pomocy HELLOWEEN. Mogła być solidna kopia DRAGONLAND i kto wie, może by było lepiej niż na ich ostatniej płycie.
Wyszła kolejna płyta z plejadą gwiazd, której jakość nie jest sumą ich dokonań.
Do posłuchania w słoneczny weekend może się nada, ale kiedy gwiazdy odchodzą, często dla takich zespołów panteon gwiazd się zamyka zaraz za plecami sław.

Ocena: 7/10

SteelHammer
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości