Lapis Lazuli
#1
Lapis Lazuli - The Downfall of Humanity (2015)

[Obrazek: R-15275936-1589048517-5368.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Prelude to Destruction 03:16     
2. The Downfall of Humanity: The Downfall 05:49     
3. Stay with Me 07:21       
4. Perilous Sleep 05:35       
5. The Downfall of Humanity: The Fallen 05:43       
6. Left Behind 05:21     
7. Breaking the Chains 06:12       
8. The Downfall of Humanity: Eternal Night 08:11     
9. A World in Ruins 01:29

Rok wydania: 2015
Gatunek: Symphonic Power Metal
Kraj: Szwecja

Skład:
Cecilia Kamf - śpiew
Timo Hautamäki - śpiew, instrumenty klawiszowe
Tobias Rhodin - gitara
Henrik Nyman - bas
Jocke Ivarsson - perkusja

LAPIS LAZULI na scenie szwedzkiej działa od 2005 roku, o dziwo nie wzbudzając zainteresowania żadnej wytwórni, biorąc pod uwagę fakt, że grali raczej sztampowy metal symfoniczny. Próbowali tego różnych wersji, od NIGHTWISH, TRISTANIA i EPICA po WITHIN TEMPTATION z odcieniami inspiracji DRAGONLAND, co słychać było na albumie z 2013 roku.
Zespół postanowił nagrać kolejną płytę, jednak bez funduszy i wsparcia wytwórni zwrócili się do fanów poprzez crowdfunding z celem 4000 euro, którego nie udało się osiągnąć, ale zebrane zostało wystarczająco, bo niecałe 3000 euro, co pozwoliło na nagrania z pomocą Timo Tolkki.
Efektem tej współpracy jest ten właśnie album, wydany nakładem własnym 25 lutego 2015 roku.

Słychać inspiracje LEAVES' EYES, nie tylko we wstępie Prelude to Destrcution, ale i Perilous Sleep, w którym słychać też pokłosia TRISTANIA. Słyszalna jest dominacja NIGHTWISH, ale bardziej złego, w symbiozie z EPICA, co słychać w mocniejszych momentach, jak The Fallen i Stay With Me, z mocnym naciskiem na orkiestracje. NIGHTWISH dominuje w Left Behind i Breaking the Chains, podobnie jak w rozbudowanym, trwającym osiem minut Endless Night, w którym NIGHTWISH krzyżuje się z delikatniejszą stroną EPICA pod względem aranżacji.
Niby można tutaj usłyszeć około 44 minuty muzyki, nie licząc intro i outro, ale największy problem to wtórność materiału i naleciałości NIGHTWISH są bardzo słyszalne i jedyne, co ich odróżnia to brak masakratora Hietala. I jakość wykonania.
Może i jest to muzyka niezbyt pomysłowa i wtórna, ale jest ozdobiona solidnymi, choć skromnymi orkiestracjami i melodie są zaznaczone na tyle dobrze, że słucha się tego dobrze, chociaż bez większego zaangażowania. O perłach kompozycyjnych mówić trudno, bo jest to album bardzo wyrównany i dobry, ale bez blasku i killerów brak, chociaż do takich kompozycji jak The Downfall i The Fallen się wraca.
Kamf to bardzo dobra wokalistka, która nie irytuje swoim śpiewem jak wiele innych wokalistek w tym gatunku potrafi - wystarczy spojrzeć na niektóre płyty SIRENIA, aby się przekonać, że da się źle dobrać głos do muzyki i nie wszystko dadzą radę przykryć orkiestracje.
Pozostali muzycy grają dobrze, ale jest to poprawne. Kompromitacji brak, ale i nie ma nad czym się rozpłynąć.

Brzmienie jest przeciętne, gitary są aż nazbyt rozmyte, a perkusja cofnięta i tylko wokalistka w centrum brzmi krystalicznie czysto. Może z mocniejszym, ostrzejszym brzmieniem by to brzmiało lepiej, bo bas raczej tutaj słychać rzadko. Należy jednak pamiętać, że jest to self-release, a te albumy rządzą się nieco innymi prawami i trzeba się liczyć z pewnymi uniedogodnieniami czy brakami profesjonalnego studia i masteringu za znacznie większą kwotę.
Album przez fanów został dobrze przyjęty, ale jednak nie na tyle, aby zespół zainteresował szersze grono. Zespół próbował jeszcze koncertować, ale od 2017 roku nie przejawia sobą żadnej aktywności.
Strata jest, bo dobrych albumów nigdy za wiele, tym bardziej, że kierunek tutaj obrany mógł się rozwinąć na kolejnej płycie.

Ocena: 7.4/10

SteelHammer
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości