Satan's Hallow
#1
Satan's Hallow - Satan's Hallow (2017)

[Obrazek: R-10216909-1501444585-9647.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Reaching for the Night 03:22       
2. Choir of the Cursed 03:13       
3. Hot Passion 03:52     
4. Black Angel 03:02     
5. Satan's Hallow 03:59     
6. The Horror 02:37     
7. Moving On 03:40       
8. Still Alive 05:02     
9. Beyond the Bells 05:19

Rok wydania: 2017
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA

Skład:
Mandy Martillo - śpiew
Steve "Lethal" Beaudette - gitara
Von Jugel - gitara
Lee Smith - bas
Patrick "Rüsty" Glöckle - perkusja

Zespół założony został w 2013 roku, który nie ma zbyt wielkiej historii, bo składa się z muzyków raczej nieznanych. W 2014 roku udało się Von Jugelowi zebrać w miarę stabilny skład, przynajmniej na tyle stabilny, aby nagrać singla w 2015 roku, który wzbudził zainteresowanie niemieckiej wytwórni Underground Power Records, która wyszukiwanie klasycznego heavy metalu miała we krwi.

I tutaj jest klasyczny, amerykański heavy metal. Słyszalne echa OMEN, JAG PANZER, a co za tym idzie są i słyszalne wpływy NWOBHM, szczególnie w solach i ogólnym klimacie, jaki tutaj zespół utrzymuje, jak i basowe szarże i wtrącenia, bo ten instrument gra tutaj obok gitar i słychać go bardzo dobrze. Dobra decyzja, bo Lee Smith gra tutaj dobrze i nie jest zwykłym pogrywaczem w tle, jak to zwykle bywa.
Satan's Hollow by nie istniało bez DEMON i BLACK SABBATH, co do tego nie ma wątpliwości. Może czasami próbują przyspieszyć i gdzieś są pogłosy TYGERS OF PAN TANG, jak to słychać w The Horror. Coś z TANK próbują ugryźć w Beyond the Bells, jakieś pogłosy IRON MAIDEN są w Black Angel. W żadnym razie nie jest to muzyka zła, płyta jest na dość wyrównanym poziomie i na wyróżnienie zasługują gitarzyści, którzy grają bardzo sola i słychać, że dobrze się przy tym bawią. Solidne dialogi i czuć autentycznego ducha lat 80-tych. Steve Beaduette pokazał się z bardzo dobrej strony na debiucie LETHAL SHOCK i tutaj również nie zawodzi i dobrze dogaduje się z Von Jugelem.
O ile nie można odmówić chęci zachowania ducha tamtych lat, pojawia się problem braku oryginalności, co jest wadą jak i zaletą. Talent i wykonanie jednak pomagają to przełknąć i na szczęście nie jest to kolejny zespół NWOTHM, który męczy swoją wtórnością i zaangażowaniem na miarę coverbandu jak to często bywa.
Często w takich zespołach problemem bywa wokalistka, która albo śpiewa za wysoko i próbuje naśladować speed metalowych wokalistów z marnym skutkiem, albo jest zbyt dopieszczona i delikatna, przez co nie ma pazura. Mandy Martillo plasuje się idealnie po środku, stara się trzymać średnich rejestrów i nie pieje, śpiewa z przekonaniem i charyzma jest wyczuwalna. Idealna symbioza z tym, co zespół tutaj gra.

Brzmienie klasyczne i oldschoolowe, bez wodotrysków, z dobrze brzmiącymi choć nie rozwrzeszczanymi gitarami, mocno zaznaczonym basem i klasyczną perkusją, która gra w tle, co wcale nie znaczy, że jest to nudne opukiwanie zestawu. Glöckle dobrze zagrał, na tyle, na ile pozwala materiał, jaki tutaj wymyślono i zbyt duża moc by mogła zaburzyć wizję klasycznego heavy metalu.
Nad każdą kompozycją z osobna nie ma co się za bardzo rozpisywać, bo to równa płyta, pełna odniesień do klasyków i nie ma tutaj zbyt wiele do zarzucenia, bo poziom wykonania jest zaskakująco wysoki, a na pewno lepszy niż w żenującym KATANA. Zagrane klasycznie i z sercem, dobrze przemyślane, ale zabrakło tutaj prawdziwych killerów, które by wbiły w ziemię. Jest dobrze i równo, a czasami lepsze to niż album eklektyczny i frustrujący mieliznami.
Oczywiście to muzyka melodyjna, a nie garażowy, nadęty i niezrozumiały heavy metal, którego już wielu ma dość. Dzięki temu też zespół zaczynał stawać się popularny, debiut został bardzo dobrze przyjęty i zespół znalazł się na kompilacji Masters of Metal wytwórni Divebomb Records i wielu wieszczyło kolorową przyszłość.
Niestety, niedługo po nagraniach, z przyczyn osobistych, zespołu odszedł Von Jugel, a pozostali członkowie postanowili, że nie chcą kontynuować działalności bez niego, w związku z czym w sierpniu 2017 roku została podjęta decyzja o rozwiązaniu zespołu.
Muzycy się nie poddali i tego samego roku założyli MIDNIGHT DICE, gdzie nadal gra Beaudette, szkoda tylko, że sam.
Dobrze, że nie zawiesili broni i walczą nadal, jak na prawdziwych wojowników metalów przystało, praca jednak zaczęła się od nowa i zespół jest na poziomie EP i demo.
Szkoda, ale może coś z tego kiedyś wyjdzie.

Ocena: 7.7/10

SteelHammer
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości