Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:985
Serenity in Murder - First Frisson in the World (2011)
Tracklista:
1. The First Frisson of the World 04:30
2. RequieM 05:17
3. Defenders of the Faith 04:44
4. Horn of Ending 03:43
5. The Tragedy 03:28
6. Defamiliarization 03:17
7. The Holocaust to Dead Line 04:41
8. Infact Bellum 04:41
9. In Hell of Heaven 05:01
Rok wydania: 2011
Gatunek: Extreme Melodic Metal
Kraj: Japonia
Skład:
Emi - śpiew
Freddy - gitara
Ryuji - gitara
Takumi - bas
Shohei - perkusja
Shuntaro - instrumenty klawiszowe
W 2009 roku gitarzysta Freddy miał pomysł na muzykę i założył SERENITY IN MUDER. W 2010 roku udało mu się zebrać stabilny skład, z którym rozpoczął nagrania na debiutancki album w Prison Studio pod bacznym okiem jego właściciela, Hiro-yuki.
Materiałem zainteresowała się wytwórnia Spiritual Beast i album został wydany 14 września 2011 roku.
W Japonii Melodic Death Metal/Extreme Melodic Metal to gatunek raczej niszowy, czasami ocierający się bardziej o death metal i o zespoły z wartymi odnotowania sukcesami jest trudno, nawet kiedy zaangażowani są w to fińscy mistrzowie Mikko Karmila i Mika Jussila oraz jedna z największych wytwórni, Spikefarm Records.
Może i SHADOW to była japońska szkoła grania MDM fińskiego, nawet dobra, ale to nie było ani CHILDREN OF BODOM, ani KALMAH.
Drugim takim podejściem jest właśnie SERENITY IN MURDER, również z panią za mikrofonem i jest zniszczenie. Kiedy można było zwątpić w CHILDREN OF BODOM i uznać, że formuła się wyczerpała i trudno było czegoś od grupy oczekiwać, SERENITY IN MUDER gra ich muzykę w najlepszym wydaniu. Przebojowo, ale bez radiowości, z kopnięciem, z refleksją i co najważniejsze wykonane precyzyjnie.
Instrumenty klawiszowe są bliższe KALMAH niż CHILDREN OF BODOM i pasaży Wirmana tutaj nie ma i są znacznie bardziej subtelne, tworząc wspaniałe tło jak w KALMAH. Melodyka charakterystyczna dla CHILDREN OF BODOM wita już w wybronym First Frisson of the World, w którym przy okazji wybornie wplatają motyw KALMAH w partii środkowej. To jest pogodzenie dwóch różnych stylów ekip, które nawet KALMAH aż tak dobrze nie wyszło na trzecim albumie.
Sola gitarowe. Może aż tak tego w otwieraczu nie słychać, ale w Requiem pojedynki gitarowe to prawdziwe mistrzostwo bez uciekania się do wyszukanych kombinacji. Kontrasty są tutaj po prostu genialne i The Tragedy słucha się ze zdumieniem jak można stworzyć kompozycję tak przebojową, nośną, a jednocześnie tak nostalgiczną, smutną.
Jest też i późniejsze CHILDREN OF BODOM, kiedy próbowali romansować z thrash metalem, ale tak, jak zostało to zostało zaprezentowane w Heaven and Hell nie zagrali nigdy.
Brzmienie klasyczne, z mocnymi gitarami, z płynnymi klawiszami, które potrafią tworzyć bardzo subtelne tło i idealnie umiejscowiona sekcja rytmiczna z dobrze umiejscowionym basem. Takie albumy często potrafią przytłoczyć brzmieniem albo brzmieć bez odpowiedniego kopa i sztucznie. Tutaj jest złoty środek pomiędzy wczesnym CHILDREN OF BOODM a pierwszymi dwiema płytami KALMAH. Surowo, ale w żadnym razie archaicznie. Słucha się tego bardzo dobrze i nie męczy.
Muzycy zagrali tutaj razem, jak dobrze naoliwiona maszyna. Nikt tutaj się nie wybija, jest to po prostu inteligentnie zagrane i wykorzystanie niecałych 40 minut w najlepszy możliwy sposób, bez słabych punktów czy jakichkolwiek potknięć.
Kolejny zespół po ACROSTICHON, który udowadnia, że panie mogą śpiewać dobrze i bardziej ekstremalne odmiany metalu.
Album został doceniony w Japonii, ale również i poza nią i zespół dość szybko zyskał sławę, co zaowocowało wieloma trasami koncertowymi.
Zespół, który debiutem pokazał, że gatunek jeszcze nie wymarł i można zagrać coś ciekawego, tradycyjnego, jednocześnie świeżego w podejściu i wykonaniu.
Ocena: 10/10
SteelHammer
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:985
Serenity in Murder - The Highest of Dystopia (2015)
Tracklista:
1. Overture 00:58
2. Noticed This Is the Betrayal 03:22
3. All Behind You Are Enemies 01:53
4. Hurt of Virtue 03:42
5. Martyr for an Age 03:04
6. Nocturnal Damnned 04:23
7. Malefic Religion in Our Abyss 03:59
8. Await Me Your Oath 04:38
9. Under the Spell 03:43
10. The Highest of Dystopia 03:47
11. The Rule 02:52
Rok wydania: 2015
Gatunek: Extreme Melodic Metal
Kraj: Japonia
Skład:
Emi - śpiew
Freddy - gitara
Ryuji - gitara
Shohei - perkusja
Shuntaro - instrumenty klawiszowe
Gościnnie:
Olly - bas
Grupa z Tokio powraca po trasach koncertowych z kolejnym albumem, którego nagrania zaczęły się już w 2012 roku, kiedy w zespole był jeszcze basista Takumi, pełną parą ruszyły jednak w 2014, kiedy udało się pozyskać Brytyjczyka Olly Gregory.
Album ponownie został wydany przez Spiritual Beast 18 marca 2015.
Tym razem do miksu dochodzi USA, to słychać już w Noticed This Is the Betrayal, w którym wybrzmiewają echa ALL THAT REMAINS. Zespół nadal zachowuje swoją tożsamość i są tutaj wtrącenia klawiszowe i nostalgiczny klimat.
Największym minusem tego albumu jest brak zdecydowania i nierówność w wykonaniu jak i inspiracjach, momentami zapuszczając się za bardzo w rejony black metalu (All Behind You Are Enemies), bardzo oklepanego i ogranego i wspomnieniem lepszych czasów jest Hurt of Virtue z pogłosami CHILDREN OF BODOM. Bezradność próbują przykryć brutalizacją, słychać to w Martyr for an Age, w którym daleko im nie tylko do sceny szwedzkiej, ale też japońskiego MY MATERIAL SEASON.
Większy nacisk został położony na orkiestracje i to zaowocowało zmianą kierunku i poszli bardziej w stronę symphonic black metalu i te zmiany słychać bardzo mocno w Under The Spell, choć nie tylko, ale tutaj chociaż jest bardzo dobra partia środkowa. I chóry.
Kompozycjami nagranymi w 2012 roku są Nocturnal Damned i Malefic Religion in Our Abyss, w których słychać więcej KALMAH i debiut. Debiut szczególnie słychać w Malefic Religion w smutku i przestrzeni, ale to niestety nie ten poziom. Jest też lekki akcent DESTROY DESTROY DESTROY Await Me Your Oath i szkoda, że tak dobra melodia refrenu zmarnowała się na kompozycję ogólnie średnią. Czymś innym jest The tytułowy Highest of Dystopia, zagrany wolniej i pogłosami Gothenburga, zabrakło tylko czystych zaśpiewów w romantycznym, fantastycznie rozegranym, ciepłym i smutnym refrenie. Kończący album The Rule wywołuje mieszane uczucia, partie symfoniczne rodem z WINTERHORDE ciekawe, melodyjne solo również, ale czegoś tutaj zabrakło konkretnego, aby to zakończyc.
Brzmienie gitar, przestrzeń i selektywność są godne pochwały i pod tym względem Hiro-yuki nie zawiódł. Klawisze znów wspaniale wypunktowane i zaznaczone, świetne orkiestracje, ogólny sound jednak dość płaski, szczególnie bardzo sucha perkusja. Słychać jednak, jak długą drogę ten zespół przeszedł, bo w Nocturnal Damned i Malefic Religion in Our Abyss brzmią momentami tragicznie.
Każdy z muzyków zagrał na poziomie, bardzo dobrze to zostało zaśpiewane, ale kompozycjom zabrakło pewności, melodii i bezkompromisowości debiutu. Zagrali płytę inną, momentami mocniejszą, przypominającą bardziej DARK HAVEN, ale nie tak dobrą. I mimo, że tylko o niecałe 4 minuty krótszą od First Frisson in the World, to bardziej męczącą.
Potwornie nierówna płyta, na której zespół nie jest do końca pewien, czy chce grać ostry symphonic black metal, KALMAH, amerykański MDM czy może Gothenburg.
Muzyka może i dobra, ale słuchacza pozostawia zmieszanego.
Ocena: 7.5/10
SteelHammer
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:985
Serenity in Murder - The Eclipse (2017)
Tracklista:
1. Earthrise 01:35
2. A Torch for Avengers 03:40
3. Isle of the Dead 02:52
4. The Revelation 03:37
5. Dancing Flames 04:34
6. Genesis 00:56
7. The Sea Is... 04:24
8. Hybrid Evolution 03:08
9. Phalaris 03:20
10. Dreamfall 04:25
11. Land of the Rising Sun 03:50
12. The Eclipse 04:10
Rok wydania: 2017
Gatunek: Extreme Melodic Metal
Kraj: Japonia
Skład:
Emi - śpiew
Freddy - gitara, orkiestracje
Ryuji - gitara
Olly - bas
Allen - perkusja
Pomimo zmian w składzie na stanowisku perkusisty i odejściu klawiszowca Shuntaro, na kolejny album nie trzeba było długo czekać i pojawił się 8 lutego 2017 roku, tym razem nakładem japońskiego Oyster Brothers Records.
Jest to również pierwsza płyta, na której Olly zagrał jako oficjalny członek zespołu, a nie muzyk sesyjny, jednocześnie ostatnia.
Nadzieje na powrót do muzyki z debiutu miażdży już symfoniczny otwieracz Earthrise, a utwierdza A Torch For Avengers z ogromnym naciskiem na orkiestracje . Melodyka dość podobna do tej z WHISPERED późniejszego okresu, melodia jest bardzo mocno zaznaczona i wyeksponowana i nie można powiedzieć, że słucha się tego źle. Tak jak Isle of the Dead, który jest stanowczo za krótki i nie rozwija swojego potencjału, a to jedno z niewielu nawiązań do debiutu.
Momentami jest to wtórne, jak The Revelation, innym razem bardzo chaotyczne i może w pewnym stopniu nieprzemyślany zlepek pomysłów jak Dancing Flames, ale poza wybornym wykonaniem nie ma tutaj zbyt wiele ciekawego, czasami jednak potrafią z siebie wykrzesać coś więcej i mimo nieprzekonującego wstępu The Sea Is... ma w sobie coś pociągającego. Może to fińskie przestrzenie, delikatne klawisze i orkiestracje, a może bardzo udane sola gitarowe.
Hybrid Evolution wywołuje mieszane uczucia, bo bardzo dobre solo gitarowe i melodia przeplatają się ze zwrotkami i zagrywkami typowymi dla KALMAH. Phalaris to już bardziej progresywne rejony i amerykański MDM, tutaj znów wychodzi chaotyczność i brak pomysłu na spięcie tego wszystkiego tak, aby miało sens, bo blasty to jednak za mało i najbardziej szkoda pojedynku gitarowego.
Dreamfall to znów tęsknota debiutu, z początku może zniechęcające, ale jak cudownie rozwijające się, z najlepszymi solami na całej płycie. Co do tego nie ma dyskusji. Szkoda, że to jest zrujnowane fatalnym, niemetalowym zakończeniem. Land of the Rising Sun zobowiązuje tytułem i klimat Japonii we wstępie się wręcz z niego wylewa. Kompozycja poprawna, ponownie z bardzo dobrymi solami, ale brzmiące dość wtórnie w porównaniu z MY MATERIAL SEASON, ale jest autentyczna. Symfoniczny The Eclipse to tylko symfoniczne, miałkie zakończenie bez niespodzianek.
Brzmienie znacznie lepsze od tego, co można było usłyszeć na płycie poprzedniej, gitary tną tak, jak powinny, ale perkusja w końcu nie brzmi tak sztucznie i płasko.
Kompozycyjnie są dokładnie te same problemy, co na albumie poprzednim i zespół nie do końca potrafi się zdecydować, co chce grać i nadal stoi okrakiem pomiędzy tym, co grali na debiucie a nowym kierunkiem, nie do końca odcinając się od przeszłości.
Wszyscy zagrali na bardzo wysokim poziomie i sola gitarowe są więcej niż bardzo dobre i szkoda, że większość kompozycji to niewiele ponad gatunkowa poprawność, technika jednak nie pozostawia obojętnym, tak jak nadal bardzo dobry śpiew Emi, która momentami jest jednak przygłuszana orkiestracjami.
Płyta została ciepło przyjęta, chociaż nie jest to taki wygar, jak debiut.
Po nagraniu tego albumu zespół zrobił sobie przerwę i zaczęły się poszukiwania nowego głosu, bo Emi odeszła z zespołu w 2018 roku, a przed nią basista Olly.
Nowy skład zebrał się w pełni w 2020 roku i będzie można go usłyszeć na albumie Reborn.
Ocena: 7.5/10
SteelHammer
Dołączył: 15.09.2019
Liczba postów:985
Serenity in Murder - Reborn (2021)
Tracklista:
1. The Great Beyond 01:23
2. Anthem 03:53
3. Plead for Your Life 04:43
4. The Titans 03:22
5. Sea of Stars 05:45
6. Rain or Shine 03:28
7. Leaves Burned to Ashes 03:57
8. Beast in Human Shape 04:08
9. The Black Sun 03:15
10. The Glow of Embers 03:08
11. The Four Seasons 04:10
Rok wydania: 2021
Gatunek: Extreme Melodic Metal
Kraj: Japonia
Skład:
Ayumu - śpiew
Freddy - gitara, orkiestracje
Ryuji - gitara
Yu-ri - bas
Allen - perkusja
Po czterech latach, SERENITY IN MURDER powraca w nowym składzie, z nową wokalistką i nowym basistą. Wydawcą jest ponownie Oyster Brothers Records, które wyznaczyło premierę albumu na 10 lutego 2021 roku.
Ayumu może nie śpiewa aż tak męsko jak jej poprzedniczka, ale jest godnym zastępstwem i aż tak bardzo zmiany się nie odczuwa, chociaż bliżej jej do typowego harshu i nie jest tak rozkrzyczana i drapieżna.
Trudno uwierzyć, ale muzyka również przeszła zmiany i jest bliższa klasycznemu MDM debiutu, przynajmniej na tyle, na ile można uznać za klasyczne mocniejsze natarcia bez czystych zaśpiewów THE EMBODIED czy mniej progresywne SCAR SYMMETRY i Rain or Shine wydaje się być próbą pogodzenia starego z nowym, udaną, bo przyozdobioną bardzo dobrym, melodyjnym solem gitarowym i aranżacjami klasycznego KALMAH, przemieszanymi z japońskim akcentem. Jest mocno i klasycznie w Anthem, bardzo technicznie z nutą nostalgii i przestrzenią ALL THAT REMAINS, z wybornymi solami gitarowymi, jest bardzo dobry pomysł w Plead for Your Life, jest moc KALMAH i KEEP OF KALESSIN i tutaj jedynie wstęp z modulowanym głosem wokalistki mi się nie podoba, bo brzmi to fatalnie na tle tego wszystkiego. No i może obeszłoby się bez naleciałości orkiestracji płyt poprzednich w partii środkowej po masakrujących solach. The Titans to znów płacząca gitara, wyborne wcięcia basu i ozdobniki gitarowe.
Nie wszędzie jest różowo i są pewne wyboje. Sea of Stars dobry, ale trochę rozczarowuje swoją powszedniością i brakiem sol gitarowych. Taki typowy, bezpieczny singiel, bardzo poprawny i średni. MDM USA kłania się w Leaves Burned to Ashes, zagranym bardzo szorstko i surowo, ale to również nic ponad dobry MDM. Do Skandynawii wracają w bardzo brutalnym Beast in Human Shape, któremu poza solami zabrakło niestety treści, którą starano się przykryć morderczym pędem. The Black Sun to bardziej symphonic black metal i kompozycja bardzo mocno skoncentrowana na perkusji, która gra tutaj bardzo dużo. KALMAH i SERENITY IN MURDER powracają w The Glow of Embers i kończą raczej mocnym akcentem.
The Four Season to utwór w większości instrumentalny, w którym zespół popuszcza wodze fantazji i to chyba jedyna, największa pozostałość po debiucie. Zagrany bardzo pozytywnie, ze słyszalną w pewnych momentach nutą GALNERYUS.
Reborn to tytuł dość wymowny, bo jest to odrodzenie zespołu, który poszukiwał, ale ostatecznie odrodził się i powrócił do tego, co mu wychodziło najlepiej. Może nie ma tutaj takiego skupiska killerów jak na debiucie i są momenty słabsze, ale nie jest to tak pretensjonalne i zbędnie wydumane jak dwa poprzednie albumy.
Freddy i Ryuji nie zawodzą przez większość czasu i przyozdabiają kompozycje bardzo dobrymi solami, Ayumu to mocna i charyzmatyczna wokalistka, a sekcja rytmiczna wbija w podłogę. Nie jest tak pompatycznie jak poprzednio, to dotyczy również brzmienia, które jest bardziej klasyczne i nie tak wycyzelowane jak poprzednio. Jest mocno, brudno, ale nie amatorsko i ekspozycja melodii jest na odpowiednim poziomie.
Takich powrotów słucha się chętnie, szczególnie, kiedy w samym gatunku pojawia się coraz mniej albumów wartych uwagi i mam nadzieję, że kolejna płyta zostanie zagrana właśnie tak.
Bez zbędnych orkiestracji, a z potęgą klasycznego melodic death metalu.
Właśnie takich płyt potrzeba.
Ocena: 8/10
SteelHammer
Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości Freddy'ego oraz SERENITY IN MURDER.
|