Exsom
#1
Exsom - Red Carpet to Paradise (2021)

[Obrazek: 915785.jpg?4355]

Tracklista:
1. Going Where Madness Shines
2. Sailing into Black 
3. Listen to the Insight 
4. Conflicts 
5. Dirty Love 
6. Drugs
7. God Is in the Rain
8. Gift of Silence
9. Panopticon
10. Frozen
11. No Gravity

Rok wydania: 2021
Gatunek: Modern Heavy Metal
Kraj: Szwajcaria

Skład:
Stefano Dell'Ava - śpiew
Tullio Roccasalva - gitara
Juri Vukusic - gitara
Piter Ferrari - bas
Uoue Sedili - perkusja

EXSOM to debiutant z Szwajcarii, który zaczął swoją karierę w 2008 roku jako SOM. Były zmiany personalne, dema, EP, jednak na ten zespół nikt nie zwrócił uwagi.
18 lutego 2021, w ramach ukoronowania wieloletniej działalności, zostanie wydany debiut grupy.

Podejście do metalu dość modern, z elementami progressive, plasujący ich gdzieś pomiędzy SONIC SYNDICATE a BULLET FOR MY VALENTINE, jeśli chodzi o melodię i słodycz, ale nie szarże wokalne, a może i coś z DAWNLESS, jak już szukać bardziej lokalnych inspiracji, jednak nie na tak wysokim poziomie. Najprościej jednak chyba będzie porównać to do TUNGSTEN i STROKKUR, chociaż wokalnie na szczęście jest to zrealizowane przyjemniej.
Dell'Ava ma głos przyjemny, stara się trzymać raczej w wyższych rejestrach, a modern Szwecję AMARANTHE słychać już w Going Where Madness Shines, a najbardziej w Sailing Into Black i Listen to the Insight. W Drugs już słychać bardziej modernistyczne podejście STROKKUR, może i eksperymentalny God is in the Rain, ale nawet STROKKUR nie grał takich elektronicznych koszmarków.
Bardzo przyjemny jest mocniej zagrany, lekko powerowy Panopticon w stylu TUNGSTEN i szkoda, że więcej tutaj takiej muzyki nie ma. Dirty Love może i jest dobre, ale takie rzeczy DYNAZTY gra po prostu lepiej, bo w Gift of Silence za bardzo romansują z electro jak to robiło AMARANTHE. Równie nieudolnie niestety. Poza zbyt elektronicznymi klawiszami trudno się przyczepić do No Gravity i Frozen, zabrakło po prostu oryginalności i zapatrzenie na scenę szwedzką jest zbyt duże.

Brzmienie jak na self-release dobre, chociaż powszednie, z mocniejszą perkusją i czystymi gitarami, ale ledwie słyszalnym basem. Chciałoby się czegoś bardziej selektywnego, ale jak na nakład własny nie ma za bardzo do czego się tutaj przyczepić.
Sola gitarowe są dobre i wpisują się dobrze w konwencję modern metalu - melodyjne przedłużenie motywu głównego, ale z progresywnym minimalizmem.
Problem tej płyty polega na tym, że jest jedną z wielu i kolejną, która za bardzo się nie wyróżnia na tle innych zespołów. Dobre kompozycje, bez realnych kilerów, z paroma mieliznami, solidnie odegrane i słychać, że zostało to zagrane kompetentnie. Zabrakło jednak natchnienia i trochę pomysłu, mając na uwadze to, że zespół próbuje uchodzić za grający modern. Zabawy gatunkami brak i to jest raczej modern w minimalnej formie, bezpiecznej i dobrze znanej.
Miło spędzone 42 minuty i dobry debiut, którego jedynym problemem jest brak oryginalności. Należy życzyć więcej odwagi, bo warsztat jest i mogą coś zdziałać z mocniejszymi melodiami i bardziej energicznym, odważnym graniem.

Ocena: 7/10

SteelHammer

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości agencji Yuggoth PR i zespołu.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości