Kamelot
#1
Kamelot - Siége Perilous (1998)

[Obrazek: R-1496490-1554778247-9801.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Providence 05:35
2.Millennium 05:15
3.King's Eyes 06:14
4.Expedition 05:41
5.Where I Reign 05:58
6.Rhydin 05:03
7.Parting Visions 03:34
8.Once a Dream 04:24
9.Irea 04:32
10.Siege 04:19

rok wydania: 1998
gatunek: melodic progressive power metal
kraj: USA

skład zespołu:
Roy Khan - śpiew
Thomas Youngblood - gitara
Glenn Barry - gitara basowa
Casey Grillo - perkusja
David Pavlicko - instrumenty klawiszowe


Zazwyczaj odejście Marka Vanderbilta uważa się za ten moment, gdy KAMELOT z drugorzędnego zespołu power metalowego natychmiast awansował do światowej ekstraklasy. Jeśli jednak dokładniej przyjrzeć się albumowi numer 3, czyli "Siége Perilous" wydanemu najpierw w Japonii przez Victor w czerwcu 1998, a potem równocześnie w lipcu na całym świecie przez cztery uznane wytwórnie, w tym Noise, to można mieć jednak pewne wątpliwości.

Przede wszystkim sam Roy Khan tu jednak do końca do siebie nie przekonuje. Jego niewątpliwe sukcesy jako wokalisty w rodzimym norweskim CONCEPTION jakoś się tu nie przełożyły na występ w muzyce nieco innej, mniej nastawionej na ekspresyjną progresję, a bardziej na melodię w opcji fantasy melodic power. Inna rzecz, że i sam Thomas Youngblood, mimo roszad w składzie stworzył tu materiał zachowawczy, w sumie stanowiący kontynuację filozofii muzycznej KAMELOT  z Vanderbiltem, gdzie wokalista po prostu tylko spełniał swoją funkcję i nie musiał być charyzmatycznym frontmanem ciągnącym wszystko do przodu, jako główna siła napędowa. Khan jest niezbyt pewny siebie, jest cofnięty w planie gitarowo klawiszowym. A ten jak i poprzednio jest mało czytelny, bo postępu w realizacji soundu muzyki KAMELOT po prostu tu nie ma. To też trochę dziwne, bo Tommy Newton, który dla CONCEPTION stworzył sound własny i interesujący, dla KAMELOT powielił wszystkie błędy produkcyjne dwóch pierwszych płyt Amerykanów. Może też i dlatego więcej nie powierzono mu prac nad następnymi płytami KAMELOT... Poprawność na tej płycie dominuje, poprawność konstrukcji utworów obdarzonych rysem progresywnym (Once a Dream, King's Eyes, Expedition), ale pozbawionych chwytliwości i klimatu. Chlubny wyjątek to otwierający ten LP Providence z melodią przepiękną, ale ekspozycja tego jest nieudana i biedny Khan śpiewa to gdzieś z boku, gdzieś z tyłu i efektu nie ma. Wydaje się, że plan klawiszowy Davida Pavlicko jest tu ważniejszy niż głos, zjawiskowy głos Khana. Zjawiskowy, ale Khan śpiewa na tej płycie jakby bez wiary w ostateczne powodzenie. Khan ma za mało miejsca dla siebie we wspaniałym w melodii dostojnej i poetyckiej Where I Reign i tu jakby lider Thomas nie chce się z nim podzielić realnie tworzeniem tego nastroju. I jednak to samo jest w Once a Dream. Może bardziej już w Rhyden coś zaczyna się równoważyć... Czasem się też wydaje, że ogólnie niepotrzebnie wyhamowują w refrenach, gdy motyw przewodni zwrotek jest doskonały i najlepszym przykładem jest Parting Visions, a nie mniej znaczącym Millennium.

Jeszcze się docierają, jeszcze nie są do końca siebie wzajemnie pewni, jeszcze upiory "Eternity" i "Dominion" nie odeszły w cień. Jeszcze nie nadszedł czas.


ocena: 7,5/10

new 14.01.2021
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Kamelot - The Fourth Legacy (1999)

[Obrazek: R-499153-1554767165-1778.jpeg.jpg]

tracklista:
1.New Allegiance 00:54
2.The Fourth Legacy 04:55
3.Silent Goddess 04:13
4.Desert Reign 01:39
5.Nights of Arabia 05:24
6.The Shadow of Uther 04:45
7.A Sailorman's Hymn 04:05
8.Alexandria 03:53
9.The Inquisitor 04:35
10.Glory 03:42
11.Until Kingdom Come 04:11
12.Lunar Sanctum 05:57

rok wydania: 1999
gatunek: melodic symphonic power metal
kraj: USA

skład zespołu:
Roy Khan - śpiew
Thomas Youngblood - gitara
Glenn Barry - gitara basowa
Casey Grillo - perkusja
oraz
Michael Rodenberg- instrumenty klawiszowe
Sascha Paeth - gitara


Żeby wyjść z zaklętego kręgu trzeba coś zrobić. Trzeba zrobić coś radykalnego, wyjść poza tkwiące w umyśle schematy, zaryzykować. KAMELOT w osobie lidera Thomasa Youngblooda taki krok zrobił.
Youngblood przystępując do prac nad kolejnym albumem KAMELOT zwrócił się ponownie w stronę Europy, tym razem Niemiec i postawił na ścisłą współpracę z uznanymi muzykami i inżynierami dźwięku. Stawiając na melodyjny metal symfoniczny zaprosił do nagrań smyczkowy Fallersleben String Quartet a klawisze i orkiestracje powierzył Michaelowi Rodenbergowi, który został także producentem całości. Mix i mastering wykonał Saschy Paethowi (ex HEAVENS GATE) iw ten sposób KAMELOT miał ten sam zestaw producencki co album LUCA TURILLI z tego samego roku. Khana wsparł mistrzowski głos w wokalach pobocznych czyli Thomas Rettke (HEAVENS GATE) oraz głosy żeńskie, które także można było usłyszeć na płycie LUCA TURILLI ( Rannveig Sif Sigurðardóttir) oraz niegdyś w HEAVENS GATE (Cinzia Rizzo).
W końcu grudnia 1999 roku Noise Records wydaje album "The Fourth Legacy".

Szlachetny dumny melodic power metal o cechach symfonicznych to nowe oblicze KAMELOT i czy można wymarzyć sobie piękniejsze rozpoczęcie niż niezapomniany The Fourth Legacy z wspaniałym refrenem i partią chórów na miarę RHAPSODY.
Niezwykła elegancja cechuje te kompozycje z gustownym tłem klawiszowym i orkiestracjami Miro. To słychać w pełnym dramatycznego romantyzmu Silent Goddess oraz w szybszym power metalowym The Shadow of Uther nasyconym heroicznym, rycerskim klimatem. Wzorcowe kompozycje dla gatunku, po prostu wzorcowe, a do tego ten wdzięk i swoboda  w The Shadow of Uther. Ujmująca jest także baśniowa ballada z gitarą akustyczną i dodatkowym wokalem żeńskim Rannveig Sif Sigurðardóttir, choć realnie jest to na pewno utwór mało metalowy. W klimacie jest to wstęp do Alexandria, jednak ten utwór o cechach zdecydowanie melodic progressive jakoś blado się prezentuje przy przepysznych utworach z większą dawką symfonizacji i power metalu. Tak powszednio w gatunku po prostu...
Śmiało sięgają po motywy orientalne w Nights of Arabia, prowadzonym bardzo spokojnie przez Khana wspomaganego przez Cinzię Rizzo i pewnie manewrującego w lekko progresywnie brzmiącej melodii, szczególnie w tej środkowej partii, jakże delikatnej w smyczkowym otoczeniu. Jeszcze raz choć bardziej w stylu "ancient" te motywy orientalne pojawiają się w kapitalnym, majestatycznym The Inquisitor, opowiedzianym ekscytująco przez Khana i to jedne z najlepszych tu jego wokali. Kolejny słynny refren, choć przecież melodia zwrotek jest równie niesamowita.
Jeśli się mówi o KAMELOT, że byli twórcami arturiańskiego metalu, to na pewno przemawia za tym song barda Glory, z pewnością bardziej wysmakowany niż ogniskowe semi akustyczne kompozycje BLIND GUARDIAN. Z drugiej jednak strony do metalowego grania znacznie więcej wnosi power metalowy, pełen ciepłej ekspresji Until Kingdom Come.
A na koniec Lunar Sanctum, nowocześnie progresywny i na swój sposób zwiastujący przyszły, na ten moment jeszcze odległy kierunek muzyki KAMELOT. To bardzo dobry utwór, może jednak do tej płyty nie bardzo pasujący.

Misterne, pełne treści sola gitarowe Youngblooda, fenomenalne wokale Khana. Tak, Khan rozkwitł w tym na swój sposoób poetyckim repertuarze, jest nie do zatrzymania, jest prawdziwy i hipnotyzujący, nawet gdy jest tu ekstatyczny i ekspresyjny. Chociaż symfoniczny power metal dopiero się kształtował jako gatunek i błąd w ustawieniu łatwo było popełnić, to Niemcy go nie popełnili i jest to płyta o soundzie bardzo dobrym, z czytelnymi planami dalszymi, dosyć dyskretną sekcją rytmiczną  i dopieszczonymi, co nie dziwi, partiami wokalnymi . Być może z perspektywy czasu patrząc jest to brzmienie nieco pastelowe, ale, no cóż, gatunek się dopiero zaczął rozwijać.

Youngblood i KAMELOT zaryzykowali nieoczekiwany zwrot i się to opłaciło. Bardzo się opłaciło. Amerykanie niemal z dnia na dzień stali się sławni na całym świecie, będąc równocześnie oryginalni i nietypowi. Wnosząc powiew świeżości w melodyjny metal stali się w tym zakresie nową nadzieją Ameryki.


ocena: 8,8/10

new 18.02.2021
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Kamelot - Karma (2001)

[Obrazek: R-493039-1509119904-4130.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Regalis Apertura 01:57
2.Forever 04:06
3.Wings of Despair 04:30
4.The Spell 04:18
5.Don't You Cry 04:14
6.Karma 05:11
7.The Light I Shine on You 04:13
8.Temples of Gold 04:09
9.Across the Highlands 03:44
10.Elizabeth (Part I: Mirror, Mirror) 04:20
11.Elizabeth (Part II: Requiem for the Innocent) 03:44
12.Elizabeth (Part III: Fall from Grace) 04:21

rok wydania: 2001
gatunek: melodic symphonic power metal
kraj: USA

skład zespołu:
Roy Khan - śpiew
Thomas Youngblood - gitara
Glenn Barry - gitara basowa
Casey Grillo - perkusja
oraz
Michael Rodenberg- instrumenty klawiszowe
Sascha Paeth - gitara


Gdy formuła się sprawdza, to się jej nie zmienia. KAMELOT album "Karma" ponownie przygotował we współpracy z Paethem i Rodenbergiem, zaprosił instrumentalistów smyczkowych, Olafa Hayera do chórków i wokali pobocznych, wzbogacił kompozycje o wokal żeński Cinzia Rizzo i jej męża Roberta Hunecke oraz Liv Niny Mosveen z Norwegii. Całość nagrano w Niemczech w Wolfsburgu i płytę wydała Noise Records w czerwcu 2001.

Romantyczny power metal o cechach symfonicznych, z wysmakowanymi aranżacjami to istota tego albumu, gdzie Khan wzniósł się na wyżyny swojego kunsztu wokalnego, tym razem słyszalnego z pełną mocą i w każdej sekundzie, dzięki specjalnemu jego ustawieniu przez Paetha w procesie mixu. Forsowanie Khana jest zabiegiem ze wszech miar słusznym, bo to on tu nadaje koloryt i głębię artystyczną tym kompozycjom, nawet jeśli miejscami większe znaczenie mają progresywne zagrywki Youngblooda. Słynny Forever stał się na długi czas wizytówką zespołu, choć warto zauważyć, że muzycznie jest to faktycznie metalowa przeróbka starej pieśni norweskiej "Solveig's sang" Edwarda Griega. Takiej muzyki, już w pełni stworzonej przez KAMELOT, jest tu znacznie więcej. To dynamiczny i zdecydowanie power metalowy Wings of Despair w rycerskiej manierze z bardzo rozpoznawalnym refrenem i wybornymi chórkami. Rozmach i wspaniały klimat to epicka opowieść Karma i zachwyca tu zarówno lekko modernistyczny styl realizacji, jak i dopieszczenie tego w każdym detalu, o kapitalnym jakże słynnym romantycznym refrenie nie wspominając. Jeden z najpiękniejszych refrenów w historii melodyjnego power metalu! Potem jeszcze jest pełen lekkości i wdzięku, pełen wspaniałych ornamentacji klawiszowych i odważnego basu Across the Highlands o cechach arturiańskich i neoklasycznych. Klasyka!
Eleganckie melodic progressive metalowe utwory z intrygującymi planami dalszymi Miro, to jeden wielki popis Khana i chyba mało kto na świecie by tak wiele dał od siebie w The Spell jak on. The Light I Shine on You to kolejny przykład z odrobiną melancholijnego mroku i poetyką w części drugiej. Trochę przesłodzone są tu jednak ponownie te songi minstrela (Don't You Cry, Temples of Gold). Subtelnie to jest zrobione, ale jednak ducha metalowego mało. Oczywiście Temples of Gold to ballada bardziej uniwersalna gatunkowo, jednak pozostawia niedosyt w melodii.
Całość zamyka tryptyk Elizabeth, głęboki w treści i wysmakowany w formie gdzie w part II i III pojawiają się wokalizy Liv Niny Mosveen, a całość ma niezwykły klimat teatralnej dramatycznej opowieści  progresywnej w formie.
Tu łagodność KAMELOT jest zniewalająca w Mirror, Mirror, umiejętność wykorzystywania zupełnie nowych pomysłów zachwyca w Requiem for the Innocent, a łagodność zwieńczenia zmusza do refleksji w Fall from Grace.

Wyborna produkcja, lepsza niż poprzednio, w pewnym stopniu wyprzedzająca swój czas w bogactwie niuansów, ustawieniu poszczególnych instrumentów i wspaniałym masteringu każdego z instrumentów. Jedno z największych osiągnięć Paetha pod tym względem do dziś.
Absolutnie klasyczny album, który wzbudził zachwyt na całym świecie i ustalił znaczenie KAMELOT jako ścisłej czołówki progresywnego melodyjnego metalu, przy czym zasadniczo bez odpowiednika na tym poziomie.


ocena: 9,5/10

new 20.02.2021
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Kamelot - Epica (2003)

[Obrazek: R-499156-1192981533.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Prologue 01:07
2.Center of the Universe 05:27
3.Farewell 03:41
4.Interlude I (Opiate Soul) 01:10
5.The Edge of Paradise 04:09
6.Wander 04:24
7.Interlude II (Omen) 00:40
8.Descent of the Archangel 04:35
9.Interlude III (At the Banquet) 00:30
10.A Feast for the Vain 03:57
11.On the Coldest Winter Night 04:03
12.Lost & Damned 04:55
13.Helena's Theme 01:51
14.Interlude IV (Dawn) 00:27
15.The Mourning After (Carry On) 04:59
16.III Ways to Epica 06:14

rok wydania: 2003
gatunek: melodic symphonic power metal
kraj: USA

skład zespołu:
Roy Khan - śpiew
Thomas Youngblood - gitara
Glenn Barry - gitara basowa
Casey Grillo - perkusja
oraz
Michael Rodenberg- instrumenty klawiszowe
Sascha Paeth - gitara

Ekipa KAMELOT bez zmian, ponownie Michael Rodenberg tworzy zasadniczy plan klawiszowy, ponownie produkcja i inżyniera dźwięku Mistrza Sascy Paetha. Noise Records w styczniu 2003 przedstawia nowy album Amerykanów, tym razem oparty na motywach "Fausta" Goethego i zaaranżowany jako koncept. Przepyszna realizacja, goście, chóry, orkiestracje z chórami i chórkami, rzadko spotykane instrumenty, małżonka Thomasa Mari Youngblood śpiewa w kilku kompozycjach, państwo Langhans i państwo Rizzo w chórkach i Luca Turlii jako gitarzysta w Descent of the Archangel. Przepych, elegancja, atmosfera rautu z najwyższej towarzyskiej półki. Blichtr.

Tylko muzycznie jest po prostu dobrze. Klasyczny układ konceptu - wstęp, partie z narracją, instrumentalne interludia...
Gładkie, zgrabne i mega mainstreamowe kompozycje melodyjnego metalu środka z naciskiem na radio acceptable, z pięknie śpiewającym Khanem, który nie jest tu prawdziwy. To wszystko jest tak uporządkowane, tak ułożone i wygładzone, że to co jest istotą metalu, swoisty bunt wobec czegoś tam, cokolwiek by to było, tu nie istnieje. Słuchamy doskonale skrojonej muzyki dla każdego i o każdej porze i jeśli tu miałby być gdzieś Faust, to go po prostu nie ma.
Rock metalowa kolorowanka o jaskrawych barwach, absolutnie poprawna i dla ludzi w każdym wieku, czyli od lat 5 do 99, och ten On the Coldest Winter Night... A jeśli mowa o klimacie... Jaki jest klimat The Mourning After (Carry On)? Żaden. No tak, bo to jest progresywne... Na bardzo przeciętnym poziomie melodyjnego progressive metalu.
Romantyzm włoski w Descent of the Archangel i kosmopolityzm w większości pozostałych utworów. Motywy orientalne wplecione bez uzasadnionych przyczyn, teatralność ograniczona i jakże wiele mówi o tej płycie A Feast for the Vain i jeszcze więcej Lost & Damned. I zupełnie nic niewnoszące zakończenie w postaci napompowanego wtórnymi pomysłami III Ways to Epica.

Muzyczna wartość tej płyty bardzo ograniczona, no może jeszcze w roku 2003 mogło to wzbudzać pewne emocje, ale taki przesłodzony rock/metal został w ciągu kilku już następnych lat zagrany znacznie atrakcyjniej przez dziesiątki zespołów gothic i power metalowych, często z obszarów female fronted metal.

Romantyzm tak, wyrachowanie nie. Emocje tak, manipulowanie słuchaczem - nie.
Pięknie zagrane, zaśpiewane i wyprodukowane małe NIC. Najbardziej przeceniona płyta w dyskografii KAMELOT.


ocena: 7/10

new 22.02.2021
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#5
Kamelot - The Black Halo (2005)

[Obrazek: R-616013-1554751348-4105.jpeg.jpg]

tracklista:
1.March of Mephisto 05:28
2.When the Lights Are Down 03:41
3.The Haunting (Somewhere in Time) 05:40
4.Soul Society 04:17
5.Interlude I: Dei Gratia 00:57
6.Abandoned 04:07
7.This Pain 03:59
8.Moonlight 05:10
9.Interlude II: Un assassinio molto silenzioso 00:40
10.The Black Halo 03:43
11.Nothing Ever Dies 04:45
12.Memento Mori 08:54
13.Interlude III: Midnight - Twelve Tolls for a New Day 01:21
14.Serenade 04:33

rok wydania: 2005
gatunek: progressive melodic metal
kraj: USA

skład zespołu:
Roy Khan - śpiew
Thomas Youngblood - gitara
Glenn Barry - gitara basowa
Casey Grillo - perkusja
oraz
Michael Rodenberg- instrumenty klawiszowe
Sascha Paeth - gitara

"The Black Halo" to album stanowiący logiczną w sferze opowiadanej historii kontynuację "Epica", nagrany w tym samym składzie i z takim samym niemieckim wsparciem jak "Epica". Wydany tym razem przez Steamhammer w marcu 2005 premierę miał jednak w Japonii już w lutym (Nexus), zapewne dlatego, że w tym kraju grupa uzyskała w krótkim czasie status niemal kultowy.

Rozmiłowani w często przesłodzonym i ugładzonym melodic power Japończycy mogli się jednak poczuć zaskoczeni słysząc coś innego niż na "Epica" - koncept ponury, mroczny, miejscami przytłaczający i zdecydowanie progresywny.
March of Mephisto z dodatkowymi brutalnymi wokalami Shagratha z DIMMU BORGIR (w roli Mefistofelesa) jest bardzo dla tego albumu znamienny i jasno wyznacza muzyczny kierunek jakim tu konsekwentnie podążają.
Jest oczywiście bardziej przystępnie w rozległych melodyjnych fragmentach When the Lights Are Down, ale to tylko refreny, swoiste kontrapunkty dla grania posępnego i to posępnego w progresywnym i modern stylu. Tak progresywnych partii klawiszowych w KAMELOT jeszcze nigdy nie było i dla wielu oczekujących czegoś bardziej przystępnego są one trudne do strawienia. Melodie są także nieraz trudne jak w The Haunting (Somewhere in Time) ale na pewno nie dla Khana, który w takich melodiach o cechach progresywnych czuje się wybornie od czasów CONCEPTION. Te utwory są dodatkowo wzbogacone o nieodzowne partie pobocznie rozpisane na role, także żeńskie (tu Simone Simons z EPICA).  Soul Society, jedna z prostszych kompozycji bardziej nawiązujących do stylu "Epica" jest swoistym punktem wytchnienia przez dalszym brnięciem przez progresywny mrok części centralnej albumu po łagodnym, ale raczej niczego do muzyki nie wnoszącym Abandoned. Realny mrok rozpoczyna się w This Pain i kontynuowany jest bardziej poetycko potraktowanym Moonlight. Takie jakieś mało przykuwające uwagę są te kompozycje, gładkie i wypolerowane dodatkowo w procesie produkcji, ale jakby rutynowe. Co gorsza miejscami zupełnie przesuwające punkt ciężkości w kierunku progressive rocka, tak, rocka, w modernistycznym stylu. Modernistycznie i progresywnie jest jeszcze bardziej w The Black Halo i Nothing Ever Dies (tu akurat jeden z "jaśniejszych", bardziej przystępnych refrenów) i kulminacja następuje w Memento Mori, gdzie znowu pojawia się i Shagrath i Mari Youngblood jako Helena. I takie bezbarwne melodic progressive zakończenie w ramach Serenade. Samo brzmienie ratuje trochę od ogólnej powszedniości muzyki i Sascha Paetch po raz kolejny dokonał swoistego cudu, lekko zmieniając ustawienia suwaków na odcienie głębokiej klarownej szarości i modern przenikanie planów.

Do power metalu ta płyta nie wnosi niczego, bo power metalu tu nie ma, do metalu progresywnego w melodyjnej odmianie także niedużo, bo to po prostu dobra, zachowawcza muzyka ekipy doświadczonej, ale mało tym razem odkrywczej. W warstwie lirycznej opowieść zgrabna i spójna, muzycznie jednak kolejny album zazwyczaj przeceniany ponad miarę wśród tych, którzy jako fani grania progresywnego uważają się za kogoś lepszego, bez refleksji na tym czego słuchają.

ocena 7/10

new 27.02.2021
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#6
Kamelot - Ghost Opera (2007)

[Obrazek: R-1094171-1347528226-6242.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Solitaire 01:00
2.Rule the World 03:40
3.Ghost Opera 04:06
4.The Human Stain 04:01
5.Blücher 04:03
6.Love You to Death 05:13
7.Up Through the Ashes 04:59
8.Mourning Star 04:37
9.Silence of the Darkness 03:43
10.Anthem 04:24
11.EdenEcho 04:13

rok wydania: 2007
gatunek: progressive melodic symphonic power metal
kraj: USA

skład zespołu:
Roy Khan - śpiew
Thomas Youngblood - gitara
Glenn Barry - gitara basowa
Casey Grillo - perkusja
Oliver Palotai - instrumenty klawiszowe
oraz
Michael Rodenberg- instrumenty klawiszowe
Sascha Paeth - gitara

Gdy potężna ekipa produkcyjno - realizacyjna Saschy Paetha zakończyła prace na albumem RHAPSODY w roku 2006, niemal natychmiast Paeth, Rodenberg, państwo Rizzo, Thomas Rettke, wsparci przez gwiazdy rock/metalowego wokalu żeńskiego - Simone Simons (EPICA) i Amandę Sommerville przystąpili do nagrań nowej płyty KAMELOT, w składzie którego znalazł się znany niemiecki klawiszowiec Oliver Palotai, który niedawno pożegnał się z BLAZE. 
Efekt prac ujawnił Steamhammer w czerwcu 2007 i w jakimś stopniu KAMELOT po raz kolejny zaskoczył...

Jeśli "The Black Halo" był albumem elitarnym, to "Ghost Opera" okazał  się egalitarnym i to w dobrym tego słowa znaczeniu.
KAMELOT wyrównuje szanse swoich fanów prezentując muzykę formalnie bogatą, maksymalnie dopieszczoną w detalach, inkrustowaną progresywnymi smaczkami i przede wszystkim melodyjną, przebojową i to właściwie w radiowym stylu.
Pięknie się to zaczyna kompozycją Rule the World i tak podane motywy orientalne w wysmakowanej konwencji można usłyszeć tylko po latach na albumach genialnego tunezyjskiego MYRATH.
Dewastujący metalowy romantyzm i jak zwykle fenomenalne wokale Khana można usłyszeć w tytułowym Ghost Opera i ten przystępny, nowocześnie zaaranżowany symfoniczny power metal tego utworu wyznacza ogólny kierunek i klimat  albumu. Bardzo dobry kierunek, bardzo dobry i The Human Stain z pewnymi mroczniejszymi akcentami z "The Black Halo" promieniuje jednak pozytywnym łagodnym ciepłem i jest tu kolejny zniewalający refren. Khan, fantastyczny Roy Sætre Khantatat jest w roku 2007 po prostu w niesamowicie wysokiej dyspozycji, jest magiczny i hipnotyzujący.
Tematycznie historia zatopienia niemieckiego ciężkiego krążownika "Blucher" w czasie inwazji na Norwegię w kwietniu 1940 jest z lekka kontrowersyjna z "alianckiego" punktu widzenia i muzycznie to także słabsza tu kompozycja, gdzie raczej mdły refren przedziela progressive metalowe zwrotki. Znacznie lepiej słucha się onirycznego Love You to Death, z Khanem zdecydowanie w roli głównej, choć wspartym przez Amandę. Ładnie to rozkwita w połowie w romantyczny melodic metal zabarwiony progresją. Ponownie wracają w kierunku "ThE Black Halo" w pełnym dostojeństwa zabarwionego mrokiem w Up Through the Ashes, mistrzowsko wpisując to jednak w główny muzyczny styl "Ghost Opera", budując niezwykle wciągający refren. Genialny gotycki wstęp do Mourning Star z rozwinięciem, bardziej nowoczesnym planu drugiego, duet z Amandą Somerville i KAMELOT zachwyca po raz kolejny w melancholijnym stylu, choć bezpośrednio nie wchodzi w schematy gothic metalu, a raczej trochę z niego korzysta w odmianie amerykańskiej stworzonej przez Steele, dostosowując to do potrzeb melodic progressive metalu. Klimat, łagodny klimat przy zrównoważonej dawce power metalowej mocy, to bardzo dobry Silence of the Darkness. Song Anthem jest w swojej konwencji bardziej czymś na kształt "oskarowej" muzyki filmowej, to kunsztu, zwłaszcza Khanowi, odmówić tu jednak nie można. Za to zakończenie jest wyborne i EdenEcho to taki "Ghost Opera" w pigułce - lekko posępny, refleksyjny klimat, pełne gracji plany dalsze, zamaszysty rozległy refren. Klasa!
Niedługie, zwarte utwory, gdzie czas jest wypełniony treścią maksymalnie, a wykonanie mistrzowskie.

Sound uzyskany przez ekipę Paetha w Wolfsburgu jest wspaniały. Ogromna przestrzeń, głębokie dosyć nowoczesne brzmienie instrumentów, fenomenalne plany dalsze, łączące nowoczesne cechy elektroniki Palotaia i symfonizacje Miro są po prostu wzorcowe dla gatunku, przy czym jednak mało komu udało się zrobić coś takiego w przyszłości. Doprawdy, za to brawa przy podniesionej kurtynie. 
Fanom wysublimowanej progresji z płyty poprzedniej album ten mógł wydać się zbyt prosty i oczywisty w muzycznym przekazie, ale świat melodii w metalu na punkcie KAMELOT ponownie oszalał, głównie w Europie, Ameryce Południowej i Japonii.
KAMELOT jednak nie zdyskontował tego sukcesu. Grupa ukierunkowała się potem na granie metalu zdecydowanie bardziej progresywnego i taki był ostatni album z Khanem "Poetry for the Poisoned" wydany w roku 2010. Roy Khan opuścił zespół w roku 2011 i nowym szwedzkim wokalistą (Tommy Karevik - także SEVENTH WONDER) i w stopniowo zmieniającym się składzie instrumentalistów grupa nagrała jeszcze trzy następne płyty z muzyką wynikającą z doświadczeń i inspiracji "Poetry for the Poisoned".


ocena: 9,3/10

new 3.03.2021
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#7
Kamelot - The Awakening (2023)

[Obrazek: 1105274.jpg?0854]

tracklista:
1.Overture (Intro) 01:18
2.The Great Divide 04:08
3.Eventide 04:15
4.One More Flag in the Ground 04:08
5.Opus of the Night (Ghost Requiem) 05:48
6.Midsummer's Eve 04:28
7.Bloodmoon 04:51
8.Nightsky 03:24
9.The Looking Glass 04:51
10.New Babylon 04:19
11.Willow 03:51
12.My Pantheon (Forevermore) 04:34
13.Ephemera (Outro) 02:56

rok wydania: 2023
gatunek: progressive melodic symphonic power metal
kraj: USA

skład zespołu:
Tommy Karevik - śpiew
Thomas Youngblood - gitara
Sean Tibbetts - gitara basowa
Alex Landenburg - perkusja
Oliver Palotai - instrumenty klawiszowe
oraz goście

No nie wytrzymałem. Z Karevikiem KAMELOT nagrywał albumy z dosyć snobistycznym melancholijno-sentymentalnym progresywnym symfonicznym metalem, który za power można uznać tylko warunkowo i to się wielu nie podobało. A to hermetyczne, a to mało zaangażowane progresywnie, a to Karevik to nie Khan. No to w marcu 2023 nakładem Napalm Records KAMELOT z nowym, ale powszechnie znanym perkusistą Alexem Landenburgiem wydał album "The Awakening" z melodyjnym metalem w obszarach symfonicznych power metalowych.

I znowu źle, i znowu fala krytyki, bo tym razem to "produkt", to za mało progresywne, za proste i coś tam jeszcze. Nie można dogodzić krytykom i recenzentom, którzy w większości ten album po prostu zniszczyli w recenzjach. A ja mam inne zdanie.
Na czym niby polega ten mainstreamowy produkt tutaj? Melodyjny i bogato zaaranżowany Opus of the Night (Ghost Requiem) jest w ramach tej aranżacji znakomity, bo i znakomite są jak zwykle partie Olivera Palotai, a może i najlepsze w czasach Karevika, bo przy dynamiczniejszej muzyce i one są dynamiczniejsze i bardziej stylistycznie zróżnicowane. Pewnie, są tu i utwory po prostu dobre jak The Great Divide i takich gładkich numerów w melodyjnym symfonicznym metalu nie brakuje, jako tylko ocierających się o przebojowość, ale potoczystości w delikatnym stylu nie sposób odmówić Eventide z wybornym refrenem. Proste? Tak nie do końca, bo to jednak KAMELOT, a tu nigdy nic nie było do końca proste. Nieprosta przebojowość One More Flag in the Ground jest hipnotyzująca i kiedy taki dewastujący refren z Karevikiem się ostatnio pojawił? Bo ja wiem, nie przypominam sobie.
Melancholia w poetyckim wydaniu także jest tym razem podana inaczej i ładnie, nieprogresywnie brzmi z dodatkiem prawdziwych smyczków Midsummer's Eve. Co można zarzucić symfonicznemu, z elementami orientalnymi, Bloodmoon poza tym, że może jest powtórzeniem pewnych pomysłów z płyt poprzednich, ale na pewno nie w stosunkowo lekko potraktowanym, rozległym refrenem. A może nie ma mocy w pełnym dostojnego mroku Nightsky? Tak, jest wada - można było to wydłużyć, bo warto. Jasne, może i nieco przesłodzony jest The Looking Glass, ale jak NIGHTWISH z Tarją tworzył podobne rzeczy, to było to oczywiście fantastyczne. Tu może i nie jest fantastyczne, ale do czego się doczepić?
Zaraz krzyk, znowu Melissa Bonny! No jest w pięknym, gustownym duecie z Karevikiem w New Babylon i jest tu także Simone Simons z EPICA, i chóry, i KAMELOT zbliża się do "mainstreamowego" melodyjnego symfonicznego metalu. I robi to znakomicie. Są nawet harsh wokale i strzeliste aranżacje chórów. Sporo tego dawniejszego KAMELOT z Karevikiem jest na pewno w Willow i jest dobrze, choć przyznaję, w tym stylu bywało lepiej. I pompatycznie, i symfonicznie, i klimatycznie w My Pantheon (Forevermore). Tak, bywało już tak, ale przecież nikt nie mówi, że KAMELOT się zmienił zupełnie. Fajny, wybuchowy, chwytliwy, melodyjny refren.

A Karevik, gdy nie jest taki w wystudiowany sposób sentymentalnie zasmucony i zatroskany jak to bywało zazwyczaj wcześniej, jest wyborny jako wokalista, opierający się bardziej na rockowym fundamencie. I godnie wspierają go w wokalach pobocznych Oliver Hartmann, Herbie Langhans, Sascha Paeth i inni.
Ktoś tu źle gra, by oceniać ten LP jako słaby? Może Thomas Youngblood gra marne sola? A może partie Alexa Landenburga są prostackie? No, właśnie...
Jacob Hansen zrobił kiepski mastering i mix? No, przecież nie. Jest wszystko wybornie poustawiane z nutką modern i rocka.

Tak, najłatwiej jest w owczym pędzie krytykować, bo inni skrytykowali. Votum separatum.


ocena: 8,5/10

new 22.12. 2023
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości