Avaland
#1
Avaland - Theater of Sorcery (2021)

[Obrazek: AvalandTheatreOfSorcery.jpg]

Tracklista:
1. Theater Of Sorcery 05:05
2. Gypsum Flower - 08:28
3. Let the Wind Blow - 06:46
4. Storyteller 04:23
5. Escape To Paradise - 05:53
6. Holy Kingdom Of Fools 04:33
7. Never Let Me Walk Alone - 06:23
8. Deja-Vu 04:55
9. I’ll Be Ready For Your Love 06:05
10. War Of Minds - feat. Zorgati/Madie
11. Rise From The Ashes 05:40

Rok wydania: 2021
Gatunek: Power Metal
Kraj: Francja

Skład:
Adrien G. Gzagg - śpiew, instrumenty klawiszowe
Christophe Feutrier - gitara
Lucas Martinez - gitara
Camille Souffron - bas
Léo Mouchonay - perkusja

Gościnnie:Fabrice Emmanuelson - śpiew
Zak Stevens - śpiew
Ralf Scheepers - śpiew
Zaher Zorgati - śpiew
Madie - śpiew
Heli Andrea - śpiew
Ricky Marx - gitara (1)
Stephan Forté - gitara (2)
Ayman Mokdad - gitara (7)
Virgile - gitara
i inni



22-letni klawiszowiec AMON SETHIS i wokalista EYEZERY Adrien G. Gzagg zakłada AVALAND, pokierowany swoją fascynacją AVANTASIA i AYERON.
Materiał skomponował sam, a że zespół reklamowany jest jako opera metalowa i inspirowany AVANTASIA, to goście musieli zostać zaproszeni. O dziwo nie ma tutaj ich całego legionu, a 6 bardzo znanych i uznanych nazwisk wokalistów to dobre posunięcie. Liczy się jakość, a nie ilość.
Album zostanie wydany 2 kwietnia nakładem wytwórni Rockshots Records.
 
AVANTASIA to często niezbyt dobry znak i mieliznami są właśnie próby ich kopiowania. Kiedy na czoło wychodzi francuska klasa i wykonanie, to jest to dobre, momentami nawet bardzo dobre i sekcja rytmiczna zasługuje tutaj na ogromne uznanie. Bardzo elastyczna, z polotem i jest typowa, bardzo udana zabawa nad tempami, co słychać w refrenach Theater of Sorcery, który ma dziwnie niemiecki wydźwięk. Występ Scheepersa w Gypsum Flower jest solidny i na pewno ciekawszy od tego, co zaprezentował na ostatnim PRIMAL FEAR. Refren może i typowo niemiecki, ale jak dobrze on się tutaj dogaduje się tutaj z Emmanuelsonem i Zorgati. Może wtrącenia MYRATH są tutaj niefortunne i nietrafione, znacznie ciekawsze są ornamentacje klasyczne. Może nie jest to kompozycja na miarę Iced Wind of the North IRON MASK, ale solo Forte jak zwykle wyborne.
Od tego momentu jednak album wytraca na tempie i rozbija się na mieliźnie w Let The Wind Blow jest przesłodzony i naiwny jak repertuar AVANTASIA, a refren na pewno godny ich repertuaru. Z przykrością to mówię, bo bardzo lubię Zahera Zorgati, ale on tutaj momentami jest koszmarny i jego występ na tym albumie to pomyłka. Pojawia się pytanie, kto bardziej jest nietrafiony - Zorgati w miałkim rocku, czy Zak Stevens w power metalu, stojącym okrakiem pomiędzy POWER QUEST a DRAGONFORCE. Mimo francuskiego wydźwięku i drugiego planu, refren nie pozostawia złudzeń. To jest utwór po prostu poprawny i, jak niemal w każdej kompozycji, sekcja rytmiczna wprawia w osłupienie i zachwyt, a solo, mimo bycia dość oszczędnym jest bardzo dobre. QANTICE to zespół wyborny, mistrzowski, niestety dość niedoceniony i raczej na uboczu nawet przez lidera i próby nawiązania do ich twórczości są w Excape to Paradise niewątpliwe, ale Little Knight's Oath to nie jest. Tutaj chociaż Zrogati śpiewa lepiej i szkoda, że to kompozycja tak tuzinkowa i przewidywalna nawet w refrenie.
 
To jest po prostu bezpieczna płyta, aż zbyt bezpieczna i trudno powiedzieć, czy komponując materiał Gzagg nie bał się stworzenia materiału zbyt francuskiego i wysmakowanego i dlatego uciekł się do repertuaru prostego i przewidywalnego, pozostając jednocześnie wiernym francuskiej technice wykonania i to zmieszanie słychać bardzo mocno w Holy Kingdom of Fools, którego refren jest słaby jak ostatnie płyty FAIRYLAND. Podobny problem trawi też Never Let Me Walk Alone, który nawiązuje do miałkiego rocka BATTLE BEAST. Deja Vu jest po prostu okropnym przykładem power rocka i tutaj nawet Lizard by tego nie uratował.
I'll Be Ready for Your Love to ballada i tutaj zarzucić coś trudno, ale zachwycić się realnie też nie ma czym. Najdziwniejsze tutaj jest chyba to, że to jedna z niewielu kompozycji, jakie jestem w stanie wymienić, w których chóry i orkiestracje zamiast nadawać epickiej przestrzeni kompletnie ją spłaszczają i wysysają cały potencjał.
Zabrakło pomysłów na dobre melodie, a szkoda, bo realizacja i sam pomysł w War of Minds był dobry, zabrakło jednak odwagi, aby wyrwać się ponad przewidywalny i powszedni power niemiecki bez krzty tożsamości i wpływy QANTICE jak i sceny francuskiej ogółem są tutaj brutalnie tłamszone.
Rise From the Ashes to punkt kulminacyjny, gdzie spotykają się wszyscy wokaliści i refren to niestety nic ponad to, co grała ALDARIA albo inne grupy power z zaproszonymi gwiazdami. Najbardziej błyszczy tutaj bez wątpienia Scheepers i Emmanuelson.
 
Mix i mastering Kevina Codferta oczywiście nie zawodzi i jest to zrealizowane podobnie do tego, co można było usłyszeć na ostatnim albumie QANTICE. Bas obok gitary, metaliczny, autentyczna perkusja i niezbyt miękka, ale prowadząca gitara. Czysto, klarownie, elegancko, jak na Francję przystało.
Technicznie nie ma tutaj kompletnie nic do zarzucenia i słychać, że zebrali się tutaj bardzo utalentowani muzycy, których słucha się z zaciekawieniem i słychać pasję. Szkoda tylko, że cały ten talent nie przełożył się na kompozycje, które plasują się pomiędzy Francją a Niemcami, co czasami jest bardzo ciężkostrawne i wzbudza bardzo mieszane uczucia.
Jest parę kompozycji, które mogą się podobać, ale większość to próba emulowania stylu AVANTASIA, do tego stopnia, że gdyby nie wykonanie, to można by podejrzewać, że to wersja PIĄTEJ REPUBLIKI AVANTASIA, jak to było z japońskim BULLDOZER i Teutonic Attack.
Szkoda, bo w zespole drzemie spory potencjał i spokojnie by mógł zastąpić HEAVENLY i plasować się obok QANTICE w reklamie sceny Francji, gdyby mieli odwagę zagrać po swojemu. Niestety wygląda na to, że tym razem komercjalizacja na to nie pozwoliła.
Może uda się następnym razem i będzie coś więcej, niż wybornie wyprodukowana i wyśmienicie zagrana poprawność. Na szczęście to młodzi muzycy, więc jeszcze jest szansa, że się wyrobią i zagrają w swoim stylu, a nie tylko w cieniu innych.

Ocena: 7/10

SteelHammer

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości Rockshots Records
Odpowiedz
#2
Avaland - The Legend of the Storyteller (2023)

[Obrazek: 1107625.jpg?0632]

Tracklista:
1. The Vision 02:03     
2. Crimson Tyranny 06:45     
3. Insurrection 04:42     
4. To Be the King 04:34     
5. Secret Night 03:24     
6. Kingslayer 04:10     
7. The Gift 04:48     
8. Out of the Fog 05:11     
9. Betrayers 05:23     
10. Madness of the Wise 05:27     
11. You’ll Be the Legend 05:17     
12. Lies 10:29   
 
Rok wydania: 2023
Gatunek: Symphonic/Progressive Metal
Kraj: Francja

Skład:
Adrien G. Gzagg - śpiew, instrumenty klawiszowe
Jeff Kanji - śpiew, gitara
Lucas Martinez - gitara
Camille Souffron - bas
Léo Mouchonay - perkusja

Gościnnie:
Zak Stevens - śpiew
Madie - śpiew
Ivan Castelli  - śpiew
Pierre Carabalona - śpiew


AVALAND powraca, z nowym i raczej nieznanym wokalistą, Jeff Kanji, który zagrał tutaj dodatkowo na gitarze, z mniejszą ilością gości i z kontraktem Rockshots Records, które wyda album 31 marca 2023 roku.

Po ambitnym i bardzo podniosłym The Vision można spodziewać się wszystkiego i jest to wstęp do kolejnego konceptu, który rozpoczyna się po krótkim instrumentalnym wstępie Crimson Tyranny. Tęskny klimat, w pewnym stopniu próbujący nawiązywać do KINGSCROWN i progresywnej teatralności NIGHTMARE w aranżacjach symfonicznych, ale podane w formie mimo wszystko prostszej i przystępniejszej.
Gdyby cały album był w tym stylu, można by było uznać go za krok w dobrym kierunku i stwierdzić, że zespół dojrzał. Insurrection to już niestety bardziej rockowe klimaty, ale w tym stylu mam wrażenie, że ciekawszą płytę nagrał KAKTUS PROJECT. Tutaj jest coś z późnego CIRCLE II CIRCLE, ale niestety nie w tej dobrej i refleksyjnej wersji. Będąc przy zespole Zaka Stevensa, to To Be the King mógłby się znaleźć na którejś z jego płyt. Secret Night to typowa i poprawna ballada w klimatach BLIND GUARDIAN/AVANTASIA i niewiele się tutaj dzieje interesującego. Kingslayer krąży gdzieś pomiędzy AVANTASIA a CIRCLE II CIRCLE, ale The Gift to jest pomyłka. Castelli śpiewa tu dobrze, ale motyw przewodni jest słaby i nieprawidłowo wykorzystany. Do gry w stylu ADAGIO zabrakło tutaj mroku i agresywniejszego wokalisty, a do MYRATH melodii. Out of the Fog to AVANTASIA w najczystszej postaci i refren jest idealny do trzymania się za ręce. Przesłodzony i przyjazny, skrojony pod konkretną publikę, podobnie jak bezpiecznie zagrany, niemiecki power Betrayers.
Zaskakująco dobrze wypada Madness of the Wise ze Stevensem. Energiczny power metal, może i niezbyt wymyślny i mało wyrafinowany, ale z bardzo dobrą melodią i energią, jakiej wcześniej brakowało. W tym braku życia przypominają trochę ostatni album KINGSCROWN, który był niestety rozczarowaniem i takim pokazem bezsilności jest You'll be the Legend. Szkoda, że budzi się dopiero pod koniec, ale to pewnie za sprawą Bruno Ramosa.
Na koniec progresywny finał, 10 minut Lies, w którym jest AVANTASIA, ale w środkowej części ujawniają też swój francuski odcień, bardzo subtelnie ornamentacje neoklasyczne i szkoda, że zabrakło mocy na więcej. Wyszło rockowo, ale nie z taką mocą, jaką prezentował sobą KAKTUS PROJECT i mimo podobnego zamysłu, ten album wypada gorzej od projektu Sylvain Rouvière. Ten utwór jest dobry od strony realizacji, ale nie porywający. Po prostu dobre zakończenie i podsumowanie albumu pełnego poprawności.

Dobra produkcja z charakterystyczną, dużą przestrzenią dla wokalisty przy dominacji perkusji, jak to bywa we Francji, ale Brett Caldas-Lima wie, co robi.
Niby doszedł Kanji jako wokalista i sprawdza się dobrze, momentami może nawet ciekawiej i żywiej od Gzagga, ale muzyka nie do końca wydaje się wykorzystywać jego walory głosowe.
Niby AVALAND, ale tym razem większy nacisk został położony na orkiestracje, gdzie na debiucie klawisze były znacznie bardziej wyeksponowane. Może to daje właśnie wrażenie bliższego obcowania z muzyką z kręgów CIRCLE II CIRCLE czy momentami może nawet TRANS-SIBERIAN ORCHESTRA, choć w formie nie tak ambitnej.
Album długi jak poprzedni, też nierówny, z tymi samymi błędami i zaletami. Może się podobać, szczególnie fanom AVANTASIA, muzyki niezbyt wyszukanej i dla każdego.
Ja raczej polecam KAKTUS PROJECT.


Ocena: 7/10

SteelHammer

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości Rockshots Records
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości