Hevilan
#1
Hevilan - The End of Time (2013)

[Obrazek: R-5426197-1406071914-1938.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Regenesis 04:03       
2. Shades of War 05:12     
3. Minos' Call 05:38       
4. End of Time 05:48       
5. Desire of Destruction 03:21       
6. Sanctum Imperium 04:54     
7. Dark Throne of Babylon 03:55     
8. Son of Messiah 06:15       
9. Loneliness 06:52      

Rok wydania: 2013
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: Brazylia

Skład:
Alex Pasquale - śpiew
Johnny Moraes - gitara
Biek Yohaitus - bas

Gościnnie:
Vitor Rodrigues - śpiew
Aquiles Priester - perkusja

HEVILAN to grupa trzech przyjaciół, założona w 2005 roku. Jako, że to nie było wielkie zobowiązanie, były drobne koncerty, a debiut bez pośpiechu został wydany nakładem własnym 26 czerwca 2013, który doczekał się reedycji w 2015 roku nakładem Massacre Records.

Nie jest to tak surowe jak PAINSIDE ani bardziej power z elementami progressive jak SCELERATA, to USPM zagrany pewnie i umiejętnie, co słychać już w Regenesis. Dość klasycznie, może aż za bardzo, popadając w bardzo bezpieczny schematyzm CAGE i wielu innych grup heavy/power, które próbują urozmaicać muzykę bardziej "progresywnymi" elementami, czy to chórami, w których powtarzają błędy JAG PANZER jak w Shades of War. Są też echa NEVERMORE, co można usłyszeć właśnie w tym utworze, którego są dwie wersje i w jednej z nich śpiewa Warrel Dane we własnej osobie.
Minus is Call jest HELSTAR, ale bez Rivera, co dla niektórych może być plusem. Szkoda, że brzmi to tak poprawnie.
Killerów z prawdziwego zdarzenia tutaj nie ma, ale są momenty intrygujące, jak duet gitary i basu w End of Time, świetna perkusja i mocne natarcie w solo, niestety refren jest strasznie miałki. Momentami jest to płyta bardzo wokalna jak u PASTORE i Desire of Destruction nie pozostawia co do tego wątpliwości. Vitor Rodrigues to mocny głos, którego słucha się świetnie. Charyzmatyczny, mocny, może góry nie zawsze wypadają tak świetnie jak u Valdeza czy Aaron Briglia, ale jak już mu wychodzi, to kruszy ściany jak Ripper.
Sekcja rytmiczna na tym albumie jest bardzo dobra i sesyjny perkusiście Aqulies Priester daleko do zwykłego łupacza heavy/power i nie boi się talerzy i sekcja błyszczy w Sanctum Imperium, który na pewno jest ciekawszy od ostatniego albumu NEVERMORE, w Dark Throne of Babylon jednak próbują być NEVERMORE aż za mocno i taką muzykę powinni pozostawić SUNBURST albo WITHERFALL.
Son of Messiah ma w sobie coś z MIKE LEPOND'S SILENT ASSASSIN'S/WATCHTOWER, chociaż nie zagrane na aż tak wysokim i progresywnym poziomie, ale sola gitarowe i ataki basu chyba najlepsze na całym albumie. Co za swoboda, co za technika! I ogromna strata, że to wszystko wytraca na mocy w chórach.
Loneliness to ballada, typowo amerykańska z pogłosami ICED EARTH i JAG PANZER, szczególnie przez wspaniałe skrzypki. Może i zbyt pastelowe, za bardzo przerysowane i nie do końca czuć tu amerykańską szorstkość czy rycerskość, tylko Brazylię.

Brzmienie jest dziełem Adriano Daga i Brendan Duffeya i spisali się bardzo dobrze. Ostre gitary, mocny, wysunięty bas i świetne talerze z czystą, nie plastikową perkusją. Ciekawe, że obecnie Brazylijczycy brzmią bardziej USPM od USA i przywłaszczyli sobie ten styl soundu, minus wypolerowana aż syntetyczna perkusja. Świetna robota.
Wszyscy muzycy spisali się tutaj bardzo dobrze, a sam repertuar jest dobry. Poza paroma mieliznami album jest zaskakująco równy i przez tych prawie 46 minut nie nudzi, ani nie męczy. Niestety nie wywołuje też zbyt wielu westchnień poza techniką, bo jest to bezpieczny i schematyczny USPM.
Ostatecznie album okazał się sukcesem lokalnym i współpraca z Massacre Records nie przysporzyła im sławy na skalę światową. Zespól koncertował długo, z przerwami, rozpoczynając pracę nad kolejnym albumem na przełomie roku 2017-2018 roku, w międzyczasie Johnny Moraes dołączył do solowego zespołu Warrela Dane'a, co nie dziwi, bo słychać, że czuje ten styl.
Po 8 latach studyjnego milczenia, zespół powróci z kolejnym albumem w 2021 roku.

Ocena: 7/10

SteelHammer
Odpowiedz
#2
Hevilan - Symphony of Good and Evil (2021)

[Obrazek: capa-400.jpg]

Tracklista:
1. Dark Paradise 05:09     
2. Rebellion of the Saints 04:40     
3. Great Battle 05:18     
4. Here I Am 03:107    
5. Always in My Dreams 05:27     
6. Devil Within "Part I Evil Approaches" 02:48   
7. Devil Within "Part II Hammer of the Gods" 05:04     
8. Waiting For the Right Time 05:27     
9. Symphony of Good and Evil "Part I Revelation" 04:26     
10. Symphony of Good and Evil "Part II Dark Ages" 04:49     
11. Symphony of Good and Evil "Part III Song of Rebellion" 07:21
12. Symphony of Good and Evil "Part IV Epilogue" 01:19

Rok wydania: 2021
Gatunek: Progressive Heavy/Power Metal
Kraj: Brazylia

Skład:
Alex Pasquale - śpiew
Johnny Moraes - gitara
Biek Yohaitus - bas
Rafael Dyszy - perkusja

Po 8 latach raczej lokalnego kultywowania metalu, w ciągu trzech lat został nagrany kolejny album i jedyną zmianą w składzie jest perkusista, Rafael Dyszy, który wspomógł PASTORE na ostatniej płycie.
Premiera kolejnej płyty HEVILAN planowana jest na 19 marca 2021 roku nakładem amerykańskiej wytwórni Brutal Records.

Przez te lata Moraes nie próżnował i poza HEVILAN współpracował z Warrelem Dane'em w jego solowym zespole oraz gościnnie zagrał na albumie PASTORE Phoenix Rising.
Ewolucję gitarową słychać już w mocnym, w stylu PASTORE Dark Paradise, jest i WARREL DANE w Rebellion of the Saints, najbardziej jednak słyszalny jest w Great Battle przez jego bardziej progresywne podłoże. Te elementy progressive są słabszymi elementami tego albumu i tak samo zgubne jak u PASTORE na trzeciej płycie. Może i bas w Here I Am jest bardzo dobry i jego ekspozycja pokazuje ogromne dopieszczenie, ale zabrakło w tym wszystkim melodii i potęgi USPM i w tej stylistyce znacznie lepiej NIVIANE. Always in My Dreams to bardzo przerysowana ballada i łagodna ballada w stylu WD, ale do fanów ociekającego potęgą i rycerskością USPM nie do końca to może trafiać, tak jak Waiting for the Right Time. Zupełnie to tutaj nie pasuje i nie ma ani ciekawej melodii, ani też sam zespół nie wydaje się czuć z tą muzyką dobrze. Ciekawszy jest Hammer of the Gods, chociaż tutaj poza dobrym heavy/power zagranym na poziomie, bardzo dobrze zaśpiewanym jest niewiele.
Po dwóch instrumentalnych przerywnikach pokazujących chóry przychodzi czas na najdłuższy na albumie Song of Rebellion, punkt kulminacyjny. Na tę kompozycję nic nie przygotowuje i nawet nie ma żadnych sygnałów.
To jest 7 minut wybornie zagranego symphonic progressive heavy power z elementami neoklasycznymi. Tutaj zespół pokazuje, co potrafi i jaki w sobie kryje naprawdę potencjał, o który chyba nawet nikt by ich nie posądzał. Pasquale na całym albumie śpiewa bardzo dobrze poza tymi wolniejszymi kompozycjami, w których zespół się nie do końca odnajduje, tutaj dzieli i rządzi jak na wokalistę wysokiej klasy heavy/power przystało, bez problemu przebijając się przez orkiestrację, mocny, metaliczny i bardzo bogato zagrane partie basu, mocną perkusję i gitarę. To jest niezwykłe, że zespół ukrył taką perłę na końcu.
Duet gitarowo-basowy przy akompaniamencie orkiestracji jest tutaj wyborny i wspaniale tutaj podkreśla to dynamiczna gra Dyszy. Szok i kompletna kasacja. Czarodziej Dushan Petrossi bawi się w takiej stylistyce dobrze i chciałoby się usłyszeć więcej zespołów idące w te ślady.
W przeciwieństwie do poprzednich utworów, które są dobrze zagranym USPM, ale niezbyt wybijającym się na tle obecnej sceny, po części kontynuujący problemy ostatniej płyty PASTORE i HEAVIEST, to jest niezwykłe. Gdyby cała płyta została nagrana w tym stylu, to IRON MASK by miało godną konkurencję.

Za sound odpowiada tym razem Lasse Lammert, wieloletni współpracownik Christophera Bowesa i jego projektów ALESTORM i GLORYHAMMER, który ma też na swoim koncie album HELION PRIME z 2018 roku oraz albumy PRIMITAI z 2016 i 2018 roku. Mocny, selektywny sound, wspaniale podkreślający wszystkie atuty zespołu i najlepiej to słychać w Dark Paradise i Song of Rebellion. Prawdziwe cudo.
Album bez wątpienia ciekawszy od debiutu, bo jest killer, ale też słychać, że zespół się rozwinął i ma większe doświadczenie. Pasquale śpiewał dobrze w 2013 roku, teraz poza bardziej progresywnymi elementami zarzutów brak. Moraes ogólnie stara się grać oszczędnie na tym albumie, ale jak już zaprezentuje solo to słychać umiejętności, jednak nic nie przygotowuje na finał, jaki serwuje. Yohatius pokazuje, że bas może być czymś więcej niż przedłużeniem perkusji czy pogłębieniem gitary, a Dyszy idealnie tutaj wszystkim zarządza.
Płyta heavy power, której najciekawszym elementem jest neoklasyka, której jest najmniej. Ciekawe, ale pokazuje, że zespół ma spory potencjał i powinien iść właśnie w tym kierunku, udowodnić, że jeszcze nie wszystko zostało w tym gatunku powiedziane. Na Song of Rebellion warto było czekać.
Oby jednak tym razem nie kazali czekać 8 lat.

Ocena: 7.5/10

SteelHammer

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości Brutal Records
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości