Angel Martyr
#1
Angel Martyr - Black Book: Chapter One (2017)

[Obrazek: R-12018624-1526661120-5562.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Obsequies 02:32
2.They. ...Among Us 06:54
3.Victims 05:59
4.Eric the Conqueror 08:36
5.Midnight Traveller 05:58
6.Turn On the Fire 06:20
7.Pirate Song 07:37
8.On the Divine Battlefield 08:12
9.Angel Martyr 05:55

rok wydania: 2017
gatunek: epic heavy/speed metal
kraj: Włochy

skład zespołu:
Tiziano "Hammerhead" Sbaragli - śpiew, gitara
Dario "Destroyer Rostix" Rosteni - gitara basowa
Francesco Taddei - perkusja

ANGEL MARTYR to grupa z Piombino istniejąca od roku 2010, a "Hammerhead" to oczywiście Tiziano Sbaragli, wokalista znakomitego ETRUSGRAVE, tu występujący także w roli gitarzysty. A perkusistą jest Francesco Taddei z ETRUSGRAVE właśnie. Trwało dosyć długo, zanim zespół przedstawił swój pierwszy album w marcu 2017 nakładem Iron Shileds Records, a znalazły się na nim kompozycje w większości przedstawione w latach 2014 - 2015 na dwóch wydawnictwach promocyjnych.

Ze względu na charakterystyczny głos "Hammerhead" muzykę ANGEL MARTYR można uznać za zbliżoną do epickiej stylistyki ETRUSGRAVE, także w podniosłym heroicznym wymiarze ogólnego klimatu, jednak  jest to muzyka ostrzejsza, surowsza i szybsza, w znacznej mierze osadzona na fundamencie amerykańskiego speed/ heavy i power lat 80tych i mówiąc obrazowo ETRUSGRAVE spotyka amerykański SKELATOR z wcześniejszego okresu działalności.
Nie brak jednak i innych inspiracji i tu zdecydowanie można wskazać najdłuższy na tym albumie Eric the Conqueror, wolniejszy i true epic metalowy, z kapitalnym bojowym heroicznym refrenem, gdzie czaszki wrogów kruszy potężny śpiew João Fonseca, czy występującego tu gościnnie Tanna z IRONSWORD. Po prostu absolutne zniszczenie!
Piracki heavy metal w Pirate Song, jednej z najwcześniejszych kompozycji zespołu też nieco odbiega od zasadniczego stylu albumu, przy czym jest to raczej w aspekcie riffowym ukłon w stronę NWOBHM (chociażby TANK) bez akcentów folk tawernowo metalowych, czy też naśladowania RUNNING WILD. Można za to usłyszeć jak wysoko potrafi zaśpiewać "Hammerhead". W stylistyce speedowego grania z obszarów heroicznego SKELATOR doskonale się prezentują zadziorne Turn On the Fire They i ...Among Us. W heroicznym Victims doszukać się można pewnych patentów riffowych IRON MAIDEN, jednak bez bezpośrednich prób wchodzenia na terytorium tych Brytyjczyków. Gdy jest nieco łagodniej w Midnight Traveller, bez zwalniania tempa, to szala się przechyla w stronę ETRUSGRAVE zwłaszcza w refrenie i oczywiście jest po raz kolejny epicko i true metalowo. Te wszystkie utwory są dosyć długie i nawet dłuższe, niż można by oczekiwać, ale słucha się tego bardzo dobrze i dłużyzn nie ma. Bas warczy, perkusja syczy blachami, sola są długie i choć może technicznie zaawansowane średnio, ale bardzo czytelne i wpadające w ucho. True battle metal w On the Divine Battlefield dodatkowo wsparty został rozbudowanym intro z dudami szkockimi, choć w dalszej części wracają do rozpoznawalnych i typowych dla tego albumu riffów. Nabiera to epickiego wymiaru stopniowo, ale jak się już rozpędzą, to heroiczna dewastacja jest niezaprzeczalna i jakże subtelnie podkreślona delikatną partią instrumentalną. Ponadto chyba najlepsze solo ze wszystkich także tu można usłyszeć.
Sztandarowy Angel Martyr został pozostawiony na koniec i jest to 100% SKELATOR w ANGEL MARTYR,  a do tego jeszcze dochodzi ta specyficzna włoska epicka elegancja. No wspaniale sobie po prostu tu poczynają w szybkich tempach i natarciach sekcji rytmicznej. Tak archetypowo dla prezentowanego stylu powinien brzmieć sztandarowy numer każdego zespołu! Klasyczne true zwieńczenie tej kompozycji iście w amerykańskim stylu.

Realizacja przypomina klasyczne surowsze produkcje amerykańskie XX wieku i takich niuansów, jakie można usłyszeć w ETRUSGRAVE tu nie ma, ale jest prawda o heavy metalu lat 80tych, surowa gitarowo i fenomenalnie zrobiona, jeśli chodzi o bas szczególnie, który po prostu demoluje mocą. Jego rola jest zresztą cały czas istotna jako instrumentu często wspierającego gitarę Sbaragli. Pod tym względem Dario Rosteni spisał się wyśmienicie.

ETRUSGRAVE od roku 2016 nie zaprezentował nowej płyty i można powiedzieć, że ANGEL MARTYR jest tu swoistą kontynuacją, może nie w pełnym zakresie, ale na pewno kontynuacją. I do tego jest to płyta w obrębie mocno wyeksploatowanego z pomysłów podgatunku doskonała i uzupełniająca lukę po będącym w słabszej formie w ostatnich latach SKELATOR.
Zniszczenie!


ocena: 9,8/10

new 28.01.2021

Dziękujemy wytwórni  Pure Steel Records za udostępnienie tego albumu
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Angel Martyr - Nothing Louder Than Silence (2021)

[Obrazek: 490914.jpg?sw=1000&sh=800&sm=fit&sfrm=png]

tracklista:
1.Black Rose on a Frozen Grave 02:35
2.The Legion of the Black Angels 07:08
3.Forgotten Metal 06:04
4.Black Ttwin Rising 06:20
5.Climbing the Walls of the Abyss 05:54
6.Marked by the Woodblade 06:21
7.Reckless Master 06:12
8.Nothing Louder Than Silence 05:54
9.The Arrival in Geresenes' Land 02:45
10.My Name is Legion 12:19

rok wydania: 2021
gatunek: epic heavy/speed metal
kraj: Włochy

skład zespołu:
Tiziano "Hammerhead" Sbaragli - śpiew, gitara
Dario "Destroyer Rostix" Rosteni - gitara basowa
Niccolò Vanni - perkusja


W lutym 2021 ANGEL MARTYR powraca drugim albumem "Nothing Louder Than Silence", który zaprezentuje wytwórnia Pure Steel Records. Tym razem w składzie mniej ETRUSGRAVE, bo nowym perkusistą został znany między innymi z AXEVYPER Niccolò Vanni.

ETRUSGRAVE jest także mniej w samej muzyce i ten amerykański speed/ heavy w heroicznej odmianie (tak! ponownie SKELATOR) jest mocniej zaznaczony niż w roku 2017. To już słychać w pierwszym po intro The Legion of the Black Angels - jest szybko bojowo i rycersko no i po raz kolejny jest ta szorstka melodyjność, którą ANGEL MARTYR tak czarował na pierwszej płycie. I kapitalna partia thrashowa z narracją. Jest klimat, jest epic w speedowej oprawie! Jest także twardy ząb, a właściwie ostry kieł w heroicznych i patetycznych kompozycjach w zmiennych tempach, takich jak porywający Forgotten Metal czy też momentami ultra szybkich  Marked by the Woodblade i Nothing Louder Than Silence. No po prostu klasyczna rycerska dewastacja metalowa! I jeszcze raz Moc jest ANGEL MARTYR w mocno akcentowanym wolniejszym Reckless Master i trudno sobie wyobrazić bardziej true metalową kompozycję.
Czasem w heroicznym graniu mocniej pobrzmiewają akcenty europejskie i bardzo dobry Black Ttwin Rising przypomina te mniej teutońskie kompozycje LONEWOLF, rezygnują również ze speedowej stylizacji w classic heavy metalowym Climbing the Walls of the Abyss i tu prezentują zdecydowanie amerykański styl, poniekąd wywodzący z muzycznej filozofii MANILLA ROAD, choć i echa riffowe NWOBHM można tu wyłowić w ciekawej części instrumentalnej pełnej gitarowych popisów.
Można odnieść wrażenie, że solowe partie "Hammerhead" gra tym razem ciekawsze, i te solówki są wysokiej klasy, a przy tym mocno  osadzone w starej heavy metalowej tradycji. Patetyczne, zachęcające do chwycenia za miecz czy topór.
Poprzedzony klimatyczną  miniaturą The Arrival in Geresenes' Land epicki kolos My Name is Legion wieńczy dzieło. Nieubłagane natarcie speed/power/heavy metalowe w najlepszej tradycji, raczej amerykańskiej niż europejskiej i głęboko zakotwiczone w USPM, co słychać w mrocznych wolniejszych partiach epickich oraz zbliżonej do black metalowej stylsityce gry perkusisty w najszybszych momentach. Jest tu rzecz jasna także typowy dla tak długich kompozycji bardzo delikatny i poetycki fragment przywodzący na myśl ten z Rime of the Ancient Mariner IRON MAIDEN, ale potem speedowy atak jest tym bardziej wyrazisty. Majstersztyk! Fantastyczna majestatyczna surowość! I takie niepodziewane zakończenie...

Gęsta perkusja Vanni, gęsty bas Rosteni, surowa gitara Sbaragli. Ogólnie surowa realizacja, klasyczna dla speed/heavy/power lat 80tych i jest to album oldschoolowy w pełnym wymiarze, bez technicznych upiększeń doby obecnej. To tylko dodaje tej muzyce szczerości i autentyzmu. Jedynie trochę szkoda brzmienia basu z debiutu, bo nie jest już tak wbijający w ziemię, jak na poprzedniej płycie.

Nie jest łatwo nagrać dwie kolejne fascynujące płyty w gatunku speed/heavy epic i SKELATOR ta sztuka niestety się nie udała. Udała się za to ANGEL MARTYR.
Zniszczenie po raz drugi!


ocena: 9,8/10

new 29.01.2021


Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości  wytwórni Pure Steel Records
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości