Evermore
#1
Evermore - Court of the Tyrant King (2021)

[Obrazek: 3935fc69-fc13-4c55-9707-9aa60507c549.jpg]

tracklista:
1.Hero's Journey 00:52
2.Call of the Wild 03:45
3.Rising Tide 05:04
4.Court of the Tyrant King 05:08
5.Northern Cross 05:18
6.See No Evil 07:15
7.My Last Command 06:37
8.By Death Reborn 05:51

rok wydania: 2021
gatunek: melodic power metal
kraj: Szwecja

skład zespołu:
Johan Haraldsson - śpiew
Johan Karlsson - gitara, gitara basowa, pianino, orkiestracje
Andreas Vikland - perkusja


W kwietniu w wersji digital iw maju jako CD ukazał się debiut EVERMORE z Karlskrony, wydany nakładem własnym.

Grupa prezentuje melodic power metal w najbardziej klasycznym z możliwych stylu. Dosyć wysoki wokal, pęd w starym helloweenowym stylu i heroiczne melodie, przypominające triumfalny powrót power metalu za sprawą całej plejady grup ze Szwecji na przełomie stuleci. Szybko, na granicy speed metalu w Call of the Wild i jest tu bardzo dobry refren, zaśpiewany przez wokalistę ze sporym rozmachem. Dobry, bardzo dobry frontman z tego Johana Haraldssona! Grupa nie jest ponura i stalowo posępna. Słonecznie i bujająco pobrzmiewa przebojowy melodic  power metal w Rising Tide. Organowy wstęp do Court of the Tyrant King prowadzi do, po części w sposób symfoniczny zaaranżowanego, Court of the Tyrant King, gdzie obok partii rycerskich występują interludia z wokalami żeńskimi. Świetny motyw wstępny i po części przewodni do Northern Cross został trochę zmarnowany w mało oryginalnym rozwinięciu, ale doprawdy, jest to fantastyczny moment tego albumu. Song See No Evil wypada bardzo okazale. Jest z początku tu i dostojny klimat, niemal elegijny, a na pewno bardzo uroczysty i bogata masywna linia drugiego planu na długich gitarowych wybrzmiewaniach. Potem niespodziewanie zdecydowanie mocno przyspieszają i są nadal bardzo atrakcyjni, choć już w innym, bardziej typowym dla tej płyty stylu melodic power. Nieco smutku i melancholijnej zadumy grupa serwuje w My Last Command, kompozycji niezwykle zgrabnej, wycyzelowanej w szczegółach, doskonale poprowadzonej głosem przez wokalistę, pełnej rozmachu i tego wdzięku, który był w swoim czasie wielkim atutem INSANIA (Stockholm). Ta końcówka płyty jest ogólnie bardzo dobra, bo także ostatni By Death Reborn to utwór frapujący, jakby nieco cięższy i bardziej mroczny miejscami od pozostałych i tu czuć czystą, klasyczną Szwecję w gatunku epicko zagranego rycerskiego fantasy epic.

W sumie, gdyby szukać jak najbardziej trafnej analogii, to dosyć blisko EVERMORE do MOURNING DWELL z drugiej płyty.
Poziom wykonania i umiejętności instrumentalistów trzeba określić jako wysokie. Nad wyraz kompetentne zagrywki gitarowe i perkusyjne są ozdobą tej płyty, szczególnie w partiach instrumentalnych. Pochwalić też należy klarowne brzmienie bez nadmiernego ciężaru gitarowego, co pozwala się delektować subtelnym planem klawiszowym, który nie jest tu natrętnie wysuwany na czoło.
Jest to granie bardzo generyczne i mało oryginalne, ale czy wszyscy muszą być oryginalni na siłę?


ocena: 8/10

new 22.06.2021
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Evermore - In Memoriam (2023)

[Obrazek: 1117379.jpg?0704]

tracklista:
1.Nova Aurora 01:18
2.Forevermore 03:59
3.Nightfire 04:08
4.I Am the Flame 04:58
5.Empire Within 05:00
6.Broken Free 05:01
7.In Memoriam 06:37
8.Parvus Rex 04:10
9.Queen of Woe 05:58

rok wydania: 2023
gatunek: melodic power metal
kraj: Szwecja

skład zespołu:
Johan Haraldsson - śpiew
Johan Karlsson - gitara, gitara basowa, instrumenty klawiszowe, orkiestracje
Andreas Vikland - perkusja


Wydany w roku 2021 nakładem własnym debiut zespołu został wysoko oceniony, co przełożyło się na kontrakt z uznaną włoską wytwórnią Scarlet Records, która w 2022 wypuściła reedycję "Court of the Tyrant King". 23 kwietnia bieżącego roku odbędzie się natomiast premierowa prezentacja przez tę wytwórnię drugiego albumu EVERMORE, zatytułowanego "In Memoriam".

Grupa pojawia się w tym samym składzie co poprzednio i po raz kolejny Johan Karlsson pokazuje się jako utalentowany twórca symfonicznych orkiestracji w znakomitym intro Nova Aurora, stanowiącym integralną część kompozycji Forevermore. Bardzo to dobry utwór z monumentalnie brzmiącymi zwrotkami, a fragment instrumentalny nasycony niemal power/thrashową energią jest po prostu kapitalny. Szkoda tylko, że refren dosyć powszedni, choć naturalnie także przyjemny w classic melodic power manierze. W tych ciężkich masywnych gitarowych riffach naprawdę tkwi wielki potencjał i to one mocno ubarwiają Nightfire, podobnie jak pomysłowa, rozpisana ma klawisze i gitarę partia instrumentalna.
O jednym trzeba już w tym miejscu powiedzieć. Forma wokalna Johana Haraldssona jest niebywale wysoka i wychodzi mu wszystko zawsze, a przecież niektóre jego partie są wykonawczo trudne. Zawsze z gracją, często z pewnymi śladami stylu Dickinsona w power metalowym ujęciu się Johan prezentuje. Wszystko ubarwia, wszystko wzbogaca głosem. Czeka się na jakiś wystrzałowy refren, ale tego nie ma jeszcze w szybkim typowym europower z klawiszami I Am the Flame, z refrenem chóralnym i tu raczej jest to styl niemiecki, luźno oparty na doświadczeniach HELLOWEEN, co podkreśla styl gitarowej solówki. No i nadchodzi spokojny i dostojny Empire Within z organowym wstępem i jest wreszcie nacisk na klimatyczną, wspaniała melodię z ekstatycznymi wysokimi zaśpiewami frontmana i ciężkimi wybrzmiewaniami gitary z klawiszowym tłem. Pięknie tym razem także w refrenie. Szwedzki, rozpoznawalny jako szwedzki power metal budowany przez kraj od ostatnich lat XX wieku jest Broken Free, ten utwór odstaje jednak od innych jako prostszy w konstrukcji i do tego to wtrącenie, tej jakże słodkiej i refleksyjnej inkrustacji instrumentalno wokalnej jakoś nie przekonuje przy tych mocnych power metalowych akordach wiodących. Starannie wykonany z neoklasycznym solem, ale jednak odstaje poziomem od reszty. Za to tytułowy In Memoriam jest w ciekawe pomysły bogaty i  zmienia się tu klimat od posępnego na początku do romantycznego w miarę upływu czasu, a te motywy się zmieniają i wymieniają pozycjami. Coś z ballady, coś z power metalu symfonicznego i jest nawet gitara akustyczna i bard... A w Parvus Rex natarcie heavy/power jako żywo przypominające PRIMAL FEAR, tylko bardziej gładkie, no i wzbogacone o wyborne po raz kolejny orkiestracje i chóry. Wyborna kompozycja i to połączenie ostrych stalowych riffów gitarowych z elementami symfonicznymi jest tu oryginalne i nader płynne.
Podkreślają swoje przywiązanie do stylu archetypowego europower metalu w Queen of Woe i tu jest coś i z Niemiec, i coś z Włoch, i coś ze Szwecji także, oczywiście. Zamaszyście, ze speedowymi atakami gitary i wyważonym fantasy refrenem idą pewnie od początku do końca.

Pełne wdzięku nienaganne wykonanie, znakomita ultra klarowna produkcja i czytelność soundu we wszystkich planach. Po raz drugi jest to mało oryginalne w ramach gatunku, ale po raz drugi retorycznie zapytam - a czy musi być?
I naprawdę wielkie brawa dla Johana Haraldssona!


ocena: 8,3/10

new 9.04.2023

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Scarlet Records
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości