Yukihisa Kanatani
#1
Yukihisa Kanatani - Cry for the Moon (2015)

[Obrazek: R-13491451-1555208972-4728.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Dirty but So Beautiful 05:35     
2. Love and Hate 01:42       
3. Happy Wedding 05:03     
4. Morning Glow 05:52     
5. On the Loose 04:27     
6. Run to Be Free 03:31     
7. Lunatic 04:02       
8. Magical Kiss  (Excuriver cover)05:00     
9. Weather Report 01:56       
10. Jail Break (Excuriver cover) 07:08     
11. Horizon 02:23

Rok: 2015
Gatunek: Neoclassical/Melodic Power Metal
Kraj: Japonia

Skład:
Yukihisa Kanatani - gitara, bas

Gościnnie:
Akira Fujimoto - śpiew
Akio Muranaka - perkusja
Masashi Okagaki - instrumenty klawiszowe

Yukihisa Kanatani to gitarzysta ze spektrum mniej znanych, ale utalentowanych, którzy na scenie metalowej są od lat 80-tych, ale bez większego sukcesu.
Najpiew był Excuriver, grający heavy metal w stylu Anthem ze świetną grą gitarzysty, ale bez większych sukcesów się rozpadł i w jego miejsce powstało Ebony Eyes Excellent, które nagrało dwie płyty i od tamtej pory rozpada się i wraca.
No i jest solowy projekt Yukihisa, w którym prezentuje niemal nowy materiał po prawie 20 latach przerwy.
W przeciwieństwie do Mistrza, Kanatani tu wolał nie śpiewać, i po starej znajomości zaprosił Akira Fujimoto, z którym już współpracował w Ebony Eyes Excellent, i równie po starej znajomości klawiszowca Terra Rosa, Masashi Okagaki, który grał już gościnnie na solowym debiucie gitarzysty. W tym gronie najmniej znany jest perkusista, który nie ma jakichś większych dokonań na swoim koncie.

Dwa covery Excuriver, z oba w nieco odświeżonych aranżacjach i Magical Kiss to nowa wersja Shock Hearts, a Jail Break to bardziej rozbudowana wersja oryginału z lekkim akcentem neoklasycznym i bardzo dobrym, rozbudowanym solem.
Pozostałe kompozycje może świeżością nie grzeszą i nie wykraczają poza ramy tradycyjnego melodic power z nutką neoklasyki, ale te akcenty są po prostu wyborne i Dirty but So Beautiful czaruje z miejsca gitarową robotą i wtrąceniami klawiszowymi.
Może oryginalnością ta muzyka nie powala i jest to wypadkowa Concerto Moon i dokonań Katsu Ohta, ale świetnie się tego słucha. Wyborne tło klawiszowe w Happy Wedding, świetny bas i kapitalnie wpleciona neoklasyka, pojedynek Kanatani/Okagaki zwala z nóg. Kto by pomyślał, że jednak potrafi tak grać!
Utwory instrumentalne na poziomie Galneryus i Concerto Moon, z czego silny duch tego pierwszego słychać w Morning Glow. Są i kompozycje dość typowe dla Japonii, które nie są złe, ale brzmią dość powszednio, jak On the Loose, ale ma niezłe solo, a praca perkusji jak na tak prostą kompozycję jest dość bogata.
Przy Run to be Free nie da się dłużej ignorować wokalisty - kiedy trzyma niższego głosu brzmi nie najgorzej, raczej przeciętnie i bez wyrazu, jednak nie drażni. Za to jego wysokie zaśpiewy są męczące i okropne i to najprawdopodobniej najsłabszy element tego albumu. Szkoda, że nie był nikt lepszy dostępny od ręki, ale bywali już gorsi wokaliści.

Brzmienie wyborne. Każdy instrument świetnie słychać, perkusja brzmi wybornie, tak jak gitara i słychać, że sound to nie dzieło przypadku, a typowa, japońska robota wysokiej klasy. Selektywne, dzięki czemu słychać bas, na którym Kanatani też gra dobrze, ale najważniejsza oczywiście jest gitara. A ta, mimo dość powszedniego repertuaru i kilku potknięć, jest świetna.
Może to nie jakość albumów Kelly Simonza wielkość Concerto Moon czy wizjonerstwo Galneryus, ale komu nie przeszkadza wtórność, ten kontaktu z tym album nie powinien żałować, a nawet powinien wyciągnąć z tego coś więcej.

Ocena: 7.9/10

SteelHammer
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości