Claymorean (ex-Claymore)
#1
Claymore - Lament of Victory (2013)

[Obrazek: R-4830150-1376832998-2706.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. On the Wings of Time 05:11     
2. Sorrow's Tear 04:14       
3. Night Sky 06:08     
4. Hymn of Vengeance 04:10       
5. Power of the Destiny 03:43       
6. Crossroad of Forever 05:11       
7. King in the North 05:37     
8. Glory Is Calling Me 08:18      

Rok wydania: 2013
Gatunek: Symphonic Power Metal
Kraj: Serbia

Skład:
Dejana "Betsa" Pavlović - śpiew
Vlad Invictus - śpiew, gitara
Filip "Fill T." Todorčević - bas
Aleksandar "Alex Cane" Canković - perkusja
Marko "OceanLord" Dinić - instrumenty klawiszowe


CLAYMORE założone zostało przez Vlada Invictus (Vladimir Garčević) w 1994 roku, ale prawdziwa działalność zespołu rozpoczęła się dopier na początku lat 2000. Brak stabilnego składu przyczynił się do nagrania debiutu w trzyosobowym składzie, w który poza nim był basista Goran Garčević oraz wokalistka Andrijana Dea Gajić, która zaliczyła tylko jeden występ.
Debiut grupy był poprawnym przekrojem szwedzko-niemieckiego metalu z hiszpańskimi wtrąceniami takich zespołów jak LORIEN, jednak nie w tak ciepłej i romantycznej formie. Głównym wokalistą był sam Vlad, który próbował jak mógł przykryć automat perkusyjny. Album przeszedł bez większego echa nawet na scenie lokalnej i w 2004 roku, niedługo po wydaniu debiutu, grupa została rozwiązana.
Po prawie 10 latach, Vladimir Garčević postanowił powrócić do pomysłu, w 2012 zebrał nowy skład i w 2013 roku, z początku nakładem własnym, 13 maja zostało wydane Lament of Victory, a 25 października 2013 roku przez rosyjską wytwórnię Soundage Productions.

To bardzo typowa i bezpieczna płyta z panią za mikrofonem, kopiująca wszystkie znane schematy z NIGHTWISH, BATTLELORE dodając do tego wszystkiego nie tylko niemieckie i szwedzkie, sprawdzone już patenty, ale i opierając się o MANOWAR.
Cytaty MANOWAR są tutaj bardzo słyszalne i mocno podkreślone i Hymn of Vengeance plasuje się w erze pomiędzy Warriors of the World a Sons of Odin, ale na poziomie wykonania The Lord of Steel i trudno stwierdzić, czy gorsze są próby naśladowania Adamsa, czy może Logana, który nigdy nie był wirtuozem.
Muzykom bez wątpienia nie brak zaangażowania czy umiejętności, bo sola gitarowe, mimo że słyszało się już ciekawsze nawet w tym gatunku, to sekcja rytmiczna jest solidna, tak jak dialogi gitary z klawiszami i to są najciekawsze partie na albumie. On The Wings of Time to poprawność NIGHTWISH, której słyszało się już wiele, podobnie King in the North, w którym są próby urozmaicenia ostrym śpiewem i epicką surowością BATTLELORE, ale to nadal nic ponad przeciętność. Glory is Calling Me to SIRENIA i EPICA w najbardziej z możliwych przewidywalnym wydaniu z potężnymi orkiestracjami, złowieszczą gitarą i bardzo mocno zaznaczoną sekcją rytmiczną. Nie musiało to trwać 8 minut, bo w środkowej partii niestety niewiele się dzieje i zamiast potężnych eksplozji i popisów zespołu, są tylko proste melodie. Nic ponad marny przerywnik instrumentalny.

Sound jest bez zarzutu i tutaj niewiele jest do zarzucenia Borisowi Šurlanowi. Dobrze dobrany sound z solidną perkusją, gdzie wszystko słychać i nic nie ginie, z dobrze słyszalnymi planami dalszymi, na których czasami niestety niezbyt wiele się dzieje.
Album po prostu nijaki, dobrze zagrany, ale kompozycyjnie absolutnie wyświechtany i przewidywalny, na którym trudno cokolwiek wyróżnić, bo nie tylko wszystko było, ale i było wykonane lepiej. Poza potencjałem nic tutaj nie ma.
Płyta przeszła bez większego echa, ale zespół przykuł uwagę innej, znanej wytwórni, która postanowiła dać im kolejną szansę.


Ocena: 5.5/10

SteelHammer
Odpowiedz
#2
Claymorean - Unbroken (2015)

[Obrazek: R-7308548-1469542430-7942.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Heldenhammer 07:04     
2. Gods of Chaos 06:08       
3. Warp 01:00     
4. The Everchosen 04:21     
5. Ironhide 05:10       
6. Aeons of Revelations 05:03     
7. Dreamer on a Path of Light 04:17     
8. Silent Guardians 04:48       
9. We Fight like Lions 05:04     
10. Into the Courts of Chaos (Manilla Road cover) 04:51

Rok wydania: 2015
Gatunek: Symphonic Power/Heavy Metal
Kraj: Serbia

Skład:
Dejana "Betsa" Pavlović - śpiew
Miodrag Fodora - śpiew
Vlad Invictus - śpiew, gitara
Uroš Kovačević - gitara
Goran Garčević - bas


Vlad Invictus postanowił nieco zmienić koncept zespołu i do zespołu dołączył dodatkowy wokalista Miodrag Fodora i tym razem oficjalnie na basie zagrał Goran Garčević, który na poprzednim albumie jedynie odpowiadał tylko za część kompozycji.
Z zespołu odeszli perkusista i klawiszowiec, ale nie przeszkodziło to w nagraniu kolejnego albumu, który został wydany przez Stormspell Records 8 czerwca 2015 roku.

Odkurzony został automat perkusyjny i to słychać bardzo wyraźnie w przejściach Gods of Chaos i zakończeniu.
Muzycznie to dość zachowawcze kopiowanie BATTLELORE i grup, próbujących grać heavy metal z paniami w roli głównej, jak DORO czy CRYSTAL VIPER, wzbogacony o ogólnie pojęty heavy metal Niemiec, USA i orkiestracje.
Zespół wita surowością i chłodem BATTLELORE Heldenhammer, jest też w Gods of Chaos razem z późnym MANILLA ROAD, jest teutoński heavy metal w solidnym Ironhide i to jest chyba jedna z ciekawszych kompozycji tego albumu, bo udało im się ująć kwadraturę Zagłębia Ruhry. O The Everchosen zbyt wiele dobrego powiedzieć nie można. Wokalnie jest to rozegrane fatalnie i bardzo chłodny i mechaniczny śpiew Pavlović to był zły pomysł.
Aeons of Revelations to znów poprawny, niemiecki power metal, ale komicznie wypada na tej płycie Dreamer on a Path of Light, w którym jest razem NIGHTWISH, naiwność pieśni barda BLIND GUARDIAN z rozwinięciem mało czytelnym, ale ktoś w tych wybrzmiewaniach na pewno usłyszy MANILLA ROAD. Zabawne, że to jedyna kompozycja, w której zagrał prawdziwy perkusista Darko Lazić, który ma więcej doświadczenia w muzyce crossover. Taką mieszaniną różnych wpływów jest również Silent Guardians, w którym gryzą się BLIND GUARDIAN razem z MANILLA ROAD, ale może też wkracza tutaj nijakość MANOWAR?
Znacznie lepiej zespół sprawdza się w bardziej niemieckich kompozycjach i We Fight Like Lions to kolejny pokaz, że przy takiej muzyce powinni pozostać. Może i jest to mało odkrywczy koncertowy wymiatacz, który zostałby zmieciony przez grupy niemieckie i amerykańskie, ale realizacja chórów godna pochwały, tak jak zaangażowanie wokalistów. Pavlović brzmi tutaj znacznie lepiej i swobodniej i nie ma tutaj irytującego manieryzmu.
Cover MANILLA ROAD nijaki. Ani zły, ani dobry, tylko po co słuchać czegoś takiego, kiedy jest oryginał?

Realizacja dźwięku bez zarzutu i jedynie od tej strony jest nie ma tutaj zbyt wiele do zarzucenia, poza perkusją ustawioną pod Niemcy. To za bardzo podkreśla automat i nie przykrywa tego tradycyjna, teutońska ściana złożona z dwóch gitar.
Muzycy zagrali dobrze, jest ciekawiej i lepiej niż poprzednio, ale jest to kolejny album bez wyrazu dla mało wymagającego słuchacza, jakich jest wiele na rynku.


Ocena: 6.4/10

SteelHammer
Odpowiedz
#3
Claymorean - Sounds from a Dying World (2017)

[Obrazek: R-13356935-1552683090-1334.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. The Road to Damnation 04:41     
2. Old Mountain 05:48       
3. Cimmeria 03:32       
4. Blood-Red Shield 05:08       
5. Rage of the White Wolf 03:58     
6. The Final Journey 05:11     
7. Blackest Void 06:49       
8. Astral Rider (Cloven Hoof cover) 05:31

Rok wydania: 2017
Gatunek: Power/Heavy Metal
Kraj: Serbia

Skład:
Dejana "Betsa" Pavlović - śpiew
Vlad Invictus - śpiew, gitara
Uroš Kovačević - gitara
Goran Garčević - bas


Niedługo po nagraniu poprzedniego albumu z zespołu odszedł wokalista Miodrag Fodora. Poza tym zmian w składzie nie ma żadnych.
Tak jak poprzednio, zespół powrócił z kolejną płytą po zaledwie dwóch latach i ponownie nakładem Stormspell Records 12 lipca 2017 roku.

Tym razem do inspiracji dochodzą elementy brytyjskie, zrezygnowano z elementów symfonicznych i teraz jest heavy metal z galopadami power metalowymi. Album zaczyna The Road to Damnation z prawdopodobnie jednym z najbardziej nadużywanych brytyjskich riffów w dziejach. I nie jest to tak ciekawe jak wariacje GAMMA RAY, która w latach 2000 przekształciło stare w nowe i świeże.
Tutaj kopiowanie wynika raczej z braku pomysłu na siebie i na tym albumie wpadają w nurt takich zespołów jak BENEDICTUM, który próbuje się wyróżniać wokalistką w cięższych brzmieniach bez orkiestracji czy pluszowych pieszczot. Old Mountain w porównaniu do MANOWAR czy MANILLA ROAD nie daje rady, podobnie Cimmeria, w którym nie potrafią znaleźć równowagi i surowy klimat, który znaną, bitewną melodią nakłania do chwycenia miecza i topora, ale z plastiku i aby nikomu nie zrobić krzywdy słuchając tego gładkiego refrenu. Blood-Red Shield to zupełna pomyłka i niezrozumienie na czym polega epika w metalu. Blackest Void to również pomyłka, ale na fundamencie wczesnego BLACK SABBATH i CANDLEMASS. Coś strasznego.
O wiele ciekawiej zespół prezentuje się w sztampowych, ale żywszych i szybszych utworach jak Rage of the White Wolf, w którym zaskakująco pojawia się nuta neoklasyczna w środkowej partii. Słychać również znacznie większe zaangażowanie i Dejana nie jest tak męcząca jak w utworach wolniejszych.
Miłym zaskoczeniem jest Astral Rider. Pełna heavy metalowej energii interpretacja, w którym Pavlovic śpiewa z ogromnym przekonaniem i pewnością siebie. To jest jej najlepszy występ na tym albumie.

Produkcja jest bez zarzutu tak jak poprzednio, ale można odnieść wrażenie, że brzmienie jest bardziej sterylne i selektywne z bardziej zaakcentowanym basem.
Od strony technicznej zespół jest w tym samym miejscu i to jest po prostu dobre rzemiosło z drobnymi przebłyskami, nie ma tutaj czego chwalić, bo to muzyka wyliczona i mechaniczna jak automat perkusyjny, który tutaj się udziela. Od strony kompozycyjnej album potwornie nierówny i kompozycje dobre mieszają się z zatrważająco słabymi.
Mimo braku oryginalności, to ten album chociaż próbuje jakoś się wyróżnić, ale podeszli do tego od złej strony, bo eklektyzm wywołuje zmęczenie i zniecierpliwienie.
Ale chociaż jest coś, czego nie można powiedzieć o płycie poprzedniej, która była tak nijaka i bezpieczna, że zapomniałem wspomnieć o zmianie nazwy zespołu na CLAYMOREAN.
To mówi samo za siebie.


Ocena: 6.9/10

SteelHammer
Odpowiedz
#4
Claymorean - Eulogy for the Gods (2021)

[Obrazek: a3880468233_16.jpg]

Tracklista:
1. Hunter of the Damned 03:47     
2. Battle in the Sky 04:28         
3. The Burning of Rome (Cry for Pompeii) 07:09        
4. Lords of Light 06:51         
5. Spirit of Merciless Time 02:42        
6. Mystical Realm (Deorum in absentia) 07:17        
7. In the Tombs of Atuan 04:53        
8. Blood of the Dragon 06:52

Rok wydania: 2021
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Serbia

Skład:
Dejana "Betsa" Pavlović - śpiew
Vlad Invictus - śpiew, gitara
Uroš Kovačević - gitara
Goran Garčević - bas
Marko Novaković - perkusja


CLAYMOREAN zrobiło sobie długą przerwę od nagrań, poświęcając ten czas nie tylko na dopracowanie kompozycji, ale i poszukiwania perkusisty, którego udało się pozyskać w 2020 roku, a jest nim 20-letni debiutant Marko Novaković.
Kolejny, 4 już album po reaktywacji i 5 ogółem, zostanie wydany przez Stormspell Records, którego premiera w wersji cyfrowej odbędzie się 1 września 2021 roku, a CD dwa tygodnie później, 15 września.

Tym razem zespół poszedł w bardziej klasyczny heavy metal, który staje się coraz bardziej popularny. Najbardziej oczywistymi inspiracjami wydają się tutaj BENEDICTUM, DORO i CRYSTAL VIPER, ale jest też tutaj CLOVEN HOOF i bardziej klasyczne, stadionowe podejście, co słychać już w otwierającym Hunter of the Damned. Zaskakuje, jak długą drogę zespół przeszedł i o ile ciekawszy jest wolniejszy i bardziej amerykański Battle in the Sky od wszystkiego, co grali w tym stylu na albumach poprzednich. Zaskakuje lekkość The Burning of Rome, w którym dominującą rolę ma Pavlović. Śpiewa ten repertuar ze znacznie większym przekonaniem i ma też tutaj więcej charyzmy, nie brzmi tak manierycznie jak na albumach poprzednich.
Znacznie ciekawiej jednak brzmią w kompozycjach krótszych jak Spirit of Merciless Time niż Mystical Realm i Lords of the Light, które są do siebie bardzo podobne i to raczej wspomnienia setek albumów epic metalowych, które taką muzykę grały i grają ciekawiej. Słuchając albumu rozróżnia się te dwa utwory tylko dlatego, że pomiędzy nimi jest szybszy i bardziej energiczny In The Tombs of Atuan, w którym słychać ożywienie całego zespołu. Kończący album, nagrany ponownie Blood of the Dragon wyróżnia się na tle całego albumu i nie ma się czemu dziwić, skoro nie tylko gościnnie zagrał na gitarze, ale i za samą kompozycję odpowiada sam Ced.

Tym razem brzmienie nie jest tak nowoczesne jak na albumach poprzednich i Boris Šurlan tym razem poszedł w bardziej klasyczny sound z mocniejszą perkusją. To był dobry wybór, bo dzięki temu znacznie lepiej wypada nie tylko wokalistka, ale i repertuar jest bardziej przystępny. No i nie próbują tuszować brak pomysłu potężnym soundem.
Ogromnym atutem jest w końcu prawdziwy perkusista, który wnosi sporo życia do tej muzyki, a którą automat by bezwzględnie zabił.
CLAYMOREAN nigdy nie był zespołem oryginalnym czy świeżym, ale można odnieść wrażenie, że tym razem się z tym faktem pogodzili, nagrywając album heavy metalowy bez spiny i silenia się na oryginalność, co ma swoje plusy i minusy.
Na pewno z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że to najlepszy album CLAYMOREAN, jaki mi przyszło do tej pory usłyszeć.


Ocena: 7.3/10

SteelHammer

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Stormspell Records.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości