Dawn of Winter
#1
Dawn of Winter - The Peaceful Dead (2008)

[Obrazek: R-2408119-1282369715.jpeg.jpg]

tracklista:
1.The Music of Despair 07:10
2.A Lovelorn Traveller 05:52
3.Mourner 03:39
4.Holy Blood 05:20
5.The Oath of the Witch 04:51
6.Throne of Isolation 05:35
7.Burn Another Sinner 03:04
8.All the Gods You Worship 06:38
9.Anthem of Doom 04:04
10.The Peaceful Dead 09:49

rok wydania: 2008
gatunek: epic doom metal
kraj: Niemcy

skład zespołu:
Gerrit P. Mutz - śpiew
Jörg M. Knittel - gitara
Joachim Schmalzried - gitara basowa
Dennis Schediwy - perkusja


Są w metalowej muzyce wokaliści, którzy mają dwa zupełne inne oblicza. Jednym z nich jest bez wątpienia Gerrit P. Mutz. Jego popisy w SACRED STEEL są nieraz co najmniej kontrowersyjne, natomiast jako wokalista doom metalowy jest w ścisłej światowej czołówce. Tworząc w roku 1990 grupę DAWN OF WINTER (początkowo pod nazwą CEMETARY) położył także podwaliny pod doom metal niemiecki, który stał się niebawem gatunkiem także w tym kraju popularnym i wpływowym. Debiut "In the Valley of Tears" z roku 1998 był jednak albumem nie na tyle udanym, by mocniej się zaznaczyć, kariera Mutza skupiła się na SACRED STEEL i dopiero dziesięć lat później, w końcu listopada 2008 Massacre Records przypomniał o DAWN OF WINTER drugą płytą.

Jeśli wokalnie Mutz  w 1998 niczym nie zachwycił, to w roku 2008 po prostu zdewastował. Znakomite kompozycje w stylu epic doom przygotowane na tę płytę to jedno, a fenomenalne partie wokalne lidera to drugie. To ponad połowa sukcesu tej płyty, jednej z najlepszych w stylistyce epic doom nie tylko z Niemiec w tym czasie.
To wszystko słychać już od samego początku w przepięknym, dostojnym i pełnym epickiego zacięcia The Music of Despair w najlepszej tradycji CANDLEMASS. Ten średniowieczny, gotycki klimat zatęchłych cel klasztornych, ten posmak śmierci, ta genialna atmosfera pełnego rozpaczy mroku... Tak, na pewno bardzo wiele wspólnego z CANDLEMASS z Messiahem to także, jakże spokojnie rozgrywane A Lovelorn Traveller i jeden z najkrótszych - Mourner. No i Holy Blood rozpoczynający się od uporczywych, surowych zagrywek gitarowych. Pewien minimalizm instrumentalny daje tu pole do popisu dla samego Mutza, który w tej kompozycji jest dominującą postacią i na nim się skupia cała uwaga. Posępne, zwaliste riffy to kwintesencja The Oath of the Witch i tu poza CANDLEMASS, gdzieś w tle pobrzmiewa także SOLITUDE AETURNUS z pierwszych płyt, w bardziej ponurej i drapieżnej formie. Tyle tu znakomitej melodii... Potrafią nieco wyciszyć emocje, czy może nadać im bardziej brytyjską epic doom formę w Throne of Isolation i jakże się to potem genialnie rozwija w tej pełnej treści, cudownej melodii godnej SOLSTICE.
Przyspieszają rzadko i najkrótszy Burn Another Sinner z lekko stonerowym wydźwiękiem jest wyjątkiem. Heavy/stoner/doom tak zagrany to wielka rzadkość. Melodia i potoczystość najwyższej próby. Natychmiast równoważą to funeralnymi zagrywkami w All the Gods You Worship i jest mrok, jest nieprzenikniona mgła, czarna mgła i hipnotyczna melodia główna, w najbardziej klasycznej tradycji okultystycznego doom metalu. I CANDLEMASS, oczywiście także CANDLEMASS. Wyborne, dewastujące przyspieszenie w końcówce. Moc! Potem więcej krążących motywów w Anthem of Doom i może jednak mała dawka nieuporządkowania się w tym utworze pojawiła, po raz pierwszy i ostatni na tej płycie.
I kolos. Kolos tytułowy The Peaceful Dead. Mroczny, powolny. Idea doom kroczącego i walcującego w najczystszej postaci. Znowu w pewnym momencie gitara się lekko cofa i wspaniały Mutz jest aktorem głównym, narratorem ponurym i chłodnym, ale przecież te emocje są podskórnie wyczuwalne. Majestat.

Dużo znakomitej gitary Knittera w tych oszczędnych i tych rozbudowanych solach, pełna wyczucia gra sekcji rytmicznej. Doprawdy wykonanie godne szacunku.
Wyborne brzmienie stworzył tutaj Mistrz Achim Köhler. Umiarkowany ciężar gitary jest wystarczający, przy tej jej posępnym jednocześnie soundzie, idealnie dobrana moc perkusji, no i ta wyjątkowo udana ekspozycja Mutza w centrum, jako głównego narratora. Kapitalnie to wszystko się tu uzupełnia.
Album wybitny, album zjawiskowy. Wydawać by się mogło, że już nic w tym "klasztornym", majestatycznym epic doom nie powstanie w tak wspaniałej postaci.
A jednak powstało.


ocena: 9,8/10

new 26.08.2021
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Dawn of Winter - Pray For Doom (2018)

[Obrazek: R-12896213-1544046386-5647.jpeg.jpg]

tracklista:
1.A Dream Within a Dream 07:08
2.The Thirteenth of November 06:06
3.Woodstock Child 04:29
4.The Sweet Taste of Ruin 06:29
5.Pray for Doom 06:36
6.The Orchestra Bizarre 04:21
7.Paralysed by Sleep 06:19
8.Father Winter (Sacrifice Pt. 3) 10:27

rok wydania: 2018
gatunek: epic doom metal
kraj: Niemcy

skład zespołu:
Gerrit P. Mutz - śpiew
Jörg M. Knittel - gitara
Joachim Schmalzried - gitara basowa
Dennis Schediwy - perkusja

DAWN OF WINTER nagrywa jedną płytę raz na dziesięć lat i wypadło na rok 2018. W grudniu 2018 szwedzka wytwórnia I Hate Records wydaje "Pray For Doom".

Gerrit P. Mutz jest wspaniały. Odnosi się także wrażenie, że mimo niewątpliwego kunsztu instrumentalistów, szczególnie pełnego wyczucia rozgrywania wszystkiego przez Knittela, ta gra jest w pełni podporządkowana Mutzowi, stanowi tło dla jego jednego wielkiego wokalnego popisu. Nie można innego wrażenia odnieść przy okazji dostojnego i niezwykle ukierunkowanego na wydobycie niuansów melodii A Dream Within a Dream. Czy to źle? W żadnym wypadku. Potężne posępne riffy podkreślają epicki wymiar dostojnego i monumentalnego The Thirteenth of November, a Pray for Doom, tytułowy numer rozpoczynający się bardzo skromnie i akustycznie narasta i narasta z każdą minutą, nabiera mocy i doom metalowego majestatu. I ten majestat podkreślają następnie kolejne łagodne fragmenty z Gerritiem wysuniętym na plan pierwszy i gitarowymi ornamentacjami w tle. Jaka elegancja, jakie wysmakowanie w ramach konwencji!
Są na tej płycie dwa krótsze utwory zrealizowane w konwencji power doom. Woodstock Child nieco przypomina te melodyjne, nastawione na refren kompozycje MEMORY GARDEN, natomiast The Orchestra Bizarre to bardziej ostra i surowa rozgrywka w stylu MEMENTO MORI i akurat ten numer należy tu do mniej interesujących, choć oba zmieniają optykę całości albumu, czyniąc go bardziej zróżnicowanym. Na przeciwnym biegunie znajduje się klasyczny dla epic doom ponad dziesięciominutowy Father Winter. Emocje poetycko wyrażone w prowadzonej niemal w funeralnych tempach smutnej i podniosłej melodii. Zdystansowany, chłodny doom grają natomiast w miarowym Paralysed by Sleep tu jednak warto zwrócić uwagę na nieubłaganie narastający dramatyzm podszyty psychodelią. Jeśli coś ze stylistyki CANDLEMASS, to zapewne najwięcej jest tego w pięknym i wspaniale zaśpiewanym The Sweet Taste of Ruin. Wydaje się, że w tej kompozycji gitara jest bardziej miękka i przyjemnie rozmyta, a refren po prostu wyborny w melodyjnym stylu refleksyjnym.

Mix i mastering wykonał Thorsten Baus i ten album ma podobnie wyborne selektywne brzmienie z kruszącą gitarą, głośną perkusją i centralnym, bezbłędnym ustawieniem wokalu jak wydany w tym samym roku, zrealizowany przez niego album ANGEL OF DAMNATION, drugiego doom metalowego bandu Mutza.
Jest to bardzo dobra płyta, jednak nie ma tej magii, jaką emanuje album z 2008. Chyba jednak więcej epickiej emocji włożył Mutz w roku 2018 w ANGEL OF DAMNATION.


ocena: 8,6/10

new 15.09.2021
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości