Offensive
#1
Offensive - Awenasa (2021)

[Obrazek: 983322.jpg?2023]

Tracklista:
1. Seer of Vision 05:33     
2. Song of Victory 04:04     
3. At the Gates 04:26     
4. Raise Your Head High 04:44     
5. Golden Warrior 04:22     
6. Red Cloud War 05:56     
7. Some Like It Gray 08:07     
8. Blind Ambition 07:20     
9. All for Cliff 05:38     
10. Voice of Shinobi 09:56

Rok wydania: 2021
Gatunek: Heavy/Power Metal
Kraj: USA

Skład:
Leon Sohail - śpiew, gitara, bas
Ashley Maccabee - perkusja

Gościnnie:
Danielle Yarbrough - śpiew
George Call - śpiew (2)
Nick Courtney - śpiew (5)
Blaze Bayley - śpiew (6)
Cody Green - śpiew (7)
Tim "Ripper" Owens - śpiew (8)
Photi Mavroulis - śpiew (9)
Roy Z. - gitara (1)
Matias Kupiainen - gitara (2-5)
Michael Gilbert - gitara (7)
Luke Appleton - gitara (10)
David Eleffson - bas (6)


OFFENSIVE to zespół Leona Sohail, który założył go w 2015 roku i realizował się w nim muzycznie w różnych składach, nagrywając debiut w 2019 roku, który przeszedł bez większego echa, a zawierał tradycyjnie amerykańską i niezbyt odkrywczą.
Na początku założony został kickstarter, na którym lista gości była bardzo duża i raczej nierealna, bo Kai Hansen i Michale Kiske to bardzo zajęte osoby, szczególnie po ponownym dołączeniu do HELLOWEEN. Z kampanii nic nie wyszło, ale ona i tak miała służyć tylko promocji i 1 października pojawił się kolejny album, nakładem własnym.

No cóż... Na pewno z pełną stanowczością jestem w stanie stwierdzić, że jest to zespół przyjazny środowisku, bo okładka pochodzącego z Serbii Dušan Marković została pozyskana z recyklingu. To bez wątpienia zasługuje na pochwałę i CLAYMOREAN raczej nie ma nic przeciwko, ale dziwne, że nie chciała brać udziału Amanda Somerville w tak szczytnej akcji.
Jak na płytę z USA jest to album śmieszny. Momentami komiczny. Seer of Vision to usypiający, ograny do bólu heavy/power, za który w USA grozi już chyba kara wygnania. I potem coś się dzieje. Coś dziwnego. To musi być zasługa Kupiainena, nie ma innego wytłumaczenia dla bardzo europejskiego podejścia do muzyki. Song of Victory z Callem może jeszcze tego tak nie zdradza i można to uznać za przedłużenie ASKA w bardziej EU wydaniu, ale At the Gates to jest czysty geniusz STRATOVARIUS i ostatniego albumu MAJESTICA. Jak to pięknie mknie w klimacie kolędy i jak bardzo próbują, aby to brzmiało autentycznie i duet z Danielle Yarbrough wypada tutaj wybornie! I te sola gitarowe! Kolejnym mocnym strzałem jest Raise Your Head High. 100% STRATOVARIUS w Finlandii i SONATA ARCTICA i to jest bardzo udany i recykling. Bez złośliwości, dwa prawdziwe killery tego albumu.
Golden Warrior to wariacja na temat EDGUY, ale jak komuś mało takiej festiwalowej muzyki z przymrużeniem oka, jakiej EDGUY nie grało od dobrych 15 lat, to i tutaj może się dobrze bawić.
Ten album dzieli się na trzy części. Pierwsza to taki przeciętny amerykański wstęp i naprawdę nieinteresujący, mierny, obrzydliwy, dosłownie "offensive" All For Cliff, druga to odrzuty z albumów STRATOVARIUS, SONATA ARCTICA i EDGUY, a trzecie to też USA, ale nowoczesna i bardziej eksperymentalna. Nie wiem do końca, czym miało być Some Like It Gray. Są w tym jakieś ciągoty do FLOTSAM AND JETSOME, ale to bardziej zasługa Gilberta, i to jest ten F&J w formie bardziej core, która była popularna wśród zespołów power/trash w latach 1993-1997 i nie każdemu może odpowiadać. Drugą obrazą bez wątpienia jest Red Cloud War. Ja wiem, że to miało być amerykańskie country, western, ale dlaczego akurat w taki obrzydliwy i plugawy sposób? Już pomijam tutaj Blaze'a, który śpiewa jakby chciał, a jednak nie mógł i przypomina to bardziej scenę z westernu z bajki dla dzieci z rubasznym humorem. To jest odpad radioaktywny.
Blind Ambition to mało ambitne US Power, które zaczyna się o wiele za długo i mógłby to być dobry 4-5 minutowy kawałek, bo kiedy przyspieszają, to i Owens nabiera życia.
Voice of Shinobi to ambient, są orkiestracje, melorecytacje, ale z tych 10 minut nic poza bezsensownym podkreśleniem eklektyzmu tego albumu nie wynika.

Jak na self, to produkcja jest dobra, ale jednowymiarowa i tradycyjna dla USA, kompletnie niewyróżniająca się.
Goście zrobili, co mieli zrobić, zostało zagrane co zostało zagrane i nadal trudno stwierdzić, co to miało być, czy krzyk rozpaczy, czy może manifest pogrążającej się sceny USA, która powoli, ale jednak jakoś próbuje powstać z kolan. Ten cały eklektyzm jest kompletnie nieuzasadniony i momentami to jest śmieszne, bo ewidentnie zabrakło wizji na jakiś spójny album i powstała muzyczna papa, przyjazna dla środowiska z materiałów przetworzonych.
Gdyby to było EP, składające się z At The Gates, Raise Your Head High, Golden Warrior i może Song of Victory, to uznałbym to za dość zaskakujący zespół z USA, który rozumie europejskie granie, a takich nie ma tam zbyt wielu.
Tymczasem jest to prawie godzina miotania się z niezłej jakości standardem EU, ale jednak są i mierne elementy amerykańskie, a różnych materiałów do jednego kosza wrzucać nie można, kiedy uprawiamy segregację.
Dlatego też powstał taki, a nie inny produkt. Recykling w takiej formie po prostu nie działa i to jest nie tylko marnowanie zasobów, ale i czasu.
Metal powinien być prawdziwy. Tutaj jest zwyczajnie dziwny i podejrzany.


Ocena: 6.9/10

SteelHammer
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości