The Grandmaster
#1
The Grandmaster - Skywards (2021)

[Obrazek: R-20548747-1633940491-2742.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. Lunar Water 04:35     
2. The Tempest 04:27     
3. Someday Somehow 04:44     
4. Dead Bond 03:29     
5. Cannot Find The Way 03:19     
6. Song Of Hope 03:58     
7. Skywards - Earthwards 04:44     
8. True North 03:36     
9. Surrender 03:31     
10. Turn The Page 04:34     
11. The Source 04:40    

Rok wydania: 2021
Gatunek: Melodic Heavy Metal
Kraj: Międzynarodowy (Brazylia/Włochy/Niemcy)

Skład:
Nando Fernandes - śpiew
Jens Ludwig - gitara
Alessandro Del Vecchio - bas, instrumenty klawiszowe
Mirkko DeMaio - perkusja


Mimo, że THE GRANDMASTER to debiut, to nie są to debiutanci. To kolejne wielkie wydarzenie i zjazd gwiazd w tym roku, ponownie pod szyldem Frontiers Records, ponownie z udziałem Del Vecchio, którego premiera odbyła się 15 października 2021 roku.

Nando udzielał się rzadko i bardzo cieszy, że nie trzeba było czekać kolejnej dekady, aby usłyszeć tego wokalistę i jest w formie równie wybornej, jak w BROTHER AGAINST BROTHER, w którym również zagrał... No właśnie, Alessandro Del Vecchio.
W tym roku ten muzyk udzielał się bardzo dużo, można powiedzieć, że nawet hurtowo, ale udzielał się na poziomie i z klasą. Tutaj jest tak samo, choć można odnieść wrażenie, że on jest tu raczej muzykiem trzecioplanowym, który nie oferuje niczego nowego, a jest tłem dla wokalisty. Standardowym, niezbyt odkrywczym, może nawet w pewnym stopniu jednolitym, patrząc na inne albumy, ale czy zawsze trzeba być oryginalnym i być na pierwszym planie?
Odpowiedź na to pytanie brzmi nie, chociaż po części rzutuje to na muzykę, ponieważ słychać, że cały ciężar kompozycji spada na wokalistę. Oczywiście w ostatnich latach tak właśnie gra się taką muzykę z pogranicza melodic heavy metal i AOR, nadal jest to bardzo dobre, ale jednak wtórne i nie ma tutaj boskiej iskry, jaka cechuje najbardziej udane albumy tak Jorna jak i JORN, ale i THE FERRYMEN czy nawet debiutanckiej płyty solowej Robledo, na której zagrał również Del Vecchio, ale jest to podane w wersji light. Z tymi albumami jest tutaj wiele punktów wspólnych, szczególnie JORN i jego albumami bardziej nawiązującymi do WHITESNAKE i DIO, ale tutaj jest to granie bardzo udane i momentami porywające, z zapadającymi w pamięć refrenami, w których chce się śpiewać razem z wokalistą, jak wyborny, bardzo elegancki, przebojowy ale bez infantylnej radiowości Surrender. Mordercza kompozycja i szkoda, że nie ma tutaj więcej takich utworów.
To oczywiście nie oznacza, że pozostałe kawałki są słabe. To bardzo równa i monolityczna płyta, której słucha się z nieukrywaną przyjemnością, pełną udanych, choć przewidywalnych refrenów. Tak jak w Robledo i do albumu więcej niż bardzo dobrego zabrakło iskry BROTHER AGAINST BROTHER.
Bardzo dobry jest Lunar Water, podobnie jornowy The Tempest i Someday Somehow jest o wiele bardziej udany od wielu przeciętnych czy wręcz nieudanych produktów Magnusa Karlssona, który zalewa co roku świat co najmniej 3 albumami, o których nawet nie ma czego napisać. I prawie zapomniałem - gitarzystą jest tutaj utalentowany Jens Ludwig, którego wielu może kojarzyć z nieistniejącego już EDGUY. Słychać, że gra z wyczuciem i odgrywa swoją rolę, wygrywając solidne melodie i kilka ciekawych sol, ale nie ma tutaj subtelności Grapowa z najbardziej udanych płyt MASTERPLAN, THE FERRYMEN Karlssona czy Beyrodta z Life on Death Road JORN. On tutaj po prostu jest, kompletnie zdominowany przez Nando. Oczywiście, jest to płyta wokalna, to nie ulega wątpliwości i ten zespół nie był kreowany na sensację, ale sądzę, że gdyby zespół nie bał się wyjść poza bezpieczną sferę, to by mogło być znacznie większe wydarzenie, które może nawet by pozwoliło ich postawić obok THE FERRYMEN.
Cannot Find the Way wspaniały, oczywiście, że świetnie zaśpiewany przez Nando, jak każda kompozycja na tym albumie, nawet te mniej przekonujące jak Song of Hope, które w mostkach wykazuje ogromny potencjał, ale refren wypada płasko, kiedy zapuszczają się w bardziej bluesowe klimaty.
Nando dominuje w wybornym Skywards - Earthwards z refrenem o ogromny zasięgu AOR. Raz próbują zagrać coś mocniejszego, bliższego ciężarowi JORN i ROBLEDO w True North. To jest dobre, ale przewidywalne, tak jak wyliczony Turn the Page czy kończący album soczysty The Source z chórami i typowo włoskim tłem, nawiązując do ARCHON ANGEL, choć w bardziej rockowej formie.

Produkcja jest dobra, bo celem było tutaj przede wszystkim wyeksponowanie wokalisty, co się udało, chociaż bardziej mi się podobał mocniejszy, bardziej soczysty sound ROBLEDO. Bardziej selektywny BROTHER AGAINST BROTHER również wydawał się jeszcze lepiej podkreślać walory wokalne.
Zloty gwiazd kończą się różnie. Tutaj jest pełen sukces, cel został jasno wyznaczony i miał to być album Nando Fernandesa i taki też jest. Kompletnie dominuje nad wszystkim, a pozostali muzycy są jego tłem i nie wychodzą przed szereg. Oczywiście takie płyty to żadna nowość, ma to swoje plusy, ale czasami chciałoby się czegoś więcej.
THE FERRYMEN czy LORDS OF BLACK są fenomenem na skalę światową, bo właśnie robią coś więcej i zaskakują.
Tutaj jest album więcej niż bardzo dobry, ale bez zaskoczenia. Robledo, Jorn i THE FERRYMEN w wersji dla fanów delikatniejszych, ale nadal metalowych brzmień.
BROTHER AGAINST BROTHER było wyborne. To projekt bardzo udany i jak najbardziej warty uwagi. 
Dla samego Nando warto. To kolejny Mistrz i po raz kolejny pokazuje klasę.


Ocena: 8.7/10

SteelHammer
Odpowiedz
#2
The Grandmaster - Black Sun (2024)

[Obrazek: NjktMjc4Ni5qcGVn.jpeg]

Tracklista:
1. Black Sun 04:57     
2. Watching the End 04:59     
3. While the Sun Goes Down 05:22     
4. Learn to Forgive 04:29    
5. Heaven’s Calling 04:11    
6. Something More 04:23  
7. Fly, Icarus Fly 03:36 
8. I’m Alive 03:59    
9. What We Can Bear 04:46     
10. Soul Sacrifice 03:28  
11. Into the Dark 05:18   

Rok wydania: 2024
Gatunek: Melodic Heavy Metal
Kraj: Międzynarodowy (Dania/Włochy/Niemcy)

Skład:
Per Johansson - śpiew
Jens Ludwig - gitara
Alessandro Del Vecchio - bas, instrumenty klawiszowe
Mirkko DeMaio - perkusja

W nieco zmienionym składzie powraca THE GRANDMASTER na swoim drugim albumie, wydanym przez Frontiers Records w styczniu 2024 roku. Miejsce znakomitego Nando Fernandesa z Brazylii zajął Per Johansson z Danii.

Wydawać by się mogło, że jakże elastycznego w konwencji melodic heavy metal Fernandesa trudno będzie zastąpić, nie tracąc pewnego własnego stylu wyrazu, ale Per Johansson spisał się tu rewelacyjnie. Nie jest on może szczególnie znany, występował i nagrywał z ekipami krajowymi, takimi jak FATE czy UREAS, ale to jest potęga melodyjnego śpiewu z obszarów classic heavy. Nieco ujmuje ciepłego kolorytu Brazylii, ale dodaje moc niemieckiego przekazu na miarę Herbie Langhansa i to słychać w jednym z mega killerów tej płyty While the Sun Goes Down, zresztą najdłuższej, by się tu można dłużej delektować tak piękną melodią, jak i wyśmienitym wykonaniem przez cały zespół.
Bardzo dużo doskonałego melodyjnego heavy metalu jest na tym albumie. Echa i ROBLEDO, i THE FERRYMEN, i JORN, i wszystkiego co ma najlepszego do zaoferowania świat w tych muzycznych obszarach. Przy tym żadnego typowego hard rocka, żadnego mdłego melodic rocka radiowego. Po prostu melodic heavy metal z mocną, ale gustownie ustawioną gitarą Ludwiga. A ponadto jak w tym uczestniczy Alessandro Del Vecchio, to już wiadomo, że na brak przebojowych hitów narzekać nie ma możliwości. Trzeba też zwrócić uwagę, że ta druga płyta jest jednak w wymowie muzycznej bardziej niemiecka niż pierwsza, to słychać w Black Sun, ocierającym się o melodic heavy/power, a może nawet słuchając refrenu o styl AXEL RUDI PELL.
Jasne, że grupa tu nie eksperymentuje z jakimiś skomplikowanymi zmianami tempa, złożonymi aranżacjami (może poza Something More) i szukaniem oryginalności melodii na siłę. To jest czytelne, to jest chwytliwe poprzez wykorzystanie mocnych zadziornych refrenów, bardzo niemieckich, ale tych z najwyższej półki i pod tym względem ta ekipa przypomina SONIC HEAVEN inny zespół związany z wytwórnią Frontiers Records. Takie granie mamy w potoczystych Into the Dark i Heaven’s Calling, czy też w I’m Alive z masywnymi akcentami gitarowymi, prowadzącymi główną melodię, zresztą w klimacie nostalgiczną. A ten nostalgiczny klimat przepięknie po raz drugi zbudowali w What We Can Bear i tu dużo, dużo z THE FERRYMEN, choć sound relatywnie jest lżejszy. A potem spokojny, rozważny hit Soul Sacrifice. Trzyma i nie puszcza, a tu tylko nieco ponad trzy minuty. Czasem nieco mniej ciekawy jest sam refren, jak w Something More czy Watching the End, ale tu z kolei jakie świetne podjazdy pod Jorna Lande w zwrotkach! Jest romantyzm i poetyka w dosyć udanym semi balladowym songu Learn to Forgive, który gdzieś tam się utrzyma na metalowych radiowych listach przebojów przez pewien czas oraz w Fly, Icarus Fly z tłem para symfonicznym, pianinem i podniosłym śpiewem frontmana wspartym wielogłosowymi harmoniami wokalnymi. Bardzo to eleganckie i poruszające, zwłaszcza w refrenie.

Jak wspomniałem, wykonanie jest znakomite, no może tylko nieco za bardzo nowoczesne są te partie elektroniczne Alessandro Del Vecchio dla przyjętej tu tradycyjnej konwencji melodic heavy metalu. Produkcja i brzmienie dzięki staranności i doświadczeniu Alessandro Del Vecchio wyborne i z należytą ekspozycją Pera Johanssona, który tym albumem toruje sobie drogę do publiczności znacznie szerzej niż tylko duńska czy skandynawska.
THE GRANDMASTER na właściwej, melodyjnej drodze.


ocena: 8,4/10

new 13.01.2024
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości