Shattered Hope
#1
Shattered Hope - Absence (2010)

[Obrazek: Mi5qcGVn.jpeg]

Tracklista:
1. Amidst Nocturnal Silence 13:01     
2. Vital Lie 08:58     
3. Enlighten the Darkness 08:49     
4. Yearn 03:32     
5. A Traitor's Kiss 07:44     
6. Lament, in F# minor 02:56     
7. The Utter Void 18:00

Rok wydania: 2010
Gatunek: Doom/Death Metal
Kraj: Grecja

Skład:
Nick Vlachakis - śpiew
Sakis Vlachakis - gitara
Thanos Velissaris - gitara
Thanasis Loumos - bas
George Schinianakis - perkusja
Eugenia Theocharatou - instrumenty klawiszowe


Założony w 2002 roku w Atenach SHATTERED HOPE przebył długą, bo trwającą ponad 8 lat, drogą do wydania swojego debiutu.
Demo z 2005 i promo z 2007 zostały bardzo ciepło przyjęte przez prasę, ale zespół miał status kultowego tylko lokalnie.
W końcu, 20 grudnia 2010 roku, debiut został wydany przez uznaną wytwórnię Solitude Productions.

Absence to kumulacja wszystkiego, co najlepsze w DESIRE, PROCESS OF GUILT, mistrzowskiej, portugalskiej scenie doom/death ogólnie, z dodatkiem ciepła ANATHEMA oraz greckiego poziomu wykonania.
Amidst Nocturnal Silence to 13 minut wzorowo poprowadzonego doom/death, z pięknymi ozdobnikami gitarowymi, zimnymi klawiszami, wybornie tworzącymi tło i nadające ogromnej przestrzeni, do tego orkiestracje w stylu DESIRE na koniec. Vital Lie to DESIRE w najlepszej odsłonie, pełnego chłodu, samotności, nostalgii, z fantastycznymi, klasycznymi przejściami i miażdżeniem opartym na fundamencie CANDLEMASS z cudownym zakończeniem. Równie znakomicie radzą sobie w Enlighten the Darkness i uderza tutaj moc DESIRE i PROCESS OF GUILT ze zdwojoną siłą, szczególnie w partii środkowej. A Traitor's Kiss to wyjątkowo coś z SATURNUS w stylu melorecytacji i ciepła i wspaniale się to rozwija. Tyle zła, nienawiści, która jest łagodzona ciepłymi gitarami ANATHEMA...
Yearn na tym tle wypada bardzo słabo, bo to zupełnie nijaki death metal pod NOVEMBERS DOOM, ale bez historii, na plus jest tylko wykonanie i nic poza tym.
Bardzo mieszane uczucia budzi The Utter Void. Jest tutaj wiele partii, które są godne owacji na stojąco, jak doskonały wstęp i pierwsze 9 minut przykuwa uwagę wieloma zmianami tempa, chociaż można odnieść wrażenie zapychaczy i zespół powraca dopiero do solidnego grania w 14 minucie. Gdyby to skrócić o 5 minut, wyrzucić niepotrzebne przerwy, niektóre partie instrumentalne, byłoby to genialne zakończenie, a tak jest dobre, ale się dłuży. Dobrego też może być za dużo.
Wykonanie jest tutaj znakomite. Głęboki growl Nick Vlachakis jest najwyższej próby, porusza i kruszy cegły swoją potęgą, podobnie jak gitarzyści, którzy wygrywają przecudowne melodie, pełne kontrastów, ale wszystkie autentyczne, to słychać nawet w zakończeniu The Utter Void. Piękne. Po prostu piękne.
Chwała również sekcji rytmicznej, ale w Grecji z tym nigdy nie ma problemów i wszystko zagrane zostało tutaj idealnie.

Miażdżący, selektywny sound, z tradycyjną, surową perkusją i ogromną przestrzenią. Z takiego soundu Grecja słynie i nie można tutaj niczego zarzucić. W żadnym momencie nie przytłacza i nie męczy, chociaż niektórzy mogą uznać, że gitara mogłaby być mocniejsza, a perkusja surowsza.
Album został przyjęty z mieszanymi uczuciami i od 2014 zespół zaczął grać muzykę zupełnie inną. Waters of Lethe zaczęło się zbliżać do funeral doom/death, solidny, ale bez ciepła i portugalskiego żaru debiutu. Niedługo po nagraniu, grupa zrezygnowała z klawiszowca i w 2020 roku wydany został Vespers, gdzie jest już rdzenny funeral doom/death, mający niewiele wspólnego z debiutem. Muzyka może i dobra, ale inna niż tutaj.
Pozostaje dobrze i z łezką nostalgii wspominać bardzo dobre Absence.


Ocena: 8.3/10

SteelHammer
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości