Tungsten
#1
Tungsten – We Will Rise (2019)

[Obrazek: R-14219782-1570115356-8166.jpeg.jpg]

Tracklista:
1. We Will Rise 03:24
2. Misled 03:44
3. The Fairies Dance 03:57
4. Coming Home 03:06
5. It Ain’t Over 04:01
6. As I’m Falling 03:44
7. Sweet Vendetta 03:37
8. Animals 03:43
9. Remember 03:39
10. To The Bottom 03:58
11. Impolite 03:21
12. Wish Upon A Star 03:44
 
Rok: 2019
Gatunek: Modern Melodic Metal
Kraj: Szwecja
 
Skład zespołu:
Mike Andersson – śpiew
Nick Johansson – gitara
Karl Johansson – bas, instrumenty klawiszowe
Anders Johansson – perkusja
 
Anders Johansson to znany i solidny perkusista, którego raczej przedstawiać nie trzeba, nagrywał u Yngwie J. Malmsteena w latach 80-tych i grał w HAMMERFALLod 2000 do 2014, do tego w różnych projektach ze swoim bratem Jensem.
Tungsten to solowy projekt założony przez niego wraz z synami, a za mikrofon został zaproszony dobry znajomy Johanssona, Mike Andersson, z którym współpracuje między innymi w FULLFORCE oraz modern metalowym STROKKUR.
 
To nie przypadek, że Andersson został wybrany za mikrofon, a okładka jest bardzo myląca, bo wydawałoby się, że to będzie powrót do epickich zaśpiewów o smokach, tymczasem jest to modern metalowe granie, momentami dość fińskie w klawiszach i harsh/growl, który występował już w STROKKUR.
Gitarowego kunsztu próżno tu szukać, bo chodzi tu głównie o melodie i pęd i już nośny i prosty We Will Rise nie pozostawia złudzeń. Prochu nie odkryli, ale dobrze się tego słucha i folkowe wcięcia w refrenach są dość frapujące. W Misled klawisze i folk służą do nadania przestrzeni, chociaż może trochę za bardzo zapuszczają się w rejony industrial/electro rocka w The Fairies Dance i coś jest w tym z AMARANTHE, chociaż zabrakło tu Elize Ryd bardzo i jednak nie jest to aż tak chwytliwe.
Bardzo fajnie poprowadzony jest It Ain’t Over z bardzo fajnym, nośnym refrenem i folklorowymi klawiszami.
Tak naprawdę najlepiej zespół brzmi, kiedy właśnie te klawisze są i inspirują się bardziej THUNDERSTONE i innymi grupami modern, bo o ile  As I’m Falling ma przyjemny refren, tak zwrotki już niestety wieją najgorszym okresem dla metalu.
To The Bottom fajnie i miło pędzi, rockowy Impolite też ciekawy, ale trochę jakby nie pasuje do tego albumu. Wish Upon A Star zamyślony i przyjemny i dobre zwieńczenie albumu, chociaż zabrakło tu pełnoprawnej ballady, ale zaskoczeniem jest końcówka tego utworu.
 
Produkcja bardzo dobra, wszystko dobrze słychać i nie ma tu nic do zarzucenia pod tym względem. Jest czysto, nie za ostro i brzmienie jest podobne do tego ze STROKKUR. Każdy zagrał, co miał i fajerwerków tu nie ma, ale mocnym punktem jest Mike Andersson, którego jak zwykle słucha się dobrze, a Anders zagrał bardziej metalowo niż na przykrym EP MANOWAR.
Może Ameryki nie odkryli, ale słucha się tego dobrze.
 
Ocena: 7.1/10

SteelHammer
Odpowiedz
#2
TUNGSTEN - Tundra (2020)

[Obrazek: a82c96c8-6423-4116-b4b1-0e2b5944a24e.jpg]

Tracklista:
1. Lock and Load 03:44
2. Volfram's Song 03:36
3. Time 03:31
4. Divided Generations 04:04
5. King of Shadows 03:52
6. Tundra 04:14
7. Paranormal 04:20
8. Life and the Ocean 04:19
9. I See Fury 04:18
10. This Is War 03:13
11. Here Comes the Fall 07:14

Rok: 2020
Gatunek: Modern Melodic Metal
Kraj: Szwecja

Skład:
Mike Andersson – śpiew
Nick Johansson – gitara
Karl Johansson – bas, instrumenty klawiszowe
Anders Johansson – perkusja   

TUNGSTEN okazało się ogromnym sukcesem, to i nie dziwi informacja, że dość szybko został nagrany kolejny album. Skład oczywiście niezmieniony i ponownie pod skrzydłami Arising Empire 27 listopada 2020 roku.

Bardzo silne inspiracje AMARANTHE są słyszalne, ale i typ przebojowości, które wypromowało BLOODBOUND i jest to słyszalne nawet w SABATON - wystarczy posłuchać Lock and Load z bardzo frapującymi klawiszami i refrenem, który przywodzi na myśl ostatni album BLOODBOUND właśnie, a zwrotki AMARANTHE.
Mimo, że bez wątpienia jest nowocześnie, to tym razem nie brzmi to aż tak elektrycznie i modernistycznie jak płyta poprzednia i Volfram's Song i Time wydają się bardziej stawiać na orkiestracje niż nowoczesny akcent. Oczywiście jest to prosta forma przebojowości, w Divided Generation próbują podbijać do MYRATH i tu z bitewnymi chórami brzmią bardzo dziwacznie. Bardzo prosto i przystępnie zagrany jest King of Shadows, może to nie jest potęga POWERWOLF i BLOODBOUND, ale jest to typowa szwedzka jakość, do której można bez skrępowania potupać. Jest nawet próba grania w stylu WARKINGS, ale Tundra nie ma szans z międzynarodowym projektem sław. Jakiś potencjał w tym jest, gdyby to było zagrane surowiej, mocniej i z innym wokalistą.
Andersson nie jest zły, jednak to jest głos na tyle specyficzny, że niektórych może drażnić, szczególnie, że jest on dość jednowymiarowy i bez większego pazura, co wychodzi w balladzie Life and the Ocean. Tu powinien ktoś zaśpiewać z większą mocą. Koszmarem tego albumu jest fatalny Paranormal z najgorszych płyt AMARANTHE i najbardziej tutaj szkoda orkiestracji. Metal można zagrać tak, żeby rozbujał, wystarczy posłuchać ARIDA VORTEX czy MYSTIC PROPHECY w bardziej rockowych i wyluzowanych utworach, tutaj podeszli do tego od najgorszej możliwej strony. I See Fury to typowy metal szwedzki, podobnie This is War, gdzie próbują się plasować gdzieś pomiędzy DRAGONLAND, BLOODBOUND a BLIND GUARDIAN.
Najbardziej zaskakuje ostatnia, siedmiominutowa kompozycja Here Comes The Fall, w którym próbują mocować się ze stylistyką Starfall DRAGONLAND i najbardziej zaskakuje tutaj pojedynek Johanssonów. Najprawdopodobniej ich najlepsze popisy jak do tej pory, chociaż można odnieść wrażenie, słuchając drugiej połowy, że kompozycja została dość sztucznie wydłużona i zmieściliby się w tradycyjnych czterech minutach. Na plus orkiestracje.

Produkcja solidna tak jak poprzednio, dobrze zagrane i lepiej przemyślane niż album poprzedni, z sensowniejszymi melodiami i refrenami, większą ekspozycją orkiestracji, a mniejszą elektroniki. To pokazuje jednak, że zespół chyba nie do końca wie, w którą stronę chce iść i jest próba pogodzenia nowoczesności z tradycją, co nie do końca wychodzi i elektroniczne momenty potrafią znudzić.
Jest to jednak krok w dobrą stronę i album ciekawszy od debiutu, chociaż wolałoby się usłyszeć za mikrofonem kogoś innego.

Ocena: 7.4/10

SteelHammer
Odpowiedz
#3
Tungsten - Bliss (2022)

[Obrazek: MjUtMjUzNC5qcGVn.jpeg]

Tracklista:
1. In the Center 04:37
2. Dreamers 03:13
3. March Along 03:53
4. Heart of Rust 03:57
5. Come This Way 03:39
6. On the Sea 03:53
7. Bliss 04:13
8. Wonderland 04:40
9. Afraid of Light 02:57
10. Eye of the Storm 03:59
11. Northern Lights 06:27

Rok: 2022
Gatunek: Modern Melodic Metal
Kraj: Szwecja

Skład:
Mike Andersson – śpiew
Nick Johansson – gitara
Karl Johansson – bas, instrumenty klawiszowe
Anders Johansson – perkusja


To już trzeci album TUNGSTEN, bez zmian w składzie i wytwórni, zostało wydane przez Arising Empire 17 czerwca 2022 roku.

TUNGSTEN grało muzykę specyficzną, mocno osadzoną w modern i nie zawsze czysto metalową, ale utrzymaną nadal w stylu szwedzkim. Tundra to był niezły album, różnorodny i z kilkoma solidnymi melodiami i garstką ciekawych rozwiązań, ale momentami przerysowany.
In the Center to poprawny groove z niezłymi, agresywnymi zaśpiewami Anderssona, w którym zabrakło pomysłu na refren, który jest w Dreamers, ale tutaj przegięli z elementami folkloru i wtrąceniami krużganka BLIND GUARDIAN i te wstawki są zupełnie niepotrzebne w Heart of Rust. March Along to niestety poziom ostatniego BEAST IN BLACK, nie wspominając o Come This Way, który zbliża się do miałkiego nintendo metalu. Od strony instrumentalnej oczywiście tak jak na poprzednich albumach cudów nie ma i nie należało oczekawić niczego innego, ale to bez wątpienia najlepszy album Mike'a Anderssona, który zaśpiewał tutaj rewelacyjnie i jest bardzo wszechstronny. Nawet kiedy kompozycyjnie momentami leżą odłogiem, to jest materiał zróżnicowany i sprawdza się w każdej wersji, nawet poprawnym pirackim On The Sea.
Killerem jest Bliss, który dobrze równoważy groove z heavy metalem i nie uciekają się tutaj do fatalnych folkowych partii. Perkusja i tło klawiszowe są tutaj wzorowe. Pomysłu już niestety zabrakło na pozostałe kompozycje i Wonderland razem z Afraid of Light nie mają solidnej melodii czy motywu przewodniego, kompletnie nijako wypada też Eye of the Storm.
Rozczarowaniem jest też Northern Lights, który zamiast być potężnym punktem kulminacyjnym i zakończeniem, to jest to wolno zagrany i przeciętny kawałek jakich wiele w tej stylistyce, z ogromną przestrzenią i delikatnym rysem klawiszowym w dalszych planach.

Sound jest bezbłędny, ale w końcu to duża wytwórnia i znani muzycy, to nie mogło być tutaj nic innego. Solidna kontynuacja tego, co już było.
Niestety, o ile wokalnie Andersson zachwyca, tak repertuar już niestety nie i jest to album bardzo nierówny, na którym pełno jest mielizn i metalowego grochu z kapustą. Klątwa trzeciego albumu dopadła TUNGSTEN.
Czy dadzą radę ją znieść zapewne okaże się w przyszłości na kolejnym albumie. Tym razem niestety rozczarowali.


Ocena: 6/10

SteelHammer
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości