Saratoga
#1
Saratoga - Mi ciudad (1997)

[Obrazek: 8380.jpg?5528]

tracklista:
1.Intro 00:38
2.Mi ciudad 04:40
3.Basta 02:58
4.Luz de neón 03:16
5.El espejo 03:36
6.Por la puerta de atrás 04:10
7.Rojo fuego 04:22
8.El viejo vagón 03:03
9.Balas de odio 02:59
10.Lejos de ti 04:46
11.Salvaje 03:24
12.Uno del montón 04:13
13.Perro traidor 04:25

rok wydania: 1997
gatunek: power metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Gabriel Boente - śpiew
Jerónimo Ramiro Sánchez - gitara
Nicolás del Hierro Cano - gitara basowa
Joaquín Arellano "El Niño" Valderas - perkusja
oraz:
Carlos Martínez - instrumenty klawiszowe


Wczesne lata 90te XX wieku to w Hiszpanii skromna reprezentacja na metalowej scenie pod wodzą kultowego BARON ROJO - plan dalszy, w tym założony w 1992 w Madrycie SARATOGA. Zespół przygotował sporo nagrań demo, które zwróciły uwagę początkującej na rynku wytwórni Foque, należącej do koncernu Avispa. Foque pod numerem katalogowym FCD - 002 wydała w październiku 1995 album "Saratoga", wyprodukowany niedbale i zawierający metalową muzykę naśladującą glam i speed metal amerykański, zagrany z pasją, ale równocześnie tchnący naiwnością. Ponieważ jednak Hiszpanie byli dumni z budowania zrębów prawdziwej metalowej sceny, to na pewne (liczne) niedoskonałości nieco przymknięto oko i grupa otrzymała wkrótce kontrakt z samą Avispa, co samo w sobie było sporą nobilitacją. Ekipa weszła do studia z nowym wokalistą, pochodzącym z Argentyny Gabrielem Boente i wyszła z niego, jak mawiali starożytni Spartanie - "z tarczą". Wydany w październiku 1997 LP "Mi ciudad" zawierał materiał dopracowany, stylistycznie dosyć zwarty i zagrany znacznie lepiej niż debiut.

Dosyć drapieżny, ale melodyjny wokal Boente jest tu prowadzony w zdecydowanie power metalowym stylu przez gitarzystę Jero Ramiro, który w generowaniu power metalowych riffów był nad wyraz kreatywny i może nawet odkrywczy dla sceny europejskiej, bo na pewno nie były to tu zagrywki w stylu USPM. Ogólnie tym razem jakiegoś amerykańskiego syndromu to tu nie ma. Jest za to sporo bardzo udanych kompozycji w szybkich tempach, z gęstą perkusją i zdecydowanym dążeniem do ekspozycji refrenów śpiewanych przez frontmana z niezachwianym przekonaniem i odrobiną fantazji. Do szczególnie udanych należy tu tytułowy Mi ciudad, prawdziwy hit zaserwowany już na samym początku i do niego można przyrównywać wartość innych, podobnych utworów. W pewnym sensie ta kompozycja, a właściwie jej refren ustalił pewien wzorzec refrenu latino power, który pozostaje aktualny do dziś. Prawie dorównuje mu wolniejszy Balas de odio o pewnych cechach heroicznych i ze znakomitym solem gitarowym Jerónimo Ramiro Sáncheza. No i na pewno także Salvaje z interesującym refrenem i bojowymi zwrotkami. Ciekawe motywy gitarowe można usłyszeć w El viejo vagón. Zwraca na siebie uwagę także ciężki, masywny Uno del montón, chyba jeden z pierwszych hiszpańskich utworów w estetyce melodyjnego heavy/power. Jest także kilka mniej interesujących kompozycji w rodzaju El espejo, Rojo fuego, ale jest także interesujące nawiązanie do stylu DEEP PURPLE z lat 80tych w Luz de neón. Na albumie umieszczono także semi akustyczny song balladowy Por la puerta de atrás, raczej nijaki, ale niezbędny dla promocji płyty wśród szerszej, rockowej publiczności. Romantyczny metal to także Lejos de ti i ten utwór jest bardzo dobry i wybornie zaśpiewany przez Boente w wyższych rejestrach. Na koniec archetypowy, ale wtedy jeszcze pionierski dla latino power, nośny i zadziorny, wysokich lotów Perro traidor. Świetna, pełna pasji kompozycja!

Mało jeszcze doświadczone w realizacji power metalowych płyt, choć znane studio Estudios M20 z Madrytu stworzyło sound umiarkowanie udany, nieco płaski i suchy, jednak nie odbiegający poziomem od tego, jak produkowano podobne płyty w tym czasie w Stanach Zjednoczonych. Płyta nie została nigdy wydana za granicą, doczekała się jedynie reedycji przez Locomotive Records w roku 2005. Jest to także jedyny album z Boente. W roku 1999 zastąpił go na wiele lat jeden z najbardziej cenionych hiszpańskich wokalistów Leo Jiménez (Juan Daniel Jiménez González), stojący wówczas dopiero u progu swojej owocnej kariery.
Album można uznać za pierwszy hiszpański LP power metalowy, który cieszył się w kraju dużym powodzeniem i ugruntował pozycję SARATOGA jako czołowej ekipy grającej energiczny metal w swoim kraju.


ocena: 8/10

new 14.07.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Saratoga - Vientos de guerra (1999)

[Obrazek: 8381.jpg?4103]

tracklista:
1.La iguana 01:25
2.Vientos de guerra 03:46
3.Más de mil años 04:19
4.Sólo un motivo 05:07
5.Aprendiendo a ser yunque 05:09
6.Heavy Metal 03:22
7.Charlie se fue 06:02
8.Extraño silencio 04:40
9.Hielo líquido 04:44
10.El ministro 03:18
11.Estrellas las del cielo 04:28
12.Manos unidas 04:31
13.A sangre y fuego 04:24
14.Si te vas 04:14
15.Ruge el motor 03:58

rok wydania: 1999
gatunek: power metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Leo Jiménez (Juan Daniel Jiménez González) - śpiew
Jerónimo Ramiro Sánchez - gitara
Nicolás del Hierro Cano - gitara basowa
Daniel Pérez  - perkusja


SARATOGA stał się swoistą hiszpańską ikoną bardzo szybko i występowanie w tym zespole było prawdziwą nobilitacją. Nic więc dziwnego, że Leo Jiménez po odśpiewaniu swoich wspaniałych partii w znakomitym, ale efremerycznym ALBORDE przyjął ofertę Jerónimo Ramiro i zastąpił w 1999 na pozycji frontmana Argentyńczyka Gabriele Boente. Kolejnym wzmocnieniem był utalentowany perkusista Daniel Pérez, który zastąpił "El Niño". Nacisk na nagranie kolejnej płyty w przebudowanym składzie był duży, ludzie czekali na Leo i nowe hity SARATOGA. Grupa miała przygotowane wiele utworów i w czerwcu 1999 nakładem Avispa Records zespół przedstawił ponad godzinę muzyki i 15 kompozycji, co w tym czasie nie było zbyt częstym wyczynem.

Ilość niekoniecznie przechodzi tu w jakość. Stosownie do komercyjnych wymogów Avispa pewna liczba utworów to po prostu lekko zmetalizowany rock, wynikający z zapotrzebowania szerszej publiczności na taką muzykę w narodowym języku i tu specjalnie niczego godnego uwagi nie ma, poza oczywiście wysokiej klasy wykonaniem. Pewnie ta płyta mogłaby się z powodzeniem skończyć na A sangre y fuego, bo ten dynamiczny power metal z agresywną rytmiczną gitarą Jerónimo Ramiro to jest to, co na tym albumie faktycznie przykuwa uwagę, a momentami porywa. Tak, A sangre y fuego to klasa i w tym stylu równie udany jest na początku bojowy, pełen werwy Vientos de guerra. Te dwie kompozycje, z ognistymi solami, gęstą grzmiąca perkusją spinają power metalową klamrą pozostały zestaw numerów o różnej wartości. Na pewno bojowy, szybki i dumnie prący do przodu Más de mil años uzupełnia tę czołową stawkę, potem jednak taka ociężała przyziemność skrzeczy od Sólo un motivo do Charlie se fue, i tylko Aprendiendo a ser yunque umiarkowanie buja w power metalowym stylu z gitarowymi solowymi popisami Jerónimo, prezentowanymi na pełnym luzie. Heavy metal bardzo rozczarowuje w tej stawce jako numer trywialny, a dramatyzm Charlie se fue, już abstrahując od tematyki, jest przekolorowany nawet jak na warunki ibero metalu. Solidnie jest w power metalowym, melodyjnym Extraño silencio, potem wypełniacze (Hielo líquido, Estrellas las del cielo) i po prostu słaby song semi akustyczny Manos unidas. Ciekawe, że dosyć bezsensowny El ministro pozostaje zapewne najbardziej rozpoznawalnym utworem z tej płyty, ale w sumie, kto by pomyślał, że można taki refren do tego dorobić.

Dwa słowa o Leo. Moim zdaniem śpiewa gorzej niż w ALBORDE, nadużywając wysokich rejestrów, ponadto trochę to wygląda tak, że on dostał tekst i jazda, nagrywamy. Jakby obok pewnych melodii on tu śpiewa, jakby z marszu się do pewnych zmian dostosowywał. Jak tam było faktycznie, to się pewnie nie dowiemy, niemniej na nagranie tej płyty czasu nie było zbyt wiele. Brzmieniowo produkcja najwyższej próby, o ile komuś nie przeszkadza dosyć surowy, ostry sound ascetycznej gitary. Blachy syczą i szumią, bas mocno punktuje, Leo ustawiony wzorcowo w centrum muzycznych wydarzeń.
Raz lepiej, raz gorzej, w sumie dobrze, ale ile by ta płyta zyskała, gdyby trwała 40 minut a nie 60 i zostały faktycznie wartościowe utwory.


ocena: 7,3/10

new 21.07.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Saratoga - Agotaras (2002)

[Obrazek: 9991.jpg?4128]

tracklista:
1.110901 01:24
2.Con mano izquierda 04:22
3.Tras las rejas 04:36
4.A morir 04:04
5.Las puertas del cielo 03:46
6.El gran cazador 04:45
7.Oscura la luz 04:39
8.Rompehuesos 04:10
9.Parte de mí 04:20
10.Viaje por la mente 04:06
11.Mercenario 05:03
12.Doblas las campanas 03:51
13.Resurrección 04:38
14.Ratas 04:04

rok wydania: 2002
gatunek: power metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Leo Jiménez (Juan Daniel Jiménez González) - śpiew
Jerónimo Ramiro Sánchez - gitara
Nicolás del Hierro Cano - gitara basowa
Daniel Pérez  - perkusja

W marcu 2002 Avispa Records wydaje kolejny album SARATOGA, pierwszy gdzie swój wkład kompozycyjny wniósł Leo Jiménez.

Tym razem dużo jest ostrych power metalowych gitar, surowych, nieustępliwych i w pewnym sensie w estetyce zbliżają się do amerykańskiego power metalu lat 90tych, a ten styl w Europie rzadko był powielany. To słychać w Con mano izquierda, A morir, Las puertas del cielo, Rompehuesos, Mercenario i po części w innych kompozycjach. Niekiedy ocieplają te kompozycje bardziej gorącym, melodyjnym refrenem i z tych najbardziej udany jest ten z Con mano izquierda. W te ostre, cięte, power, a nawet power/thrashowe riffy ubierają także kilka utworów w bardziej tradycyjnym iberyjskim stylu jak Tras las rejas i te kompozycje nieco ocieplają wizerunek ogólny tego albumu. Umiarkowany heroizm bije z Mercenario i Ratas i pewnie bardziej wynika z interpretacji wokalnej Leo, niż ze stylu melodii i ten aspekt epicki ogólnie ma na tym albumie znaczenie trzeciorzędne. Za to wielką wagę przyłożył Sánchez do solówek i nawet jeśli męczą nieco ogólne gitarowe natarcia, to sola są wypieszczone i pełne muzycznej treści. Ballada sentymentalna z gitarami akustycznym jest naturalnie także, bo takie były wymogi marketingowe, ale dosyć blady song Parte de mí jakoś nie spełnia oczekiwań radiowego przeboju i na ten ostry raczej album nie bardzo pasuje. Szukając najlepszej kompozycji zdecydować się trudno, ale ponad ogólny poziom na pewno wyrasta realnie dramatyczny i nasycony speed metalowymi riffami, mocny Resurrección. Solidnie w opcji melodic power latino brzmią także przypominające numery z płyty poprzedniej El gran cazador z ornamentacjami neoklasycznymi i potoczystym refrenem oraz umieszczony tuż za nim wolniejszy, spokojniejszy, ale miejscami dostojnie galopujący Oscura la luz i ta środkowa część albumu jest najbardziej korzennie hiszpańska, doliczając jeszcze Viaje por la mente, gdzie kryją się też zapewne najlepsze partie wokalne heroiczne Leo na tej płycie. Czasem dobre pomysły giną w natłoku trywialnego power, jak w Doblas las campanas.

Mastering wykonał legendarny Bigsimon, czyli Simón Echevarría Romero, Chilijczyk pracujący w Hiszpanii i był to jego pierwszy album realizowany dla klasowego zespołu, po którym przyszedł czas także na współpracę z DARK MOOR, WARCRY oraz MAGO DE OZ. Ten mastering jest tu nieco kontrowersyjny, perkusja wydaje się ascetyczna, a gitara jednak nieco za sucha w pewnych momentach, a w innych nieracjonalnie rozmyta. Jeśli jednak miał to być sound zbliżony do amerykańskiego poprzedniej dekady, to jest tak, jak należy.

Solidny power metalowy album, jednak bez błysku.


ocena: 7,5/10

new 25.07.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Saratoga - El Clan de la Lucha (2004)

[Obrazek: 39363.jpg?4157]

tracklista:
1.El clan de la lucha 01:22
2.San Telmo 1940 04:20
3.Lejos del tiempo 03:54
4.Maldito corazón 05:55
5.Decepción 05:17
6.Ángel de barro 03:50
7.No 04:39
8.Si amaneciera 05:55
9.Quizá el sol no saldrá 05:00
10.Blanco y marfil 04:53
11.Nuevo mundo 04:19
12.Tu nombre mi destino 05:10
13.Buscando el perdón 05:45

rok wydania: 2004
gatunek: power metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Leo Jiménez (Juan Daniel Jiménez González) - śpiew
Jerónimo Ramiro Sánchez - gitara
Nicolás del Hierro Cano - gitara basowa
Daniel Pérez  - perkusja

Album ten został wydany przez Avispa Records w marcu 2004 roku.

Ta płyta to 60 minut muzyki i tym razem zdecydowanie jednoznacznie power metalowej bez amerykańskiego szlifu. To power metal stabilizującej się iberyjskiej sceny. SARATOGA z całą pewnością gra tu swobodnie, opierając się o wysokoenergetyczną i techniczną grę Jerónimo Ramiro oraz średnio wysoki emocjonalny wokal Leo Jiméneza, jednak w opcji samych melodii, ich chwytliwości i nośności refrenów pozostaje w tyle za czołówką krajową. San Telmo 1940, Lejos del tiempo, Blanco y marfil to taki sobie żywy power metal, ale czy tu jest jakaś głębsza muzyczna historia? Także kolejne w ostatniej części albumu utwory Nuevo mundo i Tu nombre mi destino niczego specjalnie nie wnoszą i ostateczne wrażenie pod koniec, to wrażenie obcowania z power metalem poprawnym, ale nie wzbudzającym emocji. Kilka razy jednak pod tym względem zaskakują pozytywnie, w tym w refrenie rytmicznego Maldito corazón, przypominające heroiczne refreny TIERRA SANTA. SARATOGA zespołem epickimi i heroicznym w zasadzie nie jest, jednakże na płycie pojawia się wysokiej klasy, wolno zagrany, majestatyczny Decepción i okazuje się, że Leo potrafi zaśpiewać nad wyraz dramatycznie i dostojnie zarazem. Trochę może solo gitarowe nie w klimacie, ale ogólnie ta kompozycja uwagę na pewno przykuwa. Do najlepszych na tym LP numerów w stylu latino power z chwytliwą melodią główną i świetnym rozległym refrenem należy Ángel de barro, pełen ekspresji No także jest wart wyróżnienia, choć może te najszybsze partie gitarowe są zbyt mocno zapożyczone ze stylistyki niemieckiej, konkretniej mówiąc hansenowskiej. Jest tu jednak dużo pomysłów, także na granicy power/extreme brutalności. Pokaż mi song z gitarą akustyczną, a powiem ci w jakiej formie jesteś. Tu mamy bardzo pastelowy, bardzo poetycki i bardzo mało metalowy Si amaneciera i kiedy to Leo był aż tak sentymentalny i romantyczny? Hm... no nie jest źle, ale czy aż tak dobrze? Są jednak i dużo słabsze rzeczy, jak gatunkowo nieokreślony Quizá el sol no saldrá. Za to czystym, heroicznym power metalem o znacznym wpływie szkoły włoskiej, Buscando el perdón, z galopadami i planem symfonicznym kończą to wszystko w sposób przyjemny, aczkolwiek na pewno nie oryginalny.

Chyba najlepsze jak do tej pory partie wokalne Leo Jiméneza SARATOGA, wyjątkowo dopracowane w wysokich rejestrach, znakomita gra perkusisty Daniela Péreza. Gitarowo bardzo dobrze, ale jest wrażenie, że Jerónimo Ramiro Sánchez nie jest tu do końca tak kreatywny, jak by należało od niego oczekiwać. Mastering wykonał ponownie Bigsimon i ten sound aż tak bardzo się nie różni od tego z poprzedniej płyty, a przecież muzycznie różnią się bardzo...

Nie jest to TIERRA SANTA, nie jest to WARCRY czy AVALANCH, ale grono wiernych fanów w Hiszpanii i nie tylko w Hiszpanii rośnie.


ocena: 7,4/10

new 29.07.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#5
Saratoga - Tierra de Lobos (2005)

[Obrazek: 101142.jpg?4226]

tracklista:
1.Barcos de cristal 05:46
2.Necrophagus 04:09
3.Contigo, sin ti 04:08
4.Ave fénix 06:23
5.Quinto infierno 05:10
6.Fe 04:53
7.Fuerza de choque 04:45
8.Prisión en vida 05:00
9.El jardín de la niebla 04:30
10.Siento que no estás 06:05
11.Tierra de lobos 04:25
12.Pura sangre 04:50

rok wydania: 2005
gatunek: heavy/power metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Leo Jiménez (Juan Daniel Jiménez González) - śpiew
Jerónimo Ramiro Sánchez - gitara
Nicolás del Hierro Cano - gitara basowa
Daniel Pérez  - perkusja


Listopad 2005 przynosi kolejny album SARATOGA, wydany ponownie przez Avispa.

Intensywne, power metalowe granie przechodzące w heavy/power i tym razem jakby nacisk na melodie większy niż poprzednio. Gitarowe ataki potężne, ale podporządkowane temu dążeniu do ekspozycji refrenów i na pewno jest to zespół oryginalny w tym co robi i z taką niepohamowaną mocą to mało kto gra w tym kraju, a już na pewno nie na takim poziomie. Dosyć zróżnicowany śpiew Leo Jimeneza tym razem jest elementem bardzo to wszystko ubarwiającym. Moc jest i to miażdżąca, chociażby w Barcos de cristal oraz w Fuerza de choque, przy czym nie jest to moc USPM czy heavy/power z USA. To swoista moc iberyjska, tak jak rytmika tych kompozycji i styl melodii. Gdy dochodzi do tego szybkość, to SARATOGA staje się metalowym, drapieżnym potworem jak w Necrophagus. Niszczą epicko i heroicznie jak nigdy dotąd w ciężkim Ave fénix oraz w Quinto infierno, który jak na killer heroiczny jest nieco zbyt pokręcony i wyprostowuje się dopiero w refrenie, który jest wyborny w swej prostocie i sile przekazu. Podobnie heroicznie pobrzmiewa dumny i rozkrzyczany dramatycznie El jardín de la niebla oraz podobny stylowo Tierra de lobos. Nawet w tych iberyjskich sentymentalnych kompozycjach, takich jak Contigo, sin ti ta gitara jest twarda i nieustępliwa, poza łagodniejszymi refrenami, zresztą czy to jest sentymentalna kompozycja? W dalekiej idei i założeniach co najwyżej. Mocno, mocno i zdecydowanie do przodu w Prisión en vida, ale o dobrej melodii nie zapominają i tutaj.
Fe daje chwilę wytchnienia w postaci ballady o pastelowej barwie, ale czy naprawdę jest to potrzebne na tym albumie. Mogliby niszczyć i rozgniatać cały czas. Ale refren w stylu adventure jest tu bardzo ładny. Trzeba przyznać, że Siento que no estás jest trochę wzorowany na TIERRA SANTA i WARCRY, ale co z tego. Wybornie to wyszło i pewnie ta kompozycja, oczywiście także zbudowana z przygniatającej ogólnie gitarowej melodyjnej ściany i pełnego żaru wspaniałego sola gitarowego, jest tu godna miana hita albumu. A żeby było jasne, że to wszystko nie jest przypadkiem na koniec dają Pura sangre, gdzie może melodia zwrotek jest średnio interesująca, ale i tu dominuje krusząca gitara, a refren to ekstraklasa latino power.
Energia ogromna, atomowa, siły Sancheza niespożyte w gitarowych atakach na wysokich obrotach. Tak naprawdę to on tu jest głównym bohaterem i postacią absolutnie pierwszoplanową.

Simón Echevarría Romero z tych płyt, które poddawał masteringowi dla SARATOGA tu zrobił to najlepiej, idąc odważnie w opcję "sharp & clear" z przygniatającą mocą gitary. Ogólnie jest to jeden z najlepszych w historii hiszpańskiego metalu mastering albumu power metalowego. Album ugruntował pozycję SARATOGA jako wiodącej grupy heavy/power metalowej w czystej postaci w metalu iberyjskim.
Leo śpiewa tu bardzo dobrze, ale SARATOGA po raz ostatni po hiszpańsku. Bierze udział jeszcze w nagraniu angielskojęzycznej wersji "El clan de la lucha" - "The Fighting Clan" i odchodzi w roku 2006 koncentrując się na STRAVAGANZZA, swoim drugim zespole oraz zakładając projekt 037 w roku 2008, znany później jako 037 LEO, gdy z niego zrezygnował w 2012 przemianowany przez pozostałych członków grupy na ZERO3IETE. W 2008 dołącza także do death/thrashowego SUPRA, z którym nagrywa w 2011 jeden album. W 2012 zasadniczo przechodzi na działalność solową i pod swoim nazwiskiem, angażując wielu muzyków, z którymi wcześniej współpracował oraz innymi z hiszpańskiej czołówki, nagrał w latach 2013 - 2019 trzy albumy z muzyką heavy metalową różnych źródeł i inspiracji, zdradzające jego zainteresowani także progresywnym rock /metalem, a nawet fusion.

A w SARATOGA nowym wokalistą został w roku 2007 Tete Novoa czyli Servando José Novoa Balaguer.  


ocena: 9,3/10

new 23.08.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#6
Saratoga - VII (2007)

[Obrazek: 470299.jpg?4305]

tracklista:
1.El vuelo del halcón 04:21
2.Dueño del aire 05:14
3.Sigues estando (En mi vida) 03:47
4.Gran mago 04:13
5.Siete pecados 03:54
6.Entre las llamas 04:18
7.En tu cuerpo 04:21
8.Bailando con el diablo 04:32
9.Huracán 04:16
10.La maldición 03:54
11.Semillas de odio 09:36
12.El guardián 04:18

rok wydania: 2007
gatunek: heavy/power metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Tete Novoa - śpiew
Antonio García Hernando - gitara
Nicolás del Hierro Cano - gitara basowa
Andy C. (Andrés Cobos Martínez) - perkusja, pianino


Lata 2005-2007 były dla zespołu okresem bardzo trudnym. Odszedł Daniel Pérez i chociaż w 2005 zastąpił go znakomity Andy C. z DARK MOOR, to zobowiązania wobec macierzystej formacji nie pozwoliły mu na zaangażowanie się w prace studyjne nad nową płytą SARATOGA do roku 2007, gdy się z DARK MOOR pożegnał. W 2006 odszedł także Jerónimo Ramiro Sánchez, który po krótkim okresie kariery solowej dołączył do nowej super grupy SANTELMO w 2010. Jego miejsce zajął wybitny wirtuoz gitary Antonio García Hernando czyli Tony Hernando, który jednak do tej pory raczej był kojarzony z progresywnym instrumentalnym shredem. Leo Jiménez w roku 2006 zaśpiewał jeszcze angielskie teksty na eksportową wersję "El clan de la lucha", "The Fighting Clan", ale gdy ta płyta ukazała się w grudniu 2006, to już nie był członkiem SARATOGA. W 2007 zastąpił go Servando José Novoa Balaguer, występujący pod pseudonimem Tete Novoa, ale kto o nim słyszał nawet w Hiszpanii, skoro wcześniej nagrał tylko kilka dem z lokalnym podziemnym zespołem power metalowym SHAIGON?  
Zupełnie nowy skład w końcu latem 2007 roku zebrał się w Madrycie i po serii prób nagrał album, który pod skromnym tytułem "VII" wydała w październiku 2007 wytwórnia Avispa Records.

Otwarcie w postaci El vuelo del halcón jest pewnym zaskoczeniem i cofa SARATOGA do wczesnego okresu jego twórczości, szczególnie jeśli chodzi o mało atrakcyjny refren w hard rockowym stylu. Rozkręcają się w szybkim i energicznym, a przy tym z doskonałą heroiczną i chwytliwą melodią Dueño del aire i tu także Tete Novoa zaczyna do siebie bardziej przekonywać, a wyborny shred Tony Hernando jest doskonale wpasowany w całość. W Sigues estando (En mi vida) Tetet Novoa, rozpoczyna romantycznie przy akompaniamencie pianina, potem jednak mocne gitarowe partie czynią z tej kompozycji znakomity przykład emocjonalnego latino power metalu. I trzeba powiedzieć, że Tete Novoa jest doskonały w wysokich rejestrach i może nawet lepszy od samego Leo Jiméneza. Potem mamy nieco heavy/power jakiego oczekiwali fani w głównych riffach Gran mago, ale refren w rockowym stylu BARON ROJO nie bardzo do tego pasuje, zresztą jak i progresywne solo gitarowe. Progresywność przebija na tej pycie w licznych aranżacjach Tony Hernando i na pewno znajduje pełny upust w najdłuższym Semillas de odio, gdzie miejscami przebija pierwiastek heroiczny, ogólnie jest to jednak kompozycja nieudana, pozbawiona głębszych treści i rozciągnięta na siłę. Chyba nie takiej muzyki oczekiwali fani zespołu.
Siete pecados to niezły, mroczny i dumny motyw główny w stylu claasic heavy, ale po raz kolejny refren jest zbyt naiwny muzycznie i zbyt rockowy w latino stylu.
Twardszy i posępny Entre las llamas jest dużo lepszy, generują dobry niepokojący klimat, a zagrywki gitarowe są wzbogacone o elementy power/thrashowe. Ciekawego gitarowego rozwiązania motywu przewodniego Bailando con el diablo w mrocznym stylu nie potrafią przekuć na killer w mało wyrazistym refrenie, także shred w solo jest tym razem dosyć bezbarwny.
Ładnie śpiewa Tete Novoa w balladowym songu En tu cuerpo, jednak to zbyt komercyjny rockowy utwór na listy melodyjnych radiowych przebojów. W Huracán huraganu nie ma i jest bodaj najsłabszy numer z tej płyty, formalnie bałaganiarski w łączeniu rocka z metalem w dosyć prymitywnej odmianie. Refren raczej kompromitujący w swej muzycznej naiwności.
Dwie klasowe kompozycje pojawiają się pod koniec płyty. To miarowy i zdecydowanie zagrany La maldición z kruszącą nieubłaganą gitarą i pewnymi wpływami grania amerykańskiego lat 90tych oraz ostatni heroiczny potoczysty El guardián zdecydowanie wyrastający z dokonań SARATOGA z poprzedniej płyty.

SARATOGA jakoś się wybronił z tej kryzysowej sytuacji, ale tej płycie bardzo daleko do "Tierra de Lobos". Daleko kompozycyjnie i pod względem produkcji także. Tym razem masteringu podjął się David Martínez i ta gitara jest trochę zbyt sucha, podobnie jak perkusja. Wielka szkoda, że Big Simonowi zmarłemu w roku poprzednim nie dane było po raz kolejny stworzyć mistrzowskiego heavy/power metalowego soundu. Oczywiście samo wykonanie jest na bardzo wysokim poziomie. Tony Hernando pokazuje tu rzeczy równie ciekawe jak na swoich instrumentalnych albumach solowych, a partie perkusji Andy'ego C. są formalnie bogate i bardzo zróżnicowane. Także debiutant Tete Novoa spisał się jak należy, przypominając trochę Leo Jiméneza z wczesnych płyt SARATOGA.
Ogólnie jednak tej płycie, stanowiącej wypadkową zainteresowań muzycznych Hernando i basisty del Hierro Cano brakuje jednoznacznie wyznaczonego kierunku gatunkowego i spójności stylistycznej.


ocena: 7/10

new 5.02.2023
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#7
Saratoga - Secretos y Revelationes (2009)

[Obrazek: 247680.jpg?4348]

tracklista:
1.Después de la tormenta 05:47
2.El planeta se apaga 03:11
3.Mucho por vivir 04:21
4.Déjà Vu 04:50
5.Cuando los sueños te hagan llorar 04:20
6.Almas sin descanso 05:05
7.Luna llena 04:55
8.Ojos de ira 03:53
9.Mar de luz 04:45
10.No sufriré jamás por ti 03:45
11.Buscando una salvación 05:56
12.Lágrimas de un ángel 08:07

rok wydania: 2009
gatunek: heavy/power metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Tete Novoa - śpiew
Antonio García Hernando - gitara
Nicolás del Hierro Cano - gitara basowa
Andy C. (Andrés Cobos Martínez) - perkusja, pianino

Album "VII" był sporym rozczarowaniem tak dla fanów jak i dla wytwórni Avispa, gdyż płyta nie cieszyła się specjalnym zainteresowaniem. Miejska legenda głosi, że z ekipą SARATOGA została odbyta poważna rozmowa oficjalna, przy czym najbardziej się dostało Antonio García Hernando... Prawda to czy nieprawda, nie jest to takie ważne. Ważne, że w grupa z innym nastawieniem przystąpiła do nagrywania kolejnej płyty, którą Avispa wydała w październiku 2009.

To grupa nie do poznania w stosunku do roku 2007. Wraca potężny, dynamiczny i bardzo melodyjny heavy/power SARATOGA z czasów ostatnich lat Jimeneza i słychać, że ekipa chce udowodnić na jak wiele ją stać w obrębie takiego grania gatunkowego w roku 2009. Rozpędzają się od razu w huraganowym i bardzo chwytliwym Después de la tormenta i słychać, że Tete Novoa, do którego trudno było mieć poprzednio jakieś pretensje, tym razem śpiewa dwa razy lepiej, a Antonio wyzbywa się progresywnych ciągot w swoich partiach na rzecz nieubłaganego parcia do przodu w manierze heavy/power. A przy tym jakie dwa wspaniałe sola tu zagrał! W wolniejszym, rytmicznym El planeta se apaga łączą moc z romantyzmem stylu latino, a refren rozległy i majestatyczny został zaśpiewany przez Tete po prostu fenomenalnie. Jaki heroizm, jaka moc! A zaraz potem na luzie i z rozmachem grają zamaszysty Mucho por vivir z przebojowym refrenem i to jest piękne po raz kolejny. Zmieniają klimat na bardziej nostalgiczny i refleksyjny w średnio szybkim, mocno akcentowanym przez gitarę Déjà Vu, rozpędzając się w refrenie. No tak, tym razem Antonio pozwolił sobie na progresywny wstęp do swojego solo, ale potem dewastuje techniką i miano Guitar Hero w pełni mu przysługuje. Chwila oddechu od mocnego grania to Cuando los sueños te hagan llorar z misternym podkładem gitary akustycznej w pierwszej części i spokojnym ciepłym rozgrywaniem tego dalej. Tu w roli głównej Tete Novoa. Mistrz, mistrz poetyckiego przekazu! Trzeba jednak grać heavy/power i misternie zaaranżowany Almas sin descanso kruszy i miażdży, a przy tym ma taki specyficzny smutny i lekko niepokojący klimat bez utraty atrakcyjności samej melodii. A w centrum albumu umieszczony został porażający, wspaniały pełen dramatyzmu i żaru Luna llena, niesamowity przebłysk arcygeniuszu kompozycyjnego SARATOGA, dostarczający ogromnych wzruszeń...  Cudowny odległy plan symfoniczny, rozpaczająca gitara... Hit nad hity po prostu! Różnorodnie grają, nie pozwalają się nudzić. Mocny heavy/power w smakowitym lekko modern sosie to Ojos de ira i gitara tu ryczy jak smok, a potem Mar de luz i znowu nacechowany dostojeństwem romantyzm z wybuchowym refrenem o hymnowym charakterze. I szybciej i mocniej i krusząco w pełnym rozmachu heroicznym No sufriré jamás por ti ! Epicki wokal Tete Novoa w niszczącym refrenie!  
Ileż tych hitów, ileż killerów... I następny to Buscando una salvación, nasycony miejscami nowoczesnym rockiem, ale w pełni heavy/power metalowy bardzo dynamiczny w szybkich fragmentach i rozmarzony w refrenie Buscando una salvación. Ten refren... coś cudownego! Na koniec pozwalają sobie na formę bardziej rozbudowaną i Lágrimas de un ángel to wspaniały pokaz zespołowego grania w manierze melancholijnego heavy/power metalu o epickim charakterze i niedużą domieszką progresywnych urozmaiceń, także w rozbudowanej części instrumentalnej o monumentalnym charakterze.

Ten materiał był skazany na sukces więc mix i mastering oddano w ręce Rolanda Grapowa, który tu połączył głębię i ciepło iberyjskiego soundu z pewną dawką stylu niemieckiego i efekt jest wyborny. Na szczególną uwagę zasługuje ekspozycja wokalisty oraz partii solowych gitarzysty.
Godzina wspaniałej muzyki. Fenomenalne kompozycje, natchnione wykonanie.
Absolutny triumf SARATOGA i latino heavy power metalu.


ocena: 10/10


new 17.02.2023
Odpowiedz
#8
Saratoga - Nemesis (2012)

[Obrazek: 338616.jpg?3331]

tracklista:
1.Juicio final 04:38
2.Hasta el día más oscuro 04:17
3.La última frontera 04:43
4.Revolución 04:11
5.Perversidad 04:07
6.Después del silencio 05:41
7.Maltratador 04:51
8.El último vals 04:26
9.Corazón herido 03:44
10.Condenado 05:34
11.Ángel o demonio 04:38

rok wydania: 2012
gatunek: heavy/power metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Tete Novoa - śpiew
Antonio García Hernando - gitara
Nicolás del Hierro Cano - gitara basowa
Andy C. (Andrés Cobos Martínez) - perkusja, pianino


Album "Secretos y Revelationes" wywindował SARATOGA ponownie na szczyt, ale trzeba się było na tym szczycie utrzymać. Wielkie nadzieje wiązano z kolejnym LP, który Avispa Records wydała w maju 2012.

Początek jest fenomenalny, bo fenomenalny jest epicki, podniosły i bojowy Juicio final i od razu słychać, że wszyscy są w świetnej formie, i że jest chęć grania i konieczna dla dobrego heavy/power pasja wykonania. Czarują w refrenie, czaruje Hernando w solo gitarowym, piękna sprawa! I zaraz potem zmiana klimatu i łagodnie rozbrzmiewa delikatnie zaśpiewany jak kołysanka w pierwszej fazie Hasta el día más oscuro, a potem moc narasta, ale klimat pozostaje sentymentalny, tak iberyjski, jak i fiński. O jakie porywające i przyspieszające bicie serca solo tu zagrał Antonio... La última frontera to epicki dramatyzm utrzymany w średnim tempie i jest bardzo dobrze, choć monumentalne pierwsze akordy zwiastują nieco większe wrażenia.
Revolución brzmi zadziornie jak prawdziwe wezwanie do rewolucji i tu zwrotki są znakomite i bojowe, za to co ciekawe, dużo lżejsze refreny mają cechy dosyć prostego i typowego melodic power. Pewien dysonans, a nie muzyczny kontrapunkt... Modern solo gitarowe także trochę z innej muzycznej opowieści wyjęte. Perversidad to interesujący, ale nie porywający przykład próby łączenia heavy/power z formą progresywną w melancholijnym poetyckim ujęciu. Takie rzeczy Tete Novoa także potrafi tu bardzo dobrze zaśpiewać.
Centralnie na płycie umieszczony został najdłuższy Después del silencio i tu pierwszy pasaż klawiszowy także zdradza progresywne modern pochodzenie, potem to melodyjny heavy/power eksplodujący w kapitalnym refrenie o ogromnej przebojowej sile rażenia. Killer refren! I mrok, i teatr grozy w szybkim lekko thrashującym Maltratador, i trochę czasu mija zanim się tu odzywa w końcu Tete Novoa i jest solidnie, ale bez tego klimatu, jaki wygenerowali na początku. Niespecjalnie udany, refren wydaje się jakby napisany na kolanie w ostatniej chwili. Tak sobie. To niezbyt dobre wrażenie zacierają w spokojnym, refleksyjnym El último vals i ten romantyczny refren jest może taki z rockowych radiowych list przebojów, ale zrobiony jest elegancko i ze smakiem. Przedsmak światowego triumfu melodic heavy/power spod znaku THE FERRYMEN. Taki nieco blady jest niedługi Corazón herido i to po prostu poprawny heavy/power z rockowym refrenem, takim do wspólnego śpiewania z publicznością. Ostrzejszy, szybszy Condenado jest lepszy, ma pewne akcenty modern metalu co słychać w brutalniejszym niż można by oczekiwać wokalnie refrenie. Ładna, gustowna część instrumentalna z długim popisem gitarowym, może nawet najlepsza w tej stylistyce na całej płycie.
Mocny akcent na koniec to Ángel o demonio, równie wspaniały jak Juicio final, który rozpoczyna ten LP. Epicko, podniośle, rycersko i z polatującym ku niebu refrenem, a wszystko zaśpiewane z ogromnym przekonaniem przez Tete Novoa. Jednak gdyby szukać w tej niezmiernie wyrównanej ekipie kogoś, kogo można by tu poza frontmanem wyróżnić w specjalny sposób, to byłby to Antonio García Hernando. Fenomenalne sola gra na tej płycie, jedno po drugim. Wirtuoz z duszą.

Sound jest podobny do tego z płyty poprzedniej, bo i tu także mix i mastering wykonał Mistrz Roland Grapow w swoim słowackim studio. Ciepły, ale i z odrobiną tej niemieckiej nuty. Ponownie wyborne ustawienie perkusji, głosu wokalisty i gitary w solówkach. Nieco mocniej wyeksponowany został ciężki metaliczny bas.
Płyta zróżnicowana w stylu, ocierająca się o różne podgatunki metalu spięta jednak heavy/power metalową klamrą. Nie robi takiego wrażenia jak arcydzieło z roku 2009, ale czy można nieustannie czynić cuda?
Album się podobał, tym większe rozgoryczenie i zdumienie fanów wywołał fakt, że w roku 2013 grupa oznajmiła oficjalnie o zakończeniu swojego istnienia po dwudziestu latach nieprzerwanej działalności. Andy C i Tony Hernando w 2014 połączyli siły z Ronnie Romero w nowej supergrupie LORDS OF BLACK, a Tete Novoa rozpoczął karierę solową w lżejszych odmianach rocka.


ocena: 8,5/10

new 18.02.2023
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#9
Saratoga - Morir en el bien • Vivir en el mal (2016)

[Obrazek: 577048.jpg?3246]

tracklista:
1.Perseguido 05:22
2.Mi venganza 03:51
3.Morir en el bien, Vivir en el mal 04:24
4.Como el viento 05:27
5.Volverá 05:43
6.Luchar o morir 03:25
7.El vals de la rosa herida 05:34
8.El ciprés solitario 05:20
9.Vi 05:45
10.No pidas perdón 04:05
11.Saliendo de la oscuridad 05:34
12.Etérea 03:44

rok wydania: 2016
gatunek: heavy/power metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Tete Novoa - śpiew
Jerónimo Ramiro Sánchez - gitara
Nicolás del Hierro Cano - gitara basowa
Daniel Pérez - perkusja
oraz
José Eugenio Herrero Fretes (Pepe Herrero) - instrumenty klawiszowe, pianino

Czy światowa scena latino power metalowa może istnieć bez SARATOGA? Oczywiście, że nie. W roku 2014 Nicolás del Hierro Cano reaktywuje grupę, lecz tym razem w historycznym składzie z Jero Ramiro, który odszedł z SANTELMO i Dani Pérezem, oraz Tete Novoa, który bez power metalowej muzyki nie czuł się jednak dobrze. Powrót SARATOGA uznano za wielkie wydarzenie muzyczne i oczekiwano, że grupa szybko przystąpi do nagrania nowej płyty. Ta pojawiła się jednakże dopiero w dwa lata później, tym razem w ramach nowego kontraktu z inną słynną hiszpańską wytwórnią Maldito Records w maju 2016, a w październiku dla Meksyku (Moon Records) i Ameryki Południowej (Icarus Music).

Słuchacze otrzymali to, czego oczekiwali, czyli godzinę melodyjnego heavy/power metalu. I jak na rozpoczęcie albumu poprzedniego serwują na początek potężny, potoczysty killer Perseguido z nieco lżejszym i wyżej zaśpiewanym przez Tete refrenem. Może i Jero Ramiro nie jest aż tak wybitnym technicznie shredderem jak Antonio García Hernando, ale jak się atakuje w manierze heavy/power i jak się gra zadziornie sola, to wie doskonale. Ten sam skład instrumentalistów nagrał jedenaście lat wcześniej album "Tierra de lobos" i teraz starają się podążać tą samą drogą w epickich heroicznych i mocno zagranych Mi venganza (piękne romantyczne zwolnienia, kapitalnie rozkrzyczany Tete Novoa) i tytułowym Morir en el bien, Vivir en el mal mrocznym i dostojnym prowadzonym przez silnie zaznaczony metaliczny bas i wzbogacony przez chóralny, surowy refren. I porywają w szybkim i kruszącym w dwu kanałowym ataku gitarowym Como el viento i tu zdecydowanie zadbano o ukazanie epickiej, strony tej szybkiej kompozycji z triumfalnym przewodnim motywem solowym gitary. Mają, mają pomysły na takie granie na tej płycie i pełna finezji riffowa układanka gitarowa w dumnym i dramatycznym Volverá to doskonały tego przykład. Refren killerski, siła przekazu ogromna! Niby nic takiego oryginalnego, ale jak to buja, jakie to pełne rycerskiego żaru granie w Luchar o morir z orientalno-progresywnym solem gitarowym czy morderczym w natarciach gitary i basu El vals de la rosa herida. Mistrzowskie wprowadzenie drugiego głosu, a zaśpiewała Aroa Martín z gothic metalowego KHAEL, gdzie występuje także Dani Pérez.
El ciprés solitario to w zasadzie trzy różne główne motywy - delikatny z gitarą akustyczną w roli głównej, mocny z mroczną i ciężką elektryczną i takim nieco bardziej rockowo-przebojowym  refrenem w odmianie zbliżonej do melodic modern metalu. Trochę za dużo tego w jednej kompozycji, ale jest dobrze. W Vi wracają do heavy/power metalowej dumnej dewastacji o, to jest wielki hit z tej płyty w kategorii generowania klimatu w posępnych barwach. Niezależnie od tego, że rozjaśnia ten mrok chwytliwy refren. No pidas perdón prowadzony przez pianino jest masywny, jest także wzbogacony o epicką narrację i ma ogólnie swoisty cinema i teatralny wydźwięk. Coś z hymnu, coś z bojowej pieśni i jest interesująco, ale jednak szybsze tempa są w przypadku SARATOGA bardziej przekonujące, podobnie jak prostsze rozwiązania aranżacyjne. Ta końcowa część albumu jest nieco słabsza i miejscami niepotrzebnie brutalniejszy w riffach Saliendo de la oscuridad to utwór mniej atrakcyjny, natomiast w ostatnim, szybkim i najeżonym ostrą perkusją i ciętymi riffami speed/power/thrashowego pochodzenia Etérea, zacierają to wrażenie gorszego ostatniego fragmentu albumu.

Pepe Herrero nie tylko zagrał tu na instrumentach klawiszowych jako gość, ale i album wyprodukował, nagrał, zmiksował i masterował. Bardzo dobra robota, czytelna, z ekspozycją basu i Tete Novoa, który jest wart tego, aby go tu postawić centralnie i lekko wysunąć do przodu.
Nie zawiedli, zagrali doskonale i to, co zachwyca w ich przypadku najbardziej. Jest to album na miarę "Tierra de lobos" i tak został oceniony i przyjęty przez ogromną rzeszę fanów na całym świecie. Był sens wracać? Jasne, że tak!


ocena: 9,2/10

new 26.02.2023
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#10
Saratoga - Aeternus (2018)

[Obrazek: 745908.jpg?3053]

tracklista:
1.El olvidado de Dios 04:19
2.Una vez fuimos héroes 05:11
3.Tres ahorcados 04:55
4.Renegado 03:47
5.De tierra de nadie 03:42
6.Si tú no estás 05:02
7.Acuérdate de mí 04:39
8.Culpo a Dios 04:33
9.Cien mil veces no 04:58
10.Siempre hacia el sol 03:48

rok wydania: 2018
gatunek: heavy/power metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Tete Novoa - śpiew
Jerónimo Ramiro Sánchez - gitara
Nicolás del Hierro Cano - gitara basowa
Daniel Pérez - perkusja


W listopadzie 2018 Maldito Records wydaje kolejny album SARATOGA, tym razem nieco krótszy niż poprzednie.

Muzycznego kierunku grupa nie zmienia. To nadal rozpoznawalny dla SARATOGA melodyjny heavy power z heroicznym fundamentem i taki jest opener El olvidado de Dios ze świetnym , potoczystym refrenem i nieco mrocznym przewodnim, kroczącym motywem głównym. W Una vez fuimos héroes wykorzystano oldschoolowy riff znany jeszcze w latach 80tych z albumów speed/power metalowych z USA, ale obudowane jest to kolejną epicką melodią i podniosłym, dumnym refrenem. Doskonałe połączenie! Potężne dramatyczne solo! Potem wspaniały, pełen monumentalnej mocy i nad wyraz melodyjny Tres ahorcados, gdzie grają nieco wolniej i przez co efekt epickiej siły jest jeszcze większy. Mocarny, mocarny refren! Surowo, posępnie w zagranym w umiarkowanym tempie Renegado, ale ta kompozycja jest słabsza, bo melodię trudno tu w opcji blackend uznać za specjalnie interesującą. Za to pełen ekstatycznych okrzyków Tete De tierra de nadie z nader zgrabnymi speed/power partiami gitary jest kapitalny i wraca ta epicka duma... I jaka wspaniała jest mocna i dynamiczna kompozycja pełna pędu i bojowego klimatu Si tú no estás. Zniszczenie! Triumf hiszpańskiego heavy/power!
Bez gitary akustycznej w latino power ani rusz. Tu mamy bardzo gustowną balladę z mocniejszym rozwinięciem Acuérdate de mí i tak poetycko i romantycznie to śpiewa Tete... Poruszające...
By nie było zbyt sentymentalnie, to ponuro galopują w Culpo a Dios i bojowo jest, nad wyraz bojowo! I taki epicki refren, jakiego się nawet tu nie oczekiwało. Porywające! I po raz kolejny porywają rycersko w Cien mil veces no, choć sam początek na to nie wskazuje. Na koniec szybki i nieco lżejszy, w przebojowym stylu, power metal w rytmicznym Siempre hacia el sol. Bardzo dobre, choć nie do końca epickie.

Trochę mroku, trochę okultyzmu, a wszystko przedstawione w ujmujący sposób. Znakomite wykonanie, przy czym Tete Novoa w swobodny sposób operuje tu kilkoma stylami wokalnymi, od wysokich rejestrów do średnio niskich i wychodzi to nad wyraz interesująco. Wyborne sola Jero Ramiro są po prostu wyładowane heroiczną treścią.
Album ma nieco inne brzmienie niż poprzednie, tym razem autorem masteringu jest pochodzący z Bośni, a pracujący w Australii Ermin Hamidović, wschodząca wówczas gwiazda światowej inżynierii dźwięku w muzyce metalowej. Powiedzmy, że sound jest bardziej surowy i ostrzejszy, niż można było oczekiwać, ale w tej manierze zrobiony bardzo dobrze.
Wybitny album SARATOGA koncentrujący w sobie wszystko co najlepsze w heroicznym latino power metalu i mocno wynikający z doświadczeń tego co najlepsze w twórczości samego zespołu.

Dani Pérez odchodzi ponownie w roku 2020 i zostaje zastąpiony przez debiutanta El Estepario Siberiano czyli Jorge Garrido. Z nim w 2021 grupa na trzydziestolecie powstania zespołu nagrywa nowe wersje wielkich hitów ze swojego bogatego dorobku i wydaje to pod tytułem "XXX".
Należy wierzyć, że SARATOGA jeszcze ostatniego słowa nie powiedział.


ocena: 9,7/10

new 28.02.2023
 
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości