Dragonfly
#1
Dragonfly - Domine (2006)

[Obrazek: 112791.jpg?5740]

tracklista:
1.Domine 02:03
2.Sólo depende de ti 04:41
3.Entre el odio y la pasión 05:45
4.Delirio eterno 06:14
5.Nuevo Judas 05:31
6.Estrella 05:41
7.Aries 03:09
8.Regresa a mí 07:51
9.En los confines del infierno 05:26
10.Guárdame en ti 06:23
11.Paganini Suite 04:45
12.Sin salida 05:20
13.Dragonfly 04:52

rok wydania: 2006
gatunek: power metal/ symphonic/neoclassical
kraj: Argentyna/Hiszpania

skład zespołu:
Pablo Solano Sánchez - śpiew
Ariel Mittica - gitara
Juan Bautista Nadal Tomás - gitara basowa
Christian Gastón Scornaienchi - perkusja
Isauro Aljaro - instrumenty klawiszowe


W roku 2000 grupa muzyków z Buenos Aires sformowała zespół DRAGONFLY, lecz szczęścia i sukcesu postanowiła poszukać w Hiszpanii i przeniosła się do Walencji. Twarda rzeczywistość szybko zweryfikowała sny o potędze i w krótkim czasie większość składu powróciła w rodzinne strony. Nie poddał się jednak lider i gitarzysta Ariel Mittica i postanowił działać w Hiszpanii dalej, pozyskując do współpracy muzyków z tego kraju. Jednym z nich był wokalista Pablo Solano, w tym czasie związany z OPERA MAGNA. Solano nagrał z tym zespołem jedno demo "Opera Prima" w 2002 i pożegnał się z kolegami w roku następnym. O tym, dlaczego Solano odszedł z OPERA MAGNA mówiło się różnie, jednak w dobie obecnej są to już sprawy przedawnione i nieaktualne. Co by było, gdyby to on zaśpiewał w roku 2006 na pierwszym albumie OPERA MAGNA, kto wie? Zaśpiewał jednak na przygotowanym przez DRAGONFLY debiucie "Domine" wydanym przez renomowaną Avispa Records w marcu 2006 roku.

Ta płyta była skazana na sukces. Była skazana na sukces, bo Mittica był niesamowicie zdolnym kompozytorem, a także dlatego, że zaśpiewał Pablo Solano. W galerii najwybitniejszych i najwspanialszych głosów metalowych Hiszpanii zajmuje on miejsce szczególne. Tenor operowy o ogromnym zasięgu i nieskazitelnej barwie, obdarzony talentem interpretacyjnym w różnych konwencjach power metalowych, hipnotyzujący Solano...
"Domine" to ponad godzina majestatycznego, heroicznego power metalu bogatego w elementy symfoniczne, choć nie jest to power metal symfoniczny w czystej formie gatunkowej. Jest to album zwarty lecz różnorodny, do tego zawierający interesujące kompozycje instrumentalne Aries i Paganini Suite, gdzie Mittica daje upust swoim fascynacjom neoklasyką, zresztą przewijającą się często także jako element aranżacyjny innych utworów. Chóry, triumfalne wstępy - to Sólo depende de ti i operowy rozmach pełen epickiej dumy, 
Goście zaproszeni do wykonania duetów z Solano spisali się znakomicie. Dostojny Entre el odio y la pasión został wzbogacony przez wyższy głos Leo Jiméneza z SARATOGA i obaj dewastują w refrenie o niebywałej nośności, a po raz drugi można Leo usłyszeć w nowocześniej zaaranżowanym, o pewnych cechach progresywnych i z bardziej romantyczną, przepełnioną dramatyzmem melodią Guárdame en ti. Wybornie się obaj Mistrzowie uzupełniają w tych utworach. Podobnie jak Solano i wspaniały Argentyńczyk Adrián Barilari (RATA BLANCA) w pełnym uroku, zagranym w umiarkowanym tempie Estrella z mocnymi akcentami symfonicznymi i neoklasycznymi oraz w zamykającym ten album sztandarowym Dragonfly. Ta neoklasyka wsparta przepięknym planem drugim, generowanym przez klawisze, jest power metalowo dynamiczna i podniosła.
W bardzo ciepłym i spokojnym Delirio eterno zagrali nieco bardziej standardowy latino power,  prezentując kolejny chwytający za serce refren, a w Nuevo Judas pojawił się jako gitarzysta kolejny gość - szwedzki gitarzysta DIONYSUS Johnny Öhlin i tu łączą latynoski gorący styl bardziej wyważonym i zdystansowanym szwedzkim w heroiczno - neoklasycznej manierze. I jeszcze ten wirtuozerski duet w stricte neoklasycznym solo z elementami progresywnymi, wielka klasa! Smutek pojawia się we wstępnej partii pianina w rozbudowanym Regresa a mí i tu, gdy wchodzi w pewnym momencie Solano, to można powiedzieć tylko jedno - po prostu Wielki Czarodziej. Patetyczny i poetycki Regresa a mí i gitara tak płacze w solo... Zdecydowanie epicko grają w szybszym En los confines del infierno, rozkwitającym w chóralnych, pompatycznych refrenach i brawurowym pojedynku gitary i klawiszy. I wielki sentymentalny hit z tej płyty, czyli Sin salida zagrany jednak z dużą gitarową mocą.

Shred  Arela Mittica jest najwyższej klasy, pełen elegancji i jednocześnie bardzo zdecydowany i ostry, a nawet surowy miejscami. Świetna gra sekcji rytmicznej ze wskazaniem na Argentyńczyka Christian Gastón Scornaienchi oraz zachwycające partie klawiszowe i orkiestracje symfoniczne Isauro Aljaro, który został pozyskany do DRAGONFLY już w Walencji z rekomendacji Solano, z którym występował lokalnej formacji OUTER HEAVEN. Także basista Juanba Nadal grał z nimi w tej grupie.
Materiał nagrany w Walencji został przekazany Martínowi Toledo, czołowemu argentyńskiemu specowi od mixu i masteringu i ten dał temu dziełu właściwy wymiar we wszystkich planach. Sound jest wyrazisty, wieloplanowy z nastawieniem na ekspozycję wspaniałych głosów wokalistów. Wspaniała robota!

I tak podsumowując. Jeszcze raz napiszę - wspaniała robota!


ocena: 9,9/10

new 12.09.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Dragonfly - Alma Irae (2009)

[Obrazek: 202380.jpg?3316]

tracklista:
1.Alma Irae 02:03
2.No lo verán caer 04:41
3.Buscando la paz 04:32
4.Furia 04:36
5.Acariciando el cielo 01:39
6.Ángeles con una sola ala 06:27
7.1000 lágrimas 05:49
8.Dulce veneno 05:14
9.Esclavo de tu amor 05:04
10.Si te vas 03:49
11.Aliento de dragon 00:39
12.Viento norte 07:21
13.Dragonfly parte II (El renacer) 05:56

rok wydania: 2009
gatunek: power metal/symphonic/neoclassical
kraj: Argentyna/Hiszpania

skład zespołu:
Pablo Solano Sánchez - śpiew
Ariel Mittica - gitara
Juan Bautista Nadal Tomás - gitara basowa
Christian Gastón Scornaienchi - perkusja
Isauro Aljaro - instrumenty klawiszowe


Madrycka wytwórnia Pägana Records nie specjalizowała się nigdy w metalowej muzyce, ale tak się zdarzyło, że to ona wydała "Alma Irae" jako pierwsza w marcu roku 2009. Co więcej, wydała go jako swoista ostatnia deska ratunku, bo album nagrany został w początkach roku 2007, niebawem gotowy, a wytwórni płytowej nią zainteresowanej nie było. I co więcej, wydany już po odejściu ze składu Ariela Mittica, którego przerosły problemy organizacyjne i głód sukcesu.

Kto nie słyszał Furia, ten nie słyszał niczego. Po prostu jest to kosmiczny majstersztyk i co do tego nikt absolutnie nie powinien mieć żadnych wątpliwości. Jest to credo pompatycznego, praktycznie operowego stylu power metalu symfonicznego, a dramatyzmem i dostojeństwem tego utworu można obdzielić kilka płyt. Solano polatuje ponad poziomy, a przeszywające solo Mittica to po prostu ultra klasyka. Jednak wszakże nie tylko Furia... W tych pełnych rozmachu, niezwykle melodyjnych melodiami uroczystymi No lo verán caer, Ángeles con una sola ala kryje się całą moc i atrakcyjność latino power metalu, jego sens i esencja! W Ángeles con una sola ala i 1000 lágrimas wspaniały duet z Solano stworzył ówczesny wokalista MAGO DE OZ José Andrëa i tak zaśpiewało razem Dwóch Tenorów. Pięknie! I tak delikatnie i nastrojowo w 1000 lágrimas z tymi wyrafinowanymi partiami pianina. I tak smutno jednocześnie... I także poetycko, ale z dużą siłą i rozmachem w Esclavo de tu amor. Bogactwo pomysłów aranżacyjnych, cudowne chórki, chwytająca za serce melodia i pianino jeszcze raz. I wycyzelowana, burzliwa w formie wykorzystania neoklasyka w heroicznym stylu w potężnym Buscando la paz. Po prostu potęga! I fanfarowy, a jednocześnie jakby sięgający wzorcami aranżacji lat 80tych, Dulce veneno, i jak tu Solano dewastuje głosem, także w wyższych, nie do końca typowych dla niego rejestrach. A żeby nie było zbyt sztywno i całkowicie operowo, to w żywiołowym Si te vas zabijają rock metalowym feelingiem. Po prostu zabijają melodyjnością i potoczystością kapitalnego refrenu! Niebywałe epickie oddziaływanie Viento norte... Coś jak RHAPSODY na sterydach. I ta duma, i ten monumentalizm, i majestat. Tak dostojnie się to toczy, takie mroczne i tajemnicze, i tak operowe! Rozmach niesamowity! I te smyczki Carlosa Prieto Guijarro z MAGO DE OZ...
I druga część Dragonfly rozpoczyna się niewinnie, a ostatecznie to kolejny pełen heroizmu i dramatyzmu utwór doskonale podsumowujący całość stylistyki tego albumu. Miażdżący refren, miażdżący...

Wykonanie całości jest na niebotycznym poziomie. To się tyczy całego zespołu. Jednak tym razem trzeba oddać należne Isauro, bo i partie klawiszowe, i orkiestracje są po prostu genialne.
Jeśli sound z debiutu był wyśmienity, to tym razem mix i mastering wykonany w Buenos Aires przez Martína Toledo jest po prostu niesamowity. Czy ktoś słyszał takie basy metaliczne i mocarne? Takie przestrzenie pomiędzy klawiszami i gitarami? Takie syczące blachy i grzmiące bębny? Bardzo rzadko, bardzo rzadko. I całościowo nie ma niczego, co tu można by skrytykować, czy zakwestionować w obrębie obszaru realizacji tego albumu.
O tej płycie można napisać rozprawę naukową, można też po prostu napisać - metalowy geniusz i album ponadczasowy. I to, że zawiera najwspanialsze w historii latino metalu wokalne partie w wykonaniu Pablo Solano.
Ocena ponad zwykłą skalę wybiega... Wybiega w kosmiczne rejony.


ocena: +10/10 !

new 3.10.2022
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Dragonfly - Non Requiem (2011)

[Obrazek: 312965.jpg?3405]

tracklista:
1.Non Requiem 01:26
2.Mi salvación 06:56
3.Infierno 05:32
4.Nunca camino solo 04:13
5.Quien llora ahora 04:37
6.Rompe tu silencio 04:59
7.2012 05:55
8.Dispuesto a seguir 05:12
9.Media vida 05:53
10.Algo en que soñar 05:10
11.Recuerdos 05:14
12.Por siempre 02:48
13.Die Young (Black Sabbath cover) 04:22

rok wydania: 2011
gatunek: power metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Pablo Solano Sánchez - śpiew
Alberto Alba (Juan Alberto Albacete) - gitara
Juan Bautista Nadal Tomás - gitara basowa
Juanjo Alonso - perkusja
Isauro Aljaro - instrumenty klawiszowe

W 2007 odchodzi z zespołu Ariel Mittica i grupa traci od razu połowę swojego potencjału... "Alma Irae" na jakiś czas oczywiście przyćmił tę stratę, ale trzeba było w końcu iść dalej. Pablo Solano dokonał zmian w zespole, zmian wymuszonych i obok gitarzysty Alberto Alba znalazł się w nim perkusista Juanjo Alonso. DRAGONFLY przestał być zespołem powiązanym z Argentyną. We wrześniu 2011 grupa przedstawia swój trzeci album, wydany ponownie przez własną wytwórnię Dragonfly Records. Wielkie firmy fonograficzne jakoś nie pokochały DRAGONFLY.

Brak Mittica jest tu w opcji kompozytorskiej i wykonania słyszalny na każdym kroku. Alberto Alba to gitarzysta sprawny, ale nie mający ani tyle talentu, ani pasji, by udźwignąć tu ciężar jaki bez trudu brał na barki Ariel Mittica. No i przede wszystkim muzyka przestała być monumentalna, neoklasyczna i symfoniczna. Całkowicie należy tu zapomnieć o muzycznej idei Furia, to już nie ten czas. Latino power klasyczny, lekko romantyczny i lekko progresywny miejscami ten LP wypełnia i gdyby nie Solano, to chyba by to raczej nie wypaliło. Fakt, Solano w prostszym repertuarze także jakoś poza operowo wydaje się miejscami powszedni, a czasem jakby bez wiary. Śpiewa odtwórczo, zachowawczo, zresztą czasem nawet jakby bez pewności, że robi dobrze... No nie, nie niepewnie, ale ta pasja gdzieś tu często zanika i ginie. Solano jest fenomenalny, gdy przełamuje głosem monumentalne i majestatyczne symfonizacje, tu jednak jakoś natchniony duch z Isauro Aljaro uleciał, bo jego gra jest bojaźliwa, pastelowa, nieśmiała i pozbawiona dramatyzmu. Ta pastelowość jeden raz odegrała swoją rolę pozytywną w mega romantycznym songu Algo en que soñar i tu Solano dał kapitalny popis wokalny w numerze lekko progresywnym i słychać zresztą nie tylko w tej kompozycji, że gitarzystę ciągnie w te obszary progresywne, bardzo ciągnie. I tak mamy melodyjny heavy/power o umiarkowanej nośności niemal od samego początku i bardzo dobrze się słucha najdłuższego Mi salvación, gdzie jeszcze trochę udają power metal symfoniczny, czy też Infierno o rwanych riffach. Na pewno wpada w ucho prostszy, przebojowy latino metal z Nunca camino solo i tu także na pewno trzeba pochwalić Solano za ożywienie dosyć powszedniego motywu przewodniego, zwłaszcza refrenu. Czasem, jak w Rompe tu silencio jest nad wyraz gładko i romantycznie, na granicy komercyjnego rocka z pianiem i grzecznym, symfonicznym tłem i jakoś nie do końca prawdziwie brzmi w tym stylu DRAGONFLY.
Tak razem wystąpić na jednym z albumie z Solano, jako samodzielny wokalista, to jest zawsze ryzyko, ale w kompozycji 2012 zaproszony Pacho Brea okazał się znakomity, choć jego styl śpiewania znany z ANKHARA, HYBRIS czy HERETICA jest oczywiście odmienny od tego, jaki prezentuje Solano. Udane, choć może mało oryginalne są tu partie klawiszowe we fragmencie instrumentalnym. Potem znowu trochę tego heavy power melodyjnego i nieco progresywnego w dramatyczności Dispuesto a seguir oraz można pozachwycać się tym, jak w Media vida Solano mistrzowsko ratuje powszednią melodię refleksyjną w Media vida. To trzeba być Mistrzem, by tak zrobić Coś z prawie Niczego. Już w Recuerdos, gdzie melodyjny progressive jest chyba najbardziej zarysowany, to się tak nie udało. Ciekawa jest końcówka. Popis wokalny w realnie niemetalowym, amerykańsko festiwalowym Por siempre jest nieprawdopodobny. Pablo Solano Sánchez zrobił tu coś, co się zapamiętuje na zawsze, a potrzebował tu niecałe trzy minuty bez elektrycznych gitar. Moc! No i Moc pozostaje z nimi w coverze Die Young BLACK SABBATH, choć można by oczekiwać, że Solano zmiażdży głosem jak Dio w oryginale. A tymczasem nie...

Całość wyprodukował José Fernando Asensi Lanza i o jakości soundu dyskutować tu nie wypada. Krystaliczny, soczysty, selektywny z ekspozycją Solano, czyli wszystko na swoim miejscu.
Jak na DRAGONFLY jest to album rozczarowujący, ale w końcu tu już ręki nie przyłożył Mittica. Jak na latino power metal płyta bardzo dobra, choć zbliżająca oryginalny dotąd zespół w obszary AVALANCH czy DARKSUN.
Dla Juanjo Alonso było to jednorazowy występ na albumie DRAGONFLY, odszedł jeszcze w roku 2011. Ciekawostką jest fakt, że ponownie na pewien czas dołączył do zespołu w latach 2017-2018. Zastąpił go w 2013 znamienity Adrián Romero z OPERA MAGNA i z nim nagrana została następna płyta.


ocena: 8,3/10

new 1.01.2023
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#4
Dragonfly - Atlas (2013)

[Obrazek: 388974.jpg?3013]

tracklista:
1.Atlas 01:11
2.El peso del mundo 03:52
3.Vuela conmigo 05:58
4.Te quiero olvidar 04:26
5.Canto de sirena 05:05
6.Edén 04:58
7.Siente 05:56
8.Tu luz, mi destino 05:18
9.Al hacer el amor 04:58
10.Gracias a ti 05:27
11.Ángeles con una sola ala (2013) 08:51 (bonus, re-recorded)


rok wydania: 2013
gatunek: power metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Pablo Solano Sánchez - śpiew
Alberto Alba (Juan Alberto Albacete) - gitara
Juan Bautista Nadal Tomás - gitara basowa
Adrián Romero - perkusja
Isauro Aljaro - instrumenty klawiszowe, pianino


Z Adriánem Romero (OPERA MAGNA) DRAGONFLY nagrał kolejny album wydany przez Dragonfly Records w październiku 2013 roku.

Pierwsza część tej płyty jest kapitalna. Zachwyca melodyjny mrok i dramatyzm El peso del mundo z pięknym potoczystym refrenem, nawiązującym do najlepszych refrenów z pierwszych albumów no i co ważne Aljaro wreszcie dochodzi do głosu w partiach symfonicznych, zresztą nie ostatnich i na bardzo wysokim poziomie na tym LP. Zaraz potem poruszający Vuela conmigo, w szybkim tempie, romantyczny, nostalgiczny i porywający w słonecznym refrenie. O tym, że Solano śpiewa przepięknie chyba wspominać tu nie trzeba. I znowu nieco mroku w galopującym z futurystycznymi solami i klawiszami Te quiero olvidar. Dużo wolnej przestrzeni momentami, a potem masywne nasycenie gitarowe w wykonaniu Alba i zaproszonego Olafa Thörsena czyli Carlo Andrea Magnani z włoskiego LABYRINTH i VISION DIVINE. Jest melodyjnie, jest i progresywnie miejscami w bardzo przyjemny sposób. Jaki majestatyczny refren. Moc!
I latino romantyzm w Canto de sirena jest także urzekający. Pianino, łagodny Solano, wysmakowany plan drugi. I ten refren, po prostu rozrywa serce. Rozrywa na strzępy!
W melodyjnym, ale o nerwowym rytmie głównym Edén miotają się pomiędzy melodic power i progressive metalem i jakoś do końca to nie przekonuje. Fenomenalna passa się tym momencie kończy, no może tak nie do końca w przypadku pełnego gracji refrenu z Siente, który nieco niefortunnie wbudowany został w gitarową strukturę progressive power. Jasne, to co można usłyszeć do końca płyty jest zestawem solidnych utworów, ale Tu luz, mi destino to dosyć trywialny latino power w łagodniejszej formie i trochę to przypomina numery z płyty poprzedniej. Świetne przebłyski w poprawnej oprawie. Amerykańsko festiwalowa pieśń Al hacer el amor z pianinem i orkiestracjami brzmi sztucznie i na tym albumie nawet ubogo, przy czym oczywiście sam Solano jest kapitalny w tym co tu robi. I solidnie zakończone to zostało Gracias a ti, jednej z najciekawiej zaaranżowanej tu kompozycji w opcji współpracy gitary i klawiszy, ale zabrakło tak porywających melodii jak w pierwszej części płyty.

Gra perkusisty Romero jest godna najwyższego uznania. Mistrz nad Mistrze! Ogólnie tym razem pomimo wahań w poziomie poszczególnych kompozycji wykonanie jest wyśmienite. Może się tym razem bardzo podobać seria lekko progresywnych solówek Alberto Alba. No i mix i mastering Simone Mularoni jest wspaniały. Jaki dar ma ten człowiek do tworzenia soundu zawsze uwypuklającego to co najlepsze w arsenale każdego zespołu z którym pracuje?
DRAGONFLY udowodnił, że potrafi tworzyć zapierające dech kompozycje, ale nie w takiej liczbie, by "Atlas" stanął w tym samym rzędzie co płyty z Mittica.
Romero w roku 2014 zrezygnował z występów w DRAGONFLY, koncentrując się na OPERA MAGNA. Odszedł także w tym samym roku Alberto Alba. Następcy znaleźli się szybko, ale na kolejny album trzeba było poczekać cztery lata.


ocena: 8,8/10

new 5.01.2023
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#5
Dragonfly - Génesis (2017)

[Obrazek: 659933.jpg?2421]

tracklista:
1.Génesis 02:37
2.Soy 05:37
3.Hágase tu voluntad 05:10
4.Viento de libertad 05:06
5.Ni un paso atrás 04:12
6.Sin mordazas 05:44
7.La musa 04:27
8.Ira divina 03:59
9.Lágrimas negras 06:04
10.Recuerda 05:56
11.Cenizas 04:31
12,Mares de sueños 04:39
13.Legado 04:40

rok wydania: 2017
gatunek: melodic progressive power metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Pablo Solano Sánchez - śpiew
Víctor González García - gitara
Juan Bautista Nadal Tomás - gitara basowa
Juansa Ferrer - perkusja
Isauro Aljaro - instrumenty klawiszowe, pianino

Zanim rozpoczęto prace nad kolejną płytą, w zespole zaszły bardzo istotne zmiany. Nowym gitarzystą został zupełny metalowy debiutant Víctor González García, który w roku 2014 zajął miejsce Alberto Alba. W tym samym roku perkusistą został drugi debiutant Juansa Ferrer. I nagrali "Génesis", który wydała oczywiści wytwórnia Dragonfly Records na początku lipca 2017 roku.

Intro Génesis interesujące, wieloznaczne, ale trudno tu jeszcze wyciągać jakieś wnioski. A po dwóch minutach fenomenalny atak dumnego power metalu w najlepszej tradycji latino w mistrzowskim Soy. Ależ dewastująca forma wokalna Pablo Solano. Ten głos jest jak grom, jak grom! I niespodzianka, bo za chwilę dołącza Tete Novoa z SARATOGA i trzeba mieć odwagę, by zaśpiewać w duecie z tak usposobionym Pablo. I Tete też niszczy, śpiewa przepięknie - jest to jeden z najwspanialszych duetów Hiszpańskich Tenorów Metalu w historii. A w samej kompozycji bogactwo motywów neoklasycznych i progresywno symfonicznych w znakomitej części instrumentalnej. Ta progresywność... Jest, nasila się w mocnym graniu pulsującej gitary w zwrotkach i motywie głównym, wspieranym orientalnymi klawiszami w Hágase tu voluntad. Ależ miażdży głosem Pablo Solano! Wraca wstrząsający monumentalny rozmach z czasów "Alma Irae". Niepokojący, rwany i zarazem kroczący Viento de libertad w progresywności wprost wyrasta w kompozycji poprzedniej i ten niezwykły muzyczny pejzaż malowany jest podobnie wyrazistymi barwami, z rozjaśniającym tło, kapitalnym romantycznym refrenem. Przepiękne! Twarda mocna gitara w twardym, rozkrzyczanym o łamanych tempach Ni un paso atrás. No, a ten dumny, hymnowy, monumentalny refren tu zdumiewa jako fantastyczny kontrapunkt. Tak, jest progresywnie, to jest coś, to filozofia tego albumu i genialnie rozwiązano to w Sin mordazas, gdzie to gitara, to znowu klawisze biorą górę, oczywiście poza tymi miejscami, gdzie frontman nie dochodzi do głosu. Jak jednak można bezkonfliktowo łączyć latino power z progressive metalem! No tak, ale to trzeba być ekipą DRAGONFLY. Czarują, czarują klimatem i nieoczekiwanymi zmianami melodii ze znakomitych na dewastujące przez cały czas. Ileż można mieć takich pomysłów na płycie trwającej godzinę? Jest na to pomysł w La musa, gdzie ostre wybrzmiewania gitary, poniekąd czerpiące ze stonerowej skarbnicy są postawione naprzeciw pianina i klawiszy w niemal równoległym planie i jest nostalgia, jest dramatyzm, są autentyczne emocje... Polatują ponad poziomy w szybkim power/symfonicznym Ira divina, gdzie drapieżny wokal lidera wsparty jest wokalami pobocznymi i wszystko nabiera teatralnego wymiaru. Od gęstego basu rozpoczyna się Lágrimas negras, dumny, majestatyczny i tym razem epicko-heroiczny, a drugi głos to tutaj słynny Manuel Martínez Pradas z MEDINA AZAHARA. To jest bardzo dobry wokalista, ale tu nie jest jednak w stanie dorównać Solano. Niemniej, całościowo utwór znakomity. Więcej symfoniki w przystępnym, niemal musicalowym stylu w Recuerda lecz potem górę biorą modern progressive rytmy i motywy... Do czasu kolejnego podniosłego, pełnego żaru i dumy refrenu! Bogata, nieoczekiwana partia instrumentalna, gdzie każdy instrument ma coś do powiedzenia, a najwięcej metaliczny bas Nadala. Pełen rozmachu, pełen energii progressive! By jednak nie było nadmiernie elitarnie i progresywnie, to zaraz potem jest potoczysty latino gorący power metalowy Cenizas. Jaki killer! Do tego tak kontrastuje w pozytywny sposób z wysublimowanym graniem, jakie tu jest na tej płycie, że aż chce się powiedzieć - w kontraście siła! Przy tym genialna część instrumentalna. Bez solo gitarowego! No proszę i tak można zadziwić. Progressive power pulsacje wracają w Mares de sueños, nastrojowym, romantycznym w swym zasadniczym wydźwięku i to po prostu polatuje ku niebu, wysoko, wysoko...
Łagodność musi być na takiej płycie i tu zostawiają to na koniec we wspartym smyczkami i pianinem oraz wokalnym poetyckim popisem Pablo Solano utworze Legado, Poruszające? No przecież, że tak.

Doskonały gitarzysta, doskonały. Kreatywny, zdecydowany, posiadający godną szacunku technikę, którą ujawnia skromnie i bez wysuwania się na plan pierwszy w partiach indywidualnych. Nie jest łatwo grać, gdy w tak dewastujący sposób śpiewa Pablo Solano, ale Víctor González to na pewno potrafi. Wybornie zgrana sekcja rytmiczna z nowym perkusistą, ultra pomysłowa budowa planu drugiego, którego nie sposób przeoczyć, w wykonaniu Isauro Aljaro.
I do tego ten sound, ten mix i mastering. "Sharp & Clear" autorstwa Enrique Mompó Calvo z OPERA MAGNA. Majstersztyk i to stwierdzenie podsumowuje wywód.
Wielki album wielkiego zespołu. Triumf progresywnie potraktowanego latino power metalu, nie mający do tej pory odpowiednika na podobnym poziomie w Hiszpanii i Ameryce Łacińskiej.


ocena: 10/10

new 8.02.2023
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#6
Dragonfly - Zeitgeis (2019)

[Obrazek: 799085.jpg?0404]

tracklista:
1.Zeitgeist 02:07
2.El guardián del tiempo 06:01
3.Estrella fugaz 04:16
4.Alter Ego 06:23
5.La travesía 04:27
6.Destino 06:05
7.Un último adiós 04:17
8.Sólo depende de ti 04:22

rok wydania: 2019
gatunek: power metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Pablo Solano Sánchez - śpiew
Víctor González García - gitara
Juan Bautista Nadal Tomás - śpiew, gitara basowa
Jorge Alcázar Oltra - perkusja
Isauro Aljaro - instrumenty klawiszowe, pianino

W roku 2018 w składzie DRAGONFLY pojawił się nowy perkusista Jorge Alcázar Oltra, po tym jak w 2017 zrezygnował Juansa Ferrer. W pełnym zestawieniu zespół przystąpił do nagrania kolejnej płyty, która tym razem wydana została przez wytwórnię Art Gates Records w październiku 2019 roku.

To nie jest zbyt długa płyta, rozpoczynająca się od ambientowo-symfoniczego intro Zeitgeist, stanowiącego tematyczny wstęp do El guardián del tiempo. Wyborny plan klawiszowy, wyborny motyw muzyczny i jak zwykle kapitalny wokal Pablo Solano. Moc i jego forma jest niezmiennie zdumiewająca. Jeden zgrzyt. Do wokali i pobocznych duetów dopuszczony został tu Nadal i to jest jednak znacznie lepszy basista niż śpiewak i te jego robione na siłę falsety są  miejscami nie do zniesienia na tle operowego śpiewu lidera. Nic to... Ważne, że jest pomysł na symfoniczny w dużej mierze, melodyjny power metal. W Estrella fugaz Nadal pięknie rozpoczyna miażdżącym basem, potem w średnim tempie Pablo zachwyca jak zwykle, a refren jest wręcz niebotycznie triumfalny i heroiczny. Przy tym sam utwór wcale nie jest tak prosty i aranżacje mają po części lekko progresywny charakter. Także w niekoniecznie metalowego pochodzenia solo gitarowym, zresztą bardzo fajnym. Symfonika jest bardzo ważna w rozbudowanym Alter Ego, gdzie nacisk na monumentalizm w operowym dramatycznym stylu jest ogromny, ale jak się ma takiego wokalistę jak Pablo Solano, to łatwo to przychodzi pogodzić z momentami złożonymi partiami gitarowymi w miarowym średnim tempie. Kruszy, heroicznie dewastuje Pablo w podniosłym refrenie. Bogato, różnorodnie, ultra elegancko to wszystko brzmi, także w wyciszającej partii pianina Aljaro. A gdy jeszcze wchodzi Pablo Solano, to jest już po prostu niesamowity efekt.
Dalej rozgrywają z wielką swadą w lekko zmiennych tempach La travesía, w formie nieco prostszy i odnoszący się do tego klasycznego nurtu melodic latino power metal. Pięknie po raz kolejny. I jeszcze może nawet piękniej w potoczystym, szybkim we fragmentach instrumentalnych Destino, który zwalnia, gdy dostojnie wchodzi do gry Pablo Solano. A Jorge Alcázar jako perkusista pokazuje tu, że nie na darmo DRAGONFLY postawił właśnie na niego. I to ekstatyczne gitarowe zwieńczenie w stylu lat 70tych. Moc, moc po prostu! Bez gitary akustycznej na latino albumie trudno się obejść. Tu akustyczna ballada Un último adiós zdominowana jest jednak przez lidera i frontmana, który pewnie zaśpiewałby to i bez akompaniamentu, ale dołączył i Nadal, i ta gitara się jednak przydaje, choć tym razem Nadal spisał się nadspodziewanie dobrze. Sama kompozycja dobra, jednak łza po policzku nie spływa... Za to tyle emocji wywołuje wspaniały, heroicznie triumfalny Sólo depende de ti. Kwintesencja tego najlepsze w najlepszym latino power metalu.
Kolejny wielki album DRAGONFLY!

Raúl Abellán jest poza Hiszpanią inżynierem dźwięku mało znanym. Tymczasem, to jemu powierzono nagranie, mix i mastering tej płyty, wystąpił także w roli producenta. Stworzył po prostu arcydzieło power symfonicznego soundu, ze zdumiewającą głębią planów, fantastycznie brzmiącym basem i perkusją oraz godną szacunku ekspozycją Pablo Solano. Majstersztyk, po prostu. Oczywiście na słabą produkcję swoich albumów DRAGONFLY nigdy nie mógł narzekać, ale tym razem ten sound należy wyróżnić jako atut płyty w szczególny sposób.
W roku 2022 wielkie sławy latino power, takie jak WARCRY czy TIERRA SANTA wydały swoje nowe płyty. DRAGONFLY ucieszył fanów tylko nagraną na nowo płytą "Domine" z nowym tytułem "Domine XV". Pozostaje mieć nadzieję, że niebawem pojawią się także nowe, oryginalne nagrania zebrane na kolejnym albumie.


ocena: 9,7/10

new 18.02.2023
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości