Mirada De Ángel
#1
Mirada De Ángel - Secretos del espíritu (2006)

[Obrazek: 124748.jpg]

tracklista:
1.Libre 04:02
2.Arropados por la luna 05:23
3.Asesinos 07:21
4.7:35 A.M. 04:38
5.Reconquista 05:41
6.Tiempo de olvido 03:56
7.Hasta que se apague el sol 05:38
8.A cara o cruz 05:07
9.Castigo maldito 05:13
10.Cama llena alma vacía 04:57
11.Pelea de perros 05:17

rok wydania: 2006
gatunek: melodic heavy metal/power metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Víctor Aceña Bartolomé - śpiew
Ismael Sanz Molinero - gitara
Agustín Arroyo Pérez - gitara
Alberto Ibáñez "Hippy" Olmos - gitara basowa
José Luis Caballero Molinos - perkusja
María Isabel Ardid Álvarez - instrumenty klawiszowe

Metalowa scena nie znosi próżni. Gdy zamilkł na pewien czas BEETHOVEN R. pojawił się MIRADA DE ANGEL z Aranda de Duero. Grupa wydała swój pierwszy album w maju 2006 nakładem krajowej, dosyć prężnie działającej wytwórni Expo Rock Music. 

Choć okładka wskazywałaby raczej na obszary włoskiego fantasy power metalu z klawiszami, to MIRADA DE ANGEL kieruje się zdecydowanie w stronę miłośników muzyki BEETHOVEN R. z pierwszych płyt, choć z akcentem heroicznym w niektórych kompozycjach. W tych klimatach zdecydowanie najlepiej prezentuje się killer Reconquista, chwytliwy jak power rockowe hity Beethovenów i bojowy w eleganckiej formie jak numery WARCRY czy TIERRA SANTA. Bardzo dobry wokalista Víctor Aceña i dwaj nader kompetentni gitarzyści oraz solidna pozostała część zespołu. Jest potencjał i jest on wykorzystany jak należy. Zanim usłyszymy Reconquista, jest na tym albumie bardzo dużo zgrabnie zaaranżowanego mixu melodic heavy z power metalem i power rockiem. Proste, sympatyczne i zagrane w umiarkowanym tempie przebojowe Libre, Tiempo De Olvido i takiej muzyki jest jeszcze więcej.
Szybszy, ze znakomitym refrenem Arropados por la luna jasno pokazuje, że zespół się inspiruje BEETHOVEN R. i nie jest to marna kalka. Podobnie żywiołowy, zdecydowanie w tradycji latino Asesinos, gdzie jest nawet nieco mocniejszych heavy/power momentów w zderzeniu z eterycznymi klawiszami Marii. Jest tu także duch nagrań rock/metalowych z Hiszpanii z lat 80tych, a może nawet 70tych... Tak w tym zaraźliwych refrenie, który potem się mimowolnie nuci na ulicy... Ciekawie się toczy ten rozbudowany, najdłuższy na płycie utwór. Zresztą wiele aranżacji tu wychodzi poza prostotę radiowego rock/metalu i to słychać w 7:35 A.M. Coś tu jest więcej poza jakże ekspresyjnym wykonaniem i melodyjnym dramatyzmem. Możliwości głosowe wokalisty w pełni odkrywa romantyczny song Hasta Que Se Apague El Sol o cechach semi-ballady, całkiem dobry, przy czym nieco w manierze AOR, której zasadniczo na tym albumie zespół muzycznie unika. A cara o cruz trochę kiepsko się zaczyna, ale nabiera to kształtu w miarę rozwoju sytuacji i ostatecznie mamy melodyjny speed metal z hard rockowym refrenem i tak ogólnie ścigają się tu z najszybszymi utworami BEETHOVEN R. Miejscami to się może podobać, ale ogólnie bez tej kompozycji album niczego by nie stracił. Nomen omen ten utwór został pominięty przypadkowo na trackliście wydrukowanej na odwrocie CD... Prawdziwa, łzawa ballada sentymentalna. Łagodnie zaczyna się co prawda Castigo Maldito, ale potem to szybki melodic power rock/metal i tak oczywiście w stylu Beethovenów ponownie. Lepszy jest bardziej oryginalny w melodii, rytmiczny i chwytliwy w refrenie Cama llena alma vacía z rysem epickim, po raz drugi po Reconquista bardzo przekonującym. Podsumowują wszystko utworem Pelea de perros, gdzie jest i łagodna latino melodia, i iberyjskie ciepło, i umiarkowany hit dla każdego fana melodyjnego metalu i rocka.

Absolutnie na luzie i bez kompleksów ta grupa gra swoje na tym albumie. Żadnej napinki, żadnego AOR puszenia się. Metal ulicy, ale takiej w sympatycznej i bezpiecznej dzielnicy.
Trochę surowy jest mastering zrobiony przez mało doświadczonego inżyniera dźwięku Jesús Arispont. Za ostra perkusja (to się słyszy chociażby w Cama llena alma vacía i Pelea de perros), za ostre czasem mało czytelne w stalowym soundzie gitary. Pod tym względem mogłoby być lepiej, tym bardziej, gdy się pamięta do jakiego kręgu publiczności skierowana jest ta płyta. A ten krąg publiczności jest rozpieszczony przez najlepszych speców od realizacji dźwięku w Hiszpanii...
Ogólnie jest jednak bardzo dobrze, a ilość sprzedanych płyt, choć nie imponująca, to jednak kilka tysięcy w ramach trzech wydań tego albumu przez wytwórnię, przy czym każde z tych wydań zawierało jakąś bonusową niespodziankę. Ten umiarkowany sukces komercyjny i ciepłe przyjęcie grupy na koncertach spowodowało przedłużenie kontraktu z Expo Rock Music na kolejny album, nagrany już jednak z nowym klawiszowcem Rubénem Barriuso.


ocena: 8,6/10

new 19.01.2023
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Mirada De Ángel - La siete puertas (2008)

[Obrazek: 204107.jpg]

tracklista:
1.Gritaste 04:39
2.Ira 03:18
3.Avaricia 04:12
4.Lujuria 04:22
5.Nada por lo que luchar 05:18
6.Soberbia 04:53
7.Pereza 03:41
8.Gula 05:51
9.Envidia 03:58
10.Duelo de titanes 04:09

rok wydania: 2008
gatunek: melodic power metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Víctor Aceña Bartolomé - śpiew
Ismael Sanz Molinero - gitara
Agustín Arroyo Pérez - gitara
Alberto Ibáñez "Hippy" Olmos - gitara basowa
José Luis Caballero Molinos - perkusja
Rubén Barriuso - instrumenty klawiszowe

W maju 2008 Expo Rock Music wydaje drugą płytę zespołu.

Bez kompleksów grają i mocno okrzepli. Fakt, to co szybkie to melodic power zdecydowanie w chwytliwej manierze BEETHOVEN R., ale jakie killery w tym stylu prezentują już na początku!
Gritaste i Ira sieją melodyjne zniszczenie szybkich, nawet miejscami speedowych tempach i powalają refrenami, a przy tym jaka świetna postawa gitarzystów w solówkach, Hity po prostu.
Avaricia jest inny i sporo tu eksperymentu modern i nieoczekiwanych zmian motywów muzycznych i trochę szkoda, że te najlepsze gdzieś tu giną w tym wszystkim. Pewien mroczny klimat jest, ale niewiele poza tym. Powracają do tego co potrafią najlepiej w gitarowo zdecydowanym Lujuria, potoczystym i atrakcyjnym jak pierwsze dwa kawałki. Sporo wycyzelowanych szczegółów tu jest w gitarowych ornamentacjach, stanowiących fundament riffów głównych. Warto tego uważnie posłuchać. Klawiszowca wiele tu nie słychać, ale pianino z dodatkiem delikatnej symfoniki dalekiego planu jest w końcu dużo w pastelowej balladzie poetyckiej Nada por lo que luchar. Mało gitar. Do momentu, gdy wzmacniają wszystko i wolne dostojne wybrzmiewania robią spore wrażenie. Ładna melodia, choć do ekstraklasy romantycznego latino power trochę brakuje.
Bardziej typowy power metal w średnim tempie to Soberbia, ale trzymają poziom w opcji atrakcyjności melodii, przy czym jest tu spory pierwiastek heroizmu, którego wcześniej na tym albumie nie było. Partia instrumentalna tym razem pełna elegancji w stylu AOR. A w Pereza, szybko, triumfalnie i bojowo i przypomina to czasy RED WINE. Proste rozwiązania, jasna konstrukcja i aranżacja. Potem przychodzi czas na najdłuższy song romantyczny, nostalgiczny i balladowy Gula i tu dewastują absolutnie. Jeśli czegoś brakowało Nada por lo que luchar, to tutaj nie brakuje niczego. Wszystko jest. Dramatyczne wokale, piękne motywy refrenu, idealnie wpasowane wzmocnienia. Tak, jest wszystko i to kapitalny utwór. Można i mocniej i riffy w zwartym Envidia są typowe dla melodic heavy/power i na pewno najcięższe na tej płycie do tego momentu. Jeszcze jedna ultra przebojowa melodia, która to już z kolei? Pełen finezji pojedynek gitarowy ma tylko jedną wadę - jest po prostu za krótki. Mocno i heavy/power metalowo kończą to numerem Duelo de titanes i mamy kolejny niszczący utwór. Te pomysły na zaraźliwe refreny z tego LP są przejawem prawdziwego kompozytorskiego geniuszu. Aż się chce tego wszystkiego posłuchać od razu jeszcze raz.

Sound jest bardzo dobry, dosyć ostry, ale jednocześnie pozbawiony surowości i nad wyraz czytelny z lekkim wyeksponowanie będącego w bardzo dobrej formie Víctora Aceña.
Jest to wyśmienity album z melodic power metalem trudno więc powiedzieć, co spowodowało, że kontrakt z wytwórnią Expo Rock Music nie został przedłużony. Grupa postanowiła wziąć sprawy we własne ręce i utworzyła niezależne wydawnictwo płytowe Art de Troya.


ocena: 9,6/10

new 12.02.2023
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Mirada De Ángel - A Vida o Muerte (2010)

[Obrazek: 282442.jpg]

tracklista:
1.Intro 01:19
2.Luz en la oscuridad 05:12
3.Invernal 03:43
4.No mires atrás 03:59
5.La enfermedad del olvido 05:53
6.Tu don 03:27
7.Solo un sueño 04:26
8.Grietas en el corazón 05:34
9.Hombre o máquina 05:24
10.Olvidados 03:11
11.Volverte a ver 05:15
12.Vivir o morir 04:34

rok wydania: 2010
gatunek: power metal
kraj: Hiszpania

skład zespołu:
Víctor Aceña Bartolomé - śpiew
Enrique Arnaiz Lafuente - gitara
Alberto Ibáñez "Hippy" Olmos - gitara basowa
José Luis Caballero Molinos - perkusja
Rubén Barriuso - instrumenty klawiszowe

Rozbieżności natury organizacyjnej i personalnej spowodowały, że jeszcze w roku 2008 grupę opuścił Agustín Arroyo Pérez. W 2008 został przyjęty Kike Arnaiz z lokalnej power metalowej formacji VALGRIND, która niebawem zakończyła swoją działalność. Gdy jednak w następnym roku odszedł także Ismael Sanz Molinero, MIRADA DE ANGEL zdecydował się oprzeć na grze jednego tylko gitarzysty. W roku 2009 grupa nagrała swoją trzecią płytę, która została wydana nakładem własnym pod szyldem Art de Troya, w kwietniu 2010 roku.

Arnaiz okazał się niezwykle dynamicznym i pełnym energii gitarzystą i w stu procentach nadrobił braki i ograniczenia, jakie zwykle występują w przypadku, gdy power metalowy zespół opera się tylko na jednym axemanie. Potężnie atakuje już w znakomitym, pełnym mocy i pędu melodyjnym Luz en la oscuridad i nie schodzi poniżej tego poziomu do ostatnich sekund płyty.
Szybko grają i te kompozycje są pełne ekspresji, tym razem jeszcze bardziej przypominając najlepsze killery BEETHOVEN R., a nawet przewyższając je aranżacyjnie w obrębie melodyjnego power metalu. Lekko dyskotekowe klawisze prowadzą pełen iberyjskiego żaru No mires atrás i kapitalnie to się prezentuje. Moc po prostu i jaki nośny refren! Z gracją szybko galopują w pełnym wdzięku Tu don. Może na początku grany w zmiennych tempach Solo un sueño wydaje się nieco mniej atrakcyjny, potem jednak dzieje się tu tak wiele i tak piękna jest łagodna partia końcowa, że te pierwsze zwrotki można wybaczyć. Co za totalne zniszczenie sieją w krótkim, zwartym i zdominowanym przez gitarę i ostry chuligański śpiew w rytmicznym Olvidados. Po trzykroć Moc! W Volverte a ver nieco rozwiązań z metalu symfonicznego w planie klawiszowym, tu jednak najważniejsza jest świetna melodia w takim trudnym do uchwycenia, ale ciepłym klimacie. Na pewno styl latino, jednak i coś więcej...
Niekiedy sięgają po inne, bardziej epickie konwencje i tak jest w granym w umiarkowanym tempie, dosyć surowym Invernal, z wykorzystaniem motywu orientalnego i dumnym, majestatycznym refrenem. Można tu także usłyszeć krótką metalową wariację na temat słynnego "Marsza Tureckiego". Epicko i symfonicznie rozpoczyna się także La enfermedad del olvido. Dalej to wyważony sentymentalny i refleksyjny epicki metal w średnim tempie z przygniatającą miejscami gitarą i pełnym heroizmu wokalem Víctora Aceña. Jak wspaniale tu narasta dramatyzm tej opowieści, jakie fantastyczne solo zagrał gitarzysta! Potęga galopującego dumnie heroicznego Hombre o máquina dyskusji nie podlega. Najlepsze wzory latino epic power skupione w jednej kompozycji. Ciekawe są tu także wielogłosowe i wielokanałowe wokale poboczne. Gitary akustycznej zabraknąć nie może i pianino mu wtóruje w delikatnym, poetyckim utworze Grietas en el corazón. Poruszające, porywające, cudowne w swej pastelowej niewinności. Hit z Krainy Łagodności. I z taką swobodą rozgrywają bojowe podniosłe melodic power tematy w ostatnim Vivir o morir...
Pod względem brzmienia jest to wszystko zrobione znakomicie. Metaliczny bas, ostra gitara, grzmiąca przestrzenna perkusja. Także w tym aspekcie to płyta wybitna.
Fenomenalny, zapierający dech w piersiach power z Hiszpanii.

Słaba kampania reklamowa i ograniczone możliwości organizacyjne w opcji dystrybucji spowodowały, że ta znakomita płyta przeszła niemal niezauważona i okazała się finansową porażką. Zrażony tym wszystkim Hippy czyli Alberto Ibáñez Olmos, faktyczny motor napędowy zespołu od początku jego istnienia, w tym samym roku zdecydował się opuścić MIRADA DE ANGEL.
Przyjęto na jego miejsce poleconego przez Kike basistę VALGRIND Raúla Madrigal Espinosę, ale ekipa nie mogła się podnieść po wszystkich tych wydarzeniach i w listopadzie 2010 ogłosiła oficjalnie o rozwiązaniu się. Muzycy z tej grupy nie zdziałali już potem niczego na metalowym hiszpańskim poletku i tylko perkusista José Luis Caballero Molinos nagrał dwie płyty z założonym w 2011 także w Aranda de Duero heavy metalowym DROW, w którym występuje do dnia dzisiejszego.
MIRADA DE ANGEL to jeden z najlepszych zespołów grających dynamiczny, melodyjny metal jaki działał w Hiszpanii. Dziś należy także do najbardziej okrytych mrokiem niepamięci. Niesłusznie. Grali wybornie, stworzyli mnóstwo porywających hitów i w pełni zasługują, by ocalić ich od zapomnienia.


ocena: 10/10

new 23.02.2023
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości