Fairytale
#1
Fairytale - Rise of the Twilight Lord (2011)

[Obrazek: 317774.jpg?5004]

tracklista:
1.Mercenaries 06:03
2.The Dragon 05:39
3.Private Purgatory 04:22
4.Witching Hour 05:09
5.Crystal Ball 04:33
6.Thundersword 04:19
7.Rise of the Twilight Lord 06:19
8.Legend 06:39
9.The Vision 05:16
10.Dreams 08:37

rok wydania: 2011
gatunek: heavy metal
kraj: Niemcy

skład zespołu:
Sascha Rose - śpiew
Colin Büttner - gitara
Mirko Lersch - gitara
Frank Buchta - gitara basowa
Christopher Instenberg - perkusja
oraz
Andreas Grundmann -śpiew (1 i 10)


W roku 2000 w mieście Recklinghausen w Nadrenii-Wesfalii powstała metalowa grupa FAIRYTALE. Sama nazwa sugeruje, że to ekipa grająca fantasy power metal w stylu FREEDOM CALL czy grup włoskich ze stajni Underground Symphony. Tymczasem ich pierwszy album, wydany nakładem własnym w sierpniu 2011 plasuje tę grupę w rejonach metalu z Zagłębia Ruhry, trochę w stylu classic heavy, trochę w manierze power, nie bardzo teutoński ale i pozbawiony naiwnego słodzenia prezentowanego przez FREEDOM CALL.

Długi album, prawie godzina muzyki, jednak stosunkowo mało zróżnicowany. Może i jest tu sporo melodii nawet heroicznych i rycerskich, ale te motywy w roku 2011 są już po prostu ograne, nawet i w Niemczech, choć zasadniczo to echa bojowego power metalu szwedzkiego i może także trochę amerykańskiego. Te utwory są dosyć długie, a nawet po prostu długie jak Dreams (gdzie zagrał gościnnie na gitarze Veith Offenbächer z DAWN OF DESTINY), tyle że dzieje się w nich niezbyt wiele nowego, narracja jest po prostu dobra i liczne powtórzenia rozciągają te numery nieco na siłę. Niemniej to, że to granie nie jest toporne powoduje, że słucha się takich bojowych riffów i melodii jak w The Vision czy The Dragon z pewnym umiarkowanym zadowoleniem. Sięgają nawet po riffy IRON MAIDEN w aranżacjach z Private Purgatory, zresztą ta kompozycja ma najwięcej klasycznych cech power metalowych i została całościowo zagrana najbardziej energicznie ze wszystkich.
Z drugiej strony to granie "z Zagłębia Ruhry" jest takie drażniące w wolniejszym, miejscami usypiającym Legend i prawie to samo można powiedzieć o Rise of the Twilight Lord, choć tu w refrenie jest całkiem nieźle w stosunku do ospałych zwrotek. Czasem wpychają mnóstwo bardzo dobrych pomysłów w jedną kompozycję i tu dumny, spokojnie galopujący Witching Hour jest sztandarowym przykładem. Udany utwór, choć w tych zmianach nieco nieprzewidywalny, co może jest tu nawet na plus. Crystal Ball jest w melodii bardzo ograny, ale zostało to zrobione zgrabnie podobnie jak w przypadku Thundersword, trochę jedynie zbyt chłodnego jak na numer heroiczno - epicki i tego nie ratuje partia growlowa.
Gitarowa robota jest dobra, to są dwaj sprawni gitarzyści i nawet pewne sola przypominają te grane przez Kasparka w RUNNING WILD. Dwa słowa o wokaliście. Sascha Rose jest tu kontrowersyjny. Pewne jego wysokie zaśpiewy są nie do zniesienia, ale gdy śpiewa mocniej i niżej jest dobry w tym co robi. Tyle, że ogólnie to nie jest chyba styl w którym on się pewnie czuje i który po prostu czuje. Taki heavy thrashowy, ponury Mercenaries z refrenem nie do końca dopasowanym do sytuacji jest tu przykładem na to, że Rose jest jednak wokalistą z tych obszarów gatunkowych metalu... Może się podobać gra perkusisty, kilka razy w przejściach zachwyca i Christopher Instenberg, to mocny punkt tego zespołu.

Producentem tej płyty jest perkusista THE CLAYMORE Hardy Kölzer i o ile perkusja brzmi bardzo dobrze, to gitarom jakby brakuje mocy i to taki sound GRAVE DIGGER na pół gwizdka...
Podsumowując, można pomarudzić, ale to jest dobra płyta. Ani mniej, ani więcej i oczywiście biorąc poprawkę na "metal z Zagłębia Ruhry". Grupa tym albumem jakoś większego sukcesu nie osiągnęła. W 2014 doszło do zmian w składzie. Odszedł gitarzysta Mirko Lersch oraz Sascha Rose, który w roku 2015 został frontmanem zespołu CORRODING SUN. Tu pokazał klasę i swoje faktyczne możliwości na znakomitym ostrzejszym heavy/power/thrashowym albumie s/t z roku 2019.
Tymczasem FAIRYTALE pozyskał nowych muzyków, ale na drugi album trzeba było jeszcze poczekać.


ocena: 7/10

new 9.02.2023
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Fairytale - Battlestar Rising (2017)

[Obrazek: 726114.jpg?0918]

tracklista:
1.Face the Truth 00:48
2.Battlestar Rising 06:20
3.Cain 03:54
4.Man or Machine 04:30
5.Scar 04:36
6.The Weird & the Mad 04:23
7.Viper Pilots 04:35
8.New Caprica 06:33
9.Final Five 07:53
10.The Opera House 06:05
11.The Admiral's Speech 00:29
12.Colony (The Final Battle) 06:02

rok wydania: 2017
gatunek: power metal
kraj: Niemcy

skład zespołu:
Carsten Hille - śpiew
Colin Büttner - gitara
Stefan Klempnauer - gitara
Frank Buchta - gitara basowa
Christopher Instenberg - perkusja

Po roku 2014 zespół odbudował się w nowym składzie, w którym znalazł się Carsten Hille, wokalista progressive power metalowej grupy JAVELIN, solidnej, ale po roku 2013 nie przejawiającej aktywności nagraniowej oraz gitarzysta Stefan Klempnauer związany także później ze znacznie bardziej znanym CUSTARD. Pierwsza płyta rozpoczętego przez FAIRYTALE drugiego etapu działalności została wydana przez hiszpańską wytwórnię Art Gates Records w lutym 2017 roku.

Tematyką jest kosmiczna wojna i działania bojowe gwiezdnej floty w ujęciu nazwijmy to, konceptualnym. W sumie nic nowego, zważywszy akcje "Iron Savior", ale ten temat zawsze dobrze wypada w melodyjnym power metalu. Tyle, że muzycznie nie tak dobrze jak wojenne wyczyny IRON SAVIOR z wczesnego etapu twórczości. Jeśli istnieje coś takiego jak poprawny power metal w stylu niemieckim o lekko agresywnym i bojowym charakterze, to jest to płyta dokładnie odpowiadająca etalonowi. Hille tu ma zadanie prostsze niż w JAVELIN, bo muzyka jest prostsza, taka melodyjna w refrenach prostych i heroicznych, często stanowiących kontrast z power/thrashowym charakterem zwrotek jak w przypadku tytułowego Battlestar Rising. Sama narracja muzyczna jest poprowadzona dobrze, sporo tu partii mówionych także w oddzielnych mini kompozycjach. Jest to jednak power metal w znacznej mierze pozbawiony tego epickiego charakteru na jaki tu chciałoby się liczyć. Tak bez większego echa mijają te poprawne w germańskim stylu Cain, Man or Machine, Scar i tak jakby się tu wszędzie siłowali z melodią, zresztą w żadnym przypadku nie mającą cech oryginalności. Trochę przewidywalnej gry w częściach instrumentalnych, te jednak nie są zbyt rozbudowane. Kilka solówek zagrali zaproszeni goście z innych zespołów. Mało co w głowie zostaje, gdy przebrzmią te utwory, także w przypadku The Weird & the Mad, choć tu heroiczna melodia jest lepsza, a refren najbardziej na tej płycie udany. Średnio, bardzo średnio. Trochę folk rycerskich motywów muzycznych w futurystycznym rzecz jasna Viper Pilots. Nie bardzo wiadomo po co w praktycznie każdej kompozycji pojawiają się gang chórki, które są mało bojowe i raczej pasowałyby do topornego thrashu z Zagłębia Ruhry. W drugiej części płyty pojawiają się kompozycje dłuższe, przy czym chyba bardziej rozwlekłe, jak grany miejscami na zwolnionych obrotach (nic wspólnego z epic heavy metal) New Caprica oraz bliski classic heavy metalowi z korzeniami z lat 80tych Final Five. Tu, poza pierwszym głównym motywem, nie ma nic lepszego niż melodyjna przeciętność. Coś jak SOLEMNITY. No, może jeszcze ta część instrumentalna w bardziej romantycznych momentach, bo reszta to teutoński heavy/thrash. Poetyckiego grania jest znacznie więcej w łagodnym i nastrojowym The Opera House, oczywiście do momentu, gdy powraca ograny niemiecki power metal. I finał całkowicie odzwierciedlający to, co grali tu przez cały czas, choć może domieszka thrashu w klasycznym wydaniu nieco większa. Monumentalnego zakończenia tej historii w sensie muzycznym brak.

Mastering wykonał Martin Buchwalter z PERZONAL WAR i w sumie to określa sound w opcji power metalowej. Taka umiarkowana wersja brzmienia PERZONAL WAR. Ten inżynier dźwięku bywał już bardziej oryginalny, gdy współpracował z SUIDAKRA, TANKARD czy TORIAN.
Wykonanie jest dobre, ale nie wzbudza entuzjazmu. Każdy wie co ma robić i robi to w ramach zespołu, który ma do zaoferowania po prostu dobry power metal. Nic więcej.


ocena: 6,9/10

new 12.02.2023
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#3
Fairytale - Army of Ghosts (2023)

[Obrazek: 1110115.jpg?5405]

tracklista:
1.The Altered 01:15
2.Army of Ghosts 04:03
3.Voices from inside 03:40
4.1428 04:43
5.Possessed 06:15
6.Morningside 03:54
7.Elizabeth Dane 05:06
8.Waxwork 04:12
9.Horace P 03:41
10.Alive 04:57

rok wydania: 2023
gatunek: power metal
kraj: Niemcy

skład zespołu:
Carsten Hille - śpiew
Colin Büttner - gitara
Stefan Klempnauer - gitara
Hendrik Klahold - gitara basowa
Fabius Farkas - perkusja

Tak co sześć lat wydaje coś nowego FAIRYTALE z Recklinghausen. Tym razem nowa płyta pojawi się 24 lutego 2023 nakładem Pure Steel Records i nagrana została z nową sekcją rytmiczną.

Niemiecki band gra niemiecki power metal. Ten siłowy, choć nie prymitywny, bo na prymitywizm nie pozwala bardzo dobry wokalista Carsten Hille i można nawet powiedzieć, że śpiewa lepiej niż w 2017. Pewnie dlatego, że tym razem jest na tym albumie nieco mroku i niepokojącego klimatu i taki niezobowiązujący rys progresywny, który ubarwia, ale nie odrzuca ortodoksyjnych fanów pure power metalu. Intro jest posępne i stanowi dobry wstęp do Army of Ghosts, mocnego lecz rysowanego w ciemnych barwach power metalu w średnim tempie i zdecydowanie zaznaczonej gitarowej rytmice. Może coś z tego jednak będzie... No, jednak nie bardzo, bo Voices from inside jest po prostu słaby w tym łączeniu niby heroicznego metalu i jakichś speedowych wariacji na temat kiepskiego FREDOM CALL. Epickość słychać również w 1428, ta jest jednak toporna w teutońskim stylu, a refren doprawdy fatalny w tych progresywnych ciągotach. Trochę rycerskości, trochę mroku i tak na przemian. Mrok ponownie w wolniejszym i długo, za długo się rozkręcającym Possessed. Trywialna melodia główna ma mało wspólnego z intrygującym początkiem. Coś tam próbują z tym zrobić w części środkowej, ale to mało udane wysiłki. Niby straszą, ale jakoś to mało straszne w Morningside i odnosi się wrażenie, że grupa się miota w obrębie większości kompozycji pomiędzy artyzmem a melodyjnością i siłą wykonania, i przykładem koronnym na to jest Elizabeth Dane, z którego totalnie nic w końcu nie wynika.
Powoli ta niekonkretność staje się męcząca. Na pewno w Waxwork i tu jest stylistyczny miszmasz, a do tego zupełnie niezrozumiałe jest to wykorzystanie elementów radosnego folk power rycerskiego. Okropne to jest ogólnie. Po czymś takim jak Waxwork to Horace P wydaje się być dobry... Na pewno? Takie teatrzyki grozy wielokrotnie straszyły już dużo bardziej.
Czasem nawet na nieciekawej płycie jest ciekawe zakończenie. Nie tutaj jednak i Alive, to dokładne odwzorowanie nieporadności w łączeniu stylów i gatunków słyszalne niemal od początku tego albumu.

Raczej marne te melodie, kontrowersyjne fragmenty progresywne, raczej nieudane sola. Nowa sekcja rytmiczna niczym specjalnym się nie wyróżnia. Hille też miejscami nieco bez wiary, a tam gdzie wiara jest, to samą wiarą się dobrego power metalu nie robi. Nie można odmówić FAIRYTALE odwagi w próbie stworzenia pewnej nowej jakości, tyle że się to zupełnie nie udało.


ocena: 5/10

new 13.02.2023

Przedpremierowa recenzja albumu dzięki uprzejmości wytwórni Pure Steel Records
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości