Wretch
#1
Wretch - Man or Machine (2019)

[Obrazek: R-13428587-1554029194-2072.jpeg.jpg]

tracklista:
1.Man or Machine 03:27
2.Destroyer of Worlds 04:37
3.Schwarzenberg 05:49
4.Steeler (Judas Priest cover) 04:57
5.Strike Force One 04:12
6.Requiem Aeternam 05:28
7.The Inquisitor Trilogy Part I: Castle Black 03:55
8.The Inquisitor Trilogy Part II: The Inquisitor 04:17
9.The Inquisitor Trilogy Part III: Fire, Water, Salt and Earth 04:05
10.Man or Machine (Acoustic - Hidden Track) 03:50

rok wydania: 2019
gatunek: power metal
kraj: USA

skład zespołu:
Juan Ricardo - śpiew
Michael Stephenson - gitara
Nick Giannakos - gitara
Tim Frederick - gitara basowa
Jeff Curenton - perkusja


Jest to druga płyta WRETCH  z Ricardo w roli wokalisty, która ukazała się w marcu 2019 nakładem Pure Steel Records.
W ostatnich latach WRETCH nagrywa w miarę regularnie i co najważniejsze solidne płyty, ratując mocno nadwątlony honor amerykańskiej sceny power metalowej. W dobie, gdy większość grup grających USPM skierowała się ku mieszankom stylistycznym (w tym z groove) lub nagrywa po prostu słabe rzeczy WRTECH trzyma się bardzo dobrze.

Być może Ricardo ze swoim stosunkowo wysokim głosem nie jest idealnie dopasowany do mocnej gitary lidera Giannakosa, ale w końcu przecież to jednak US Power Metal. Juan Ricardo na szczęście nie jest wyjcem pokroju Rivery i tego albumu pod względem wokalnym słucha się dobrze.
Pod względem muzycznym jeszcze lepiej, bo WRETCH ma nadal pomysły na bardzo dobre melodie, niekonwencjonalne ale nie progresywne, epickie ale nie przesadnie patetyczne, no i sympatycznie zabarwione chociażby neoklasyką. Prymitywnej łupaniny są ilości minimalne, za to można usłyszeć wyborny Destroyer of Worlds, gdzie także solo gitarowe zmusza do braw na stojąco. Ogólnie te gitarowe popisy indywidualne są na tym albumie przedniej marki i ratują nawet taki sobie ogólnie rozpędzony Schwarzenberg, który najciekawiej prezentuje się właśnie w części instrumentalnej. Ricardo śpiewający neoklasyczny power metal to jednak nie jest Oliver Hartman w AT VANCE. Za to Jeff Curenton to perkusista z wysokiej półki i świetnie się spisuje na całej płycie, a w Strike Force One rozpoczyna wszystko w kapitalny sposób. Ten numer jest zresztą znakomity, szybki, pełen energii a przy tym niebywale elegancki. Świetna melodia, po części w stylu neoclassical melodic power i ogólnie takie to mało amerykańskie. Klasa!
Jest też epicka semi-ballada Requiem Aeternam, także bardzo interesująca i bliska klasycznemu heavy epic z USA, choć pewna doza power w wykonaniu oczywiście także jest. Szybka część przypomina rytmiką numery MANILLA ROAD  z half-thrashowego albumu "Out of the Abyss". Wracając do łupaniny... Jest tego trochę w pierwszej części The Inquisitor, ale tylko w tej. Part II: The Inquisitor ma cechy niemal operowe, Ricardo robi tu za tenora i ogólnie jest dużo zabawy z nutką RHAPSODY ( fantastyczna część instrumentalna!). Końcowa Part III: Fire, Water, Salt and Earth jest równie udana, mocna, power metalowa i posępna w dobrym, autentycznym stylu.

WRETCH zgrabnie coveruje JUDAS PRIEST, sympatycznie pogrywa na gitarach akustycznych w specjalnej wersji Man or Machine, WRETCH gra po prostu pewnie i na luzie. Mało która grupa power metalowa w USA gra bez siłowej maniery i presji, a jednocześnie gra autentyczny amerykański power metal. Power metal, bo przypisywanie WRETCH cech thrashowych jest niesłuszne. Praktycznie ani jeden ich utwór z ostatnich lat nie ma cech typowej thrashowej motoryki i estetyki wykonania.
Dobrze się tego słucha, bo i produkcja jest bardzo dobra. Głębokie, ale bardzo klarowne gitary, pulsujący bas i minimalnie cichsza niż na klasycznych USPM płytach perkusja, no i znakomicie ustawiony głos Ricardo. WRETCH z niejasnych dla mnie przyczyn jest stale pomijany milczeniem przez część mediów, zwłaszcza we własnym kraju. Tymczasem to klasowy zespół grający bardzo inteligentną muzykę wspartą autentycznym talentem instrumentalistów.
Bardzo dobra płyta weterana pierwszego składu z lat 80 tych Nicka Giannakosa i jego młodszych kolegów.


ocena: 8,7/10

new 15.03.2019
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz
#2
Wretch - Visitors (2025)

[Obrazek: 1298598.jpg?2436]

Tracklista:
1. In My Time of Reckoning 03:28         
2. The Voice 04:19         
3. Chernobyl 05:29         
4. Mad Butcher of Kingsbury Run 04:12         
5. The Arrival 01:32       
6. Visitors 05:08        
7. Trapped In A Lucid Dream 03:58          
8. Dystopia 04:35          
9. Afghanistan 05:18

Rok wydania: 2025
Gatunek: Power Metal
Kraj: USA

Skład zespołu:
Juan Ricardo - śpiew
Michael Stephenson - gitara
Nick Giannakos - gitara
Tim Frederick - bas
Mark Koncki - perkusja


Po sześciu latach studyjnego milczenia, w końcu powraca amerykański WRETCH, ponownie z Juanem Ricardo jako wokalistą i znakomitym gitarzystą, liderem Nickiem Giannakosem. Do grupy dołączył nowy perkusista, Mark Koncki, poza tym obeszło się bez zmian.
Wydaniem piątego już albumu tej grupy zajmie się grecka wytwórnia Arkeyn Steel Records, z premierą wyznaczoną na 24 stycznia 2025 roku.

Mimo mijających lat, WRETCH nadal gra dumny, USPM z żywiołowym, buntowniczym i wysokim śpiewem Juan Ricardo, który trzyma się wyższych rejestrów, które brzmią bardzo naturalnie i przekonująco. Czarują już od początku w In My Time of Reckoning ze świetnym refrenem i neoklasycznym ozdobnikiem w wykonaniu Giannakosa, który jest równie rewelacyjny, jak w 2019. Sola bogate formalnie, techniczne, przy tym niesamowicie melodyjne i rozbudowane i jeśli robić jakieś wyrzuty temu albumowi, to chyba tylko z powodu niewykorzystania pełnego potencjału melodii i refrenów. In My Time of Reckoning wydaje się być za krótki, kończy się nagle, z drugiej strony jednak kompletnie masakrują w dumnym, marszowym The Voice, gdzie sekcja rytmiczna pomaga stworzyć bitewny klimat z punktującym, pulsującym i gęstym basem. I ta cudowna, romantyczna partia środkowa z wysokiej klasy solem gitarowym! Absolutne mistrzostwo.
Współpraca muzyków jest godna podziwu, a Mark Koncki okazuje się doświadczonym i wprawnym perkusistą i daleko mu do zwykłego siepacza, który opukuje zestaw. Gra pełna energii i dokładnie taka, jakiej od USPM szkoły się oczekuje. Szczególnie, kiedy wchodzą takie melodyjne killery zabarwione europejską melodią, jak Chernobyl, gdzie królują rewelacyjne ornamentacje gitarowe. Wolniejszy, bardziej w stylu HELSTAR Mad Butcher of Kingsbury Run jest co najwyżej dobry i tutaj refren, jak i samo solo gitarowe są mało wyraziste. Po krótkim przerywniku The Arrival jest tytułowy Visitors i na szczęście nie ma tutaj elementów science-fiction czy progressive metalowych udziwnień, a powrót do utrzymanego w średnich tempach power metalu, płynnego niczym hity z debiutu OMEN z ciekawymi, łamanymi tempami. Surowszy i ostrzejszy Trapped In A Lucid Dream jest bardzo dobry, znakomite solo gitarowe ozdabia Dystopia, a Afghanistan to heroiczny heavy/power, gdzie MARCH IN ARMS łączy się ze STEEL ASSASSIN. Solidne zakończenie, gdzie wyjątkowo Giannakos daje oszczędny, ale elegancki popis, dając więcej przestrzeni wokaliście.

Brzmienie typowego USPM z grzmiącą perkusją, gęstym i pulsującym basem i rozdzierającymi gitarami. Bez udziwnień, ale i bez garażowego brudu czy głuchej perkusji.
Tym razem LP jest bardziej jednorodny i spójny, jeśli chodzi o pomysły i nie ma tutaj wycieczek w stronę RHAPSODY, ale i nie ma prymitywnej łupaniny. Jest świetny USPM, klasyczny i bez eksperymentów, bez ryków czy infantylności, spójny i o długości tradycyjnego longplaya.
Kolejny udany album w dyskografii WRETCH, na który warto było czekać!


Ocena: 8.7/10

SteelHammer

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Arkeyn Steel Records.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości