13.06.2020, 18:14:42
Black Knight - The Beast Inside (2007)
![[Obrazek: R-5428093-1513001315-1789.jpeg.jpg]](https://img.discogs.com/mx0P-MvzHXezVqN3wIgdxPQXDSA=/fit-in/600x602/filters:strip_icc():format(jpeg):mode_rgb():quality(90)/discogs-images/R-5428093-1513001315-1789.jpeg.jpg)
tracklista:
1.Intro 02:21
2.Like to Ride 06:33
3.Creatures 04:25
4.Dreamer 09:01
5.Screaming 05:17
6.Prisoner 06:41
7.Metal Sonny 05:21
8.Who I Am 08:18
rok wydania: 2007
gatunek: heavy metal
kraj: Holandia
skład zespołu:
Marcel van der Haven - śpiew
Bernie Flapper - gitara
Melvyn Christiaan - gitara
Hans Heider - gitara basowa
Rudolf Plooy - perkusja
Plooy i Heider po odejściu pozostałej części zespołu zebrali nowy skład i grupa działała nadal przygotowując materiał na nowy album, który tym razem został wyprodukowany i wydany przez zespół jako self release w roku 2007.
W stylu zespołu zaszły dosyć spore zmiany i tym razem przedstawił on heavy metal znacznie bliższy stylistyce amerykańskiej z seriami wysokich zaśpiewów Marcela van der Havena, byłego wokalisty heavy metalowej grupy BEHIND BARS, wiekowej, ale praktycznie zupełnie bez sukcesów. Tej Ameryki i nawet USPM jest bardzo dużo w masywnych i ponurych epicko kompozycjach Like to Ride, Prisoner i Creatures, gdzie nawet można wychwycić elementy thrashowe i zapożyczone z death/thrashu. Ogólnie jednak to bardzo powszednio brzmiące utwory. Gitarzyści, którzy zastąpili Tsenga i Visa grają nieźle, ale zdecydowanie nie jest to ten sam poziom. Jest tu także bardzo długi Dreamer, nawiązujący do podobnie rozbudowanych kompozycji z debiutu, ale toporne heavy/thrashowe fundamenty czynią z niej numer tuzinkowy i wtórny. Screamer ma kapitalny główny motyw przewodni, co z tego jednak, skoro poza tym wyziera z tego teutoński prymitywizm. Tu także słychać, jaka różnica klas dzieli ten duet gitarzystów od poprzedniego w partii solowej. Trochę łamańców gitarowych, trochę heroizmu, trochę chaosu w mało wyrazistym Metal Sonny, bardzo, bardzo amerykańskim w formie, no i na koniec kolejny rozbudowany Who I Am. Dobra rytmika w umiarkowanym tempie, jednak zupełnie nieudane wokale w refrenach. Na coś się tu czeka poza nawiązaniami do riffowania a la METALLICA, ale poza przeciętnymi solami nic tu nie ma do samego końca. Potem cisza i ukryte outro, które wraz z intro stanowi najbardziej oryginalną, symfoniczo-teatralną część tej płyty.
Jak na album wydany nakładem własnym, sound i produkcja jest dobra, choć bez błysku. Surowe gitary, głośna sekcja rytmiczna, wszystko jak należy, ale uwagi nie przykuwa konkretnie nic.
Bardzo przeciętna płyta przeszła bez echa i w roku 2008 zespół został rozwiązany.
ocena: 6,2/10
new 13.06.2020
W stylu zespołu zaszły dosyć spore zmiany i tym razem przedstawił on heavy metal znacznie bliższy stylistyce amerykańskiej z seriami wysokich zaśpiewów Marcela van der Havena, byłego wokalisty heavy metalowej grupy BEHIND BARS, wiekowej, ale praktycznie zupełnie bez sukcesów. Tej Ameryki i nawet USPM jest bardzo dużo w masywnych i ponurych epicko kompozycjach Like to Ride, Prisoner i Creatures, gdzie nawet można wychwycić elementy thrashowe i zapożyczone z death/thrashu. Ogólnie jednak to bardzo powszednio brzmiące utwory. Gitarzyści, którzy zastąpili Tsenga i Visa grają nieźle, ale zdecydowanie nie jest to ten sam poziom. Jest tu także bardzo długi Dreamer, nawiązujący do podobnie rozbudowanych kompozycji z debiutu, ale toporne heavy/thrashowe fundamenty czynią z niej numer tuzinkowy i wtórny. Screamer ma kapitalny główny motyw przewodni, co z tego jednak, skoro poza tym wyziera z tego teutoński prymitywizm. Tu także słychać, jaka różnica klas dzieli ten duet gitarzystów od poprzedniego w partii solowej. Trochę łamańców gitarowych, trochę heroizmu, trochę chaosu w mało wyrazistym Metal Sonny, bardzo, bardzo amerykańskim w formie, no i na koniec kolejny rozbudowany Who I Am. Dobra rytmika w umiarkowanym tempie, jednak zupełnie nieudane wokale w refrenach. Na coś się tu czeka poza nawiązaniami do riffowania a la METALLICA, ale poza przeciętnymi solami nic tu nie ma do samego końca. Potem cisza i ukryte outro, które wraz z intro stanowi najbardziej oryginalną, symfoniczo-teatralną część tej płyty.
Jak na album wydany nakładem własnym, sound i produkcja jest dobra, choć bez błysku. Surowe gitary, głośna sekcja rytmiczna, wszystko jak należy, ale uwagi nie przykuwa konkretnie nic.
Bardzo przeciętna płyta przeszła bez echa i w roku 2008 zespół został rozwiązany.
ocena: 6,2/10
new 13.06.2020
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"