28.02.2021, 20:21:59
Rhapsody - Power of the Dragonflame (2002)
![[Obrazek: R-7992890-1453121739-2049.jpeg.jpg]](https://img.discogs.com/LSExRcgtAfIUpDFUZkjxr1ZMGDw=/fit-in/600x596/filters:strip_icc():format(jpeg):mode_rgb():quality(90)/discogs-images/R-7992890-1453121739-2049.jpeg.jpg)
tracklista:
1.In Tenebris 01:28
2.Knightrider of Doom 03:56
3.Power of the Dragonflame 04:25
4.The March of the Swordmaster 05:05
5.When Demons Awake 06:47
6.Agony Is My Name 04:54
5.When Demons Awake 06:47
6.Agony Is My Name 04:54
7.Lamento eroico 04:42
8.Steelgods of the Last Apocalypse 05:46
9.The Pride of the Tyrant 04:53
10.Gargoyles, Angels of Darkness 19:04
A. Angeli di Pietra Mistica
B. Warlords' Last Challenge
C. ...and the Legend Ends...
8.Steelgods of the Last Apocalypse 05:46
9.The Pride of the Tyrant 04:53
10.Gargoyles, Angels of Darkness 19:04
A. Angeli di Pietra Mistica
B. Warlords' Last Challenge
C. ...and the Legend Ends...
Rok wydania: 2002
Gatunek: Symphonic/Melodic Power Metal
Kraj: Włochy
Skład zespołu:
Fabio Lione - śpiew
Luca Turilli - gitara
Alex Staropoli - instrumenty klawiszowe
Thunderforce - perkusja (programowana?)
oraz
Sascha Paeth - gitara basowa
i Goście
Gatunek: Symphonic/Melodic Power Metal
Kraj: Włochy
Skład zespołu:
Fabio Lione - śpiew
Luca Turilli - gitara
Alex Staropoli - instrumenty klawiszowe
Thunderforce - perkusja (programowana?)
oraz
Sascha Paeth - gitara basowa
i Goście
Niebywały sukces sagi "Emerald Sword" chyba po prostu wymusił stworzenie kolejnej części, która została wydana przez Limb Music w marcu 2002. Tym razem zabrakło już w składzie Alessandro Lotta i jako basista wystąpił główny kreator produkcji Sascha Paeth, dla którego, jeśli wziąć pod uwagę także pracę dla KAMELOT, był to chyba najbardziej zapracowany, ale pełen sukcesów okres w życiu.
Wśród osób tworzących tę specjalną wokalną otoczkę budująca klimat "Emerald Sword" nie zabrakło słynnych, głównie niemieckich głosów iw chórkach i chórach można usłyszeć takich mistrzów jak Herbie Langhans czy Oliver Hartmann, a także małżeństwo Rizzo i Miro czyli Michaela Rodenberga.
Wstęp In Tenebris oczywiście niezwykle podniosły i symfoniczny natychmiast przechodzi w barokowo/neoklasyczny Knightrider of Doom i czeka się w tym szybkim power metalu ataku na refren... Tak klasyka RHAPSODY i refren jest jak należy rozległy, bojowy i patetyczny, ale sama melodia główna tej kompozycji nieco rozczarowuje. Jest jednak mocno i zdecydowanie w Power of the Dragonflame, symfonicznie i pompatycznie i na takie rozległe, pełne lekkiego chłodu i heroicznej romantycznej, odrobinę posępności refreny fani na pewno czekali. To nieco szybciej, to trochę wolniej, te utwory przecinane są ciętymi solówkami Turilli, natomiast udział Alexa Staropoli w budowaniu planu pierwszego jest lekko ograniczony. The March of the Swordmaster to niemal MANOWAR w symfonicznej oprawie, z pełnym heroizmu w głosie śpiewem Fabio Lione i stylizowanymi na średniowieczne pieśni bardów urzekającymi refrenami. Jeśli od poprzednich kompozycji wieje nieco akademickim wystudiowanym chłodem, to tu tego na pewno nie ma.
When Demons Awake to pierwsza z bardziej rozbudowanych kompozycji o cechach wielowątkowych i lekko progresywnych rozpoczynająca się w bardzo szybkim tempie i z dwugłosowym brutalnym wokalem Fabio, mocno zwalniająca miejscami, akcentowana niepokojącymi partiami klawiszowymi, także z dialogiem Staropoli -Turilli i nasycona chórami symfonicznymi. To w jakimś stopniu nawiązanie do tych najbardziej dramatycznych kompozycji z części poprzednich, także umiejscawianych w centralnym punkcie albumu. No klimat barwnej opowieści z kręgu magii i miecza na pewno tutaj jest oddany wyśmienicie. Ten podniosły dramatyzm jest utrzymany, a może nawet narasta w Agony Is My Name, gdzie agresywne riffy stoją w opozycji do mocno zaznaczonych chórów z dużym udziałem głosów żeńskich i realizacja tego po prostu brawurowa i mistrzowska. Neoklasyka w tej kompozycji jest po prostu wspaniała! Włoski akcent to wykonany po włosku Lamento eroico i opera w pełnej krasie się tu kłania. Po tym łagodnym poetyckim przerywniku w Steelgods of the Last Apocalypse ta łagodność walczy, ze stylizowaną brutalnością, wokale Fabio są kapitalne, chóry pompatyczne, a melodia epicka i przebogata w ozdobniki. Tak, muzyczny fantasy teatr, niedostępny do stworzenia przez innych... Jest plusem tej płyty,ze utwory do pewnego momentu nie są nadmiernie długie i że nie ma tu zazwyczaj w takiej muzyce mało wnoszących instrumentalnych interludiów, dlatego tak dobrze się słucha nasyconego neoklasyką i heroizmem romantycznym, zdecydowanych na epickie porwanie słuchacza The Pride of the Tyrant.
Gargoyles, Angels of Darkness to prawdziwy gigant nad giganty, prawie dwadzieścia minut grania w trzech częściach, gdzie środkowy Warlords' Last Challenge to tylko krótkie interludium. Jest tu i wstęp stworzony przez gitary akustyczne i dosyć ponury power metal epicki i zupełna zmiana klimatu na łagodnie romantyczny w dalszej części Angeli di Pietra Mistica, żeńskimi wokalizami i chórami i zwieńczenie tej części jest doprawdy pompatyczne i monumentalne. Jednak to wszystko nic wobec monumentalizmu i potęgi patetycznej ...and the Legend Ends... i to jest po prostu kosmiczny majstersztyk. Takie zakończenie epickiej fantasy sagi z takimi fanfarami (Staropoli Arcymistrz!) można sobie tylko wymarzyć. Dramatyczna narracja Jay'a Lansforda jest niesamowita w stylistyce cinematic. Wstrząsająca i poruszająca końcówka!
Tym razem w studio Paetha w Wolfsburgu powstał album brzmieniowo nieco cięższy, ale z pewnością nie ciężki. Po prostu zarysowano mocniej gitarę, wyostrzono trochę nowocześniej brzmiące klawisze i chóry są trochę głośniejsze. To wszystko robi wrażenie, znakomite wrażenie...
Triumf RHAPSODY, triumf zaproszonych gości, triumf niemieckiej ekipy realizującej to dzieło, po raz kolejny ponadczasowe.
Wśród osób tworzących tę specjalną wokalną otoczkę budująca klimat "Emerald Sword" nie zabrakło słynnych, głównie niemieckich głosów iw chórkach i chórach można usłyszeć takich mistrzów jak Herbie Langhans czy Oliver Hartmann, a także małżeństwo Rizzo i Miro czyli Michaela Rodenberga.
Wstęp In Tenebris oczywiście niezwykle podniosły i symfoniczny natychmiast przechodzi w barokowo/neoklasyczny Knightrider of Doom i czeka się w tym szybkim power metalu ataku na refren... Tak klasyka RHAPSODY i refren jest jak należy rozległy, bojowy i patetyczny, ale sama melodia główna tej kompozycji nieco rozczarowuje. Jest jednak mocno i zdecydowanie w Power of the Dragonflame, symfonicznie i pompatycznie i na takie rozległe, pełne lekkiego chłodu i heroicznej romantycznej, odrobinę posępności refreny fani na pewno czekali. To nieco szybciej, to trochę wolniej, te utwory przecinane są ciętymi solówkami Turilli, natomiast udział Alexa Staropoli w budowaniu planu pierwszego jest lekko ograniczony. The March of the Swordmaster to niemal MANOWAR w symfonicznej oprawie, z pełnym heroizmu w głosie śpiewem Fabio Lione i stylizowanymi na średniowieczne pieśni bardów urzekającymi refrenami. Jeśli od poprzednich kompozycji wieje nieco akademickim wystudiowanym chłodem, to tu tego na pewno nie ma.
When Demons Awake to pierwsza z bardziej rozbudowanych kompozycji o cechach wielowątkowych i lekko progresywnych rozpoczynająca się w bardzo szybkim tempie i z dwugłosowym brutalnym wokalem Fabio, mocno zwalniająca miejscami, akcentowana niepokojącymi partiami klawiszowymi, także z dialogiem Staropoli -Turilli i nasycona chórami symfonicznymi. To w jakimś stopniu nawiązanie do tych najbardziej dramatycznych kompozycji z części poprzednich, także umiejscawianych w centralnym punkcie albumu. No klimat barwnej opowieści z kręgu magii i miecza na pewno tutaj jest oddany wyśmienicie. Ten podniosły dramatyzm jest utrzymany, a może nawet narasta w Agony Is My Name, gdzie agresywne riffy stoją w opozycji do mocno zaznaczonych chórów z dużym udziałem głosów żeńskich i realizacja tego po prostu brawurowa i mistrzowska. Neoklasyka w tej kompozycji jest po prostu wspaniała! Włoski akcent to wykonany po włosku Lamento eroico i opera w pełnej krasie się tu kłania. Po tym łagodnym poetyckim przerywniku w Steelgods of the Last Apocalypse ta łagodność walczy, ze stylizowaną brutalnością, wokale Fabio są kapitalne, chóry pompatyczne, a melodia epicka i przebogata w ozdobniki. Tak, muzyczny fantasy teatr, niedostępny do stworzenia przez innych... Jest plusem tej płyty,ze utwory do pewnego momentu nie są nadmiernie długie i że nie ma tu zazwyczaj w takiej muzyce mało wnoszących instrumentalnych interludiów, dlatego tak dobrze się słucha nasyconego neoklasyką i heroizmem romantycznym, zdecydowanych na epickie porwanie słuchacza The Pride of the Tyrant.
Gargoyles, Angels of Darkness to prawdziwy gigant nad giganty, prawie dwadzieścia minut grania w trzech częściach, gdzie środkowy Warlords' Last Challenge to tylko krótkie interludium. Jest tu i wstęp stworzony przez gitary akustyczne i dosyć ponury power metal epicki i zupełna zmiana klimatu na łagodnie romantyczny w dalszej części Angeli di Pietra Mistica, żeńskimi wokalizami i chórami i zwieńczenie tej części jest doprawdy pompatyczne i monumentalne. Jednak to wszystko nic wobec monumentalizmu i potęgi patetycznej ...and the Legend Ends... i to jest po prostu kosmiczny majstersztyk. Takie zakończenie epickiej fantasy sagi z takimi fanfarami (Staropoli Arcymistrz!) można sobie tylko wymarzyć. Dramatyczna narracja Jay'a Lansforda jest niesamowita w stylistyce cinematic. Wstrząsająca i poruszająca końcówka!
Tym razem w studio Paetha w Wolfsburgu powstał album brzmieniowo nieco cięższy, ale z pewnością nie ciężki. Po prostu zarysowano mocniej gitarę, wyostrzono trochę nowocześniej brzmiące klawisze i chóry są trochę głośniejsze. To wszystko robi wrażenie, znakomite wrażenie...
Triumf RHAPSODY, triumf zaproszonych gości, triumf niemieckiej ekipy realizującej to dzieło, po raz kolejny ponadczasowe.
ocena: 9,9/10
new 28.02.2021
new 28.02.2021
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"