Candlemass
#11
Candlemass - Sweet Evil Sun (2022)

[Obrazek: 1066106.jpg?2231]

Tracklista:
1. Wizard of the Vortex 06:02
2. Sweet Evil Sun 03:40
3. Angel Battle 06:29
4. Black Butterfly 05:46
5. When Death Sighs 05:59
6. Scandinavian Gods 04:36
7. Devil Voodoo 07:36
8. Crucified 06:24
9. Goddess 06:07
10. A Cup of Coffin (Outro) 01:12

Rok wydania: 2022
Gatunek: Heavy/Doom Metal
Kraj: Szwecja

Skład zespołu:
Johan Längquist - śpiew
Mappe Björkman - gitara
Lars Johansson - gitara
Leif Edling - gitara basowa
Jan Lindh - perkusja

Chociaż od pewnego czasu CANDLEMASS nie wyznacza już trendów w epickiej stylistyce heavy/doom, to nadal pozostaje elementem tej sceny, bez której trudno sobie ją wyobrazić. Związana ze słynną wytwórnią Napalm Records 18 listopada przedstawi jej nakładem kolejny swój album - "Sweet Evil Sun". Skład od roku 2019 zmianie nie uległ i Johan Längquist na stałe w nim zagościł.

Jeżeli tak doświadczony zespół gra w wypracowanym wcześniej stylu to trudno, by zszedł poniżej poziomu, który można uznać za dobry. CANDLEMASS wykorzystuje dziesiątki lat doświadczenia i arsenał riffowy, który stał się podstawowym dla doom do grania muzyki ponownie raczej ostrożnej i zachowawczej. Tytułowy Sweet Evil Sun jest poza outro na tym albumie najkrótszy, jednak ogniskuje w sobie muzyczną filozofię całości, bo jest tu i epicki element heavy, i doom, i stoner, przynajmniej w częściowej głównej osnowie melodii. I jest po prostu dobrze.
Tak gra teraz wiele zespołów o znacznie mniejszym doświadczeniu. Solidnie i przewidywalnie się to rozpoczyna utworem Wizard of the Vortex i słychać echa może nawet debiutu z Längquistem, może coś z "King of the Grey Islands" w samym sposobie narracji epickiej, ale to wszystko już było, jest po prostu wtórne. Wtórność jest przyjemna i pożądana, jeśli jest to wtórność najlepszych dawnych motywów. Tu nie są to motywy najlepsze. Ten fragment końcowy z anemicznymi chórkami jest po prostu słaby. Zachowawczo i ostrożnie. Tak można scharakteryzować także Angel Battle, ale tu przynajmniej te szybsze momenty są autentycznie kruszące i na pewno bardziej niż ciężkie metodyczne walcowanie w zwrotkach. CANDLEMASS poprzez narrację w finale tej kompozycji buduje pomost klimatyczny do kroczącego bezwzględnie Black Butterfly i ta właśnie bezwzględna dramatyczność jest tu najlepsza i dziwi, czemu jakoś to wygładzają w łagodniejszym refrenie.
Doświadczenie, długie lata doświadczenia. CANDLEMASS potrafi zrobić coś z niczego, czy może raczej z rzeczy w epic heavy/doom powszednich dobrą kompozycję w When Death Sighs, ale wybacz Johan, takie motywy to śpiewał z natchnieniem tylko Messiah... Ten teatr grozy jakoś tu nie do końca przekonuje. Scandinavian Gods to tytuł bardzo obiecujący, ale na tytule się to kończy, bo heavy doom jaki tu grają jest po prostu heavy metalem klasycznym w bardziej leniwym tempie, na średnim poziomie i album wypełniony takimi utworami innego zespołu by raczej entuzjazmu nie wzbudził. Najdłuższy Devil Voodoo zaczyna się od gitar akustycznych i balladowo w smutnym stylu i czeka się na coś w rodzaju Bridge of the Blind, ale przecież nie można tak grać przez ponad siedem minut. Od pewnego momentu się tu nic nie dzieje, co więcej, to jest po prostu najnudniejszy utwór z tej płyty, choć pozorują dosyć energiczne granie. Najnudniejszy, bo te zmiany tempa w środkowej części do niczego nie prowadzą poza nudą proponowaną od drugiej minuty. Ponownie smutno i refleksyjnie zaczynają Crucified i może teraz wzruszą? No, nie bardzo, bo zaczyna się ponownie festiwal rytmicznych miarowych i dosyć szybkich riffów, mrocznych i okrutnych w czarnych barwach. Tak po amerykańsku tu grają, ale tylko po prostu dobrze i niesamowicie przewidywalnie, a na bardziej interesujący refren zabrakło pomysłu. No, ale są dzwony i wolne sabbathowskie riffy i to jest na plus. I tak podobnie, średnio wolno i dosyć krusząco prowadzą muzyczną narrację w Goddess. Wypalona mrokiem jałowa ziemia...

Johan Längquist śpiewa naprawdę bardzo dobrze, zresztą słychać, że grupa na niego stawia, jego eksponuje, jemu podgrywa i nie przeszkadza mu, gdy dochodzi do głosu. Ogólnie wykonanie jest lepsze niż na albumie poprzednim, a na pewno dużo lepsze są sola gitarowe i te pełne treści sola można uznać za najlepsze od co najmniej kilku albumów. 
Brzmienie nie jest zbyt ciekawe. Ciężkie, najeżone drapieżnością gitary są nieco przestarzałe i nazbyt oldschoolowe, jednak tak CANDLEMASS brzmi od poprzedniej płyty, odkąd produkcją zajmuje się Marcus Jidell. Ten sound na dłuższą metę jednak męczy.
Zachowawczo, ostrożnie, przewidywalnie, z mało oryginalnymi melodiami i bez żadnego hita na miarę marki CANDLEMASS. To jednak CANDLEMASS i siła doświadczenia robi swoje.
Dobre granie, które po raz kolejny niewiele wnosi i do dorobku CANDLEMASS i światowego heavy/epic doom.


ocena: 7/10

new 14.11.2022

Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Napalm Records
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL

"Only The Strong Survive!"

Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Candlemass - przez Memorius - 17.06.2018, 12:17:26
RE: Candlemass - przez Memorius - 17.06.2018, 12:18:26
RE: Candlemass - przez Memorius - 17.06.2018, 12:19:26
RE: Candlemass - przez Memorius - 11.08.2018, 18:15:23
RE: Candlemass - przez Memorius - 16.11.2018, 15:04:56
RE: Candlemass - przez Memorius - 06.12.2018, 15:19:13
RE: Candlemass - przez Memorius - 11.01.2019, 20:35:22
RE: Candlemass - przez Memorius - 11.01.2019, 21:33:02
RE: Candlemass - przez Memorius - 11.01.2019, 23:05:02
RE: Candlemass - przez Memorius - 22.02.2019, 14:32:08
RE: Candlemass - przez Memorius - 14.11.2022, 18:18:12

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości