17.03.2024, 21:33:03
Judas Priest - Invincible Shield (2024)
![[Obrazek: 1194676.jpg?1841]](https://www.metal-archives.com/images/1/1/9/4/1194676.jpg?1841)
tracklista:
1.Panic Attack 05:25
2.The Serpent and the King 04:19
3.Invincible Shield 06:21
4.Devil in Disguise 04:44
5.Gates of Hell 04:37
6.Crown of Horns 05:45
7.As God Is My Witness 04:35
8.Trial by Fire 04:21
9.Escape from Reality 04:24
10.Sons of Thunder 02:58
11.Giants in the Sky 05:03
12.Fight of Your Life 04:15
13.Vicious Circle 03:00
14.The Lodger 03:46
rok wydania: 2024
gatunek: heavy metal
kraj: Wielka Brytania
skład zespołu:
Rob Halford - śpiew
Glenn Tipton - gitara
Richard Faulkner - gitara
Ian Hill - gitara basowa
Scott Travis - perkusja
Dla tych, którzy znają tylko JUDAS PRIEST i IRON MAIDEN wydarzenie na miarę eksplozji Galaktyki, dla publiczności bardziej wyrobionej, kolejny album JUDAS PRIEST, wydany 8 marca 2024 przez Sony Music równocześnie na całym świecie.
JUDAS PRIEST obecnie to jeden z ogromnego Legionu Classic Heavy Metal. Czego tu można oczekiwać?
Ciekawe... Wyborna forma wokalna Roba Halforda. No, to jest kolosalna różnica w stosunku do płyty poprzedniej. Ataki w wyższych rejestrach rodem z "Painkiller" i wcale nie gorsze. No brawa, brawa dla Mistrza. Jasne, że te pierwsze kompozycje, czyli jak Panic Attack i The Serpent and the King są w opcji melodii może niespecjalnie wyraziste, ale gra duetu Tipton - Faulkner jest kapitalna i jest tu pazur tego energicznego JUDAS PRIEST z dawnych lat oraz wspaniałe rozgrywanie solówek i tu nawet Faulkner dostojnie dotrzymuje placu Genowi. Wyborny atak w manierze heavy power w Invincible Shield, to najlepsze co zespół zaprezentował od dziesięcioleci w tym zakresie i mamy po prostu kolejny numer na "Painkiller". Zachwycają w części instrumentalnej i refren też nad wyraz udany. Takie wolniejsze granie jak w Devil in Disguise od razu powoduje, że się zaczyna przypominać płyta poprzednia, gwoli sprawiedliwości trzeba jednak przyznać, że refren jest barwny i melodyjnie dramatyczny. Gates of Hell, także zagrany w średnim tempie, już jednak niczym szczególnym się nie wyróżnia. Takie rockowe ciągoty nigdy nie były JUDAS PRIEST obce, tu też mamy lżejszego kalibru melodyjny rock w radiowym stylu Crown of Horns i może to i przyjemne dla ucha, ale niekoniecznie dla fana heavy metalu i te mocne gitary, które się tu w pewnym momencie pojawiają, tego zmienić nie mogą. Potem ponownie się ożywiają w pełnym zaciekłych riffów As God Is My Witness i mogło być znakomicie, ale trochę to wygładzają za bardzo w melodii. Niemniej, jest to ponownie warty uwagi numer w starym, a raczej bardzo starym stylu zespołu. Wstęp do Trial by Fire najlepszy do tego momentu na tym albumie, lekko posępnie i melancholijnie to się potem rozwija i tu bardzo starannie grupa podeszła do budowania klimatu poprzez kilka melodyjnych motywów, wzajemnie się tu uzupełniających i płynnie przechodzących jeden w drugi. Interesująco, słychać, że to robią ludzie o bogatym muzycznym doświadczeniu. Okazuje się także, że nawet gdy mocno zwalniają, to niekoniecznie muszą grać w nudny sposób i ponury, mocno miejscami akcentowany basem Escape from Reality wypada okazale, w czym ogromna zasługa wokalnej interpretacji Halforda. Jest nawet kilka chwil stonera... Próbują iść podobną drogą klimatu w średnich tempach i dobrze, choć bez rewelacji się to prezentuje w Sons of Thunder. Krótka kompozycja, gdzieś może nawet sięgająca drugiej połowy lat 70tych w opcji muzyki JUDAS PRIEST. Takiego zdecydowanie rycerskiego, epickiego heavy metalu nie ma tu do Giants in the Sky. Jest zdecydowanie, jest stalowa pięść w górze i określony majestat, ale takie rzeczy się teraz na świecie gra znacznie lepiej. A w Fight of Your Life to już czysta mieszanka gitar metalowych JP z lat 70tych z łagodniejszym, współcześnie metalowo przebojowym refrenem (może nawet najlepszym z całej płyty). W Vicious Circle tak prawdziwe ryczą gitary, że można tylko powiedzieć - klasyczny heavy w najczystszej postaci i taki NWOTHM, jakiego większość zespołów grających w tym nurcie nie odważa się zagrać. A czym tu ma być The Lodger, to tego do końca nie rozumiem.
Thomas James Allom to inżynier dźwięku, który pracował nad dwoma pierwszymi albumami BLACK SABBATH w roku 1970. Weteran Weteranów, który dla JUDAS PRIEST produkował albumy w latach 1980-1988, potem miał bardzo długą przerwę w kontaktach z heavy metalem. Wrócił jako producent "Firepower", a teraz zajął się także masteringiem. Tak sound jest znakomity, idealnie dopasowany do stylu muzyki, gustownie uwypuklone są sola gitarowe i mega profesjonalnie ustawiony został głos Halforda,
Album z trzema ostatnimi bonusowymi kompozycjami to godzina muzyki solidnej, choć nieco nierównej. Przyznać jednak należy, że proporcje pomiędzy numerami szybkimi i wolniejszymi są tym razem ustawione w bardzo przemyślany sposób. To nie jakiś album z najwyższej półki zespołu, nie jest to jakieś super osiągnięcie, ale na pewno jest to LP przełomowy dla przezwyciężenia pewnej twórczej niemocy, od tak dawna krępującej ten legendarny w końcu zespół.
ocena: 8/10
new 17.03.2024
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"