05.06.2025, 19:58:48
Black Majesty - Oceans of Black (2025)
![[Obrazek: 1327106.jpg?4810]](https://www.metal-archives.com/images/1/3/2/7/1327106.jpg?4810)
Tracklista:
1. Dragon Lord 04:43
2. Set Stone on Fire 04:53
3. Hold On 05:15
4. Raven 05:32
5. Lucifer 04:50
6. Oceans of Black 05:15
7. Only the Devil 04:32
8. Hell Racer 05:19
9. Got a Hold on You 05:20
10. Here We Go 05:35
11. Astral Voyager 05:02
12. Ghost in the Darkness 05:18
Rok wydania: 2025
Gatunek: Power Metal
Kraj: Australia
Skład zespołu:
John Cavaliere - śpiew
Clinton James Bidie - gitara
Hanny Mohammed - gitara, instrumenty klawiszowe
Evan Harris - bas
Zain Kimmie - perkusja
Ocena: 9.1/10
SteelHammer
Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Scarlet Records.
![[Obrazek: 1327106.jpg?4810]](https://www.metal-archives.com/images/1/3/2/7/1327106.jpg?4810)
Tracklista:
1. Dragon Lord 04:43
2. Set Stone on Fire 04:53
3. Hold On 05:15
4. Raven 05:32
5. Lucifer 04:50
6. Oceans of Black 05:15
7. Only the Devil 04:32
8. Hell Racer 05:19
9. Got a Hold on You 05:20
10. Here We Go 05:35
11. Astral Voyager 05:02
12. Ghost in the Darkness 05:18
Rok wydania: 2025
Gatunek: Power Metal
Kraj: Australia
Skład zespołu:
John Cavaliere - śpiew
Clinton James Bidie - gitara
Hanny Mohammed - gitara, instrumenty klawiszowe
Evan Harris - bas
Zain Kimmie - perkusja
Po siedmiu długich latach milczenia, BLACK MAJESTY powraca, z nowym, ale dobrze znanym perkusistą z EYEFEAR Zain Kimmie oraz debiutującym gitarzystą, Clinton James Bidie. Premiera została zaplanowana na 20 czerwca 2025 roku i album zostanie wydany przez włoskiego magnata, Scarlet Records.
Czy BLACK MAJESTY prezentuje tutaj nową jakość? Nie.
Czy gra coś nowego? Nie.
Czy nadal jest to BLACK MAJESTY? Tak, i to BLACK MAJESTY wysokiej klasy, łączący melodyjną stylistykę z Cross of Thorns z powrotem do klasycznego, malowanego bardziej epickimi barwami power metalu, z jakiego są znani. Tęskne i chłodne otwarcie Dragon Lord jest wspaniałe, zarysowane delikatnie progressive metalem, ze znakomitym, bezbłędnym i wielowymiarowym śpiewie Cavaliere. Jest on w dyspozycji mistrzowskiej (jak zwykle), ale i sam repertuar jest tutaj niesamowicie porywający. Od wykonania technicznego, które jest z najwyższej półki, po melodie, ten LP naszpikowany jest killerami melodyjnymi i chwytliwymi, masywnymi refrenami, jak rewelacyjny, utrzymany w wolniejszych tempach tytułowy Oceans of Black czy cudowny, klasyczny dla zespołu Raven. O Clinton James Bidie nikt przed tym albumem nie słyszał, ale razem z Mohammed uzupełnia się tutaj wspaniale. Ich popisy są tutaj niesamowicie rozbudowane i to pod względem ornamentacji i wykonania prawdopodobnie najbardziej naładowany pomysłami album, od tradycyjnie heavy metalowych pasaży, po delikatnie nawiązania neoklasyczne. Tak bogatej gry w tym zespole nie było od czasów Silent Company.
Sekcja rytmiczna to dewastacja i Evan Harris brzmi tutaj znakomicie. A gęste i mocarne partie Zain Kimmie daleko odbiegają od tradycyjnej, power metalowej łupaniny. Ich współpraca w Lucifer to zniszczenie. Hold On to kontynuacja pomysłu z LP poprzedniego i to jest dobre w swoim epickim wykonaniu, a dla tych, co chcą melodic power metalu lżejszego z kręgów POWER QUEST, to Set Stone On Fire to absolutne zniszczenie. Co za mocarny refren i dramatyczne, teatralne zwrotki! Hansen z PEGAZUS spotykają się w całkiem niezłym, słonecznym Only the Devil i do Niemiec też uderzają w Hell Racer, chociaż to jest raczej najsłabszy moment na płycie. Taki pospolity power metal, nie tak patetycznie zarysowany jak Got a Hold on You czy rozrywający na strzępy Here We Go z ciągotami do GAMMA RAY. Cudowny jest bonusowy dramatyczny, nostalgiczny Astral Voyager, a Ghost in the Darkness to typowe, porywające BLACK MAJESTY.
Mastering Jensa Borgena jest tutaj rozdzierający i jest to sound dopracowany w najmniejszych, najdrobniejszych szczegółach. Szwedzka precyzja w sekcji rytmicznej przy zachowaniu charakterystycznego dla zespołu ciężaru w gęstych gitarach.
Niziny może są tutaj mocniejsze niż te na LP poprzednim, ale kiedy już dewastują, to jest to powrót do najlepszych lat BLACK MAJESTY i bezlitosne zniszczenie.
Fantastyczny album, który przywraca nadzieję w kwestii australijskiej sceny.
Ocena: 9.1/10
SteelHammer
Przedpremierowa recenzja dzięki uprzejmości wytwórni Scarlet Records.