17.06.2018, 08:22:05
Battleroar - To Death and Beyond... (2008)
![[Obrazek: R-2563346-1358391570-3209.jpeg.jpg]](https://img.discogs.com/QclOz07cre2UpHLvsWWtT7cKpDw=/fit-in/600x600/filters:strip_icc():format(jpeg):mode_rgb():quality(90)/discogs-images/R-2563346-1358391570-3209.jpeg.jpg)
Tracklista:
1. The Wrathforge 08:17
2. Dragonhelm 04:10
3. Finis Mundi 08:54
4. Metal from Hellas 04:15
5. Hyrkanian Blades 04:47
6. Oceans of Pain 10:22
7. Born in the 70's 05:23
8. Warlord of Mars 04:23
9. Death Before Disgrace 08:35
Rok wydania: 2008
Gatunek: Epic Heavy Metal
Kraj: Grecja
Skład zespołu:
Marco Concoreggi - śpiew
Kostas Tzortzis - gitara
Manolis Karazeris - gitara
Gus Makrikostas - bas
Nick Papadopoulos - perkusja
Ocena: 8.6/10
24.04.2008
![[Obrazek: R-2563346-1358391570-3209.jpeg.jpg]](https://img.discogs.com/QclOz07cre2UpHLvsWWtT7cKpDw=/fit-in/600x600/filters:strip_icc():format(jpeg):mode_rgb():quality(90)/discogs-images/R-2563346-1358391570-3209.jpeg.jpg)
Tracklista:
1. The Wrathforge 08:17
2. Dragonhelm 04:10
3. Finis Mundi 08:54
4. Metal from Hellas 04:15
5. Hyrkanian Blades 04:47
6. Oceans of Pain 10:22
7. Born in the 70's 05:23
8. Warlord of Mars 04:23
9. Death Before Disgrace 08:35
Rok wydania: 2008
Gatunek: Epic Heavy Metal
Kraj: Grecja
Skład zespołu:
Marco Concoreggi - śpiew
Kostas Tzortzis - gitara
Manolis Karazeris - gitara
Gus Makrikostas - bas
Nick Papadopoulos - perkusja
Trzecia płyta greckich hoplitów epic heavy metalu wydana w kwietniu przez Cruz del Sur Music i słychać od razu dwie rzeczy.
Znakomite brzmienie, bez nadmiaru surowości, szczególnie debiutu, oraz zdecydowanie lepszy wokal Marco Congoreggi. To jest nie jest ten nieociosany Marco, to wokalista radzący sobie bez problemu, także gdy trzeba wyciągnąć wyżej i przeciągnąć głosem.
Duch bojowy pozostał i pozostało zamiłowanie do kompozycji długich, z których pierwsza pełna dramatyzmu i marszowych temp "The Wrathforge" ten album otwiera. Bardzo dojrzałe to granie, przy czym jednak bliższe niż poprzednio klasycznym heavy metalowym standardom. Gdzieś w tle odległe klimatyczne klawisze, warkoczący bas i bojowe litaury. Szybszy "Dragonheim" także bardzo dobry i galopujący na granicy power metalu, tyle że brak tu jednak trochę tego dymu bitewnego i krwi poległych wojowników, tak namacalnych w przypadku utworów z debiutu. W "Finis Mundi" jest owszem powrót do tej koncepcji, ale w tym brzmieniu, jakie tu zostało zaproponowane nie ma to aż tyle autentyzmu, ile by należało oczekiwać. Ponadto tu nie ma czego grać aż przez dziewięć minut, ambientowy wstęp jest jednak przepiękny wraz z tym wykorzystaniem gitary akustycznej.
Z tych krótszych kompozycji najlepiej prezentuje się "Metal From Hellas", także na granicy heavy i power metalu i ze świetnym, pełnym emocji wokalem oraz nośnym refrenem i bojowymi chórkami wojowników. "Hyrkanian Blades" już takiego wrażenia nie robi, natomiast umieszczenie na płycie kompozycji "Born in the 70's", stereotypowego heavy metalu dla lat 80-tych, jest nieco kontrowersyjne. Bardzo dobry jest również umieszczony w końcowej części albumu dynamiczny i bojowy "Warlord of Mars" z szarżami basu i grzmiącą perkusją, stojący na granicy europejskiego i amerykańskiego classic metalu, gdzie słychać nawet klasyczne zagrywki IRON MAIDEN.
Znakomity jest ostatni z zaprezentowanych własnych utworów, epicki i dumny "Death Before Disgrace" z akustycznym, surowym, oschłym wstępem. Ten riff główny to już był wykorzystany przez SAVATAGE, ale co z tego, skoro tu mamy wzniosły epic heavy, taki najbardziej kojarzący się z dotychczasowymi kompozycjami BATTLEROAR. Tu też dzieje niezmiernie dużo przez cały czas i jest wszystko, czego zabrakło w "Finis Mundi". Wspaniały, poruszający refren i solo, te zresztą wszystkie są warte wysokiej oceny, niezależnie od charakteru poszczególnych utworów. BATTLEROAR potrafi stworzyć taki rozpoznawalny gęsty klimat, gdzie się czuje i bliskość śmierci na placu boju i taką melancholię, jaka tu przez chwilę się przemyka w zachwycającym interludium. No a potem to rozpędzenie rodem z MANOWAR. Wyborne rozegranie, po prostu wyborne.
O Czarnej Perle specjalnie napisać wypada na końcu dla podkreślenia wartości tej umieszczonej centralnie najdłuższej kompozycji. To "Oceans of Pain" i takiego natężenia epickiego klimatu, lekkości i przenikania stylów niełatwo doszukać się nawet w słynącym z tego greckim metalu. Mistyczny to klimat... Ostra gitara, tnące przestrzeń riffy i wzniosły, ulatujący ku niebo wokal Marco Concoreggi. Niezwykła przemiana zaszła w tym wokaliście w ciągu tych kliku lat i stał się Mistrzem epickiego śpiewu. Duma, grecka duma wydobywa się w każdej sekundzie w tym nieubłaganym marszu. Jakby tego było mało, jest tu szum morza i wszystko co po nim następuje. Magia. Muzyczna magia. Tam się po prostu jest i to wrażenie jest niesamowite, a przecież jakimi skromnymi środkami to zostało osiągnięte. Magia w metalu bez metalu. Kruszące riffy na koniec i pełne rozpaczy solo wieńczą dzieło.
Czy ten zespół jeszcze kiedyś nagra taki utwór? Czy w ogóle możliwe?
Znakomite brzmienie, bez nadmiaru surowości, szczególnie debiutu, oraz zdecydowanie lepszy wokal Marco Congoreggi. To jest nie jest ten nieociosany Marco, to wokalista radzący sobie bez problemu, także gdy trzeba wyciągnąć wyżej i przeciągnąć głosem.
Duch bojowy pozostał i pozostało zamiłowanie do kompozycji długich, z których pierwsza pełna dramatyzmu i marszowych temp "The Wrathforge" ten album otwiera. Bardzo dojrzałe to granie, przy czym jednak bliższe niż poprzednio klasycznym heavy metalowym standardom. Gdzieś w tle odległe klimatyczne klawisze, warkoczący bas i bojowe litaury. Szybszy "Dragonheim" także bardzo dobry i galopujący na granicy power metalu, tyle że brak tu jednak trochę tego dymu bitewnego i krwi poległych wojowników, tak namacalnych w przypadku utworów z debiutu. W "Finis Mundi" jest owszem powrót do tej koncepcji, ale w tym brzmieniu, jakie tu zostało zaproponowane nie ma to aż tyle autentyzmu, ile by należało oczekiwać. Ponadto tu nie ma czego grać aż przez dziewięć minut, ambientowy wstęp jest jednak przepiękny wraz z tym wykorzystaniem gitary akustycznej.
Z tych krótszych kompozycji najlepiej prezentuje się "Metal From Hellas", także na granicy heavy i power metalu i ze świetnym, pełnym emocji wokalem oraz nośnym refrenem i bojowymi chórkami wojowników. "Hyrkanian Blades" już takiego wrażenia nie robi, natomiast umieszczenie na płycie kompozycji "Born in the 70's", stereotypowego heavy metalu dla lat 80-tych, jest nieco kontrowersyjne. Bardzo dobry jest również umieszczony w końcowej części albumu dynamiczny i bojowy "Warlord of Mars" z szarżami basu i grzmiącą perkusją, stojący na granicy europejskiego i amerykańskiego classic metalu, gdzie słychać nawet klasyczne zagrywki IRON MAIDEN.
Znakomity jest ostatni z zaprezentowanych własnych utworów, epicki i dumny "Death Before Disgrace" z akustycznym, surowym, oschłym wstępem. Ten riff główny to już był wykorzystany przez SAVATAGE, ale co z tego, skoro tu mamy wzniosły epic heavy, taki najbardziej kojarzący się z dotychczasowymi kompozycjami BATTLEROAR. Tu też dzieje niezmiernie dużo przez cały czas i jest wszystko, czego zabrakło w "Finis Mundi". Wspaniały, poruszający refren i solo, te zresztą wszystkie są warte wysokiej oceny, niezależnie od charakteru poszczególnych utworów. BATTLEROAR potrafi stworzyć taki rozpoznawalny gęsty klimat, gdzie się czuje i bliskość śmierci na placu boju i taką melancholię, jaka tu przez chwilę się przemyka w zachwycającym interludium. No a potem to rozpędzenie rodem z MANOWAR. Wyborne rozegranie, po prostu wyborne.
O Czarnej Perle specjalnie napisać wypada na końcu dla podkreślenia wartości tej umieszczonej centralnie najdłuższej kompozycji. To "Oceans of Pain" i takiego natężenia epickiego klimatu, lekkości i przenikania stylów niełatwo doszukać się nawet w słynącym z tego greckim metalu. Mistyczny to klimat... Ostra gitara, tnące przestrzeń riffy i wzniosły, ulatujący ku niebo wokal Marco Concoreggi. Niezwykła przemiana zaszła w tym wokaliście w ciągu tych kliku lat i stał się Mistrzem epickiego śpiewu. Duma, grecka duma wydobywa się w każdej sekundzie w tym nieubłaganym marszu. Jakby tego było mało, jest tu szum morza i wszystko co po nim następuje. Magia. Muzyczna magia. Tam się po prostu jest i to wrażenie jest niesamowite, a przecież jakimi skromnymi środkami to zostało osiągnięte. Magia w metalu bez metalu. Kruszące riffy na koniec i pełne rozpaczy solo wieńczą dzieło.
Czy ten zespół jeszcze kiedyś nagra taki utwór? Czy w ogóle możliwe?
Grecki metal ponownie triumfuje.
Ten triumf byłby jeszcze pełniejszy, gdyby album był nieco krótszy i pozbawiony kilku trywialnych kompozycji, niezbyt zgranych z wyniosłą epicką większością.
Wszystko inne jest piękne i wspaniałe. Grecki metal.
Ten triumf byłby jeszcze pełniejszy, gdyby album był nieco krótszy i pozbawiony kilku trywialnych kompozycji, niezbyt zgranych z wyniosłą epicką większością.
Wszystko inne jest piękne i wspaniałe. Grecki metal.
Ocena: 8.6/10
24.04.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"