17.06.2018, 08:52:28
Black Majesty - In Your Honour (2010)
![[Obrazek: R-4745405-1489592512-6680.jpeg.jpg]](https://img.discogs.com/k_hIwCmzNU3ooAZf4LGiNHU2eXM=/fit-in/600x597/filters:strip_icc():format(jpeg):mode_rgb():quality(90)/discogs-images/R-4745405-1489592512-6680.jpeg.jpg)
Tracklista:
1. Far Beyond 05:24
2. God Of War 05:05
3. Millenium 03:54
4. Break These Chains 04:48
5. Further Than Insane 04:32
6. End Of Time 04:38
7. Wish You Well 04:21
8. Follow 04:52
9. Witching Hour 05:21
Rok wydania: 2010
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Australia
Skład zespołu:
John Cavaliere - śpiew
Steve Janevski - gitara
Hanny Mohammed - gitara, instrumenty klawiszowe
Pavel Konvalinka - perkusja
Evan Harris - bas (gościnnie)
Ocena: 4/10
14.05.2010
![[Obrazek: R-4745405-1489592512-6680.jpeg.jpg]](https://img.discogs.com/k_hIwCmzNU3ooAZf4LGiNHU2eXM=/fit-in/600x597/filters:strip_icc():format(jpeg):mode_rgb():quality(90)/discogs-images/R-4745405-1489592512-6680.jpeg.jpg)
Tracklista:
1. Far Beyond 05:24
2. God Of War 05:05
3. Millenium 03:54
4. Break These Chains 04:48
5. Further Than Insane 04:32
6. End Of Time 04:38
7. Wish You Well 04:21
8. Follow 04:52
9. Witching Hour 05:21
Rok wydania: 2010
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Australia
Skład zespołu:
John Cavaliere - śpiew
Steve Janevski - gitara
Hanny Mohammed - gitara, instrumenty klawiszowe
Pavel Konvalinka - perkusja
Evan Harris - bas (gościnnie)
Czwarty album australijskiej formacji wydany przez Limb Music w maju, miał pokazać, czy zespół stać na nawiązanie do zjawiskowej muzyki, jaką prezentował na dwóch pierwszych płytach i czy jest szansa na wywołanie większego zainteresowania niż co najmniej dobrym, ale jednak niczym się nie wyróżniającym krążkiem "Tomorrowland" z 2007 roku.
Okładka, nawiązująca do poprzednich wskazywać by mogła na kontynuację grania z pogranicza heavy i power metalu w bardzo melodyjnej odmianie i tak rzeczywiście jest.
Album powstawał dosyć długo, od strony produkcyjnej odpowiedzialny był Roland Grapow (GAMMA RAY, MASTERPLAN), a kompozycje były ponoć starannie dopieszczanie i dopracowywane.
Okładka, nawiązująca do poprzednich wskazywać by mogła na kontynuację grania z pogranicza heavy i power metalu w bardzo melodyjnej odmianie i tak rzeczywiście jest.
Album powstawał dosyć długo, od strony produkcyjnej odpowiedzialny był Roland Grapow (GAMMA RAY, MASTERPLAN), a kompozycje były ponoć starannie dopieszczanie i dopracowywane.
Przykro to powiedzieć, ale ta płyta męczy. Co z tego, że Grapow nadał jej przestrzenne bogate brzmienie. Są ostre, a zarazem miękkie gitary, jest ładnie zaznaczona perkusja, ale choć jestem obsłuchany z takim graniem i lubię je, to ta płyta mnie zmęczyła. Zmęczyła powszedniością tego, co grają , zlewaniem się tego wszystkiego w podobnych do siebie utworach szerokiego, uregulowanego i obetonowanego kanału głównego z melodic power metalem w odmianie europejskiej. Nic tu nie ma z tego australijskiego kotła, nic z dwóch pierwszych płyt i nic z tego przyjemnego, choć mało odkrywczego grania z "Tomorrowland".
Przeciętne sola, Cavaliere jak nie on. Dużo tu dźwięków, natłok wręcz, a nic do zapamiętania, nic do ponownego, natychmiastowego odsłuchu. Żadnych powerowych hitów ani przebojów. Co gorsza, absolutnie nie wiadomo czy to rycerski power metal, czy wesoły HELLOWEEN, czy skandynawski wystudiowany power. Nic tego albumu nie określa i nie definiuje.
Chciałoby się coś napisać o konkretnych utworach, o konkretnych refrenach, ale to zadanie trudne. Utwory przelatują jeden po drugim, budząc zainteresowanie w sekundach i mgnieniach oka, ale i to tylko czasem. Bardzo to zarazem wymuszone, nagrane i na siłę i siłowo, a w przypadku tego zespołu to bardzo przykre. Może w tym i coś jest, ale to tak męczące granie, że lepiej już jakiegoś death metalu posłuchać z tych mniej pokręconych
Przeciętne sola, Cavaliere jak nie on. Dużo tu dźwięków, natłok wręcz, a nic do zapamiętania, nic do ponownego, natychmiastowego odsłuchu. Żadnych powerowych hitów ani przebojów. Co gorsza, absolutnie nie wiadomo czy to rycerski power metal, czy wesoły HELLOWEEN, czy skandynawski wystudiowany power. Nic tego albumu nie określa i nie definiuje.
Chciałoby się coś napisać o konkretnych utworach, o konkretnych refrenach, ale to zadanie trudne. Utwory przelatują jeden po drugim, budząc zainteresowanie w sekundach i mgnieniach oka, ale i to tylko czasem. Bardzo to zarazem wymuszone, nagrane i na siłę i siłowo, a w przypadku tego zespołu to bardzo przykre. Może w tym i coś jest, ale to tak męczące granie, że lepiej już jakiegoś death metalu posłuchać z tych mniej pokręconych
.
Ta płyta nie jest udana ani jako power metal, ani jako melodic metal. Jest po prostu nieudana.
Australijskie granie metalu zawsze polegało na umiejętnym łączeniu tego co najlepsze w danych gatunkach z różnych stron świata. Tu mamy połączenie tego co najgorsze.
Kolejny album wyraźnie wskazujący na kryzys sceny melodyjnych odmian metalu w Australii w ostatnich latach.
Ta płyta nie jest udana ani jako power metal, ani jako melodic metal. Jest po prostu nieudana.
Australijskie granie metalu zawsze polegało na umiejętnym łączeniu tego co najlepsze w danych gatunkach z różnych stron świata. Tu mamy połączenie tego co najgorsze.
Kolejny album wyraźnie wskazujący na kryzys sceny melodyjnych odmian metalu w Australii w ostatnich latach.
Ocena: 4/10
14.05.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"