17.06.2018, 09:00:39
Black Sabbath - Never Say Die! (1978)
![[Obrazek: R-1163490-1564787368-3172.jpeg.jpg]](https://img.discogs.com/A8Q8XZf9CwkvsUPLuWaNX9iaa4I=/fit-in/600x600/filters:strip_icc():format(jpeg):mode_rgb():quality(90)/discogs-images/R-1163490-1564787368-3172.jpeg.jpg)
Tracklista:
1. Never Say Die 03:47
2. Johnny Blade 06:27
3. Junior's Eyes 06:41
4. A Hard Road 06:03
5. Shock Wave 05:13
6. Air Dance 05:15
7. Over to You 05:21
8. Breakout 02:36
9. Swinging the Chain 04:06
Rok wydania: 1978
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Wielka Brytania
Skład zespołu:
Ozzy Osbourne - śpiew
Tony Iommi - gitara
Geezer Butler - bas
Bill Ward - perkusja, śpiew (9)
Gościnnie:
Don Airey - instrumenty klawiszowe
Ocena: 6.8/10
3.02.2008
![[Obrazek: R-1163490-1564787368-3172.jpeg.jpg]](https://img.discogs.com/A8Q8XZf9CwkvsUPLuWaNX9iaa4I=/fit-in/600x600/filters:strip_icc():format(jpeg):mode_rgb():quality(90)/discogs-images/R-1163490-1564787368-3172.jpeg.jpg)
Tracklista:
1. Never Say Die 03:47
2. Johnny Blade 06:27
3. Junior's Eyes 06:41
4. A Hard Road 06:03
5. Shock Wave 05:13
6. Air Dance 05:15
7. Over to You 05:21
8. Breakout 02:36
9. Swinging the Chain 04:06
Rok wydania: 1978
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Wielka Brytania
Skład zespołu:
Ozzy Osbourne - śpiew
Tony Iommi - gitara
Geezer Butler - bas
Bill Ward - perkusja, śpiew (9)
Gościnnie:
Don Airey - instrumenty klawiszowe
Ta płyta BLACK SABBATH wydana przez Warner Bros. Records i Vertigo w październiku 1976, jako kolejny album wyrażający estetykę tworzącego się heavy metalu, jest zdecydowanie albumem kryzysowym. Sama kwestia chęci dalszej współpracy Osbourne'a z zespołem to jedno, a pogłębiający się kryzys twórczy to drugie. Już na "Technical Ecstazy" zespół pokazał, że w tym składzie i takiej kondycji nie jest w stanie zauroczyć słuchacza, ten zaś album to wrażenie pogłębia.
Samoistność twórcza grupy została zachwiana i to słychać w zdumiewającym zapożyczeniu istotnego motywu w "Hard Road" od DEEP PURPLE.
Muzycznie męczą się w roli heavy metalowego bandu, proponując granie mętne formalnie, jak w "Swinging The Chain" z kolejnym nieudolnym wokalnym popisem Warda czy zupełnie bezradnych kompozycyjnie "Over To You" i "Air Dance". Rozczarowuje także tytułowy "Never Say Die" i jako otwieracz sprawdza się znacznie gorzej niż "Back Street Kids" z płyty poprzedniej. Osbourne ogólnie śpiewa dosyć słabo, bez przekonania i w kompozycjach, wymagających oddania ducha melodii, jest gdzieś obok. Tam, gdzie nie śpiewa wcale, otrzymujemy eksperymentalne nieporozumienie instrumentalne w postaci "Breakout" bez formy i bez treści. Album ratują trzy kompozycje mocniejsze, cięższe i o wyraźnie heavy metalowym charakterze, a przy tym niepozbawione cech starego BLACK SABBATH.
Niewątpliwe najwartościowszą z nich to "Shock Wave" - dosyć złożona i eksplodująca w drugiej części niesamowitym gitarowym riffowym atakiem Iommiego, który w zasadzie nie wynika z niczego wcześniej, a już na pewno nie z gitary akustycznej w tle. Jest o jedno z najbardziej szokujących rozwinięć w utworach tego zespołu. Proste wokalizy w tle na koniec niesamowite. Także "Johnny Blade" z klawiszowym otwarciem, podobnym nieco do tego, jakie rozpoczyna "Tarot Woman" RAINBOW, i doskonałym tempem w części dalszej jest kompozycją najwyższej klasy. Tu to sabbathowskie zakręcenie Ozzy'ego wypada bardzo dobrze i utwór trzyma w napięciu od początku do końca. Motyw zagrany w części środkowej to kapitalny powrót do najstarszego BLACK SABBATH z roku 1970, a melodia, jaka pojawia się na końcu, to jedna z ładniejszych delikatnych, jakie zaprezentował zespół swoim fanom.
Wreszcie bardzo udany jest także zbudowany na linii basu "Juniors Eyes". Taki inny BLACK SABBATH, ale jednocześnie w tym czasie tylko oni mogli to w taki sposób zagrać. Jakże smutny to przebój... i jakie fajne rzeczy wygrywa tu Ward i Iommi.
Ogólnie jednak poziom jego solówek jest po prostu różny. Za to zdecydowanie dobrze gra Ward, a i klawisze Airey'a o nowoczesnym brzmieniu zgrabnie rozmieszczone, wpasowane są w sposób jak najbardziej udany.
Brzmieniowo album w wersji oryginalnej średni. Sekcja rytmiczna, a zwłaszcza perkusja, jest zdecydowanie za głośna. Plusem jest to, że można posłuchać, jakie cudeńka tu od czasu do czasu wygrywa Ward, ale w końcu nie jest płyta perkusyjna. Poza solami sound gitary Iommiego często matowy.
Nie jest to całościowo płyta, którą BLACK SABBATH mógłby się chwalić i wtedy i dziś.
Ostatni album w oryginalnym składzie niestety jednak zawodzi.
Muzycznie męczą się w roli heavy metalowego bandu, proponując granie mętne formalnie, jak w "Swinging The Chain" z kolejnym nieudolnym wokalnym popisem Warda czy zupełnie bezradnych kompozycyjnie "Over To You" i "Air Dance". Rozczarowuje także tytułowy "Never Say Die" i jako otwieracz sprawdza się znacznie gorzej niż "Back Street Kids" z płyty poprzedniej. Osbourne ogólnie śpiewa dosyć słabo, bez przekonania i w kompozycjach, wymagających oddania ducha melodii, jest gdzieś obok. Tam, gdzie nie śpiewa wcale, otrzymujemy eksperymentalne nieporozumienie instrumentalne w postaci "Breakout" bez formy i bez treści. Album ratują trzy kompozycje mocniejsze, cięższe i o wyraźnie heavy metalowym charakterze, a przy tym niepozbawione cech starego BLACK SABBATH.
Niewątpliwe najwartościowszą z nich to "Shock Wave" - dosyć złożona i eksplodująca w drugiej części niesamowitym gitarowym riffowym atakiem Iommiego, który w zasadzie nie wynika z niczego wcześniej, a już na pewno nie z gitary akustycznej w tle. Jest o jedno z najbardziej szokujących rozwinięć w utworach tego zespołu. Proste wokalizy w tle na koniec niesamowite. Także "Johnny Blade" z klawiszowym otwarciem, podobnym nieco do tego, jakie rozpoczyna "Tarot Woman" RAINBOW, i doskonałym tempem w części dalszej jest kompozycją najwyższej klasy. Tu to sabbathowskie zakręcenie Ozzy'ego wypada bardzo dobrze i utwór trzyma w napięciu od początku do końca. Motyw zagrany w części środkowej to kapitalny powrót do najstarszego BLACK SABBATH z roku 1970, a melodia, jaka pojawia się na końcu, to jedna z ładniejszych delikatnych, jakie zaprezentował zespół swoim fanom.
Wreszcie bardzo udany jest także zbudowany na linii basu "Juniors Eyes". Taki inny BLACK SABBATH, ale jednocześnie w tym czasie tylko oni mogli to w taki sposób zagrać. Jakże smutny to przebój... i jakie fajne rzeczy wygrywa tu Ward i Iommi.
Ogólnie jednak poziom jego solówek jest po prostu różny. Za to zdecydowanie dobrze gra Ward, a i klawisze Airey'a o nowoczesnym brzmieniu zgrabnie rozmieszczone, wpasowane są w sposób jak najbardziej udany.
Brzmieniowo album w wersji oryginalnej średni. Sekcja rytmiczna, a zwłaszcza perkusja, jest zdecydowanie za głośna. Plusem jest to, że można posłuchać, jakie cudeńka tu od czasu do czasu wygrywa Ward, ale w końcu nie jest płyta perkusyjna. Poza solami sound gitary Iommiego często matowy.
Nie jest to całościowo płyta, którą BLACK SABBATH mógłby się chwalić i wtedy i dziś.
Ostatni album w oryginalnym składzie niestety jednak zawodzi.
Ocena: 6.8/10
3.02.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"