17.06.2018, 13:52:30
Cemetary - Black Vanity (1994)
![[Obrazek: R-745246-1174469428.jpeg.jpg]](https://img.discogs.com/mbOwXm49QQ7gI-hnbjni9gELXII=/fit-in/600x589/filters:strip_icc():format(jpeg):mode_rgb():quality(90)/discogs-images/R-745246-1174469428.jpeg.jpg)
Tracklista:
1. Bitter Seed 02:51
2. Ebony Rain 05:26
3. Hunger of the Innocent 06:10
4. Scarecrow 04:17
5. Black Flowers of Passion 03:50
6. Last Departure / Serpentine Parade 05:11
7. Sweet Tragedy 03:16
8. Pale Autumn Fire 04:20
9. Out in Sand 04:19
10. Rosemary Taste the Sky 05:09
Rok wydania: 1994
Gatunek: Heavy/Gothic Metal
Kraj: Szwecja
Skład zespołu:
Mathias Lodmalm - śpiew, gitara, instrumenty klawiszowe
Anders Iwers - gitara
Tomas Joseffson - bas
Markus Nordberg - perkusja
Ocena: 8.7/10
19.02.2008
![[Obrazek: R-745246-1174469428.jpeg.jpg]](https://img.discogs.com/mbOwXm49QQ7gI-hnbjni9gELXII=/fit-in/600x589/filters:strip_icc():format(jpeg):mode_rgb():quality(90)/discogs-images/R-745246-1174469428.jpeg.jpg)
Tracklista:
1. Bitter Seed 02:51
2. Ebony Rain 05:26
3. Hunger of the Innocent 06:10
4. Scarecrow 04:17
5. Black Flowers of Passion 03:50
6. Last Departure / Serpentine Parade 05:11
7. Sweet Tragedy 03:16
8. Pale Autumn Fire 04:20
9. Out in Sand 04:19
10. Rosemary Taste the Sky 05:09
Rok wydania: 1994
Gatunek: Heavy/Gothic Metal
Kraj: Szwecja
Skład zespołu:
Mathias Lodmalm - śpiew, gitara, instrumenty klawiszowe
Anders Iwers - gitara
Tomas Joseffson - bas
Markus Nordberg - perkusja
Lodmalm to duch metalowy niespokojny.
Wydawać by się mogło, że "Godless Beauty" to i optymalny skład zespołu, i pewien styl, który wystarczyło kontynuować, aby być zauważonym i docenionym.
Lodmalm jednak rozpoczął wszystko od nowa, z innym składem pod szyldem CEMETARY, zaprosił do nagrania "Black Vanity" grupę gości, dodał więcej instrumentów, zmienił brzmienie, sposób aranżacji utworów... Zmienił bardzo dużo, ale pozostał mrok, niepokój i te melodie, jakie umiał stworzyć. Ta płyta ujrzała światło dzienne dzięki wytwórni Black Mark Production.
Nie zawsze to wszystko sprawia wrażenie poukładanego jak należy i "Last Departure / Serpentine Parade" jest tego najlepszym przykładem. Pewne kompozycje są przeładowane jak ta, są też niekiedy obarczone efektami specjalnymi niezbyt trafnymi. To, co poprzednio generowały gitary, tu złożone jest na barki instrumentów klawiszowych, niby oszczędnych, ale jednak rozwadniających, odciągających główne melodie gdzieś na boki. Lodmalm nie stara się być brutalny, jest tu wyraźna chęć stworzenia melodii bardziej przebojowych w smutku jak w "Bitter Seed" i to nie jest akurat w tym przypadku dobry manewr.
Gdy jednak trafia to trafia bez pudła, jak w rytmicznym, z płynnymi zwolnieniami "Ebony Rain", pełnym leniwej, dekadenckiej rezygnacji. To piękne solo gitarowe zagrał tu gościnnie Christofer Johnsson wraz z Lodmalmem. Trafia też bez pudła w "Hunger of the Innocent", zaaranżowanym kapitalnie pod względem wokalnym, użyciem gitary akustycznej, melorecytacji i tego wracającego motywu gitarowego, wspartego tym, co grają w solach tak prostych, a tak genialnych. Brutalne wyrwanie z Krainy Łagodności jest tu po prostu wstrząsające.
"Scarecrow" może aż takiego spustoszenia nie czyni, choć zbudowany jest na podobnych zasadach, ale tu postawiono na większy ładunek "przebojowości", która by się przydała w ponurym, ale jednak nieco nużącym, "Black Flowers of Passion". Chłodne, posuwiste rytmy "Sweet Tragedy", znów ta obojętność o letniej temperaturze, udziwnienie z basem i oderwaną solówka gitarową, znów te posuwiste rytmy. To jest proste, ale z taką prostotą w samych riffach ten album stoi. Jak w "Pale Autumn Fire", gdzie te gitary są mocno wspomagane innymi efektami. Te efekty pewną rolę odgrywają również w "Out in Sand", ale tu są to hammondy w tle, a wszystko zmierza do tej partii łagodniejszej, z mruczanym wokalem. To jest tak sprytnie zrobione, że cały czas się czeka, kiedy ten motyw się powtórzy. Nawet gdy gitara akustyczna się pojawia w mini balladzie wplecionej mimochodem i to solo, typowo heavy metalowe i romantyczne. Na koniec morderczy, pokręcony, mroczny i gotycki "Rosemary Taste the Sky". Tyle można wydobyć z kilku zagrywek, kilku długich, powtarzanych wybrzmiewań... Efekt wzmacnia stopniowe chowanie wokalu w muzyczne tło.
Lodmalm to człowiek poszukujący na tym LP. Zwiedza różne obszary, wykorzystuje różne doświadczenia, nie zawsze własne. To, jak śpiewa, może niektórych odstręczać. Ni to grow, ni to mruczanki pozbawionego głosu osobnika, wracającego do domu pod dobrą datą ze śpiewem na ustach.
Trudna płyta, choć niezwykle atrakcyjna pod względem melodii. Momentami przegadana, czasem nierówna w obrębie samych kompozycji. Obiecująca wiele i nie dająca do końca tego, co wydawać by się mogło dać musi. Lodmalm to postać frapująca. Stał obok wszystkich, miał tu własną wizję. Czegoś jednak zabrakło, aby ta płyta dorównała "Godless Beauty".
Chyba że miała być po prostu inna.
Wydawać by się mogło, że "Godless Beauty" to i optymalny skład zespołu, i pewien styl, który wystarczyło kontynuować, aby być zauważonym i docenionym.
Lodmalm jednak rozpoczął wszystko od nowa, z innym składem pod szyldem CEMETARY, zaprosił do nagrania "Black Vanity" grupę gości, dodał więcej instrumentów, zmienił brzmienie, sposób aranżacji utworów... Zmienił bardzo dużo, ale pozostał mrok, niepokój i te melodie, jakie umiał stworzyć. Ta płyta ujrzała światło dzienne dzięki wytwórni Black Mark Production.
Nie zawsze to wszystko sprawia wrażenie poukładanego jak należy i "Last Departure / Serpentine Parade" jest tego najlepszym przykładem. Pewne kompozycje są przeładowane jak ta, są też niekiedy obarczone efektami specjalnymi niezbyt trafnymi. To, co poprzednio generowały gitary, tu złożone jest na barki instrumentów klawiszowych, niby oszczędnych, ale jednak rozwadniających, odciągających główne melodie gdzieś na boki. Lodmalm nie stara się być brutalny, jest tu wyraźna chęć stworzenia melodii bardziej przebojowych w smutku jak w "Bitter Seed" i to nie jest akurat w tym przypadku dobry manewr.
Gdy jednak trafia to trafia bez pudła, jak w rytmicznym, z płynnymi zwolnieniami "Ebony Rain", pełnym leniwej, dekadenckiej rezygnacji. To piękne solo gitarowe zagrał tu gościnnie Christofer Johnsson wraz z Lodmalmem. Trafia też bez pudła w "Hunger of the Innocent", zaaranżowanym kapitalnie pod względem wokalnym, użyciem gitary akustycznej, melorecytacji i tego wracającego motywu gitarowego, wspartego tym, co grają w solach tak prostych, a tak genialnych. Brutalne wyrwanie z Krainy Łagodności jest tu po prostu wstrząsające.
"Scarecrow" może aż takiego spustoszenia nie czyni, choć zbudowany jest na podobnych zasadach, ale tu postawiono na większy ładunek "przebojowości", która by się przydała w ponurym, ale jednak nieco nużącym, "Black Flowers of Passion". Chłodne, posuwiste rytmy "Sweet Tragedy", znów ta obojętność o letniej temperaturze, udziwnienie z basem i oderwaną solówka gitarową, znów te posuwiste rytmy. To jest proste, ale z taką prostotą w samych riffach ten album stoi. Jak w "Pale Autumn Fire", gdzie te gitary są mocno wspomagane innymi efektami. Te efekty pewną rolę odgrywają również w "Out in Sand", ale tu są to hammondy w tle, a wszystko zmierza do tej partii łagodniejszej, z mruczanym wokalem. To jest tak sprytnie zrobione, że cały czas się czeka, kiedy ten motyw się powtórzy. Nawet gdy gitara akustyczna się pojawia w mini balladzie wplecionej mimochodem i to solo, typowo heavy metalowe i romantyczne. Na koniec morderczy, pokręcony, mroczny i gotycki "Rosemary Taste the Sky". Tyle można wydobyć z kilku zagrywek, kilku długich, powtarzanych wybrzmiewań... Efekt wzmacnia stopniowe chowanie wokalu w muzyczne tło.
Lodmalm to człowiek poszukujący na tym LP. Zwiedza różne obszary, wykorzystuje różne doświadczenia, nie zawsze własne. To, jak śpiewa, może niektórych odstręczać. Ni to grow, ni to mruczanki pozbawionego głosu osobnika, wracającego do domu pod dobrą datą ze śpiewem na ustach.
Trudna płyta, choć niezwykle atrakcyjna pod względem melodii. Momentami przegadana, czasem nierówna w obrębie samych kompozycji. Obiecująca wiele i nie dająca do końca tego, co wydawać by się mogło dać musi. Lodmalm to postać frapująca. Stał obok wszystkich, miał tu własną wizję. Czegoś jednak zabrakło, aby ta płyta dorównała "Godless Beauty".
Chyba że miała być po prostu inna.
Ocena: 8.7/10
19.02.2008
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"