21.06.2018, 21:26:08
Judas Priest - Angel of Retribution (2005)
![[Obrazek: R-616134-1138869923.jpeg.jpg]](https://img.discogs.com/nJk752iokSKyxmdbj83nQtSnVPo=/fit-in/600x600/filters:strip_icc():format(jpeg):mode_rgb():quality(90)/discogs-images/R-616134-1138869923.jpeg.jpg)
Tracklista:
1. Judas Rising 04:13
2. Deal with the Devil 03:54
3. Revolution 04:43
4. Worth Fighting For 04:19
5. Demonizer 04:38
6. Wheels of Fire 03:47
7. Angel 04:24
8. Hellrider 06:23
9. Eulogy 02:53
10. Lochness 13:30
Rok wydania: 2005
Gatunek: Traditional Heavy Metal
Kraj: Wielka Brytania
Skład zespołu:
Rob Halford - śpiew
Glenn Tipton - gitara
KK Downing - gitara
Ian Hill - bas
Scott Travis - perkusja
Don Airey - instrumenty klawiszowe (gościnnie)
Ocena: 7.7/10
20.12.2007
![[Obrazek: R-616134-1138869923.jpeg.jpg]](https://img.discogs.com/nJk752iokSKyxmdbj83nQtSnVPo=/fit-in/600x600/filters:strip_icc():format(jpeg):mode_rgb():quality(90)/discogs-images/R-616134-1138869923.jpeg.jpg)
Tracklista:
1. Judas Rising 04:13
2. Deal with the Devil 03:54
3. Revolution 04:43
4. Worth Fighting For 04:19
5. Demonizer 04:38
6. Wheels of Fire 03:47
7. Angel 04:24
8. Hellrider 06:23
9. Eulogy 02:53
10. Lochness 13:30
Rok wydania: 2005
Gatunek: Traditional Heavy Metal
Kraj: Wielka Brytania
Skład zespołu:
Rob Halford - śpiew
Glenn Tipton - gitara
KK Downing - gitara
Ian Hill - bas
Scott Travis - perkusja
Don Airey - instrumenty klawiszowe (gościnnie)
Odszedł "Ripper" Owens, skończyła się era ostrego heavy power dla JUDAS PRIEST.
Powrócił Halford i powrócił brytyjski heavy metal. Brytyjski heavy metal w roku 2005 to już tylko wspomnienie dawnej potęgi. Dumny Albion ustąpił miejsca Ameryce, Skandynawii, Niemcom, krajom południa Europy. Stał się sztampowy, nudny, przewidywalny i schematyczny. Stał się zasklepiony w tradycji. Tradycje trzeba szanować, trzeba czerpać z niej inspiracje, ale nie można się w niej zasklepiać i czynić z niej twierdzy w sytuacji, gdy metal idzie do przodu, rozwija się i wzbogaca, także w tych najbardziej klasycznych formach.
"Angel Of Retribution" wydany przez Sony Music UK w lutym 2005 jest płytą jak najbardziej tradycyjną i klasyczną. Dla Wielkiej Brytanii i dla JUDAS PRIEST też.
Ten LP często jest rozpatrywany przez pryzmat "Lochness". Prawie 14 minut pogoni za potworem, który istnieje, choć brak na to dowodów czy też nie powinien istnieć z racjonalnego punktu widzenia. Z racjonalnego punktu widzenia i ta płyta mogła też nie powstać. Jest to album, który w dorobku JUDAS PRIEST wnosi najmniej. Jest wtórny, co więcej wtórny pomysłami, niekoniecznie własnymi, choć wynikającymi z brytyjskiej tradycji pojmowania heavy metalu. "Lochness"... Mówi się, że to nudny tasiemiec pozbawiony treści, pozbawiony mocy, pozbawiony metalu. Dla mnie nie. To jedyny oryginalny utwór na tym albumie i jedyny, którego refren, ten smutny, melodyjny refren, pełen jakiejś rezygnacji, się wbił na zawsze w pamięć.
"Judas Rising"... Czy na pewno? Ta płyta w swym artystycznym wyrazie to heavy metal jedną nogą pozostający w judasach Rippera, jak w "Judas Rising" "Demonizer" czy "Hellrider", ale bez niego.
Z drugiej to heavy metal środka. No tak, "Judas Rising" jest i nawiązaniem bezpośrednim do "Painkillera", ale tu minęło 15 lat i ta moc bez agresji pokryła się kurzem i przyblakła. Fakt, ładne sola grają Tipton i Downing, jakoś z Halfordem są bardziej sobą, są bardziej autentyczni i są prawdziwi w przekazie. To słychać i w "Deal With The Devil", zgrabnie wyjętym z grania tego zespołu z 30 lat wcześniej. Tu jest też ślad czegoś nowego, a najwięcej tego jest w "Revolution". Ten numer niszczy tą bezwzględną heavy metalową konsekwencją i tym nowoczesnym refrenem. JUDAS PRIEST bywał nowoczesny już wcześniej, szkoda, że na tym albumie jednak rzadko. Łagodne przynudzanie w "Worth Fighting For" i "Eulogy" i ten zupełnie bezbarwny brytyjski heavy metal pierwszej dekady XXI wieku w "Wheels Of Fire". Ileż takich samych kompozycji można usłyszeć na płytach angielskich zespołów z tego okresu...
A przecież jest tu też przecudownej urody, wypełniony akustyczną gitarą "Angel" z Halfordem, który śpiewa tak, jak nie śpiewał przez długie lata.
Jakoś mało tu Travisa na tym albumie. Tak do końca nie ma tu często do czego zagrać.
Judas Rising?
Ciężko jest nieraz powrócić, szczególnie, gdy się jest ikoną i gdy próbuje się zadowolić wszystkich. To się nie udało, ale jest przecież "Loch Ness".
Ta płyta to pogoń za potworem, który niepostrzeżenie wyzionął ducha i nie zaatakuje już z otchłani czasu i przestrzeni.
Powrócił Halford i powrócił brytyjski heavy metal. Brytyjski heavy metal w roku 2005 to już tylko wspomnienie dawnej potęgi. Dumny Albion ustąpił miejsca Ameryce, Skandynawii, Niemcom, krajom południa Europy. Stał się sztampowy, nudny, przewidywalny i schematyczny. Stał się zasklepiony w tradycji. Tradycje trzeba szanować, trzeba czerpać z niej inspiracje, ale nie można się w niej zasklepiać i czynić z niej twierdzy w sytuacji, gdy metal idzie do przodu, rozwija się i wzbogaca, także w tych najbardziej klasycznych formach.
"Angel Of Retribution" wydany przez Sony Music UK w lutym 2005 jest płytą jak najbardziej tradycyjną i klasyczną. Dla Wielkiej Brytanii i dla JUDAS PRIEST też.
Ten LP często jest rozpatrywany przez pryzmat "Lochness". Prawie 14 minut pogoni za potworem, który istnieje, choć brak na to dowodów czy też nie powinien istnieć z racjonalnego punktu widzenia. Z racjonalnego punktu widzenia i ta płyta mogła też nie powstać. Jest to album, który w dorobku JUDAS PRIEST wnosi najmniej. Jest wtórny, co więcej wtórny pomysłami, niekoniecznie własnymi, choć wynikającymi z brytyjskiej tradycji pojmowania heavy metalu. "Lochness"... Mówi się, że to nudny tasiemiec pozbawiony treści, pozbawiony mocy, pozbawiony metalu. Dla mnie nie. To jedyny oryginalny utwór na tym albumie i jedyny, którego refren, ten smutny, melodyjny refren, pełen jakiejś rezygnacji, się wbił na zawsze w pamięć.
"Judas Rising"... Czy na pewno? Ta płyta w swym artystycznym wyrazie to heavy metal jedną nogą pozostający w judasach Rippera, jak w "Judas Rising" "Demonizer" czy "Hellrider", ale bez niego.
Z drugiej to heavy metal środka. No tak, "Judas Rising" jest i nawiązaniem bezpośrednim do "Painkillera", ale tu minęło 15 lat i ta moc bez agresji pokryła się kurzem i przyblakła. Fakt, ładne sola grają Tipton i Downing, jakoś z Halfordem są bardziej sobą, są bardziej autentyczni i są prawdziwi w przekazie. To słychać i w "Deal With The Devil", zgrabnie wyjętym z grania tego zespołu z 30 lat wcześniej. Tu jest też ślad czegoś nowego, a najwięcej tego jest w "Revolution". Ten numer niszczy tą bezwzględną heavy metalową konsekwencją i tym nowoczesnym refrenem. JUDAS PRIEST bywał nowoczesny już wcześniej, szkoda, że na tym albumie jednak rzadko. Łagodne przynudzanie w "Worth Fighting For" i "Eulogy" i ten zupełnie bezbarwny brytyjski heavy metal pierwszej dekady XXI wieku w "Wheels Of Fire". Ileż takich samych kompozycji można usłyszeć na płytach angielskich zespołów z tego okresu...
A przecież jest tu też przecudownej urody, wypełniony akustyczną gitarą "Angel" z Halfordem, który śpiewa tak, jak nie śpiewał przez długie lata.
Jakoś mało tu Travisa na tym albumie. Tak do końca nie ma tu często do czego zagrać.
Judas Rising?
Ciężko jest nieraz powrócić, szczególnie, gdy się jest ikoną i gdy próbuje się zadowolić wszystkich. To się nie udało, ale jest przecież "Loch Ness".
Ta płyta to pogoń za potworem, który niepostrzeżenie wyzionął ducha i nie zaatakuje już z otchłani czasu i przestrzeni.
Ocena: 7.7/10
20.12.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"