23.06.2018, 19:55:14
Martiria - On the Way Back (2011)
![[Obrazek: R-4030286-1513101339-5113.jpeg.jpg]](https://img.discogs.com/-0b-xTpWmD5nITnCJS5gpMr9xZU=/fit-in/600x523/filters:strip_icc():format(jpeg):mode_rgb():quality(90)/discogs-images/R-4030286-1513101339-5113.jpeg.jpg)
Tracklista:
1. Cantico 00:44
2. Drought 06:20
3. Apocalypse 07:21
4. Song 04:12
5. Ashes to Ashes 06:06
6. The Sower 07:52
7. Gilgamesh 05:27
8. The Slaughter of the Guilties 06:53
9. You Brought Me Sorrow 04:42
10. Twenty Eight Steps 09:08
11. On the Way Back 04:37
Rok wydania: 2011
Gatunek: epic heavy metal
Kraj: Włochy
Skład zespołu:
Rick Anderson - śpiew
Andy Menario - gitara, instrumenty klawiszowe
Derek Maniscalco - bas
Umberto Spiniello - perkusja
Ocena: 8,4/10
17.06.2011
![[Obrazek: R-4030286-1513101339-5113.jpeg.jpg]](https://img.discogs.com/-0b-xTpWmD5nITnCJS5gpMr9xZU=/fit-in/600x523/filters:strip_icc():format(jpeg):mode_rgb():quality(90)/discogs-images/R-4030286-1513101339-5113.jpeg.jpg)
Tracklista:
1. Cantico 00:44
2. Drought 06:20
3. Apocalypse 07:21
4. Song 04:12
5. Ashes to Ashes 06:06
6. The Sower 07:52
7. Gilgamesh 05:27
8. The Slaughter of the Guilties 06:53
9. You Brought Me Sorrow 04:42
10. Twenty Eight Steps 09:08
11. On the Way Back 04:37
Rok wydania: 2011
Gatunek: epic heavy metal
Kraj: Włochy
Skład zespołu:
Rick Anderson - śpiew
Andy Menario - gitara, instrumenty klawiszowe
Derek Maniscalco - bas
Umberto Spiniello - perkusja
Album "On the Way Back", czwarty w dorobku zespołu MARTIRIA, wydany przez My Graveyard Production w czerwcu, tak na dobrą sprawę nie jest płytą z nowym materiałem. Złożyły się bowiem na niego najstarsze kompozycje grupy z lat 1987-1988 umieszczone pierwotnie na mało znanych demach "The Twilight of Rememberance" i "Gilgamesh Epopee" nagrane po ponad dwudziestu latach na nowo, w nowych wersjach i z wokalem Ricka Andersona, niegdyś Damien Kingiem III z amerykańskiego WARLORD, który od lat obok Menario i twórcy tekstów Marco R.Capelli stanowi główną podporę zespołu z Rzymu.
Podobne "odkurzanie" i odświeżanie najstarszych kompozycji jest od jakiegoś czasu w modzie i wiele zespołów chętnie wraca do swoich prapoczątków, nieraz odległych od ich aktualnych muzycznych zainteresowań. MARTIRIA pozostaje jednak w kręgu epic heavy metalu i te nagrania tylko częściowo odbiegają od tych, jakie zaprezentowane zostały na trzech albumach z XXI wieku.
Podobne "odkurzanie" i odświeżanie najstarszych kompozycji jest od jakiegoś czasu w modzie i wiele zespołów chętnie wraca do swoich prapoczątków, nieraz odległych od ich aktualnych muzycznych zainteresowań. MARTIRIA pozostaje jednak w kręgu epic heavy metalu i te nagrania tylko częściowo odbiegają od tych, jakie zaprezentowane zostały na trzech albumach z XXI wieku.
Nie znam oryginalnych wersji, zapewne brzmienie było znacznie gorsze, tu natomiast jest staranie dobrane z miękką gitarą, głębokim basem, niezbyt ciężką przestrzenną perkusją i dyskretnymi klawiszami w tle.
Jedynie same melodie wydają się nieco surowsze niż na ostatnich albumach ("Ashes To Ashes") mimo że i tu zastosowano łagodzenie poprzez klimatyczne wstawki akustyczne i partie o symfonicznym charakterze. Dużo jest grania wolnego, ale bardziej klimatycznego niż dostojnie rycerskiego, jak w "Apocalypse" czy szczególnie w "Song". Tego klimatu i stopniowego budowania napięcia w trakcie rozwoju opowieści nagromadzono bardzo dużo w "The Sower" niepokojącym, psychodelicznym i onirycznym zarazem. Część druga jest tu znacznie bardziej metalowa, ale i tu metal złamany zostaje delikatnymi wokalizami i pianinem. Grupie MARTIRIA często stawia się zarzut, że gra epic metal zbyt zbliżony do melodic heavy metalu ze zbyt uproszczonymi głównymi liniami melodycznymi. Tu trudno taki zarzut postawić, bo "Gilgamesh" takiej jednoznacznej głównej melodii nie ma i słychać, że grupa w dawnych latach nieco eksperymentowała z łączeniem różnych środków wyrazu, gdzieś z lekka zahaczających o rozwiązania progresywne. Występ Andersona jest bardzo dobry i te numery zaśpiewane są przez niego z wielkim wyczuciem.
Te kompozycje są w większości długie, toczą się wolno i Anderson w niezwykle interesujący sposób wypełnia rozległe niezagospodarowane przez inne instrumenty przestrzenie w "The Slaughter of the Guilties". Mistrzem łagodnego głosu jest w fantastycznym, nostalgicznym "You Brought Me Sorrow", gdzie również usłyszeć można najlepsze i po prostu znakomite partie basu Maniscalco na pierwszym planie. Tak się obecnie tego instrumentu rzadko używa i to zostało wyciągnięte z głębokich lat 70-tych. Jeśli chodzi o Menario, to godne szacunku są wysmakowane fragmenty zdominowane przez gitarę akustyczną, natomiast sola gitary elektrycznej, nieco odmienne od tych z ostatnich płyt, przypominają w większości średniej klasy sola art i space rockowych grup z dawnych lat.
Zdecydowanie najwięcej epickości w klasycznym stylu jest w "Twenty Eight Steps" z dostojnym nieco orientalno-starożytnym motywem przewodnim i atmosferą pośrednią pomiędzy melodyjnym epickim doom a tradycyjnym true heavy z lat 80-tych i można to porównać do mixu stylu MEMORY GARDEN z debiutu i wczesnego SOLITUDE AETURNUS. Tu także nie zabrakło łagodnych fragmentów, wokaliz i chórów w tle zdecydowanie najlepiej dobranych, jeśli brać pod uwagę całą płytę. Album zamyka kwintesencja smutku w smyczkach, orkiestracjach i dzwonach oraz przepiękna gra Menario na gitarze akustycznej i chyba ten jeden raz mogli zrezygnować z wokalu Andersona, bo ta gitara akustyczna doprawdy powiedziała tu wszystko w drugiej części. Cudowne zakończenie płyty, która jako epic heavy nie nastraja do dobycia miecza, nie jest również zbiorem prostych numerów z rycerzami i polami mitycznych bitew w roli głównej.
Jedynie same melodie wydają się nieco surowsze niż na ostatnich albumach ("Ashes To Ashes") mimo że i tu zastosowano łagodzenie poprzez klimatyczne wstawki akustyczne i partie o symfonicznym charakterze. Dużo jest grania wolnego, ale bardziej klimatycznego niż dostojnie rycerskiego, jak w "Apocalypse" czy szczególnie w "Song". Tego klimatu i stopniowego budowania napięcia w trakcie rozwoju opowieści nagromadzono bardzo dużo w "The Sower" niepokojącym, psychodelicznym i onirycznym zarazem. Część druga jest tu znacznie bardziej metalowa, ale i tu metal złamany zostaje delikatnymi wokalizami i pianinem. Grupie MARTIRIA często stawia się zarzut, że gra epic metal zbyt zbliżony do melodic heavy metalu ze zbyt uproszczonymi głównymi liniami melodycznymi. Tu trudno taki zarzut postawić, bo "Gilgamesh" takiej jednoznacznej głównej melodii nie ma i słychać, że grupa w dawnych latach nieco eksperymentowała z łączeniem różnych środków wyrazu, gdzieś z lekka zahaczających o rozwiązania progresywne. Występ Andersona jest bardzo dobry i te numery zaśpiewane są przez niego z wielkim wyczuciem.
Te kompozycje są w większości długie, toczą się wolno i Anderson w niezwykle interesujący sposób wypełnia rozległe niezagospodarowane przez inne instrumenty przestrzenie w "The Slaughter of the Guilties". Mistrzem łagodnego głosu jest w fantastycznym, nostalgicznym "You Brought Me Sorrow", gdzie również usłyszeć można najlepsze i po prostu znakomite partie basu Maniscalco na pierwszym planie. Tak się obecnie tego instrumentu rzadko używa i to zostało wyciągnięte z głębokich lat 70-tych. Jeśli chodzi o Menario, to godne szacunku są wysmakowane fragmenty zdominowane przez gitarę akustyczną, natomiast sola gitary elektrycznej, nieco odmienne od tych z ostatnich płyt, przypominają w większości średniej klasy sola art i space rockowych grup z dawnych lat.
Zdecydowanie najwięcej epickości w klasycznym stylu jest w "Twenty Eight Steps" z dostojnym nieco orientalno-starożytnym motywem przewodnim i atmosferą pośrednią pomiędzy melodyjnym epickim doom a tradycyjnym true heavy z lat 80-tych i można to porównać do mixu stylu MEMORY GARDEN z debiutu i wczesnego SOLITUDE AETURNUS. Tu także nie zabrakło łagodnych fragmentów, wokaliz i chórów w tle zdecydowanie najlepiej dobranych, jeśli brać pod uwagę całą płytę. Album zamyka kwintesencja smutku w smyczkach, orkiestracjach i dzwonach oraz przepiękna gra Menario na gitarze akustycznej i chyba ten jeden raz mogli zrezygnować z wokalu Andersona, bo ta gitara akustyczna doprawdy powiedziała tu wszystko w drugiej części. Cudowne zakończenie płyty, która jako epic heavy nie nastraja do dobycia miecza, nie jest również zbiorem prostych numerów z rycerzami i polami mitycznych bitew w roli głównej.
Odegrana z pietyzmem i niezwykłą starannością muzyka pierwszych fascynacji Menario, bardzo dojrzała i więcej wymagająca od słuchacza niż najnowsze kompozycje grupy.
Jest to album bardzo dobry, choć może nie w kategorii true epic heavy metal. Metal klimatu, metal niebanalnych, choć tradycyjnych w formie rozwiązań.
Często zespoły nagrywając takie LP czy EP ze swoimi utworami z przeszłości, przywołują do życia koszmarki, które na zawsze powinny być pogrzebane w mroku zapomnienia. MARTIRIA do tej grupy z całą pewnością nie należy.
Jest to album bardzo dobry, choć może nie w kategorii true epic heavy metal. Metal klimatu, metal niebanalnych, choć tradycyjnych w formie rozwiązań.
Często zespoły nagrywając takie LP czy EP ze swoimi utworami z przeszłości, przywołują do życia koszmarki, które na zawsze powinny być pogrzebane w mroku zapomnienia. MARTIRIA do tej grupy z całą pewnością nie należy.
Ocena: 8,4/10
17.06.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"