24.06.2018, 15:17:09
Ozzy Osbourne - Diary of a Madman (1981)
Tracklista:
1. Over the Mountain 04:31
2. Flying High Again 04:44
3. You Can''t Kill Rock & Roll 06:59
4. Believer 05:18
5. Little Dolls 05:39
6. Tonight 05:50
7. S.A.T.O. 04:07
8. Diary of a Madman 06:15
Rok wydania: 1981
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Wielka Brytania
Skład zespołu:
Ozzy Osbourne: śpiew
Randy Rhoads: gitara
Bob Daisley: bas
Lee Kerslake: perkusja
Don Airey: instrumenty klawiszowe
Ocena: 7/10
7.11.2007
![[Obrazek: R-1420181-1294840887.jpeg.jpg]](https://img.discogs.com/EgOU2ni-I95SzMBMANcvK87yQTM=/fit-in/600x600/filters:strip_icc():format(jpeg):mode_rgb():quality(90)/discogs-images/R-1420181-1294840887.jpeg.jpg)
Tracklista:
1. Over the Mountain 04:31
2. Flying High Again 04:44
3. You Can''t Kill Rock & Roll 06:59
4. Believer 05:18
5. Little Dolls 05:39
6. Tonight 05:50
7. S.A.T.O. 04:07
8. Diary of a Madman 06:15
Rok wydania: 1981
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Wielka Brytania
Skład zespołu:
Ozzy Osbourne: śpiew
Randy Rhoads: gitara
Bob Daisley: bas
Lee Kerslake: perkusja
Don Airey: instrumenty klawiszowe
Niezależnie od faktycznej wartości muzycznej, debiut Osbourne'a jako solisty z własnym zespołem był finansowym sukcesem. Czas to pieniądz, a i w samym muzycznym biznesie nie można długo pozostawać w cieniu. Już w następnym roku po wydaniu pierwszego krążka pojawił się kolejny, nagrany w tym samym składzie co poprzednio, który Jet Records zaprezentował w listopadzie 1981.
Trzeba przyznać jedno. W ciągu bardzo krótkiego czasu zarówno lider jak i jego ekipa przeszli zdumiewającą metamorfozę, co radykalnie zmieniło obraz wykonania nowych utworów, które się tu znalazły. Osbourne okazał się muzykiem poszukującym, choć zapewne kolejny album wypełniony metal-rockową sieczką o glamowym zabarwieniu także zostałby przyjęty z otwartymi ramionami. Tym razem Ozzy zaprezentował jednak muzykę znacznie dojrzalszą, bardziej osadzoną w heavy metalowych realiach i bardziej odnoszącą się do tego co można było usłyszeć w BLACK SABBATH, ale nowocześniejszą i z uwzględnieniem pierwiastka komercyjnego.
Album ma znakomite otwarcie w postaci „Over the Mountain”, gdzie mocne cięte riffy tworzą osnowę, na której wokal Ozzy'ego prezentuje się dobrze. Jest melodia i metalowy dynamizm, którego na poprzedniej płycie zabrakło. Najwartościowszym jednak utworem jest tytułowy „Diary of a Madman”, umiejscowiony na końcu płyty. W prostej linii nawiązuje on od początków twórczości Osbourne'a i przesiąknięty jest tym specyficznym klimatem psychodelii, zagubienia i odrobiny szaleństwa, jaka te początki cechowała. Równocześnie kompozycja ta brzmi bardzo nowocześnie i jest zbudowana z zegarmistrzowską precyzją, połączoną z bardzo umiejętnym dawkowaniem napięcia i dramatyzmu. Złożony i wieloplanowy jest także mimo masywnej zwartości "S.A.T.O.". W tym utworze ujawnia się chyba najbardziej gitarowy kunszt Rhoadsa i to nie tylko w wyeksponowanych partiach solowych. Łagodniejsze oblicze Ozzy pokazuje w bardzo melodyjnym, łagodnym i piosenkowym wręcz „Tonight”, który należy do najbardziej udanych tego typu utworów artysty.
Szkoda, że pozostała część albumu jest na dużo niższym poziomie. „Flying High Again” i „Believer” to niezbyt udane próby poruszania się w obszarach openera, podobnie jak zdecydowanie za długi i irytujący powtórzeniami "You Can''t Kill Rock & Roll". Najsłabszy „Little Dolls” brzmi jak odrzut z poprzedniej sesji nagraniowej i na tej płycie jest całkowicie zbędny.
Tak czy inaczej, dużo więcej energii i zaangażowania niż za pierwszym podejściem. Poparte jest to znacznie lepszym brzmieniem, co w efekcie daje album niezły, momentami bardzo interesujący, ale nierówny.
Trzeba przyznać jedno. W ciągu bardzo krótkiego czasu zarówno lider jak i jego ekipa przeszli zdumiewającą metamorfozę, co radykalnie zmieniło obraz wykonania nowych utworów, które się tu znalazły. Osbourne okazał się muzykiem poszukującym, choć zapewne kolejny album wypełniony metal-rockową sieczką o glamowym zabarwieniu także zostałby przyjęty z otwartymi ramionami. Tym razem Ozzy zaprezentował jednak muzykę znacznie dojrzalszą, bardziej osadzoną w heavy metalowych realiach i bardziej odnoszącą się do tego co można było usłyszeć w BLACK SABBATH, ale nowocześniejszą i z uwzględnieniem pierwiastka komercyjnego.
Album ma znakomite otwarcie w postaci „Over the Mountain”, gdzie mocne cięte riffy tworzą osnowę, na której wokal Ozzy'ego prezentuje się dobrze. Jest melodia i metalowy dynamizm, którego na poprzedniej płycie zabrakło. Najwartościowszym jednak utworem jest tytułowy „Diary of a Madman”, umiejscowiony na końcu płyty. W prostej linii nawiązuje on od początków twórczości Osbourne'a i przesiąknięty jest tym specyficznym klimatem psychodelii, zagubienia i odrobiny szaleństwa, jaka te początki cechowała. Równocześnie kompozycja ta brzmi bardzo nowocześnie i jest zbudowana z zegarmistrzowską precyzją, połączoną z bardzo umiejętnym dawkowaniem napięcia i dramatyzmu. Złożony i wieloplanowy jest także mimo masywnej zwartości "S.A.T.O.". W tym utworze ujawnia się chyba najbardziej gitarowy kunszt Rhoadsa i to nie tylko w wyeksponowanych partiach solowych. Łagodniejsze oblicze Ozzy pokazuje w bardzo melodyjnym, łagodnym i piosenkowym wręcz „Tonight”, który należy do najbardziej udanych tego typu utworów artysty.
Szkoda, że pozostała część albumu jest na dużo niższym poziomie. „Flying High Again” i „Believer” to niezbyt udane próby poruszania się w obszarach openera, podobnie jak zdecydowanie za długi i irytujący powtórzeniami "You Can''t Kill Rock & Roll". Najsłabszy „Little Dolls” brzmi jak odrzut z poprzedniej sesji nagraniowej i na tej płycie jest całkowicie zbędny.
Tak czy inaczej, dużo więcej energii i zaangażowania niż za pierwszym podejściem. Poparte jest to znacznie lepszym brzmieniem, co w efekcie daje album niezły, momentami bardzo interesujący, ale nierówny.
Ocena: 7/10
7.11.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"