25.06.2018, 10:47:43
Ross the Boss - Hailstorm (2010)
Tracklista:
1. I.A.G. 01:15
2. Kingdom Arise 04:57
3. Dead Man's Curve 03:33
4. Hailstorm 03:52
5. Burn Alive 04:11
6. Crom 03:29
7. Behold The Kingdom 05:28
8. Great Gods Glorious 03:16
9. Shining Path 04:36
10. Among The Ruins 04:30
11. Empire´s Anthem 06:18
Rok wydania: 2010
Gatunek: Traditional heavy metal
Kraj: Niemcy
Skład zespołu:
Patrick Fuchs - śpiew
Ross The Boss - gitara
Carsten Kettering - bas
Matthias Mayer - perkusja
Ocena: 5.5/10
29.10.2010
![[Obrazek: R-5199382-1391109258-7311.jpeg.jpg]](https://img.discogs.com/b0JYjmgV27Mfa3FvXFzQdD-EdTs=/fit-in/500x500/filters:strip_icc():format(jpeg):mode_rgb():quality(90)/discogs-images/R-5199382-1391109258-7311.jpeg.jpg)
Tracklista:
1. I.A.G. 01:15
2. Kingdom Arise 04:57
3. Dead Man's Curve 03:33
4. Hailstorm 03:52
5. Burn Alive 04:11
6. Crom 03:29
7. Behold The Kingdom 05:28
8. Great Gods Glorious 03:16
9. Shining Path 04:36
10. Among The Ruins 04:30
11. Empire´s Anthem 06:18
Rok wydania: 2010
Gatunek: Traditional heavy metal
Kraj: Niemcy
Skład zespołu:
Patrick Fuchs - śpiew
Ross The Boss - gitara
Carsten Kettering - bas
Matthias Mayer - perkusja
True heavy metal z Niemiec. MAJESTY, METALFORCE, METAL LAW i... ROSS THE BOSS. Ten Ross The Boss, od którego to się w zasadzie zaczęło. W otoczeniu niemieckich muzyków nagrywa drugą płytę, wydaną w końcu października przez AFM Records i tym razem dobrze nie jest.
No, jest true granie pod MANOWAR w Kingdom Arise i takie dobre nawet, ale to drugi sort takiej muzyki. Średnio szybko, mocna sekcja rytmiczna, ale motyw strasznie zdarty, wokalnie średnio bardzo... oj bardzo, a i solo Friedmanna takie sobie bez wyrazu pitolenie.
Dead Man's Curve zupełnie zniszczony przez refren rodem z programu o Teletubisiach, a przecież zagrany po raz tysięczny motyw główny wcale się nie starzeje. W dynamicznym Hailstorm coś się wreszcie dzieje i tego da się słuchać, tym bardziej że tu wokal pasuje w swej stylistyce do muzyki. Pochwalić należy sekcję rytmiczną, która tu na całej płycie gra znakomicie, w prosty sposób napędzając całość, nawet i Rossa The Bossa, który jakoś się muzycznie nie przemęcza. Fakt, superszybkie solo tym razem bardzo udane. Burn Alive jest po prostu okropny w tym parodiowaniu, bo nazwać tego nie można inaczej jak parodiowaniem hybrydy AC/DC i MANOWAR. Wstyd po prostu. Crom to znów więcej epickiego, wolnego grania. Ale za wolno, za smętnie, zupełnie bez mocy i true zacięcia. Z kolei podobny zarzut można postawić i Behold The Kingdom i gdyby nie kilka zagrań Rossa the Bossa to te pięć minut byłoby jedynie przeciągającą się torturą. Sympatyczny instrumentalny Great Gods Glorious jest jak na złość instrumentalny i tu może byłby z tego fajny numer z wokalem, choć może nie z tym...
Shining Path znów obiecująco się zaczyna i melodia zwrotek to taki nowszy MANOWAR, klasyczne tempo i bardzo dobry refren też na plus, ale śpiew, który na pierwszej płycie tak nie raził tu znów jest do wymiany. No do wymiany jest pan Patrick Fuchs. Inna rzecz, że ten kawałek jest za lekko zrobiony i nawet ten bas tu plumka zbyt słodko w tle. Solidne solo Rossa The Bossa, bardzo tradycyjne i takie lekko nie w jego stylu, niemniej ta część tej kompozycji to bardzo jasny fragment płyty. Tylko, że ja bym chciał usłyszeć, jak to gra METALFORCE.
Among The Ruins jest niby balladowo metalowym kawałkiem, ale jakoś to nudzi, poza fajnymi przejściami ta kompozycja nie wiedzieć czemu brzmi strasznie starodawnie, jakby stanowiła jakąś metalową przeróbkę nagrań z lat 60tych czy początku 70tych, może dlatego, że coś tu jest z BLACK SABBATH z najdawniejszych czasów i nawet wokal jakoś trąci Ozzym momentami w formie przekazu. Wreszcie Empire´s Anthem. No tak nie można, skoro tu ma być granie epickie, nie można tak anemicznie plumkać i tak bez wyrazu śpiewać, nawet jeśli się tego za bardzo nie umie. Ciągnie się ten utwór i ciągnie, stwarzając wrażenie, że to ponad dziesięć minut. Wolna część z chórkami prymitywna i chwilami wręcz żenująca. No tak się teraz tego nie robi. Ross The Boss rezerwuje sobie dosyć długi czas na solo, ale to nic ponad te słabsze pomysły, które już pokazywał w mniej ciekawych solach w MANOWAR. No ta końcówka słabiutka. Na poprzedniej płycie te true zakończenia utworów był znakomite, tu to wypada niezwykle średnio.
No, jest true granie pod MANOWAR w Kingdom Arise i takie dobre nawet, ale to drugi sort takiej muzyki. Średnio szybko, mocna sekcja rytmiczna, ale motyw strasznie zdarty, wokalnie średnio bardzo... oj bardzo, a i solo Friedmanna takie sobie bez wyrazu pitolenie.
Dead Man's Curve zupełnie zniszczony przez refren rodem z programu o Teletubisiach, a przecież zagrany po raz tysięczny motyw główny wcale się nie starzeje. W dynamicznym Hailstorm coś się wreszcie dzieje i tego da się słuchać, tym bardziej że tu wokal pasuje w swej stylistyce do muzyki. Pochwalić należy sekcję rytmiczną, która tu na całej płycie gra znakomicie, w prosty sposób napędzając całość, nawet i Rossa The Bossa, który jakoś się muzycznie nie przemęcza. Fakt, superszybkie solo tym razem bardzo udane. Burn Alive jest po prostu okropny w tym parodiowaniu, bo nazwać tego nie można inaczej jak parodiowaniem hybrydy AC/DC i MANOWAR. Wstyd po prostu. Crom to znów więcej epickiego, wolnego grania. Ale za wolno, za smętnie, zupełnie bez mocy i true zacięcia. Z kolei podobny zarzut można postawić i Behold The Kingdom i gdyby nie kilka zagrań Rossa the Bossa to te pięć minut byłoby jedynie przeciągającą się torturą. Sympatyczny instrumentalny Great Gods Glorious jest jak na złość instrumentalny i tu może byłby z tego fajny numer z wokalem, choć może nie z tym...
Shining Path znów obiecująco się zaczyna i melodia zwrotek to taki nowszy MANOWAR, klasyczne tempo i bardzo dobry refren też na plus, ale śpiew, który na pierwszej płycie tak nie raził tu znów jest do wymiany. No do wymiany jest pan Patrick Fuchs. Inna rzecz, że ten kawałek jest za lekko zrobiony i nawet ten bas tu plumka zbyt słodko w tle. Solidne solo Rossa The Bossa, bardzo tradycyjne i takie lekko nie w jego stylu, niemniej ta część tej kompozycji to bardzo jasny fragment płyty. Tylko, że ja bym chciał usłyszeć, jak to gra METALFORCE.
Among The Ruins jest niby balladowo metalowym kawałkiem, ale jakoś to nudzi, poza fajnymi przejściami ta kompozycja nie wiedzieć czemu brzmi strasznie starodawnie, jakby stanowiła jakąś metalową przeróbkę nagrań z lat 60tych czy początku 70tych, może dlatego, że coś tu jest z BLACK SABBATH z najdawniejszych czasów i nawet wokal jakoś trąci Ozzym momentami w formie przekazu. Wreszcie Empire´s Anthem. No tak nie można, skoro tu ma być granie epickie, nie można tak anemicznie plumkać i tak bez wyrazu śpiewać, nawet jeśli się tego za bardzo nie umie. Ciągnie się ten utwór i ciągnie, stwarzając wrażenie, że to ponad dziesięć minut. Wolna część z chórkami prymitywna i chwilami wręcz żenująca. No tak się teraz tego nie robi. Ross The Boss rezerwuje sobie dosyć długi czas na solo, ale to nic ponad te słabsze pomysły, które już pokazywał w mniej ciekawych solach w MANOWAR. No ta końcówka słabiutka. Na poprzedniej płycie te true zakończenia utworów był znakomite, tu to wypada niezwykle średnio.
Poprzednia płyta miała w sobie coś, co przyciągało i pozwalało przymknąć oko na taki sobie wokal i pewne mielizny. Tu wszystko wylazło na wierzch, dodatkowo uwypuklone ugładzonym brzmieniem. Tym razem Mistrz Ross The Boss się nie popisał. Ani w sferze kompozycji, ani niewzbudzającego większego zainteresowania wykonania.
Ocena: 5.5/10
29.10.2010
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"