27.06.2018, 17:53:16
Taberah - The Light Of Which I Dream (2011)
![[Obrazek: R-5995198-1408358284-7595.jpeg.jpg]](https://img.discogs.com/TGoC5P17GOboDoUerZPz21aEJas=/fit-in/500x500/filters:strip_icc():format(jpeg):mode_rgb():quality(90)/discogs-images/R-5995198-1408358284-7595.jpeg.jpg)
Tracklista:
1. The Descent 02:13
2. Brothers of the Fire 05:26
3. Fearless 05:02
4. The Call of Evil 04:46
5. Stormchild 04:06
6. The Ballad of Ruby Joy 02:51
7. The Light of Which I Dream 07:28
8. Freedom or Death 05:58
9. Requiem of the Damned 04:41
10. The Reaper 07:07
Rok wydania: 2011
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Australia
Skład zespołu:
Jono Barwick - śpiew, gitara
Myles Flood - gitara
David Walsh - bas
Tom Brockman - perkusja
Ocena: 4,5/10
28.08.2011
![[Obrazek: R-5995198-1408358284-7595.jpeg.jpg]](https://img.discogs.com/TGoC5P17GOboDoUerZPz21aEJas=/fit-in/500x500/filters:strip_icc():format(jpeg):mode_rgb():quality(90)/discogs-images/R-5995198-1408358284-7595.jpeg.jpg)
Tracklista:
1. The Descent 02:13
2. Brothers of the Fire 05:26
3. Fearless 05:02
4. The Call of Evil 04:46
5. Stormchild 04:06
6. The Ballad of Ruby Joy 02:51
7. The Light of Which I Dream 07:28
8. Freedom or Death 05:58
9. Requiem of the Damned 04:41
10. The Reaper 07:07
Rok wydania: 2011
Gatunek: Melodic Power Metal
Kraj: Australia
Skład zespołu:
Jono Barwick - śpiew, gitara
Myles Flood - gitara
David Walsh - bas
Tom Brockman - perkusja
Debiuty na scenie australijskiej, kompaktowej i w stosunkowo nielicznej w kategorii power metalu zdarzają sie dosyć rzadko , a jeśli już, to zazwyczaj są to znane postacie w nowych zestawieniach i konfiguracjach. TABERAH pochodzi z z Hobart na Tasmanii i w tym odizolowanym środowisku rozwijał się od roku 2005. Grają power metal i jak się posłucha "Brothers of the Fire" to nasuwa się konkluzja, że tam powinni pozostać na etapie nagrań demo, a nie wydawać płytę w 2011.
Ten power metal to nawiązanie do fantasy grania z zespołów niemieckich, ale trudno jest pogodzić speed power brzmienie germańskie lat 90tych z łoooo w łagodnych chórkach głębokiego zaplecza melodic metalu europejskiego, o FREEDOM CALL nie wspominając. Jono Barwick, lider zespołu zdominował go całkowicie. Zdominował go drewnianym beznamiętnym i bezbarwnym śpiewem, który utrudnia skupienie uwagi na aspektach muzycznych oraz wyuczonymi i wytrenowanymi z mozołem solówkami, w których nie ma ani odrobiny autentyzmu. Biegle odgrywa, podkreślam - odgrywa i tylko. Same kompozycje zbudowane są sekwencji prostych riffów, układających się w melodie stanowiące uproszczoną i odartą z aury święta fantasy wersję niemieckiej czołówki z goblinami i elfami w tle. Niemieckiej, bo do włoskich kolegów grających podobne rzeczy z miękkim wdziękiem z powodu toporności porównywać ich nie można. Nie można ich również odnieść do jakże często słyszalnej w australijskim power metalu nuty amerykańskiej mocy i agresji. Tu kłania się niezdarny "The Call of Evil" albo "Stormchild" z kompromitującym refrenem melodic metalowym."Freedom or Death" zrobiony podobnie jest jeszcze gorszy.
Bywa rycersko, bywa epicko i bojowo, ale to bardziej markowanie niż granie takich rzeczy, co słychać w "Fearless" kompletnie wypranym z energii i jakiegokolwiek zadziora. O fatalnej wypełnionej akustycznym plumkaniem balladzie "The Ballad of Ruby Joy" lepiej zmilczeć. Australijskie zespoły zwykle dobrze sobie radzą w kompozycjach dłuższych i bardziej urozmaiconych ...ale nie TABERAH w miałkim niekonkretnym niby baśniowo epickim "The Light of Which I Dream". Ograne motywy akustyczne, niby folkowe ozdobniki i grane w kółko te same akordy w galopadkach. Refren w tym utworze zastanawia, już pomijając to jak zaśpiewane jest klasyczne "łoooooo". Jedynie może szybki "Requiem of the Damned" z ostrymi gitarami i bardzo dobrym refrenem jakoś się prezentuje mimo pozbawionego wyrazu wokalu.Nie wiem ile ćwiczyli tym razem te sola ale są najlepsze na płycie. Co do reszty ekipy to wywiązują się oni z nałożonych obowiązków. Jest perkusja i bas i druga gitara, która ma zazwyczaj galopować gdy leci solo Barwicka. Na końcu jest "The Reaper", z dobrą melodią, bliższą tradycyjnemu heavy, ale to się z kolei za długo ciągnie, co najmniej o trzy minuty. Rozumiem, że ta melodia jest przyjemna i gdzieś tam przypomina trochę styl australijskich mistrzów z BLACK STEEL, ale dodawanie do tego melodic power metalowej części drugiej jest niczym nieuzasadnione.
Bywa rycersko, bywa epicko i bojowo, ale to bardziej markowanie niż granie takich rzeczy, co słychać w "Fearless" kompletnie wypranym z energii i jakiegokolwiek zadziora. O fatalnej wypełnionej akustycznym plumkaniem balladzie "The Ballad of Ruby Joy" lepiej zmilczeć. Australijskie zespoły zwykle dobrze sobie radzą w kompozycjach dłuższych i bardziej urozmaiconych ...ale nie TABERAH w miałkim niekonkretnym niby baśniowo epickim "The Light of Which I Dream". Ograne motywy akustyczne, niby folkowe ozdobniki i grane w kółko te same akordy w galopadkach. Refren w tym utworze zastanawia, już pomijając to jak zaśpiewane jest klasyczne "łoooooo". Jedynie może szybki "Requiem of the Damned" z ostrymi gitarami i bardzo dobrym refrenem jakoś się prezentuje mimo pozbawionego wyrazu wokalu.Nie wiem ile ćwiczyli tym razem te sola ale są najlepsze na płycie. Co do reszty ekipy to wywiązują się oni z nałożonych obowiązków. Jest perkusja i bas i druga gitara, która ma zazwyczaj galopować gdy leci solo Barwicka. Na końcu jest "The Reaper", z dobrą melodią, bliższą tradycyjnemu heavy, ale to się z kolei za długo ciągnie, co najmniej o trzy minuty. Rozumiem, że ta melodia jest przyjemna i gdzieś tam przypomina trochę styl australijskich mistrzów z BLACK STEEL, ale dodawanie do tego melodic power metalowej części drugiej jest niczym nieuzasadnione.
Brzmienie przeciętne, choć blachy fajnie syczą. Reszta w tym aspekcie to lekko przestarzała sztuczność, w gitarach zwłaszcza.
TABERAH w sztywny i poniekąd bojaźliwy sposób "odgrywa" melodic power metal. Gdy jacyś Australijczycy grają power metal nawet w gorszym wydaniu czy formie, zawsze słychać ich specyficzną odrębność wynikającą z wielokulturowego tygla tego kraju, TABERAH pochodzi znikąd. Jest wytworem kosmopolitycznym i sztucznym. Chyba lepiej będzie gdy Tasmanię nadal rozsławiać będzie Diabeł Tasmański.
TABERAH w sztywny i poniekąd bojaźliwy sposób "odgrywa" melodic power metal. Gdy jacyś Australijczycy grają power metal nawet w gorszym wydaniu czy formie, zawsze słychać ich specyficzną odrębność wynikającą z wielokulturowego tygla tego kraju, TABERAH pochodzi znikąd. Jest wytworem kosmopolitycznym i sztucznym. Chyba lepiej będzie gdy Tasmanię nadal rozsławiać będzie Diabeł Tasmański.
Ocena: 4,5/10
28.08.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"