27.06.2018, 20:13:02
Thunderbolt - Dung Idols (2011)
![[Obrazek: R-7998276-1453190846-2721.jpeg.jpg]](https://img.discogs.com/zzYLJK5s1wQQx-Uu07WwMiiZZCU=/fit-in/400x400/filters:strip_icc():format(jpeg):mode_rgb():quality(90)/discogs-images/R-7998276-1453190846-2721.jpeg.jpg)
Tracklista:
1. Dung Idols 05:36
2. Metal Tide 04:12
3. Special 05:17
4. Land Of The Living 04:16
5. Majestic Travesty 04:40
6. Fight 04:43
7. The Moderators 04:46
8. Heel Run 04:38
9. Black Horde 04:21
10. Crime Of The Sentry 05:21
Rok wydania: 2011
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Norwegia
Skład zespołu:
Tony Johannessen - śpiew
Per Erik Holt - gitara
Geir Marius Halleland - gitara
Morten Andreas Eriksen - bas
Stig R. Moe - perkusja
Ocena: 3/10
27.03.2011
![[Obrazek: R-7998276-1453190846-2721.jpeg.jpg]](https://img.discogs.com/zzYLJK5s1wQQx-Uu07WwMiiZZCU=/fit-in/400x400/filters:strip_icc():format(jpeg):mode_rgb():quality(90)/discogs-images/R-7998276-1453190846-2721.jpeg.jpg)
Tracklista:
1. Dung Idols 05:36
2. Metal Tide 04:12
3. Special 05:17
4. Land Of The Living 04:16
5. Majestic Travesty 04:40
6. Fight 04:43
7. The Moderators 04:46
8. Heel Run 04:38
9. Black Horde 04:21
10. Crime Of The Sentry 05:21
Rok wydania: 2011
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Norwegia
Skład zespołu:
Tony Johannessen - śpiew
Per Erik Holt - gitara
Geir Marius Halleland - gitara
Morten Andreas Eriksen - bas
Stig R. Moe - perkusja
Zespołów grających tradycyjny heavy metal w Norwegii zdominowanej przez bardziej ekstremalne gatunku jest niewiele. THUNDERBOLT też na kilka lat zniknął z horyzontu i dopiero w tym roku powrócił z nową, trzecią płytą, wydaną w marcu przez niemiecką wytwórnię Rock It Up Records.
Zespół znany jest z dwóch albumów z muzyką, będącą pod silnym wpływem IRON MAIDEN i to z muzyką więcej niż bardzo dobrą. Zapowiedź ponownego, większego nawiązania do stylu słynnych Brytyjczyków dawała nadzieję na kolejny LP wysokiej klasy i ta płyta, która zapowiadana była już w roku ubiegłym, na pewno była oczekiwana z zainteresowaniem.
Niestety album kompletnie zawodzi i to pod wszystkimi względami.
Norwegowie z THUNDERBOLT przyzwyczaili już do udanych, atrakcyjnych melodii, niezbyt skomplikowanych, czytelnych, pełnych chwytliwych refrenów i bardzo dobrych solówek. Przyzwyczaili do riffów IRON MAIDEN, których tamta grupa nie wymyśliła. Tym razem kompozycje całkowicie zawiodły i jest to tylko zbiór nieczytelnych i zupełnie pozbawionych pomysłu nagrań z jakimiś tam echami IRON MAIDEN w topornym, pozbawionym klarowności i muzycznego sensu stylu. Utwory te zlewają się na tej płycie w jeden wielki potok amatorskiego heavy metalu i jedyne, co można tu zapamiętać, to refren z prezentowanego już wcześniej "Black Horde". Pozostałe kompozycje to tylko prymitywny, tradycyjny heavy metal z nikłymi śladami dawnego eleganckiego stylu tego zespołu. Skład tego zespołu zmienił się, a z czasów znakomitego maidenowskiego debiutu pozostał tylko wokalista i basista. Obecni gitarzyści chyba nie bardzo wiedzą, o co chodzi w takim heavy metalu, chociaż przecież Halleland wypadł na "Love & Destruction" bardzo dobrze. Ogólnie forma członków zespołu jest fatalna. Nie wiem, gdzie się podział ten Tony "Thunder" Johannessen, który na debiucie śpiewał w manierze Dickinsona lepiej od samego Bruce. Ten wokalista, który tu śpiewa, to chyba nie ten sam człowiek...
Ostatecznym gwoździem do trumny jest produkcja tej płyty. Zespół już wcześniej ogłaszał, że opóźnienie wydania tego LP związane było z problemami w studio przy masteringu tego LP.
Zająć się tym miał Andy La Roque, ale czy zajął się osobiście? Brzmienie jest koszmarne poza ustawieniem głosu wokalisty, co jeszcze bardziej pogłębia dysonans. Gitary mają obrzydliwe, charczące, miękko rozmyte brzmienie, bas burczy, a perkusji nawet trudno w tej papce dźwiękowej ocenić. Jeśli miał to być sound nowoczesny, to absolutnie nie tędy droga. Co innego brzmienie surowe, co innego sterylne i wymodelowane, a co innego takie jak tu. Obu płyt poprzednich słuchało się bardzo dobrze w tym pozbawionym udziwnień i tradycyjnym brzmieniu. Tym razem tak nie jest.
Ta płyta to niestety kompromitacja. Gdyby było to dzieło jakichś zupełnych nowicjuszy z piwnic Oslo czy Stavanger można by powiedzieć - tak to zazwyczaj bywa z amatorskimi nowicjuszami. THUNDERBOLT nowicjuszem nie jest, to zespół zasłużony i markowy. Tylko do wydania tego albumu jednak. Ta płyta, w takiej formie i z taką treścią, nie powinna się ukazać. Minął czas, gdy wszystko, co miało etykietę "traditional heavy metal" było bezkrytycznie przyjmowane jako wzmocnienie Metalowej Fortecy.
THUNDERBOLT miał szansę ponownie wypromować i przypomnieć norweską heavy metalową scenę w świecie.
Nie tym albumem jednak.
Zespół znany jest z dwóch albumów z muzyką, będącą pod silnym wpływem IRON MAIDEN i to z muzyką więcej niż bardzo dobrą. Zapowiedź ponownego, większego nawiązania do stylu słynnych Brytyjczyków dawała nadzieję na kolejny LP wysokiej klasy i ta płyta, która zapowiadana była już w roku ubiegłym, na pewno była oczekiwana z zainteresowaniem.
Niestety album kompletnie zawodzi i to pod wszystkimi względami.
Norwegowie z THUNDERBOLT przyzwyczaili już do udanych, atrakcyjnych melodii, niezbyt skomplikowanych, czytelnych, pełnych chwytliwych refrenów i bardzo dobrych solówek. Przyzwyczaili do riffów IRON MAIDEN, których tamta grupa nie wymyśliła. Tym razem kompozycje całkowicie zawiodły i jest to tylko zbiór nieczytelnych i zupełnie pozbawionych pomysłu nagrań z jakimiś tam echami IRON MAIDEN w topornym, pozbawionym klarowności i muzycznego sensu stylu. Utwory te zlewają się na tej płycie w jeden wielki potok amatorskiego heavy metalu i jedyne, co można tu zapamiętać, to refren z prezentowanego już wcześniej "Black Horde". Pozostałe kompozycje to tylko prymitywny, tradycyjny heavy metal z nikłymi śladami dawnego eleganckiego stylu tego zespołu. Skład tego zespołu zmienił się, a z czasów znakomitego maidenowskiego debiutu pozostał tylko wokalista i basista. Obecni gitarzyści chyba nie bardzo wiedzą, o co chodzi w takim heavy metalu, chociaż przecież Halleland wypadł na "Love & Destruction" bardzo dobrze. Ogólnie forma członków zespołu jest fatalna. Nie wiem, gdzie się podział ten Tony "Thunder" Johannessen, który na debiucie śpiewał w manierze Dickinsona lepiej od samego Bruce. Ten wokalista, który tu śpiewa, to chyba nie ten sam człowiek...
Ostatecznym gwoździem do trumny jest produkcja tej płyty. Zespół już wcześniej ogłaszał, że opóźnienie wydania tego LP związane było z problemami w studio przy masteringu tego LP.
Zająć się tym miał Andy La Roque, ale czy zajął się osobiście? Brzmienie jest koszmarne poza ustawieniem głosu wokalisty, co jeszcze bardziej pogłębia dysonans. Gitary mają obrzydliwe, charczące, miękko rozmyte brzmienie, bas burczy, a perkusji nawet trudno w tej papce dźwiękowej ocenić. Jeśli miał to być sound nowoczesny, to absolutnie nie tędy droga. Co innego brzmienie surowe, co innego sterylne i wymodelowane, a co innego takie jak tu. Obu płyt poprzednich słuchało się bardzo dobrze w tym pozbawionym udziwnień i tradycyjnym brzmieniu. Tym razem tak nie jest.
Ta płyta to niestety kompromitacja. Gdyby było to dzieło jakichś zupełnych nowicjuszy z piwnic Oslo czy Stavanger można by powiedzieć - tak to zazwyczaj bywa z amatorskimi nowicjuszami. THUNDERBOLT nowicjuszem nie jest, to zespół zasłużony i markowy. Tylko do wydania tego albumu jednak. Ta płyta, w takiej formie i z taką treścią, nie powinna się ukazać. Minął czas, gdy wszystko, co miało etykietę "traditional heavy metal" było bezkrytycznie przyjmowane jako wzmocnienie Metalowej Fortecy.
THUNDERBOLT miał szansę ponownie wypromować i przypomnieć norweską heavy metalową scenę w świecie.
Nie tym albumem jednak.
Ocena: 3/10
27.03.2011
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"