28.06.2018, 13:52:26
W.A.S.P. - Inside the Electric Circus (1986)
![[Obrazek: NC0xODYwLmpwZWc.jpeg]](https://i.discogs.com/ShqlFWC_km08BroSJt4ht59lclmY-ai1l_12dfIOR90/rs:fit/g:sm/q:90/h:587/w:600/czM6Ly9kaXNjb2dz/LWRhdGFiYXNlLWlt/YWdlcy9SLTE4MjA4/NzEtMTUxODMzMjc0/NC0xODYwLmpwZWc.jpeg)
Tracklista:
1. The Big Welcome 01:21
2. Inside the Electric Circus 03:33
3. I Don't Need No Doctor (Ray Charles Cover) 03:26
4. 9.5.-N.A.S.T.Y. 04:47
5. Restless Gypsy 04:59
6. Shoot From the Hip 04:38
7. I'm Alive 04:22
8. Easy Living (Uriah Heep Cover) 03:10
9. Sweet Cheetah 05:14
10. Mantronic 04:08
11. King of Sodom and Gomorrah 03:46
12. The Rock Rolls On 03:50
Rok wydania: 1986
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Blackie Lawless - śpiew, gitara
Chris Holmes - gitara
Johnny Rod - bas
Steve Riley - perkusja
Ocena: 7.6/10
10.08.2007
![[Obrazek: NC0xODYwLmpwZWc.jpeg]](https://i.discogs.com/ShqlFWC_km08BroSJt4ht59lclmY-ai1l_12dfIOR90/rs:fit/g:sm/q:90/h:587/w:600/czM6Ly9kaXNjb2dz/LWRhdGFiYXNlLWlt/YWdlcy9SLTE4MjA4/NzEtMTUxODMzMjc0/NC0xODYwLmpwZWc.jpeg)
Tracklista:
1. The Big Welcome 01:21
2. Inside the Electric Circus 03:33
3. I Don't Need No Doctor (Ray Charles Cover) 03:26
4. 9.5.-N.A.S.T.Y. 04:47
5. Restless Gypsy 04:59
6. Shoot From the Hip 04:38
7. I'm Alive 04:22
8. Easy Living (Uriah Heep Cover) 03:10
9. Sweet Cheetah 05:14
10. Mantronic 04:08
11. King of Sodom and Gomorrah 03:46
12. The Rock Rolls On 03:50
Rok wydania: 1986
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Blackie Lawless - śpiew, gitara
Chris Holmes - gitara
Johnny Rod - bas
Steve Riley - perkusja
Po nagraniu dwóch płyt w latach 1984-1985, Lawless nadal nie ustawał w wysiłkach, aby przebić się do czołówki amerykańskiego melodyjnego heavy metalu. Płyta "The Last Command" cieszyła się umiarkowanym tylko powodzeniem, jednak Blackie nie zrezygnował ze stylu, jaki obrał i kolejny LP był jego kontynuacją.
W zespole zaszły pewne przetasowania i pojawił się nowy basista, Johnny Rod z KING KOBRA, a sam Lawless przejął funkcję gitarzysty. Aby zapewnić lepsze brzmienie, do produkcji albumu zaproszono Michaela Wagenera, znanego ze współpracy z czołowymi grupami hard rocka i glam metalu z USA. W październiku 1986 Capitol Records zaprezentował nowe dzieło W.A.S.P.
W zespole zaszły pewne przetasowania i pojawił się nowy basista, Johnny Rod z KING KOBRA, a sam Lawless przejął funkcję gitarzysty. Aby zapewnić lepsze brzmienie, do produkcji albumu zaproszono Michaela Wagenera, znanego ze współpracy z czołowymi grupami hard rocka i glam metalu z USA. W październiku 1986 Capitol Records zaprezentował nowe dzieło W.A.S.P.
W.A.S.P. powitał słuchaczy w Elektrycznym Cyrku i przedstawił widowisko, które jak każdy cyrkowy spektakl miało swoje lepsze i gorsze momenty. Zaczyna się to od razu ostro od tresury lwów. No ryczą i agresywnie się zachowują te nieokiełznane drapieżniki w dynamicznym "The Electric Circus" z tym pełnym rozmachu refrenem, jakich zabrakło na albumie poprzednim.
W programie pojawia się znamienity gość w postaci "I Don't Need No Doctor" Roya Charlesa i zwulgaryzowana wersja tej kompozycji to wyjątkowo mocny punkt spektaklu. Tak drapieżnie Lawless to chyba jeszcze nie śpiewał, a te pop rockowe chórki, które go wspierają tworzą interesujący dysonans. Szkoda, że trakcie nadmiernie rozkrzyczanego i mało melodyjnego "9.5.N.A.S.T.Y" wypada czas spędzić w bufecie, ale natychmiast należy powrócić na "Restless Gipsy", bo to taka łagodniejsza perełka z tego albumu, gdzie piękne cygańskie woltyżerki dokazują cudów na białych rumakach galopujących po arenie. Popisy na batucie przy "Shot From The Hip" to dobry, ale mało wnoszący numer, raczej w stylu nagrań z "The Last Command", za to występ miotających płonącymi nożami artystów w "I'm Alive" ponownie fantastyczny. Jaki dumny duch się nad tym unosi! Potem znów gościnnie URIAH HEEP i "Easy Livin" i ponownie ręce same składają się do oklasków. Tak się wydobywa moc w coverach ze starych hitów i killerów. Białe pudle, małpki, króliczki i pantera... No oczarowuje tą swoją melodyjną delikatnością i pulsującą podskórnie siłą, połączoną z elegancją "Sweet Cheetah"
Czy warto oglądać ostatnią część tego spektaklu? Można, ale nie dzieje się już tu zbyt wiele. Trzy ostatnie numery to poprawny W.A.S.P. bez sensacji i przyprawiających o szybsze bicie serca momentów w typowym dla grupy stylu i pożegnanie w postaci "The Rock Rolls On" to niezbyt mocny akcent końcowy.
Tak, to koniec, zapalają się światła i widzowie powoli zmierzają ku wyjściu.
Czy są zadowoleni? Chyba nie do końca. Bardzo dobra oprawa brzmieniowa, ze wskazaniem na ustawienie sekcji rytmicznej z przestrzenną perkusją, znakomity wokal Lawlessa, kilka fajnych solówek, garść morderczych, niezapomnianych refrenów, ale te słabe punkty się niestety też pamięta. Ta płyta jest bogatsza i bardziej różnorodna niż "The Last Command", jednak pod względem atrakcyjności melodii ustępuje całościowo debiutowi.
Album w USA cieszył się umiarkowanym powodzeniem, jednak zwrócił uwagę w Europie, jako muzyka odbiegająca od ogólnie przyjętych standardów glam metalu amerykańskiego.
W programie pojawia się znamienity gość w postaci "I Don't Need No Doctor" Roya Charlesa i zwulgaryzowana wersja tej kompozycji to wyjątkowo mocny punkt spektaklu. Tak drapieżnie Lawless to chyba jeszcze nie śpiewał, a te pop rockowe chórki, które go wspierają tworzą interesujący dysonans. Szkoda, że trakcie nadmiernie rozkrzyczanego i mało melodyjnego "9.5.N.A.S.T.Y" wypada czas spędzić w bufecie, ale natychmiast należy powrócić na "Restless Gipsy", bo to taka łagodniejsza perełka z tego albumu, gdzie piękne cygańskie woltyżerki dokazują cudów na białych rumakach galopujących po arenie. Popisy na batucie przy "Shot From The Hip" to dobry, ale mało wnoszący numer, raczej w stylu nagrań z "The Last Command", za to występ miotających płonącymi nożami artystów w "I'm Alive" ponownie fantastyczny. Jaki dumny duch się nad tym unosi! Potem znów gościnnie URIAH HEEP i "Easy Livin" i ponownie ręce same składają się do oklasków. Tak się wydobywa moc w coverach ze starych hitów i killerów. Białe pudle, małpki, króliczki i pantera... No oczarowuje tą swoją melodyjną delikatnością i pulsującą podskórnie siłą, połączoną z elegancją "Sweet Cheetah"
Czy warto oglądać ostatnią część tego spektaklu? Można, ale nie dzieje się już tu zbyt wiele. Trzy ostatnie numery to poprawny W.A.S.P. bez sensacji i przyprawiających o szybsze bicie serca momentów w typowym dla grupy stylu i pożegnanie w postaci "The Rock Rolls On" to niezbyt mocny akcent końcowy.
Tak, to koniec, zapalają się światła i widzowie powoli zmierzają ku wyjściu.
Czy są zadowoleni? Chyba nie do końca. Bardzo dobra oprawa brzmieniowa, ze wskazaniem na ustawienie sekcji rytmicznej z przestrzenną perkusją, znakomity wokal Lawlessa, kilka fajnych solówek, garść morderczych, niezapomnianych refrenów, ale te słabe punkty się niestety też pamięta. Ta płyta jest bogatsza i bardziej różnorodna niż "The Last Command", jednak pod względem atrakcyjności melodii ustępuje całościowo debiutowi.
Album w USA cieszył się umiarkowanym powodzeniem, jednak zwrócił uwagę w Europie, jako muzyka odbiegająca od ogólnie przyjętych standardów glam metalu amerykańskiego.
Ocena: 7.6/10
10.08.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"