28.06.2018, 13:54:12
W.A.S.P. - The Crimson Idol (1992)
![[Obrazek: R-2242836-1501615167-4551.jpeg.jpg]](https://img.discogs.com/SJFoVwuL8-jdSYaKmc0C5fy9k7o=/fit-in/600x602/filters:strip_icc():format(jpeg):mode_rgb():quality(90)/discogs-images/R-2242836-1501615167-4551.jpeg.jpg)
Tracklista:
1. The Titanic Overture 03:32
2. The Invisible Boy 05:12
3. Arena Of Pleasure 05:00
4. Chainsaw Charlie (Murders In The New Morgue) 07:48
5. The Gypsy Meets The Boy 04:16
6. Doctor Rockter 03:51
7. I Am One 05:25
8. The Idol 08:41
9. Hold On To My Heart 04:23
10. The Great Misconceptions Of Me 09:44
Rok wydania: 1992
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Blackie Lawless - śpiew, gitara, bas, instrumenty klawiszowe
Stet Howland - perkusja
Frankie Banali - perkusja
Bob Kulick - gitara (gościnnie)
Ocena: 9.3/10
13.08.2007
![[Obrazek: R-2242836-1501615167-4551.jpeg.jpg]](https://img.discogs.com/SJFoVwuL8-jdSYaKmc0C5fy9k7o=/fit-in/600x602/filters:strip_icc():format(jpeg):mode_rgb():quality(90)/discogs-images/R-2242836-1501615167-4551.jpeg.jpg)
Tracklista:
1. The Titanic Overture 03:32
2. The Invisible Boy 05:12
3. Arena Of Pleasure 05:00
4. Chainsaw Charlie (Murders In The New Morgue) 07:48
5. The Gypsy Meets The Boy 04:16
6. Doctor Rockter 03:51
7. I Am One 05:25
8. The Idol 08:41
9. Hold On To My Heart 04:23
10. The Great Misconceptions Of Me 09:44
Rok wydania: 1992
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: USA
Skład zespołu:
Blackie Lawless - śpiew, gitara, bas, instrumenty klawiszowe
Stet Howland - perkusja
Frankie Banali - perkusja
Bob Kulick - gitara (gościnnie)
Znakomity album "The Headless Children" z roku 1989 jakoś nie znalazł uznania na rynku amerykańskim, a to, że W.A.S.P. cieszył się uznaniem w Europie niespecjalnie interesowało wytwórnię Capitol, która przestała wspierać Lawlessa. Zespół zaczął się sypać, gitarzysta Chris Holmes ożenił się ze znaną wokalistką heavy metalową Litą Ford i niebawem z powodu różnic artystycznych zaprzestał on współpracy z Lawlessem. Blackie oficjalnie zawiesił działalność zespołu w 1990 roku i wydawało się, że to już koniec przygody W.A.S.P. na metalowych scenach.
Lider miał jednak pomysł na coś innego, o czym zresztą już myślał wcześniej i w spokoju rozpoczął prace nad heavy metalową operą, która ujrzała światło dzienne w roku 1992.
"The CrImson Idol" był od początku do końca jego pomysłem i niemal wyłącznie jego wykonaniem, a płytę w sierpniu ponownie wydał wierzący w jego szczęśliwą gwiazdę Capitol Records.
Sam zagrał tu na wszystkich instrumentach poza perkusją, której partie nagrali Banali I Howland. Pojawił się także gościnnie znany gitarzysta Bob Kulick i tak w studio Lawlessa w Hollywood powstała najbardziej znana i przez wielu uważana za najbardziej wartościową pozycja w dorobku tego muzyka. Płyta została wydana przez także przez wytwórnię Parlophone, przy czym ustalono, że firmowana będzie jako album W.A.S.P. i tak ta nazwa pojawiła się ponownie na rynku. Album promowany był na specjalnej trasie koncertowej, na której w ekipie Lawlessa pojawili się Howland, Johnny Rod (bas) z ostatniego składu oraz jako drugi gitarzysta Dan McCabe.
Lider miał jednak pomysł na coś innego, o czym zresztą już myślał wcześniej i w spokoju rozpoczął prace nad heavy metalową operą, która ujrzała światło dzienne w roku 1992.
"The CrImson Idol" był od początku do końca jego pomysłem i niemal wyłącznie jego wykonaniem, a płytę w sierpniu ponownie wydał wierzący w jego szczęśliwą gwiazdę Capitol Records.
Sam zagrał tu na wszystkich instrumentach poza perkusją, której partie nagrali Banali I Howland. Pojawił się także gościnnie znany gitarzysta Bob Kulick i tak w studio Lawlessa w Hollywood powstała najbardziej znana i przez wielu uważana za najbardziej wartościową pozycja w dorobku tego muzyka. Płyta została wydana przez także przez wytwórnię Parlophone, przy czym ustalono, że firmowana będzie jako album W.A.S.P. i tak ta nazwa pojawiła się ponownie na rynku. Album promowany był na specjalnej trasie koncertowej, na której w ekipie Lawlessa pojawili się Howland, Johnny Rod (bas) z ostatniego składu oraz jako drugi gitarzysta Dan McCabe.
Tak naprawdę Lawless na tym konceptualnym albumie pozostał wierny stylowi zespołu z lat poprzednich. To nadal waspowy, melodyjny, drapieżny heavy metal, jednak przy tym pełen dramatyzmu i można by powiedzieć monumentalizmu w prezentacji skądinąd banalnej historii o powstaniu i upadku rockowego idola. Konstrukcja i sposób przedstawienia tej historii w muzycznej formie jest jednak znakomita. Mamy do czynienia z autentycznymi emocjami, zamkniętymi w ramach rock/metalowej opery o spójnej i logicznej fabule, trzymającej w napięciu i przykuwającej uwagę od chwili, gdy poznajemy pragnącego sławy bohatera aż do tragicznego finału, kiedy kończy życie, wieszając się na strunie własnej gitary.
Akcja rozwija się stopniowo i pełne energii rozpoczęcie znajduje swoje apogeum w "Arena Of Pleasure", który to utwór jest zdecydowanie najlepszy z otwierającego tryptyku. Jednak kulminacyjnym punktem pierwszej części opery jest niesamowity "Chainsaw Charlie", eksplodujący po skromnej melorecytacji na tle gitary akustycznej. Moc, energia i melodyjna agresja, jakiej wcześniej w muzyce W.A.S.P. nie było... W powiązaniu z pewnymi echami wczesnego IRON MAIDEN, co słychać w interesujących gitarowych ozdobnikach.
No i piła motorowa na tle odgłosów widowni. Kapitalnie jest to zrobione. Pewne wyciszenie musiało nastąpić i następuje w "The Gypsy Meets The Boy", utworze skromnym, opartym o gitarę akustyczną, ale istotnym dla fabuły. Mocny, choć trochę chaotyczny, rockowy "Doctor Rocker" to logiczna konsekwencja rozwoju wydarzeń, których kolejną kulminacją jest triumf w "I Am One" z niezapomnianym refrenem z chórkami i potężnymi partiami bębnów. Ta kompozycja jest nierozerwalnie związana z "The Idol" i w kwestii samych losów głównego bohatera już jest preludium do tragicznego finału. O ile słuchowiskowe interludia mają tu duże znaczenie, to w "The Idol" ma zapewne znaczenie największe. Delikatnie zaśpiewany, łagodny "The Idol" to suma doświadczeń i refleksji bohatera, gorzkich i jasno wyrażonych, a przecież nie wprost... Fantastyczne, pełne rozpaczy pierwsze gitarowe solo jest porażające i chyba nic tak na tym albumie tak nie wstrząsa, jak to solo właśnie.
Finał musiał być tylko jeden i pewnie innej drogi nie było. Wewnętrzne dojrzewanie duchowe bohatera wyraża się w odejściu od agresji i szorstkości na rzecz melancholijnych przemyśleń o alienacji, nawet gdy Jonathana wzywa widownia w "Hold On To My Heart". Jaki to piękny rockowy utwór. Pastelowy i malowany akustyczną gitarą, tak naprawdę o samotności w tłumie i ciężarze sławy, który nie każdy potrafi udźwignąć. Piękny, wycyzelowany w szczegółach i pełen niuansów utwór z kluczem, który otwiera drzwi do ostatniego aktu w "The Great Misconceptions Of Me". Ta rozbudowana, wielowątkowa kompozycja skupia w sobie zarówno klasyczny styl grupy, jak i ten refleksyjny pierwiastek, jaki się tu po raz pierwszy pojawił w takim nasileniu.
No Crimson King, no Crimson Idol.
Lawless, wspierany przez pozostałych muzyków, zagrał tu wspaniale i zaśpiewał wspaniale.
Jest autentyczny w przekazie, prezentuje znakomite partie basu i gitary oraz skromne jak na tego typu album, ale bardzo gustowne zagrywki klawiszowe. Dużo wnosi Kulick i kilka solówek gitarowych, jakie zaprezentował jest najwyższej marki. Co jednak od razu zniewala to perkusja. Obaj perkusiści po prostu dali tu popis fenomenalny i takich bębnów się na co dzień nie słyszy.
To lawiny i potoki starannie dobranych zagrań, do tego wyeksponowanych specjalnie w procesie produkcji. Ta jest wyborna i wieloplanowość oraz selektywność instrumentów, jak choćby gitary akustycznej oraz miękkiego basu, może stanowić wzór brzmienia podobnych albumów i dziś. Podobnych? Nie ma podobnych albumów.
Ta płyta jest smutna, jest trudna i nie jest prostackim i wulgarnym W.A.S.P., jaki istniał wcześniej. Nie jest też kopalnią "takich" hitów, jakie Lawless proponował w latach 80-tych. Smutna, refleksyjna płyta o prostym przesłaniu, ale bez nachalnej dydaktyki.
Doceniona i szanowana w Europie nie stała się kasowym przebojem w USA, gdzie ukazała się dopiero w roku następnym. Amerykanie oczekiwali więcej rock'n'rolla... Lawless podziękował współpracującym z nim w studio i na trasach koncertowych muzykom i ponownie ogłosił, że W.A.S.P. przechodzi do historii.
Na szczęście nie na długo.
Akcja rozwija się stopniowo i pełne energii rozpoczęcie znajduje swoje apogeum w "Arena Of Pleasure", który to utwór jest zdecydowanie najlepszy z otwierającego tryptyku. Jednak kulminacyjnym punktem pierwszej części opery jest niesamowity "Chainsaw Charlie", eksplodujący po skromnej melorecytacji na tle gitary akustycznej. Moc, energia i melodyjna agresja, jakiej wcześniej w muzyce W.A.S.P. nie było... W powiązaniu z pewnymi echami wczesnego IRON MAIDEN, co słychać w interesujących gitarowych ozdobnikach.
No i piła motorowa na tle odgłosów widowni. Kapitalnie jest to zrobione. Pewne wyciszenie musiało nastąpić i następuje w "The Gypsy Meets The Boy", utworze skromnym, opartym o gitarę akustyczną, ale istotnym dla fabuły. Mocny, choć trochę chaotyczny, rockowy "Doctor Rocker" to logiczna konsekwencja rozwoju wydarzeń, których kolejną kulminacją jest triumf w "I Am One" z niezapomnianym refrenem z chórkami i potężnymi partiami bębnów. Ta kompozycja jest nierozerwalnie związana z "The Idol" i w kwestii samych losów głównego bohatera już jest preludium do tragicznego finału. O ile słuchowiskowe interludia mają tu duże znaczenie, to w "The Idol" ma zapewne znaczenie największe. Delikatnie zaśpiewany, łagodny "The Idol" to suma doświadczeń i refleksji bohatera, gorzkich i jasno wyrażonych, a przecież nie wprost... Fantastyczne, pełne rozpaczy pierwsze gitarowe solo jest porażające i chyba nic tak na tym albumie tak nie wstrząsa, jak to solo właśnie.
Finał musiał być tylko jeden i pewnie innej drogi nie było. Wewnętrzne dojrzewanie duchowe bohatera wyraża się w odejściu od agresji i szorstkości na rzecz melancholijnych przemyśleń o alienacji, nawet gdy Jonathana wzywa widownia w "Hold On To My Heart". Jaki to piękny rockowy utwór. Pastelowy i malowany akustyczną gitarą, tak naprawdę o samotności w tłumie i ciężarze sławy, który nie każdy potrafi udźwignąć. Piękny, wycyzelowany w szczegółach i pełen niuansów utwór z kluczem, który otwiera drzwi do ostatniego aktu w "The Great Misconceptions Of Me". Ta rozbudowana, wielowątkowa kompozycja skupia w sobie zarówno klasyczny styl grupy, jak i ten refleksyjny pierwiastek, jaki się tu po raz pierwszy pojawił w takim nasileniu.
No Crimson King, no Crimson Idol.
Lawless, wspierany przez pozostałych muzyków, zagrał tu wspaniale i zaśpiewał wspaniale.
Jest autentyczny w przekazie, prezentuje znakomite partie basu i gitary oraz skromne jak na tego typu album, ale bardzo gustowne zagrywki klawiszowe. Dużo wnosi Kulick i kilka solówek gitarowych, jakie zaprezentował jest najwyższej marki. Co jednak od razu zniewala to perkusja. Obaj perkusiści po prostu dali tu popis fenomenalny i takich bębnów się na co dzień nie słyszy.
To lawiny i potoki starannie dobranych zagrań, do tego wyeksponowanych specjalnie w procesie produkcji. Ta jest wyborna i wieloplanowość oraz selektywność instrumentów, jak choćby gitary akustycznej oraz miękkiego basu, może stanowić wzór brzmienia podobnych albumów i dziś. Podobnych? Nie ma podobnych albumów.
Ta płyta jest smutna, jest trudna i nie jest prostackim i wulgarnym W.A.S.P., jaki istniał wcześniej. Nie jest też kopalnią "takich" hitów, jakie Lawless proponował w latach 80-tych. Smutna, refleksyjna płyta o prostym przesłaniu, ale bez nachalnej dydaktyki.
Doceniona i szanowana w Europie nie stała się kasowym przebojem w USA, gdzie ukazała się dopiero w roku następnym. Amerykanie oczekiwali więcej rock'n'rolla... Lawless podziękował współpracującym z nim w studio i na trasach koncertowych muzykom i ponownie ogłosił, że W.A.S.P. przechodzi do historii.
Na szczęście nie na długo.
Ocena: 9.3/10
13.08.2007
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"