28.06.2018, 16:15:03
Wizard - Goochan (2007)
Tracklista:
1. Witch of the Enchanted Forest 06:17
2. Pale Rider 07:15
3. Call to the Dragon 04:45
4. Children of the Night 05:32
5. Black Worms 04:00
6. Lonely in Desert Land 05:52
7. Dragon's Death 06:21
8. The Sword of Vengeance 04:05
9. Two Faces of Balthasar 05:20
10. Return of the Thunder Warriors 04:58
Rok wydania: 2007
Gatunek: Melodic epic heavy power metal
Kraj: Niemcy
Skład zespołu:
Sven D'Anna - śpiew
Dano Boland - gitara
Volker Leson - bas
Soren Van Heek - perkusja
Ocena: 8/10
5.04.2009
![[Obrazek: R-7113979-1500918740-2948.jpeg.jpg]](https://img.discogs.com/JlkVPcIO5vH3nkrAme1sFSHhcNE=/fit-in/496x500/filters:strip_icc():format(jpeg):mode_rgb():quality(90)/discogs-images/R-7113979-1500918740-2948.jpeg.jpg)
Tracklista:
1. Witch of the Enchanted Forest 06:17
2. Pale Rider 07:15
3. Call to the Dragon 04:45
4. Children of the Night 05:32
5. Black Worms 04:00
6. Lonely in Desert Land 05:52
7. Dragon's Death 06:21
8. The Sword of Vengeance 04:05
9. Two Faces of Balthasar 05:20
10. Return of the Thunder Warriors 04:58
Rok wydania: 2007
Gatunek: Melodic epic heavy power metal
Kraj: Niemcy
Skład zespołu:
Sven D'Anna - śpiew
Dano Boland - gitara
Volker Leson - bas
Soren Van Heek - perkusja
Rok 2007 przynosi kolejny siódmy album WIZARD zaprezentowany w styczniu przez Massacre Records, tym razem bez udziału grającego tu od początku gitarzysty Maassa. Zastąpił go Dano Boland i choć WIZARD nadal gra swoje, słychać, że tę gitarę trzyma tu ktoś inny. Grupa pozostając w obrębie melodyjnego rycerskiego heavy power tym razem przedstawiła album-koncept, z prostą historią obrony Ziemi przed hordami najeźdźców z kosmosu przez postać tytułową dysponującą czarodziejską mocą. Jeśli chodzi o moc, to tej na albumie nie brak, głównie dlatego, że płyta ma brzmienie mocne, przypominające to z płyt heavy power nagrywanych w USA. Z tego powodu można uznać "Goochan" za najcięższy LP zespołu, jednak nie za najlepszy.
Koncept rządzi się swoimi prawami, stanowi określoną całość i historia opowiedziana w kolejnych utworach musi być spójna i logiczna. Historia taką jest, ale album zawiera miejsca muzycznie słabe nawet i tylko duża liczba znakomitych kompozycji pozwala pokryć te niedostatki i trochę zamaskować mielizny, na których WIZARD osiada, głównie w drugiej części albumu.
"Witch of the Enchanted Forest" w mówionym intro wprowadza słuchacza w historię, jaką zespół opowie i mamy odrobinę słuchowiska, a potem już... klasyczny szybki WIZARD z zespołowymi zaśpiewami w refrenach i dosyć wysokim ogólnie wokalem D'Anna.
Jest też solo, jakiego Maass by jednak nie zagrał. Trochę to wszystko za grzeczne wyszło.
Za to w "Pale Rider" otwartym przez ciężki warkoczący bas dużo mroku i jednak także Ameryki w muzyce. Tak WIZARD jeszcze nie grał i wychodzi to bardzo interesująco, a i gra nowego gitarzysty tu satysfakcjonuje. Trochę akustycznego grania w końcowej części z ładnym tłem i ładnym epickim wokalem. Z tego fragmentu można by było wydzielić piękną, zapewne najlepszą w dorobku grupy balladę metalową. "Call to the Dragon" to znów powerowy mocny cios z podniosłą melodią w stylu niemieckim, takim jaki reprezentuje GAMMA RAY czy IRON SAVIOR. Takie zabiegi z podkreśleniem swojego pochodzenia zespół robił już wcześniej, tyle że WIZARD ma wystarczająco dużo rozpoznawalnego stylu i niekoniecznie musi z takich chwytów korzystać. Ciężej i wolniej w "Children of the Night" i tu doprawdy dorównali swoim najlepszych numerom z lat ubiegłych, bo rycerski styl utworu dopełniono i mocnymi riffami i zdecydowanie udanymi ozdobnikami w śpiewie. "Black Worms" to taki standardowy melodyjny heavy power, przy czym raczej importowany z USA. Energii odmówić tu nie można. "Lonely in Desert Land" brzmi tak mocno nowocześnie jak na WIZARD, co podkreślają elektroniczne wstawki w tle i zdominowanie wszystkiego przez gitarę basową. Tu można powiedzieć coś o samej produkcji. Tym razem nie można nic zarzucić ustawieniu perkusji i tym razem trafili z bębnami i blachami w dziesiątkę. To słychać właśnie w tej kompozycji. "Dragon's Death" to miejsce gdy album siada niestety. Dobry to kawałek, galopujący w amerykańskim powerowym stylu lat 80tych, ale po intrygującym poprzedniku prezentuje się archaicznie. Można jednak tu pochwalić D'Anna za wokale i tym nadrabiają w zwrotkach, bo refren jest za lekki do tego riffowania i tyle. "The Sword of Vengeance" nieokreślony w melodii i tym, czym ma być. Są tu nawet próby ryków corepodobnych i wysokie zaśpiewy oraz nieco groove i ogólnie muzycznie groch z kapustą, mało strawny dla tradycyjnego słuchacza płyt WIZARD. Za to znakomicie i tradycyjnie jest w rozpędzonym, ale zarazem eleganckim "Two Faces of Balthasar" z kapitalnym refrenem porażającym przede wszystkim takim niewymuszonym wykonaniem. WIZARD tu nic nie kombinuje i mamy zdecydowany killer.
Na koniec jeszcze raz dają po uszach w "Return of the Thunder Warriors". Najbardziej tradycyjne dla WIZARD granie z pełnymi rozmachu chórkami i wplecioną słynna frazą:
With the might of the hammer,
the bow, axe and sword.
Dobro zwycięża i złe robaki zostają pokonane. WIZARD też wygrywa, bo jeśli "Magic Circle" to przegrana dla wielu potyczka to "Goochan" jest wygraną bitwą.
Są tu jak wspomniałem momenty słabsze, ale to bardzo dobra płyta, przede wszystkim pokazująca, że grupa ma wciąż patent na ciekawe melodie, co przy soczystym, prawdziwe heavy powerowym brzmieniu daje efekt bardzo dobry.
Boland nie zawiódł, nie starał się też grać jak Maass. Na następnym albumie "Thor" zagrają już obaj.
"Witch of the Enchanted Forest" w mówionym intro wprowadza słuchacza w historię, jaką zespół opowie i mamy odrobinę słuchowiska, a potem już... klasyczny szybki WIZARD z zespołowymi zaśpiewami w refrenach i dosyć wysokim ogólnie wokalem D'Anna.
Jest też solo, jakiego Maass by jednak nie zagrał. Trochę to wszystko za grzeczne wyszło.
Za to w "Pale Rider" otwartym przez ciężki warkoczący bas dużo mroku i jednak także Ameryki w muzyce. Tak WIZARD jeszcze nie grał i wychodzi to bardzo interesująco, a i gra nowego gitarzysty tu satysfakcjonuje. Trochę akustycznego grania w końcowej części z ładnym tłem i ładnym epickim wokalem. Z tego fragmentu można by było wydzielić piękną, zapewne najlepszą w dorobku grupy balladę metalową. "Call to the Dragon" to znów powerowy mocny cios z podniosłą melodią w stylu niemieckim, takim jaki reprezentuje GAMMA RAY czy IRON SAVIOR. Takie zabiegi z podkreśleniem swojego pochodzenia zespół robił już wcześniej, tyle że WIZARD ma wystarczająco dużo rozpoznawalnego stylu i niekoniecznie musi z takich chwytów korzystać. Ciężej i wolniej w "Children of the Night" i tu doprawdy dorównali swoim najlepszych numerom z lat ubiegłych, bo rycerski styl utworu dopełniono i mocnymi riffami i zdecydowanie udanymi ozdobnikami w śpiewie. "Black Worms" to taki standardowy melodyjny heavy power, przy czym raczej importowany z USA. Energii odmówić tu nie można. "Lonely in Desert Land" brzmi tak mocno nowocześnie jak na WIZARD, co podkreślają elektroniczne wstawki w tle i zdominowanie wszystkiego przez gitarę basową. Tu można powiedzieć coś o samej produkcji. Tym razem nie można nic zarzucić ustawieniu perkusji i tym razem trafili z bębnami i blachami w dziesiątkę. To słychać właśnie w tej kompozycji. "Dragon's Death" to miejsce gdy album siada niestety. Dobry to kawałek, galopujący w amerykańskim powerowym stylu lat 80tych, ale po intrygującym poprzedniku prezentuje się archaicznie. Można jednak tu pochwalić D'Anna za wokale i tym nadrabiają w zwrotkach, bo refren jest za lekki do tego riffowania i tyle. "The Sword of Vengeance" nieokreślony w melodii i tym, czym ma być. Są tu nawet próby ryków corepodobnych i wysokie zaśpiewy oraz nieco groove i ogólnie muzycznie groch z kapustą, mało strawny dla tradycyjnego słuchacza płyt WIZARD. Za to znakomicie i tradycyjnie jest w rozpędzonym, ale zarazem eleganckim "Two Faces of Balthasar" z kapitalnym refrenem porażającym przede wszystkim takim niewymuszonym wykonaniem. WIZARD tu nic nie kombinuje i mamy zdecydowany killer.
Na koniec jeszcze raz dają po uszach w "Return of the Thunder Warriors". Najbardziej tradycyjne dla WIZARD granie z pełnymi rozmachu chórkami i wplecioną słynna frazą:
With the might of the hammer,
the bow, axe and sword.
Dobro zwycięża i złe robaki zostają pokonane. WIZARD też wygrywa, bo jeśli "Magic Circle" to przegrana dla wielu potyczka to "Goochan" jest wygraną bitwą.
Są tu jak wspomniałem momenty słabsze, ale to bardzo dobra płyta, przede wszystkim pokazująca, że grupa ma wciąż patent na ciekawe melodie, co przy soczystym, prawdziwe heavy powerowym brzmieniu daje efekt bardzo dobry.
Boland nie zawiódł, nie starał się też grać jak Maass. Na następnym albumie "Thor" zagrają już obaj.
Ocena: 8/10
5.04.2009
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"