12.09.2018, 20:04:54
Black Sabbath - Vol.4 (1972)
![[Obrazek: R-3099654-1315727769.jpeg.jpg]](https://img.discogs.com/KCPZ6S6CNJxu12TC_19HgWRjoug=/fit-in/600x587/filters:strip_icc():format(jpeg):mode_rgb():quality(90)/discogs-images/R-3099654-1315727769.jpeg.jpg)
tracklista:
1.Wheels of Confusion 08:14
2.Tomorrow's Dream 03:12
3.Changes 04:46
3.Changes 04:46
4.FX 01:43
5.Supernaut 04:45
6.Snowblind 05:31
7.Cornucopia 03:54
8.Laguna Sunrise 02:53
9.St. Vitus Dance 02:29
10.Under the Sun 05:50
8.Laguna Sunrise 02:53
9.St. Vitus Dance 02:29
10.Under the Sun 05:50
rok wydania: 1972
gatunek: heavy metal
kraj: Wielka Brytania
skład zespołu:
Ozzy Osbourne - śpiew
Tony Iommi - gitara, pianino, mellotron
Geezer Butler -gitara basowa, mellotron
Bill Ward - perkusja
Czwarta płyta bywa zazwyczaj dla każdego zespołu kryzysowa. A może trzecia?
BLACK SABBATH przygotował swój czwarty album ponownie w Record Plant w Los Angeles jednak z nowym producentem Patrickiem Meehanem, będącym równocześnie managerem grupy. Zmieniła się także ekipa odpowiedzialna za mix i mastering i to słychać od razu, od pierwszego utworu. Niestety, nie jest to zmiana na lepsze. Ten mocny, głęboki, złowieszczy sound został zamieniony na taki, który można uznać za klasyczny i wiodący kilka lat później na świecie, a który obecnie także bywa spotykany, ale nikt nie mówi, że taka płyta ma interesujące brzmienie.
"Black Sabbath Vol.4" czy w skrócie "Vol.4" (dla wersji CD) miał początkowo nosić tytuł "Snowblind", jednak wytwórnia na taki się nie zgodziła, ponieważ słowo to oznaczało w slangu narkomanów kokainę.
Paradoksalnie Snowblind jest najlepszą kompozycją z tej płyty, najbardziej zbliżoną do stylu z albumów poprzednich w klimacie i formie przekazu. Paradoksalnie także prosty riffowo i powtarzalny w motywie głównym Under the Sun jest tu wyróżniający się, choć na poprzednich albumach wydawałby się z lekka prymitywny.
W roku 1972 BLACK SABBATH użył mellotronu, dodał na płycie dźwiękowy kolaż F/X i zrobił parę innych rzeczy, które zagorzali apologeci tej grupy określają jako odświeżający powiew progresywności w mroku heavy metalu, ale ja jednak skłonny byłbym określić jako wyraźny objaw kryzysu twórczego i braku pomysłów.
BLACK SABBATH na "Vol.4" chce być i psychodeliczny i strawny dla tych, którzy tego w muzyce nie lubią, chce grać heavy metal, ale równocześnie nie popadać w classic heavy metalowy schematyzm, który sami stworzyli. Chcą wielu rzeczy naraz, i to nie zawsze takich, które dają się pogodzić.
Toporny i słabo rozwinięty metalowy St. Vitus Dance słabo pasuje do mdłego niemetalowego Changes, a pokręcona Cornucopia stanowi przeciwieństwo ugładzonego w nieinteresującej melodii Tomorrow's Dream.
Jeśli psychodeliczność Wheels of Confusion jest odpowiednikiem utworów o podobnej treści i długości z LP poprzednich, to ta kompozycja przegrywa z nimi zdecydowanie, bo jej wewnętrzne zróżnicowanie i konstrukcja oparta na wyraźnie przeciwstawnych sobie fragmentach w ostateczności rozmywa sens i prowadzi donikąd w finale.
Supernaut zawiera w sobie chyba jeden z najznakomitszych riffów głównych, jakie zostały stworzone przez BLACK SABBATH i zagrane przez Iommiego, ale do arcydzieła brak, bo komplikowanie i kombinowanie po raz kolejny rozmywa obraz tego co najważniejsze.
Laguna Sunrise? No cóż, jeśli ktoś lubi łagodne i w sumie tandetne pocztówki dźwiękowe z ciepłych krajów...
Na "Vol.4" zabrakło pomysłów na solidny zestaw heavy metalowych kompozycji w duchu BLACK SABBATH.
Zabrakło też finezji w wykonaniu tego, co powinno być finezyjnie wykonane. Grupa czarująca toporną mocą próbuje grać coś, czego do końca sama nie czuje. Zresztą słychać niepewność wykonania i to nie jeden raz.
Wszystko na tej płycie, wydanej przez Vertigo 25 września 1972 jest nieco inne, nieco dziwne, i jeśli tolerancja słuchacza na zmiany jest ograniczona, to nie jest to dzieło dające pełną satysfakcję.
ocena: 6,6/10
new 12.09.2018
BLACK SABBATH przygotował swój czwarty album ponownie w Record Plant w Los Angeles jednak z nowym producentem Patrickiem Meehanem, będącym równocześnie managerem grupy. Zmieniła się także ekipa odpowiedzialna za mix i mastering i to słychać od razu, od pierwszego utworu. Niestety, nie jest to zmiana na lepsze. Ten mocny, głęboki, złowieszczy sound został zamieniony na taki, który można uznać za klasyczny i wiodący kilka lat później na świecie, a który obecnie także bywa spotykany, ale nikt nie mówi, że taka płyta ma interesujące brzmienie.
"Black Sabbath Vol.4" czy w skrócie "Vol.4" (dla wersji CD) miał początkowo nosić tytuł "Snowblind", jednak wytwórnia na taki się nie zgodziła, ponieważ słowo to oznaczało w slangu narkomanów kokainę.
Paradoksalnie Snowblind jest najlepszą kompozycją z tej płyty, najbardziej zbliżoną do stylu z albumów poprzednich w klimacie i formie przekazu. Paradoksalnie także prosty riffowo i powtarzalny w motywie głównym Under the Sun jest tu wyróżniający się, choć na poprzednich albumach wydawałby się z lekka prymitywny.
W roku 1972 BLACK SABBATH użył mellotronu, dodał na płycie dźwiękowy kolaż F/X i zrobił parę innych rzeczy, które zagorzali apologeci tej grupy określają jako odświeżający powiew progresywności w mroku heavy metalu, ale ja jednak skłonny byłbym określić jako wyraźny objaw kryzysu twórczego i braku pomysłów.
BLACK SABBATH na "Vol.4" chce być i psychodeliczny i strawny dla tych, którzy tego w muzyce nie lubią, chce grać heavy metal, ale równocześnie nie popadać w classic heavy metalowy schematyzm, który sami stworzyli. Chcą wielu rzeczy naraz, i to nie zawsze takich, które dają się pogodzić.
Toporny i słabo rozwinięty metalowy St. Vitus Dance słabo pasuje do mdłego niemetalowego Changes, a pokręcona Cornucopia stanowi przeciwieństwo ugładzonego w nieinteresującej melodii Tomorrow's Dream.
Jeśli psychodeliczność Wheels of Confusion jest odpowiednikiem utworów o podobnej treści i długości z LP poprzednich, to ta kompozycja przegrywa z nimi zdecydowanie, bo jej wewnętrzne zróżnicowanie i konstrukcja oparta na wyraźnie przeciwstawnych sobie fragmentach w ostateczności rozmywa sens i prowadzi donikąd w finale.
Supernaut zawiera w sobie chyba jeden z najznakomitszych riffów głównych, jakie zostały stworzone przez BLACK SABBATH i zagrane przez Iommiego, ale do arcydzieła brak, bo komplikowanie i kombinowanie po raz kolejny rozmywa obraz tego co najważniejsze.
Laguna Sunrise? No cóż, jeśli ktoś lubi łagodne i w sumie tandetne pocztówki dźwiękowe z ciepłych krajów...
Na "Vol.4" zabrakło pomysłów na solidny zestaw heavy metalowych kompozycji w duchu BLACK SABBATH.
Zabrakło też finezji w wykonaniu tego, co powinno być finezyjnie wykonane. Grupa czarująca toporną mocą próbuje grać coś, czego do końca sama nie czuje. Zresztą słychać niepewność wykonania i to nie jeden raz.
Wszystko na tej płycie, wydanej przez Vertigo 25 września 1972 jest nieco inne, nieco dziwne, i jeśli tolerancja słuchacza na zmiany jest ograniczona, to nie jest to dzieło dające pełną satysfakcję.
ocena: 6,6/10
new 12.09.2018
NIE JESTEM ATEISTĄ - WIERZĘ W HEAVY METAL
"Only The Strong Survive!"
"Only The Strong Survive!"